Sto czterdzieści milionów ludzi znika pewnego dnia w tajemniczy sposób. Pozostali mają zagwozdkę, a najbardziej przekonujące wyjaśnienie to „wniebobranie”, czyli porwanie do nieba wszystkich oddanych Bogu tuż przed końcem świata. Tak, w SZA sporo ludzi wierzy w ten idiotyzm zwany rapture; „antychryst” Obama miał być znakiem, że już tuż tuż, ale Trump oddala perspektywę apokalipsy, jakkolwiek to kretyńsko brzmi. Tylko że ci porwani pobożni często jednak mieli wiele za uszami, zdradzali żony, handlowali narkotykami - to mieliby być zbawieni? Ludzie lekko świrują, a inni nawet bardziej i zakładają dziwną sektę ubranych na biało palaczy papierosów, którzy złożyli śluby milczenia i porozumiewają się jedynie piśmiennie. Najgłupsze w całym serialu jest to, że nie wiadomo, dlaczego ktokolwiek chciałby do nich przystąpić, bo nie zauważyłem u nich żadnej atrakcyjnej doktryny, jak choćby poczciwego zbawienia. Można by rzec, że twórcy się nieco zakałapućkali, bo jest sporo niewyjaśnionych momentów mistycznych, ale zakończyli rzecz z klasą. W ostatnim odcinku nieco się wyjaśnia i w to w sposób dość intrygujący, choć wiele pytań zostaje bez odpowiedzi. W sezonie drugim były policjant Kevin musi znosić towarzystwo zmarłej w poprzednim sezonie Patti, która ukazuje się jedynie jemu, ale wszystko wskazuje na to, że nie jest wytworem jego wyobraźni. Co mam zrobić, żebyś sobie poszła, pyta Kevin i dostaje odpowiedź.
Nieźle wyszło im łączenie muzyki z obrazem. Oto nagranie z odcinka 9 sezonu 2.
Nieźle wyszło im łączenie muzyki z obrazem. Oto nagranie z odcinka 9 sezonu 2.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz