niedziela, 2 listopada 2014
Zaginiona dziewczyna czyli Gone Girl
Dawno coś nie widzieliśmy Bena Afflecka. Najwidoczniej skorzystał ze śpiewanej sugestii z filmu Team America: temu filmowi przydałby się zwrot akcji, jak Benowi Affleckowi kurs aktorski. Podszkolił się i teraz możemy go podziwiać w roli Nicka, który poznaje Amy, buja ją inteligentną gładką, po czym się pobierają. To takie sztampowe, że muszą ciągle sobie powtarzać, że nie będziemy parą, która - tu kładziemy jedną z nieznośnie banalnych czynności towarzyszących pożyciu - kłóci się o przełożenie lewego papucia na miejsce prawego, że taki podam przykład. Ale pożycie jednak się nie układa, co jest nam pokazywane w kolejnych odsłonach, które mają nas zaskakiwać. Zdrada, tajone pretensje, późne powroty do domu, itepe. Amy postanawia odejść, ale nie tak zwyczajnie, jak te Kareniny i Nory. Znika bez ostrzeżenia jak kamień w wodę, a pozostawia po sobie ślady mające wskazywać na to, że została zamordowana. Rodzice i mąż rozkręcają medialną akcję szukania Amy, to powoduje rozgłos i medialne dyskusje. Oko kamery bezlitośnie wychwytuje niestosowne uśmiechy Nicka, które słabo pasują do wizerunku strapionego małżonka. O tym byłaby głównie ta opowieść - fałszywy medialny przekaz wymusza fałszywe relacje między ludźmi. Kto wie, może jest w tym Gombrowiczowska głębia, która zachwyt wzbudza, a ja tego nie umiałem doświadczyć, bo sobie na początku seansu wylałem kawę na krocze.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz