niedziela, 11 maja 2025
Godzilla Minus One (Gojira Mainasu Wan)
Podobno jest jednoznaczna wykładnia tytułu (polecam przyjrzeć się transkrypcji japońskiej), ale będę trzymał się swojej: wracamy do źródeł, a ten film mógłby w zasadzie być prequelem pierwszego filmu o Godzilli. Miałby więc numer minus jeden. Film obejrzałem z powodu ciepłej oceny krytyków i widowni. To dziwne, bo filmy o potworach rzadko kiedy nawet są zauważane. Obejrzałem i zgadzam się. Akcja toczy się w ostatnich dniach drugiej wojny i parę lat po niej. Główny bohater to Shikishima, niedoszły kamikadze, który stchórzył w sytuacji, kiedy jego poświęcenie nie miałoby już żadnego sensu. Wraca do rodzinnego Tokio, wielkiego gruzowiska po konwencjonalnych bombardowaniach i próbuje ułożyć sobie życie na nowo. Mógłbym tak jeszcze długo pisać o życiowych udrękach Shikishimy bez wspominania Godzilli, bo wiecie co? Mogłoby jej nie być, a nadal byłby to ciekawy film przy założeniu, że wycięty potwór zostałby zastąpiony innego rodzaju niebezpieczeństwem, co dałoby okazję Shikishimie do popisów odwagi. Jako pacholę uwielbiałem te wszystkie Godzille, Mechagodzille, Gigany itp. Później miałem przerwę, bo być może artyści z Toho wzięli sobie dłuższy dłuższy urlop. Parę lat później zdarzyło mi się widzieć kolejny monster movie, chyba był to Superpotwór - film, który należałoby raczej zaliczyć do monster porn, bo chodziło w nim głównie o to, że jakieś potwory ścierały się ze sobą, podczas gdy fabuły prawie nie było. I co? Tu proszę sobie wpisać parę wulgaryzmów, najlepiej odnoszących się do organów z prawdziwego porno. To nie działa. Zauważmy przy okazji, że sceny seksu pokazywane w zwykłych filmach fabularnych robią często mocniejsze wrażenie niż czyste porno, choć przecież pokazywane są tylko umownie. Wniosek: żeby filmowe potwory robiły wrażenie, musimy choć trochę wciągnąć się w perypetie bohaterów ludzkich. To zdecydowanie udało się w Godzilli Minus One. Sama Godzilla jest zanimowana świetnie, a jak rozwala Tokio, to wierzymy, że demoluje prawdziwe budynki, a nie makiety w studiu, nawet jeśli wiemy, że to wszystko jest CGI. Poza tym jednak jest to stworzenie dość bajkowe (czego tu nie uzasadnię), więc ta staranna animacja ma posmak jednorożca w atlasie anatomicznym dla weterynarzy. Na koniec wspomnijmy o kolorycie japońskim, który przejawia się w osobliwym (dla nas) zachowaniu Shikishimy, który chcąc zaznaczyć, jak bardzo zależy mu na pozytywnej decyzji urzędnika, wali czołem o pulpit biurka.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz