Nie wiem po co ten tytuł

              

środa, 10 października 2018

Ogień i furia. Biały Dom Trumpa (Michael Wolff)

Z komuny pamiętam wizyty w księgarni, gdzie asortyment był tak „bogaty”. że można było eksponować książki na półkach okładkami w stronę klienta - wszystkie książki. Były wśród nich pozycje, które zajmowały swoje szacowne miejsce przez lata, a były to pisma Lenina i przemówienia Jaruzelskiego. Bynajmniej nie dlatego, że ludzie je kupowali a drukarnie robiły dodruki. A piszę o tym dlatego, że gdyby ktoś kiedyś wpadł na pomysł, aby wydać przemówienia Trumpa zebrane w książce - kupiłbym bez wahania. W książce Wolffa jest niestety tylko jedno przemówienie, które postanowiłem przytoczyć in extenso na końcu, choć jest to zapewne skrót autora. Było ono skierowane do szefostwa i funkcjonariuszy CIA, którzy zapewne spodziewali się usłyszeć od prezydenta o oczekiwaniach nowej ekipy. Jak pisze autor, osobliwa oracja Trumpa wywołała wśród słuchaczy efekt Rashōmon - czyli krańcowo sprzecznych reakcji, od szyderstwa pomieszanego z niedowierzaniem po zachwyt. (Dygresja: nie mówię efekt „Rashōmona”, bo ten tytuł z Kurosawy oznacza starożytna bramę, więc „Rashōmon” to jest ona, ta brama. Na polskie pieniądze można by to przełożyć jako „efekt Pawłowicz”.) Wracając do Trumpa, wszystkie jego wystąpienia wywoływały i do tej pory wywołują palpitacje serc i kiszek w jego ekipie, bo jedno jest pewne: w jego strumieniach świadomości nie ma nic pewnego. A te nieliczne momenty, kiedy czyta z kartki, są również zabawne, bo oświadczenie po zamieszkach w Charlottesville poświęcone - dla odwrócenia uwagi - pladze narkotykowej wygłosił rzekomo podpierając głowę ręką. Może i tak, ale nie zauważyłem tego na dostępnym w sieci filmie. W dużej mierze zawdzięczał Trump swój sukces Steve'owi Bannonowi, który dokooptował do jego sztabu wyborczego niedługo przed wyborami, a był narzucony przez Mercerów, hojnych sponsorów kampanii Trumpa i właścicieli bardzo mocno prawicowego medium Breitbart (przez co należy rozumieć związki z amerykańską Tea Party, na prawo od Foxa). Sam Bannon jest swego rodzaju wizjonerem, dla którego Trump był nie tyle przywódcą, co środkiem do celu, jakim była wymarzona przez Bannona rewolucja wymierzona przeciw starym układom i to nie tylko w rozumieniu krajowym, ale i światowym. Ta rewolucja to w skrócie kontrrewolucja antyglobalistyczna. Wojna handlowa z Chinami to jeden z pomysłów Bannona, choć już bez niego jest realizowany. Książka mogłaby mieć alternatywny tytuł Trump vs. Bannon, bo w zasadzie cała opowiada o konfrontacji tych dwóch postaci. Rozpoczyna się od spotkania Bannona z dziennikarzami, tuż po wygranych wyborach, ale jeszcze przed przejęciem urzędu. Kiedy Bannon roztoczył swoją wizję nowych rządów popartą wyrafinowaną analizą, z sali padło pytanie, ile z tego rozumie sam Trump. Rozumie tyle, ile rozumie - odparł Bannon po dość długim wahaniu. Parę miesięcy po objęciu przez Trumpa prezydentury wypłynęła wiadomośc o spotkaniu syna i zięcia Trumpa z szemranymi Rosjanami, którzy mogli mieć jakieś haki na Clintonową. Jest psychologicznie jasne, dlaczego sobie na takie rzeczy pozwalali: do dnia wyborów mało kto w sztabie Trumpa wierzył w wygraną, więc mało kto zakładał, że te podejrzane spotkania wyjdą kiedykolwiek na jaw, a nawet jeśli - to jakie będzie to miało znaczenie? W Białym Domu Trumpa Bannon objął poważną funkcję dyrektora strategicznego, ale szybko się przekonał, że łatwo nie będzie, bo ma konkurencję w postaci córki i zięcia prezydenta, Ivanki i Jareda Kushnerów, których autor zlepił w „Jarvankę”, mroczną siłę ekipy, z powodów rodzinnych mającą u prezydenta fory. Pod względem profesjonalnym byli to polityczni dyletanci, których pomysły miały zazwyczaj urok tanga na polu minowym. Bannon na swoim stanowisku nie przetrwał nawet roku, a według autora mniej chodziło o spory merytoryczne między nim a prezydentem, a bardziej o kwestie autorstwa sukcesu wyborczego Trumpa. Sukces ma wielu ojców, ale w tym przypadku Trump konkurencji nie tolerował. Media przyzwyczaiły się do prezydentów-nudziarzy, którzy wypowiadają okrągłe zdania. Trump przełamał tę sztampę i, kto wie, może nawet jako postać barwna zdobyłby upragnioną przychylność mediów, gdyby nie to, że zbyt często plecie przerażające bzdury. A teraz obiecany cytat z przemówieniem.
Na widok zaintrygowanej publiczności dał się być może ponieść wiecznie drzemiącej w nim arogancji, bo zupełnie zapomniał o przygotowanym wystąpieniu i powiedział coś, co można zaliczyć do najbardziej osobliwych uwag, jakie kiedykolwiek wygłosił jakikolwiek amerykański prezydent: „Sporo wiem o West Point. Osobiście mocno wierzę w tradycję akademicką. Opowiadam czasem, że miałem wujka, który przez trzydzieści pięć lat był wybitnym profesorem na MIT i miał niesamowite osiągnięcia akademickie, był wręcz akademickim geniuszem. Wtedy ludzie pytają: czy Donald Trump jest intelektualistą? Zapewniam, jestem bystrym człowiekiem”.
Miała to być swoista pochwała dla nowego dyrektora CIA, który wkrótce obejmie stanowisko. Mike Pompeo, absolwent West Point, przyjechał na miejsce wraz z Trumpem i stał teraz pośród zgromadzonych – równie skonfundowany jak wszyscy.
Trump tymczasem ciągnął: „Powiem wam, że gdy byłem młody… Oczywiście nadal czuję się młodo – czuję się, jakbym miał trzydzieści… trzydzieści pięć… trzydzieści dziewięć lat… Ktoś zapytał: Czy jest pan młody? A ja powiedziałem, że moim zdaniem jestem młody. W ostatnich miesiącach kampanii robiliśmy po cztery, pięć, nawet siedem przystanków. Przemowy, wystąpienia przed 25, 30 tysiącami ludzi, 15 tysiącami, 19 tysiącami. Czuję się młodo, wydaje mi się, że wszyscy jesteśmy bardzo młodzi. Gdy byłem młody, to w tym kraju zawsze wszystko się wygrywało. Wygrywaliśmy w handlu, wygrywaliśmy wojny. Nie pamiętam, ile miałem lat, jak jeden z moich wychowawców powiedział mi, że Stany Zjednoczone nigdy nie przegrały wojny. A potem, później, jest tak, jakbyśmy niczego nie wygrywali. Znacie to stare powiedzenie, że zwycięzca bierze wszystko. Pamiętacie, że ja zawsze mówię, żeby zatrzymać ropę”.
„Kto ma zatrzymać ropę?”. Zdezorientowany pracownik CIA gdzieś na tyłach sali odwrócił się do kolegi obok.
„Nie byłem fanem Iraku, nie chciałem iść do Iraku. Ale powiem wam, że jak już weszliśmy, to wyszliśmy źle, a ja zawsze dodatkowo mówiłem, żeby zatrzymać ropę. Miałem na myśli względy gospodarcze, ale gdyby się nad tym zastanowić, Mike (tu Trump spojrzał w głąb sali, zwracając się do przyszłego dyrektora), gdybyśmy zatrzymali ropę, to nie byłoby ISIS, bo oni na tym zarabiają. I dlatego należało zatrzymać ropę. Ale w porządku, może jeszcze będzie okazja. Tylko że prawda jest taka, że trzeba było zatrzymać ropę”.
Prezydent przerwał i uśmiechnął się z nieskrywaną satysfakcją.
„Wybrałem was na mój pierwszy przystanek, ponieważ jak wiecie, toczę właśnie wojnę z mediami, a to najbardziej nieuczciwe istoty na Ziemi, i zdają się sugerować, że popadłem w konflikt ze wspólnotą wywiadów. Chciałbym dać wam do zrozumienia, że wybrałem was na mój pierwszy przystanek dokładnie dlatego, że jest wprost przeciwnie, co oni doskonale wiedzą. Sprawę liczb już wyjaśniałem. Osiągnęliśmy coś wczoraj podczas przemówienia. Wszystkim się podobało przemówienie? Musiało się podobać. Mieliśmy tam rzeszę ludzi. Widzieliście ich. Było gęsto. Dzisiaj rano wstaję, włączam wiadomości, a oni pokazują puste pola. No to mówię: Chwileczkę! Wygłaszałem to przemówienie. Patrzyłem przed siebie, na to pole. Wyglądało mi to na milion, półtora miliona ludzi. A oni pokazali pole, na którym prawie nikogo nie było. I powiedzieli, że Donald Trump nie potrafi skutecznie porwać ludzi. A ja mówię, że zbierało się na deszcz, a deszcz powinien ich odstraszyć, a tu Bóg spojrzał w dół i powiedział, że nie pozwoli, żeby padało w trakcie mojej przemowy. No i ja na samym początku powiedziałem: O, nie, bo na pierwszą linijkę spadło kilka kropli. Powiedziałem: No szkoda, ale jakoś przetrwamy. Prawda jest taka, że zaraz przestało padać…”.
„Nie, nie przestało”, rzuciła odruchowo kobieta z kancelarii. Szybko jednak się zreflektowała i z niepokojem na twarzy zaczęła się rozglądać, czy aby nikt tego nie usłyszał.
„A potem zrobiło się naprawdę słonecznie, a potem, jak już zszedłem, to zaraz się rozpadało. Lał deszcz, ale udało się nam coś niesamowitego. To naprawdę wyglądało na milion, półtora miliona ludzi. Ile ich było, tyle było, ale ciągnęli się aż do Mauzoleum Waszyngtona. A tu przez przypadek włączam tę stację i ona pokazuje puste pole i mówi, że udało nam się przyciągnąć 250 tysięcy ludzi. To oczywiście też niezły wynik, ale to kłamstwo… Jeszcze inny ciekawy przypadek wczoraj. W Gabinecie Owalnym stoi piękny pomnik doktora Martina Luthera Kinga, a tak się składa, że ja lubię Churchilla, Winstona Churchilla. Myślę, że większość z nas lubi Churchilla. On nie pochodzi z naszego kraju, ale ma z nim wiele wspólnego. Pomógł nam, to nasz prawdziwy sojusznik, a jak wiecie, jego pomnik został wyniesiony… No więc reporter z magazynu »Time«, a ja byłem na okładce ze czternaście czy piętnaście razy i chyba do mnie należy historyczny rekord magazynu »Time«. No bo jak Tom Brady pojawia się na okładce, to jednorazowo, bo wygrał Super Bowl czy coś. Ja byłem w tym roku na piętnastu. Mike, takiego rekordu to chyba nikt nie pobije, chyba się zgodzisz… Co myślisz?”.
„Nie”, odparł Pompeo z lekkim przerażeniem.
„Powiem wam, że oni potem mówią, że to ciekawe, że Donald Trump zlikwidował popiersie, pomnik doktora Martina Luthera Kinga. A on tam stał, kamerzysta przy nim stał. Więc Zeke… Zeke… ten z magazynu »Time«… pisze artykuł o tym, jak to ja go zlikwidowałem. Ja bym tego nigdy nie zrobił. Mam wielki szacunek do doktora Martina Luthera Kinga. Ale takie właśnie nieuczciwe są media. Robi się z tego wielka historia, a potem sprostowanie jest o, takie (wykonał palcami gest wskazujący na małe rozmiary). Ledwo linijka albo może w ogóle nic nie napisali? Chciałbym po prostu powiedzieć, że bardzo cenię uczciwość, lubię uczciwą reporterską pracę. Powiem wam raz jeszcze, choć powiem to dopiero wtedy, gdy wpuścicie tu tysiące innych ludzi, którzy próbowali wejść… Bo ja tu wrócę i może wtedy spotkamy się w większej sali, może będzie trzeba znaleźć większą salę i może, może, to będzie sala wybudowana przez kogoś, kto się zna na budowaniu, i nie będzie w niej kolumn. Rozumiecie? Pozbędziemy się kolumn. W każdym razie chciałem wam po prostu powiedzieć, że was kocham, że szanuję was jak nikogo innego. Robicie fantastyczną robotę i znów będziemy zwyciężać, a wy będziecie prowadzić tę szarżę, więc bardzo wam dziękuję”.
A teraz cytaty.

[1081]
Stojący na trybunie honorowej George W. Bush skomentował to wydarzenie stwierdzeniem, które zapewne na stałe zapisze się w kronikach jako przypis do wystąpienia Trumpa: „To dopiero było popieprzone”.

[1400, o Rebece Mercer]
„Ona jest walnięta… walnięta… Po całości… Naprawdę, jeśli chodzi o kwestie ideologiczne, to z nią po prostu nie da się rozmawiać”, powiedział jeden z wysoko postawionych przedstawicieli Białego Domu Trumpa.

[2114]
Bannon, który sam siebie kreował na czarną dziurę milczenia, stał się jednocześnie swego rodzaju oficjalnym głosem z owej dziury – powszechnie dostępnym Głębokim Gardłem. Lubił dowcipkować, ochoczo, emocjonalnie i z zaangażowaniem rozprawiając na rozmaite tematy.
Jest nawiązanie do słynnego filmu pornograficznego, którego tytuł oznacza też potocznie źródło niejawnych informacji.

[2348, o spotkaniu z Putinem]
Tymczasem Putin miał go gdzieś i ostatecznie na kolacji po gali Trump został posadzony między facetem, który wyglądał tak, jakby w życiu nie jadł sztućcami, a Jabbą z Gwiezdnych wojen w koszulce polo.

[2617]
Zasadniczy problem prezydentury Trumpa, wpływający na każdy aspekt jego polityki i przywództwa, polegał na tym, że on nie przetwarzał informacji w sposób konwencjonalny. W pewnym sensie nie przetwarzał ich wcale.

[4227, o Trumpie]
Jeśli pojawiało się cokolwiek, co kojarzyło się mu z salą lekcyjną lub z wykładem – po prostu wstawał i wychodził.

[4815]
W rzeczywistości, by uniknąć konwencjonalnego działania – a w zasadzie jakiegokolwiek poczucia ciągu przyczynowo-skutkowego – prezydent eliminował wszystkich ze swoich działań.

[5088]
Abdel Fattah el-Sisi, egipski siłacz, pogłaskał prezydenta ze słowami: „Jest pan niezwykłą osobowością, zdolną dokonać niemożliwego”. („ Masz pan świetne buty”, odpowiedział Trump. „Rany, ale buty, człowieku…”).

[6135, o Bannonie]
„Ktoś, kto dwukrotnie doprowadzi do wybrania tego idioty, jest w pełni godzien politycznej nieśmiertelności”, powtarzał Nunberg.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

The Infamous Middle Finger The Infamous Middle Finger