wtorek, 3 stycznia 2023
C'mon C'mon
Oświadczam, że nie mam zamiaru chodzić do kina na czarno-białe filmy. Zaczekam sobie spokojnie, aż pojawią się w streamingu, a jeśli nie - to na ogół niewielka strata, bo jest co oglądać. Mocno irytujący jest ten pseudo-artyzm, który próbuje się wykreować w czarno-białej manierze. Żaden film nie stanie się ciekawy z powodu usunięcia kolorów. W C'mon C'mon parę ujęć naprawdę straciło na tym posunięciu, na przykład kolorowa parada w Nowym Orleanie. Kawał filmu minął zanim główny bohater Johnny trafił tam razem z siostrzeńcem Jessem. Podjął się opieki nad chłopcem, bo jego matka Viv pojechała do ojca Jessego, który w innym mieście przeżywa psychiczny dołek. Zajmowanie się Jessem jest wyzwaniem, bo chłopiec jest chimeryczny, choć nieprzeciętnie inteligentny. Rozmowy Johnnego z Jessem wypełniają praktycznie cały film, a w ramach odskoczni słuchamy dzieci i nastolatków pytanych o to, jak sobie wyobrażają przyszłość, co jest reporterskim projektem Johnnego. Wyjaśnia się też sprawa konfliktu między Johnnym a Viv po śmierci matki. Mógłbym przyznać, że film jest miłą odmianą po romkomach i marvelach, ale musiałbym dodać, że jest przegięty w drugą stronę. Nie ma tu postaci, która ma jakieś cele lub marzenia, nie ma bohatera negatywnego, który wprowadziłby trochę zamętu. Jest tylko niespieszny dryf w stronę finałowego banału. Dużo lepiej bawiłem się na filmie W drogę!, w którym też było niezwykłe dziecko. I nadal wolę Joaquina ze Znaków.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz