Moja opowieść nie jest alegorią ani aluzją do aktualnych zdarzeń i sytuacji. (...) wojna rozpoczęta w 1939 roku oraz jej konsekwencje nie wywarły żadnego wpływu na jej [tj. książki] treść, a jeśli ją zmodyfikowały, to jedynie w znikomym stopniu. (...) z całego serca nie cierpię alegorii we wszelkich formach i zawsze jej unikałem, odkąd osiągnąłem z wiekiem przezorność, która mi umożliwia wykrywanie jej obecności.
poniedziałek, 30 października 2023
Tolkien (fabularny film biograficzny)
Ta pozycja filmowa mnie nieco zirytowała, ale wkurzenie moje nie jest bezzasadne. Mam taki pogląd, że biopiki (od biopic, angielskiego określenia filmów biograficznych) powinny być ciekawe w oderwaniu od postaci, którym są poświęcone. Czy Tolkien dowozi w tym względzie? Śmiem twierdzić, że nie. Młody pasjonat języków starogermańskich musi oderwać się od swojego ulubionego zajęcia, by wziąć udział w wojnie. Przedtem mamy jakieś tło i przyjaciół, którzy w większości tragicznie zginą. Na nasze szczęście Tolkien ocalał, dzięki czemu mamy Hobbita, Władcę pierścieni i inne książki, które - wbrew krytykom zgrzytającym zębami - są czytane często i chętnie (w odróżnieniu od rzeczy cenionych przez krytyków). Według filmu Tolkien wrócił z wojny okaleczony psychicznie, co podobno znalazło wyraz w jego twórczości (a pośród frontowych dymów przed oczyma Tolkiena ukazują się powidoki Balrogów). Książki Tolkiena czytałem bez znajomości jego biografii, a zapoznanie się z nią (historią w sumie banalną, bo podobne losy były udziałem setek tysięcy) nic nie zmieni w moim stosunku do twórczości pisarza. Maniacy mogą wmawiać, że te wszystkie wojny i bitwy u Tolkiena są echem jego przeżyć, ale doprawdy nie trzeba mieć takich doświadczeń za sobą, wystarczy tylko przekartkować parę podręczników do historii. Na koniec zachowałem gwóźdź programu, czyli słowa samego Tolkiena ze wstępu do Władcy pierścieni.
niedziela, 29 października 2023
Asteroid City
Zacznijmy od największej zalety/wady (niepotrzebne skreślić) tego filmu. Wszystko w nim, od fabuły po postacie jest maksymalnie sztuczne i papierowe. Tatuś trojga dzieci mówi im, że ich mama zmarła dwa tygodnie wcześniej - oglądamy to z emocjami bardziej stonowanymi niż te, które towarzyszyły mi dzisiaj przy obieraniu grejpfruta. Są lata pięćdziesiąte, w Asteroid City trwa zlot uzdolnionej naukowo młodzieży, w czasie którego dochodzi do zdarzenia wstrząsającego - jak odebraliby to zwykli ludzie, a bohaterowie jak gdyby nigdy nic, nadal flirtują, nadal wcinają breakfasty i lunche, a uzdolniona młodzież gra w swoją dziwną grę, od której atrakcyjniejsze wydaje mi się czyszczenie kibli. Wspomniany wcześniej tatuś nawiązuje romans z gwiazdą kina, czemu sprzyjają warunki lokalowe jakby wyjęte wprost z pięknego snu patodewelopera. Mamy też drugi plan, czyli szarą rzeczywistość pokazaną w ujęciach czarno-białych, w których widzimy realizatorów inscenizacji wcześniej wspomnianej fabuły. Zdaje się, że jeden z odtwórców głównych postaci dostał rolę, bo przespał się producentem (a może reżyserem). Nawet jeśli, to jako aktor wypadł świetnie. Obejrzałem więc kino pięknie wystylizowane, koncepcyjnie dopieszczone, ale kompletnie nie angażujące widza emocjonalnie. Czy to źle? Niekoniecznie, w końcu o takich Dziennikach gwiazdowych Lema można by rzec coś podobnego (czy ktoś w ogóle mógłby zasmucić się lub ucieszyć jakimś zwrotem akcji w przygodach Tichego?). Dzienniki jednak tym różnią się od filmu, że nie udają głębi, są bezpretensjonalne. O Asteroid City tego bym nie powiedział. Nie wiem, czy ogarniam do końca przeslanie, ale dzień czy dwa po obejrzeniu coś mi ciągle brzęczało w tyle głowy. Kolejne postacie powtarzają to samo objawienie: nie możesz przestać śnić, skoro nie zacząłeś. I wtedy właśnie...
La più bella canzone italiana...
...czyli najpiękniejsza włoska piosenka to Via con me Paolo Conte. Oto najlepszy znany mi cover w wykonaniu Claudia Capéo.
sobota, 28 października 2023
Skutki częściowego zaćmienia
Pamiętasz, była jesień- Łonowe? - Tak sobie domniemują w kręgach oddalonych od elementarnej przyzwoitości. Istotnie, jak dodanie do miłości słówka „analna” odsłania nowe perspektywy, tak zwyczajne włosy, jeśli dodać, że „łonowe”, tracą swój prostolinijny wdzięk. Przypomnijmy sobie chociażby tę duszę pana Cogito, która czesała włosy przed lustrem... Skąd takie skojarzenia, nie wiem. Raczej nie z powodu świeżo przeczytanego, pierwszego tomu tetralogii, w którym pewna femme fatale uświadomiła sobie nędzę swojego żywota i zbiegła do kibucu, gdzie schłopiała. (Nie, nie zmieniła płci kulturowej, lecz stan społeczny.) Jest szansa, że w tomie drugim bohaterem będzie homme fatale. Chwilowo homme fatale kojarzy mi się z poniższym.
Mały hotel "Pod Różami", pokój numer osiem
Staruszek portier z uśmiechem dawał klucz
Na schodach niecierpliwie
Całowałeś po kryjomu moje włosy...
poniedziałek, 23 października 2023
Randka, bez odbioru czyli Ghosted
Ghosted znaczy coś w stylu „olany”, ale to nic. Olany został niejaki Cole, romantyk, któremu nie przeszkadza seks na pierwszej randce. Wybranką jego członka jest Sadie, dopiero co poznana. Rację ma siostra Cole'a, że znowu spartoli będąc mega nachalnym gostkiem, który nęka Sadie dziesiątkami esemesów (wliczając w to emoty). Ponieważ Sadie nie daje znaku życia, Cole udaje się za nią do Londynu, chcąc sprawić jej niespodziankę (wcale nie wydałby się jeszcze bardziej denerwującym namolem, nie?). Skąd wiedział, gdzie ją namierzyć? Tego durnego detalu fabuły nie zdradzę, za to powiem, że od tej pory akcja rusza z kopyta. Cole wpada w środek szpiegowskich intryg z seriami walk, pościgów i jadowitymi owadami. Stawką jest ocalenie ludzkości. (Znowu? 🥱) Jest „funny cha cha”, bo Cole nie jest agentem, ale Sadie owszem i dzięki niej uratuje tyłek, choć nie jest to wysoka pozycja na liście jej priorytetów, co będzie tematem przekomarzań. Koń się nie uśmiał, tylko patrzył z lekkim zakłopotaniem, bo film jest całkiem nieoryginalny, choć gdyby nie to, że jest pińcet piździesiątą wariacją na temat, to rzeklibyśmy: dobre to! Jest też inny powód, że tak nie powiemy. Film z Evansem, na którym nie zobaczymy jego klaty, jest po prostu marnowaniem materiału ludzkiego. Takiej nierozumnej strategizacji priorytetów wybaczyć nie sposób.
piątek, 20 października 2023
Szczęście dla początkujących czyli Happiness for Beginners
Podobno indywidualny poziom poczucia szczęścia zależy dużo bardziej od pracy gruczołów niż od naszej woli, co dziwne nie jest, ale też słabo zależy od warunków życiowych. Pamiętamy panią Jadwigę na zasiłku, która opowiadała w telewizji o swoim udanym życiu pośród przyjaciół, którzy wspomogą ją w biedzie. Potem było cięcie na prokurator Natalię, która siedząc za kółkiem mazdy uświadomiła nam, że ludzie pracujący w wymiarze sprawiedliwości nie są w stanie godnie żyć za swoje wynagrodzenie. „Sytuacja jest krytyczna” - rzekła. Mocno wątpię, że Natalia zmieni zdanie pod wpływem Szczęścia dla początkujących. Głównym łososiem mojego zwątpienia jest to, że choć film stara się być momentami bardzo poważny, to wygląda raczej na kpinę, bo tak odbieram modne lajfstajlowe kołczingi. Że niby pojadę na pieszą wycieczkę w te Appalachy z przypadkowymi ludźmi i to zmieni moje życie? A ludzie okażą się nieprzypadkowi, bo jeden z nich, facet dojrzały, jest skrycie zakochany w głównej bohaterce. Ona zrazu będzie popychadłem, ale w momencie próby zachowa zimną twarz, czy jak to się mówi. Po drodze będziemy sobie wyznawać nasze niemiłe przypadłości i wspominać niechlubną przeszłość i to nas zbliży. Scenariusz powstał z kartek wydartych z pamiętnika jakiejś panny idealistki o umyśle czystym, niezbrukanym sarkazmem czy ironią. Jeszcze nie dorosłem do tego rodzaju twórczości.
czwartek, 19 października 2023
Czy poślubisz moje zwłoki? czyli 關於我和鬼變成家人的那件事
Otóż tak: gdyby Mao Pang-Yu zaufał Mao Cheng-Kuo, zamiast razem z Mao Chen A-lan z góry zakładać homofobiczne nastawienie, i gdyby do tego lepiej komunikował się z Chen Chia-Hao w temacie uczuć do siebie żywionych, to nie musiałby jako duch dręczyć Wu Ming-Hana, wciągając tego ostatniego w swoje niedokończone za życia sprawy, a zamiast tego mógłby się spokojnie reinkarnować jako mól spożywczy. Wu i bez tego ma od cholery problemów w pracy za przyczyną Lin Tzu-ching i Changa Yung-kanga, czyli koleżanki z komisariatu i szefa. Przytoczyłem tytuł oryginalny - i dobrze, bo translator wyrzuca coś dużo lepszego od tytułu polskiego i angielskiego, które są po prostu kretyńskie. W sprawie wypowiedziało się już Polskie Stowarzyszenie Nekrofilów, które nie odnalazło w filmie treści zapowiedzianych w tytule. Film jest dużo lepszy od jego tytułu, ale jako komedia dostaje jedynie cztery banany na dziesięć. Ten słaby wynik jednak nadrobił jako wyciskacz łez w finalnych partiach, gdzie wykroczył poza skalę otrzymując dwanaście cebul na dziesięć. Czy film jest dobrą pozycją dla obleśnych gejów? Jest trochę golizny, a chłopcy nawet trochę poćwiczyli, więc w sumie nieźle, ale na pewno nie tak dobrze jak w parafii w Dąbrowie Górniczej.
Subskrybuj:
Posty (Atom)