poniedziałek, 4 stycznia 2021
Zenek
Część filmu przespałem. Przyśnił mi się pan Kleks, który z kosmosu tłumaczył mi, że Zenek wcale nie jest nudnym filmem, ale trzeba go oglądać będąc fanem Zenka Martyniuka lub pragnąc zrozumieć, jak dość przeciętny wokalista przez serce prezesa Kurskiego dotarł do tylu Polaków uważających go za gwiazdę. Pierwsza opcja w moim przypadku nie wchodzi w grę, a druga jest mało atrakcyjna. Mniej więcej rozumiem, dlaczego lud polski woli słuchać prostych melodii z tekstem niewymagającym namysłu, zamiast dociekać na przykład, czemu Anna Jopek nie będzie spętana w zwoje czyjegoś mózgu, a Katarzynie Nosowskiej pies zjadł z życia ostatni sezon. Ludu polski, wybacz mi, że nie przyłączę się do ciebie w podziwie dla Zenka. Słuchając pana Kleksa przysnąłem i wtedy we śnie ujrzałem gmin polski z wypiekami na twarzy czytający Ulissesa, podczas gdy w tle rozbrzmiewa drugi koncert wiolonczelowy Pendereckiego. A kiedy się obudziłem, rzekłem sobie: ja chyba śnię. Już w czasie tegorocznego pobytu nad polskim morzem coś mi nie grało. Coś tu nie gra, ta myśl snuła się od jelit po czaszkę. No tak, to disco polo nie grało z żadnego stoiska z balonami i watami cukrowymi. No więc tego...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz