Skoro w języku polskim nie uznajemy przedimków, to słusznie, że tłumacz wyciął z tytułu angielskiego tę obcą polszczyźnie narośl i już mamy piękny polski tytuł. Jeśli ktoś był spragniony informacji o postaci tytułowej, czyli Tommym Wiseau, to swego pragnienia nie zaspokoi tym filmem. Podobno nawet ustalili, że Tommy jest po pięćdziesiątce, ale nadal nie wiadomo, w jaki sposób natrzepał tyle tej kasy, że może ją topić w swoje filmopodobne produkcje. Skoro mowa jest o jego wschodnioeuropejskim akcencie, to można nawet podejrzewać, że jest z urodzenia Polakiem, choć z talentu raczej nie świata obywatelem. Dla talentu tej klasy nawet Ustrzyki Górne byłyby zbyt obszerne. Urocza jest ta historia produkcji najsłynniejszego obecnie filmu klasy B, przy tym zadziwiające jest przywiązanie Tommy'ego do Grega, które wyglądałoby dużo naturalniej, gdyby było seksualne. Wszystko jednak wskazuje na to, że raczej nie. Film opisuje, ale nie tłumaczy, przypadek znany z licznych wcieleń: talent mniej niż umiarkowany połączony z wybujałym ego. Rodzi to efekty najczęściej komiczne, Florence Foster Jenkins na pewno nie była pierwsza, Tommy Wiseau świetnie wszedł w jej buty, a kolejni chętni na nie już się ustawiają w kolejce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz