niedziela, 28 grudnia 2025
Bugonia
Lánthimos zaszył się w swojej strefie komfortu, znowu Emma, znowu Plemons. Może dlatego ten film wyszedł mu stosunkowo mniej psychiczny od innych? Dwóch świrów teoriospiskowców porywa kobietę, która jest wysłannikiem obcej kosmicznej rasy kontrolującej ludzkość. Oczywiście chcą w ten sposób uratować ludzkość, ale nic z tego. Na sam koniec zostaniemy uraczeni słodkimi, niemal pastelowymi pocztówkami z zagłady. Nie ma w niej nic okrutnego, po prostu wszystkim ludziom wyłączono procesy życiowe. Cokolwiek robili, osunęli się na glebę, a jeden chłopiec na pannę, którą akurat wtedy bolcował. Zapodałem tu mega spojler, ale film jest na tyle ciekawy, że nadal warto go obejrzeć. Urocze są przerywniki z odliczaniem dni do zagłady z widokiem płaskiej Ziemi. Potwierdziła mi się kolejny raz cecha filmów Lánthimosa: nie bardzo wczuwam się w postaci. Owszem, są ciekawe, często zabawnie szurnięte, ale żebym się martwił, że komuś coś się złego stało lub stanie - takiej oryginalnej myśli nie miałem w czasie seansu.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz