Nie wiem po co ten tytuł

              

wtorek, 28 stycznia 2025

Zeznanie tygodniowe #4

W minionym tygodniu zdarzyło mi się obejrzeć tylko jeden film, p. niżej. Z wydarzeń na świecie postanowiłem omówić hurtowe ułaskawienie wszystkich rebeliantówz z 6 stycznia 2021, którzy wówczas wtargnęli do Kapitolu. Miejska legenda głosi, że Trump chciał rozważać wszystkie przypadki osobno (albo raczej ktoś w jego otoczeniu tego chciał), ale po piątym przypadku rzekł: fuck it, pardon them all. Jest też inna legenda o tym, że konserwatyści bronią policji, a szczególnie uwrażliwieni są na przypadki agresji wobec policjantów. Masowe ułaskawienie objęło parę ewidentnych przypadków ostrej agresji wobec funkcjonariuszy prawa, a pytani o to Republikanie nic nie wiedzą, muszą się przyjrzeć, a może to sfabrykowane... Trump zapytany o to samo rżnął Trumpa odpowiadając pytaniem na pytanie: ułaskawienie czy złagodzenie kary? Kmiocie, podpisałeś ułaskawienie, a teraz pytasz!? Potem Trump dodał, że jeszcze się przyjrzy tym przypadkom. Super, ale podobno nie ma prawnej możliwości cofnięcia ułaskawienia. Jedno z ułaskawień uważam za szczególnie trafione, bo objęło niejakiego Sergeanta Milesa, niszowego artystę z branży gejowego porno. (Po prawdzie nie wiem, czy objęło, bo nie wiem, czy Miles został ostatecznie skazany, choć wiem, że miał postawione zarzuty.) Cenię sobie twórczość tego performera, a jeszcze bardziej cenię harmonię tego umysłu, w którym pogodzone są tak sprzeczne, zdawałoby się, wartości, jak swobodna ekspresja artystyczna w branży porno i przywiązanie do konserwatysty Trumpa, cytującego (nieporadnie, ale jednak) passusy z Biblii na spotkaniach politycznych. Dla znających lengłydż polecam ten oto krótki filmik na omawiany temat.

PS. Miles został skazany, link.

Przejścia (Passages)
Film francuski, ale z językiem angielskim jako głównym. Niemiec Tommas i Brytyjczyk Martin są małżeństwem ze stażem tak długim, że już najwyższy czas na kryzys. Mieszkają w Paryżu, Tommas właśnie skończył pracę nad filmem, na imprezie z tej okazji potańczył z Agatą, a na tym nie poprzestali. O wynikających z tego komplikacjach życiowych nie mam zamiaru się rozpisywać, a na zasadzie wyjątku wspomnę o Ahmadzie, ponętnym Afro-Francuzie, który zaplątał się w tę tragedię łóżkową i też oberwał rykoszetem. Na outfilmie koledzy nie uznali filmu za dobry, ja bym go ocenił łaskawiej, choć po lekkim namyśle muszę przyznać, że oryginalnością ten wytwór nie grzeszy. Odwrócenie schematu, w którym to zwykle żonkoś znajduje sobie faceta na boku, to zdecydowanie za mało. A czy chociaż jest na co popatrzeć? Whishaw jaki jest - każdy widzi, że chucherko blade. A Franz Rogowski grający Tommasa z torsu nawet jest do ludzi podobny, choć facjatę i styl ubioru ma mocno specyficzne. Na pewno należy mu się punkt za odwagę, skoro nie zdecydował się ukryć swego pochodzenia pod pseudonimem artystycznym.

czwartek, 23 stycznia 2025

Zeznanie tygodniowe #3

Na wstępie poruszę sprawę TikToka, który uchwałą Kongresu SZA został zakazany w tym kraju. Zatroskani mężowie stanu chcieli w ten sposób uchronić swoich łatwowiernych obywateli przed wyłudzaniem ich danych osobowych przez Xi Jinpinga. To nic, że wcześniej pozwolili swoim internetowym gigantom na dowolne dysponowanie danymi użytkowników, więc w tej kwestii mamy wolną amerykankę (czy prawo europejskie chroni obywateli korzystających z amerykańskich apek, to inna kwestia, ale nie sądzę). TikTok wystosował do swoich amerykańskich użytkowników uspokajającą notkę, że wszystko będzie ok, bo nowy prezydent Trump zniesie zakaz, chwalmy Pana, na harfie grajmy Panu. Trump zapewne już to uczynił zyskując ciepłe uczucia rzesz młodych ludzi. Narracja jest taka, że znowu Republikanie muszą chronić ludzi przed fatalnymi posunięciami Demokratów. Chrzanić to, że Kongres jest obecnie kontrolowany przez Republikanów, którzy mogliby łatwo zapobiec uchwaleniu zakazu. Tylko dlaczego zbawca Trump był onegdaj pierwszym politykiem, który zaczął mówić o blokadzie TikToka? A mówił często i całkiem jednoznacznie - polecam ten oto filmik na ten temat. No chyba nie podejrzewamy, że hojna donacja szefa TikToka na rzecz Trumpa miała jakikolwiek wpływ na zmianę jego stanowiska... Bliżej prawdy o zakazie TikToka wydają się ci, którzy twierdzą, że dla władz SZA nieznośna jest popularność platformy, na której możliwa jest nieaprobowana przez nie wolność słowa. Na TikToku bowiem bez zahamowań można mówić o ludobójstwie w Gazie (przy czym mam pełną jasność, że zapewne nie można tam w swobodny sposób obrabiać dupy Xi Jinpingowi). Wolność słowa powinna mieć granice, nieprawdaż. Jak widać z ostatnich deklaracji, rodzimi szefowie platform sieciowych dzielą się na tych, którzy wleźli do tyłka Trumpowi w całości (jak Musk), i tych, którzy wleźli tylko częściowo (jak Zuckerberg i szef TikToka).

Napój miłosny w Operze Śląskiej
Napisałbym, że to spektakl zrobiony po bożemu, tylko że ta ekipa hotelowa złożona z wielu mężczyzn i niewiast śpiewa o jakichś żniwiarzach znojonych pracą na polu. Hotelowy boy Nemorino w liberii wyśpiewuje tęskne żale o nieodwzajemnionej miłości do Adiny, upozowanej na szefową hotelowych posługaczek. No, rzeczywiście, za wysokie progi... Donizetti by się zdziwił, gdyby zobaczył, że żołnierze w jego operze dokonują desantu spadochronowego. Sierżant Belcore ląduje wprost na hotelowym kontuarze i uwodzi Adinę. O reszcie fabuły można poczytać w sieci, ale raczej nie znajdziecie obrazków z tej inscenizacji z nadobnymi żołnierzami paradującymi w samych gatkach (plus jakieś fetyszystyczne uprzęże). Nie wiem dlaczego, ale tak właśnie było. Podobno opera powstała naprędce, była przeznaczona dla zespołu niezbyt wyrobionych śpiewaków, a okazała się ponadczasowym hitem. Jak porównuję z Mozartem, u którego - obok arii wyrafinowanych - zdarzają się przedszkolne melodyjki, to Napój wcale źle nie wypada. Głównym hitem opery jest aria Una furtiva lagrima, jedna z tych którą się zna, ale nie wiadomo skąd pochodzi. No to ja już wiem.

Jeśli mowa o Bytomiu, to dotychczas kojarzyłem to miasto z operą, producentem markowej odzieży męskiej, zakładem Bytom Pogrzeby oraz Hatszepsut z Bytomia. Do tej puli dołączam niniejszym Muzeum Górnośląskie. Zobaczyłem trzy stałe wystawy: przyrodniczą (z wypchanymi żubrami, które ponoć posłużyły do odnowienia tego gatunku w Polsce), etnograficzną (z dziwnym naciskiem na śląskich górali - są tacy, bo jest coś takiego jak Beskid Śląski) oraz najciekawszą, z malarstwem i rzeźbą.

czwartek, 16 stycznia 2025

Zeznanie tygodniowe #2

Zeznanie dotyczy zeszłego tygodnia, ale w środę w tamtym tygodniu zmarła bliska mi osoba. Pogrzeb odbył się dzisiaj i miał charakter świecki. Prowadzący ceremonię cytował Szymborską, która chyba nie miała ambicji być poetką funeralną, ale ona nie ma już nic do gadania. Padło wiele gładkich słów o osobie zmarłej i jej bliskich, do których można by dopisać sążniste przypisy. Z myśli wartych zapamiętania przytoczę tę: śmierć nie jest niezwykła, niezwykłe jest życie. Zestawiam sobie te słowa z kuriozalnym stwierdzeniem z tradycyjnego pogrzebu, kiedy ksiądz stwierdził, że teraz dopiero, po śmierci tej osoby, bliscy zmarłego mogą nawiązać z nim nową, prawdziwą więź. Przy tej okazji zacytujmy ewangelię: Ktoś inny spośród uczniów rzekł do Niego: «Panie, pozwól mi najpierw pójść i pogrzebać mojego ojca!». Lecz Jezus mu odpowiedział: «Pójdź za Mną, a zostaw umarłym grzebanie ich umarłych!» (Mt 8,21-22). Gdyby tak wypowiedział się Zenek z klatki obok, wszyscy by rzekli, że jest szajbnięty. Polecam mentalną ekwilibrystykę z Biblii Tysiąclecia w przypisie do tego passusu. Obok zamieszczam obrazek stanowiący próbkę humoru zmarłej bliskiej mi osoby. A teraz przejdziemy do omówienia paru filmów.

Mascarpone 2: Tęczowy tort (Maschile Plurale)
I to mi się podoba, a nie żadne tam proustowskie rozpamiętywanie przeszłości poprzez rozmoczone produkty cukiernicze. Cukiernik Antonio postanawia odtworzyć przeszłość aktywnie, na wzór grup rekonstrukcyjnych. Widzimy go wprawdzie z Dariem (dorodny egzemplarz), ale on widzi swoją przyszłość u boku Luki, z którym parę lat wcześniej spędził kilka szczęśliwych chwil. To działo się jeszcze w poprzednim filmie, ale w zasadzie nie trzeba go znać, żeby pojąć fabułę sequela. Jasne jest, że ów romans Antonia i Luki sprzed lat nie miał poważnego charakteru, nic sobie nie obiecywali, ani nie wyznali. Można nawet tę ich relację sprowadzić do układu biznesowego, w którym Luka pomaga Antoniowi w trudnej chwili życiowej, a Antonio odpłaca mu się niczym ta panna, którą kawaler zabierał nieraz na łódki, a ona jego leczyła smutki. Wróćmy do sequela, bo wśród bohaterów jest przyjaciółka Antonia, która parę razy wspomni, że te sequele są prawie zawsze gorsze od filmu wyjściowego. Nie podejmę się rozstrzygnięcia, czy tak jest z tym sequelem, a jedynie zauważę, że standardy typowej włoskiej komedii zostały utrzymane, czyli więcej refleksji i zadumy niż rechotu lub ubawu.

Gorące dni (Kurak Günler)
Już dawno pozbyliśmy się przyziemnych oczekiwań, że w filmach na gejowym streamingu zobaczymy jakiś wątek homo. Gorące dni to film turecki, więc nasze nadzieje są tym bardziej złudne, choć trzeba przyznać, że akcenty homo są, ale bardziej w sferze plotek, domysłów i homofobii demonstrowanej przez zdrowy, heteroseksualny tłum tureckich facetów. Jeśli między młodym prokuratorem Emre a dziennikarzem Muratem doszło do romansu, to poza wścibskim okiem kamery. Skoro film to nie romans gtm, to co? Wychodzi na to, że jest to dramat społeczno-polityczny w rodzaju Wroga ludu Ibsena, choć tu może bardziej należałoby przypomnieć Śnieg Pamuka. Szlachetny Emre stawia się władzom miasta Yaniklar, tureckiego Obrzydłówka, których nieodpowiedzialne działania zagrażają mieszkańcom. A jak to zwykle bywa, mieszkańcy lubią te swoje władze i dają się prymitywnie manipulować. Pomiędzy Emre i wspierającym go Muratem a resztą zionie moralna przepaść, co dobitnie ujrzymy w zakończeniu. Dramat ponury jest, ale wart uwagi.

Twierdzenie Marguerite (Le théorème de Marguerite)
Według stereotypu trzeba być przynajmniej lekko trzepniętym, aby być matematykiem. Trzepnięcie polega głównie na emocjonalnym chłodzie i dokuczliwej pedanterii. A jeśli się jest matematykiem płci pięknej, to trzeba dodatkowo to potencjalne piękno chować pod workowatymi bluzami i ostentacyjnie lekceważyć typowe zabiegi podkreślające kobiecą urodę (makijaż lub fryzura). Jak wyraził się niegdyś o Emmie Noether, matematyczce wybitnej, jej kolega z uczelni: Muzy nie stały przy jej kołysce. Mistrzostwo świata w eufemizmach. Podobne słowa pasowałyby do Ewy Ligockiej, która nawet na uroczyste kolacje potrafiła przyjść w dresie, będąc pulchną panią po pięćdziesiątce (ale poza tym dziwactwem była przemiłą osobą). Jeśli chodzi o hołdowanie stereotypom, ten aspekt filmu wypada znakomicie. Problem z tym stereotypem jest taki, że nie jest on po prostu fałszywy, jak fałszywe bywają stereotypy (czyli nie dotyczą wszystkich osobników z populacji). Jest fałszywy dużo bardziej, bo opisuje tyci procent ludzi zajmujących się matematyką. Tytułowa Marguerite jest francuską doktorantką, która mierzy się z hipotezą Goldbacha, jednym z prostych pytań pozostających ciągle bez odpowiedzi (czy każda parzysta liczba naturalna większa od 3 jest sumą dwóch liczb pierwszych?). W czasie prezentacji wyników kolega doktorant zadał pytanie, po którym stało się jasne, że owoc trzyletniej pracy trzeba wyrzucić do kosza. Dużą część winy ponosi promotor Marguerite, dość niedbale sprawujący naukową pieczę nad swoją doktorantką. Dziewczyna rzuca studia i zatrudnia się w centrum handlowym. Nie można jednak tak po prostu rzucić matematyki, jeśli była twoją życiową pasją. Choć pozornie Marguerite zajmuje się innymi sprawami (jak instrumentalne traktowanie młodych mężczyzn), matematyczne idee wciąż się kotłują w tle jej umysłu. Za tę obserwację twórców filmu należy docenić, bo gdy myślę o przychodzących znikąd matematycznych inspiracjach, to mam ochotę na metafizyczne wyjaśnienia, a zdarza mi się to rzadko. Matematyka pośredniczy między duchem a materią, jak twierdził Steinhaus. Największa potrzebą duchową człowieka jest miłość fizyczna - również Steinhaus. Jak to zwykle bywa, są to raczej półprawdy. Pierwsze z tych stwierdzeń nie pasuje do hipotezy Goldbacha, bo jaki materialny ekwiwalent stoi za rozkładem na sumę liczb pierwszych? Jeśli chodzi o drugie, jego analizę pozostawimy czytelnikom jako proste ćwiczenie.

Rozdzieleni (Distant)
Czy chodzi o ten serial? - spytałem Kwiatka. Nie - usłyszałem w odpowiedzi. - To inny serial, jednoodcinkowy. Film opisywany jest jako komedia fantastycznonaukowa. Uśmialiśmy się, kiedy Dwayne oznajmia, że „Dwayne nie umiera” - dokładnie wtedy, gdy dopada go krwiożercze monstrum na planecie awaryjnego lądowania. Inny rodzaj komizmu to pełen sarkazmu słowotok Naomi, której w czasie lądowania przygniotło nogę, ale komu by to popsuło nastrój? Naomi mocno dopinguje Andemu, który mógłby ją uratować, o ile sam przeżyje marsz przez pustkowia, w których czają się liczne bestie. A najzabawniejszy jest Leonard, sztuczna inteligencja wmontowana w skafander Andego. Jako pionier, Andy może ochrzcić nową planetę, która po krótkiej wymianie zdań została nazwana Fuck-you-Leonard. W innym momencie Leonard chciał zaaplikować Andemu czopek antywymiotny, ale nie wyjawię, czy mu się udało. Nam udało się wytrwać do końca, choć tuż przed mamy serię nużących zmagań z bardzo niemiłymi formami życia. Trochę pomógł Antek Ramos w roli Andego, bo on akurat wygląda na miłą formę życia, którą chciałoby się objąć i przytulić.

Nie obiecujcie sobie zbyt wiele po końcu świata (Nu aștepta prea mult de la sfârșitul lumii)
Ależ my od dawna nic sobie nie obiecujemy po końcu świata, bo już w pacholęctwie przeczytaliśmy Piosenkę o końcu świata napisaną przez Miłosza. Film, można rzec, mocno tę wizję Miłosza wspiera. Główna bohaterka to Angela, która poszukuje postaci do filmu o potrzebie przestrzegania zasad BHP. Oczywiście chodzi o ludzi z trwałym inwalidztwem po wypadku. W końcu wybrano jednego kandydata, którego oglądamy w kuriozalnej, chyba półgodzinnej scenie zamykającej film. Towarzyszy mu matka i dwie młode niewiasty stojące w miejscu feralnego zdarzenia, gdzie filmowana jest scena do filmu o BHP. Wcześniej spędziliśmy dzień z Angelą, która prawie połowę czasu przedziera się samochodem przez bukaresztańskie korki, od czasu do czasu nagrywa filmik na Instagram wcielając się w postać naśladowcy Andrew Tate'a, ale jeszcze bardziej seksistowskiego i wulgarnego (i dzięki temu wiem, że „pizda” brzmi po rumuńsku niemal identycznie jak u nas). Poza tym Angela opowiada dowcipy (ósma żona kucharza - usmażona) i rzuca ciekawostkami (np. o kradzieży kul wystrzelonych w stronę skazańców). Wszystko to w tonacji czarno-białej, a za to w pastelowych kolorach oglądamy inną Angelę, kierowczynię taksówki w czasach komunizmu. Czyżby twórcy chcieli nam zasugerować, że kiedyś to było ekstra? No to mam problem, bo nie mogę ani temu stanowczo zaprzeczyć, ani też z tym się w pełni zgodzić.

poniedziałek, 6 stycznia 2025

Zeznanie tygodniowe #1

Zaczniemy od Luigiego, słynnego mordercy prezesa United Healthcare, jednej z amerykańskich ubezpieczalni na usługi medyczne. Powtórzę za Kulinskim: te firmy, nastawione głównie na zyski, pasożytują zarabiając na pośrednictwie między pacjentem a lekarzem. Ubezpieczenia są drogie, warunki są spisane drobnym druczkiem na wielu stronach, a umowy są skonstruowane tak, by można było odmówić sfinansowania usług medycznych pod byle pretekstem. Twój lekarz twierdzi, że potrzebne jest USG? My uważamy inaczej i już, bez żadnego trybu odwoławczego. Rzekoma komunistyczna ustawa Obamy (ACA) wprowadziła możliwość zawierania tańszych ubezpieczeń (zapewne dotowanych przez państwo), ale systemu nie zlikwidowała. Ciekawostka jest taka, że w ramach ACA można deklarować schorzenia już nabyte (jak cukrzyca), czego w zwykłych ubezpieczalniach zrobić nie można (albo można za stosowną opłatą). Rzecz jest oczywista: przecież nie ubezpieczymy samochodu po wypadku oczekując, że firma nam zapłaci za naprawę. Biznes to biznes. Biden zasłynął niegdyś wypowiedzią, że nie zreformuje systemu, bo Amerykanie lubią swoje ubezpieczenia. Piękna gówno-prawda, bo jeśli nie masz innej opcji, to korzystasz z gównianej. Z kolei Trump próbował kiedyś zrobić reformę ACA (według niego okropny pomysł), ale zrezygnował, kiedy rozeszło się, że według jego zamiarów ubezpieczenie nie uwzględniało schorzeń nabytych. Żeby chociaż mogli się Amerykanie pochwalić statystykami... Nic z tego, wydają na opiekę medyczną chyba najwięcej w świecie, ale według twardych danych (typu długość życia) zajmują pozycję w pobliżu dwudziestki. Wysłuchałem wielu opinii, ale nie znalazłem odpowiedzi na jedno pytanie: kto ustala ceny usług medycznych w SZA? Jeśli za przyklejenie plasterka w szpitalu trzeba zapłacić 100 dolarów, to jak to skalkulowano? Być może ceny są narzucone szpitalom przez ubezpieczycieli, ale jakoś nigdy nie słyszałem, żeby środowiska lekarskie protestowały przeciw temu. Jasne, że nie protestują, bo same na tym chorym systemie nieźle zarabiają. To nieco burzy obraz tego dobrego lekarza, od którego dzieli nas zły ubezpieczyciel (a taka jest narracja Kulinskiego). Na koniec refleksja polska. Pamiętamy system ubezpieczalni stworzony przez rząd AWS w latach dziewięćdziesiątych, owe słynne kasy chorych zlikwidowane przez następny rząd SLD. Mam niejasne przeczucie, że była to próba implementacji systemu amerykańskiego, więc może dobrze, że utworzono ten nieszczęsny NFZ. Koniec z tym tematem, teraz czas na filmy.

Historyjka o wykładowcy koledżu, który dorabia sobie w policji jako członek ekipy wsparcia dla agentów, udających płatnych morderców. Tak oto wsadzają za kratki niegodziwców i niegodziwczynie, którzy mieliby ochotę kogoś zlikwidować korzystając z takich usług. Nieoczekiwanie takim agentem zostaje nasz Gary, a wypada w tej robocie nadspodziewanie dobrze. Z początku idzie gładko, ale potem dochodzi do komplikacji uczuciowych z panną, która chciała wykończyć swojego eksa. Film jest ok, Gary to okaz miły dla oka, dialogi i sytuacje wyglądają, jakby ktoś się postarał. Refleksja na boku dotyczy policyjnych prowokacji, które w Stanach bywają posunięte do absurdu: pewien prorodzinny senator Larry został przyłapany, kiedy w męskim kiblu próbował poderwać faceta, a może tylko odpowiedział na zaczepkę policjanta w cywilu (znam to z relacji Kathy Griffin, np. tutaj). Dlaczego, DKN, to niby jest przestępstwem, które należy ścigać? W Polsce też mieliśmy podobny epizod rozdmuchany medialnie ponad granice sensu. Chodziło o niepoczytalnego pracownika uczelni, który planował zamach na sejm, a otoczony był grupą tajniaków, którzy wspierali go w jego zamiarach po to, aby w pewnym momencie móc obwieścić światu, jak bohatersko zapobiegli aktowi terroryzmu. Jako podatnik odczuwam małą satysfakcję z tego sukcesu. 

Do usług szanownej pani (Complètement cramé!)
Na początku niewiele wiemy o starszym panu Blake'u z Londynu, który cały czas mówi po francusku - a zdecydowanie nie powinien, jak orzekł Kwiatek. Po śmierci żony, w ramach porywu nostalgii, jedzie do château we Francji - miejsca, w którym przed laty rozkwitła jego miłość do przyszłej żony. Wskutek nieporozumienia, zamiast dostać pokój w zamku, dostaje posadę lokaja. W dalszym ciągu będą perypetie związane z nieliczną ekipą utrzymującą zamek, w szczególności z trudną sytuacja finansową madame właścicielki. Nasz Blake okaże się krynicą dobrych rad i chęci ubranych w zręczne bon moty. Trochę nas to znużyło, więc by ukoić ducha wyobrażamy sobie to, czego w filmie nie pokazali: Blake dostaje pięć lat w ciupie za rozboje, których się dopuścił. Przy okazji tego filmu pierwszy raz nawiedziła mnie ta oto wątpliwość: czy Malkovich jest tak dobrym aktorem, jak o tym się mówi w Radomiu?

Monster (Kaibutsu)
Nie, no czasem jednak pewne dzieła budzą we mnie prymitywa, który od filmu oczekuje ciekawej historii, a jeśli tego nie ma, to dowcipnych dialogów. Jeśli i tego zabraknie, to niech chociaż będzie umięśniony przystojniak w obsadzie (jak w Hot Frosty). Niczego takiego w tym filmie nie ujrzałem. Owszem, doceniam tę postmodernistyczną zabawę z pojęciem prawdy, ale gdzieś to już widziałem w lepszym ujęciu. Okaże się, że dręczone dziecko tak naprawdę było samo dręczycielem, ale tylko wtedy, gdy przymkniemy oko na inne okoliczności. Na sam koniec będzie wieloznaczne zakończenie, ale proponuję przymknąć oko na nie i na cały film.

Clooney z Pittem! Łał? Zobaczymy ich w roli ogarniaczy trudnych sytuacji, w których zdarzył się trup. Typowa sytuacja życiowa: co zrobić ze zwłokami i jak to zrobić, żeby dobrze zatrzeć ślady. W naszym przypadku trup jest dość przypadkowy (i nieco przypomina męża ciepłej wdówki - uwaga dla koneserów). Ogarniaczem jest Clooney, ale inna instancja uruchomiła ogarniacza Pitta, i tak oto dwa samotne wilki zostały skazane na współpracę. Z reakcji otoczenia wnoszę, że film był zabawniejszy, niż mi się zdawało. Można to obejrzeć bez bólu, może nawet przyjemność będzie warta lekkiej żenady, którą odczujemy na skutek użycia procesów myślowych do analizy motywacji bohaterów i fabularnych rozwiązań. Postawmy sprawę jasno: po pierwsze, Clooney z Pittem raczej nie zaznają wielkiej sławy z powodu występu w tym produkcie. Po drugie, bohaterowie filmu wypadli marnie w zestawieniu z panem ogarniaczem z Pulp Fiction.

Blond dziewczę wsiada na nowojorskim lotnisku do taksówki i jedzie do centrum. W tej roli słynna niesławna Dakota znana z piździesięciu twarzy Greya. Długo nie mogłem rozpoznać rezolutnego starszego kierowcy, którym okazał się dziwnie przystojny Sean Penn z zarostem. Dramat jest bardzo kameralny, bo więcej postaci już nie będzie, a do obsady w necie chyba dopisali facia, który użyczył filmowcom zdjęcia swojego wzwiedzionego dyndola. Taką sweet focię dostała Dakota od absztyfikanta na komórkę. (Nawiasem mówiąc, skoro „esemesować” to po angielsku „tekstować”, to czy można poprosić „zatekstuj mi swojego dyndola”?) Główną atrakcją filmu jest nieprzewidywalność fabuły, z tego powodu polecam, ale ostrzegam: nie liczcie na seks i przemoc.

Życie oczami Cunk (Cunk on Life)
Filomena Cunk opowiada o tym, co najważniejsze w życiu. Zasiada w studiu z ekspertami z różnych dziedzin i stawia przed nimi największe intelektualne wyzwania konfrontując ich wiedzę z poglądami jej byłego chłopaka Alana oraz ciotki Chloe, która obnażyła bezlitośnie całą tę bezwartościową mechanikę kwantową, wyzbytą najnędzniejszej choćby możliwości zlokalizowania czakramów ludzkiego ciała, co za żenada. Jak dobrze, że i w tym epizodzie (którego nie rozciągnięto na serial) nawiązano do „Pump Up the Jam”, szczytowego dokonania ludzkiego geniuszu. Największym osiągnięciem tej odsłony działalności pani Cunk będzie dla mnie opis okoliczności odkrycia dokonanego przez astronoma Hubble'a. Oj, działo się, działo, ale tego z dziećmi nie oglądamy.
The Infamous Middle Finger The Infamous Middle Finger