Rozmachu filmowi zarzucić nie można, ale to nic dziwnego w niszowych produkcjach gtm. Za to, rzekłbym, widać jakąś koncepcję, która zdołała mnie przekonać do filmu. Nietypowe jest to, że wątek homo nie połączono ze standardowymi zagraniami typu ujawnienie i szok otoczenia lub przejawy homofobii. Co nie znaczy, że momentami nie ma zdziwień. Gej Andy wciąż przeżywający rozstanie z ukochanym ewakuuje się z imprezy, która wyraźnie przeradza się w orgię, a parę chwil później (choć w scenariuszu jest to parę miesięcy) widzimy go gotowego wystąpić w scenie pornograficznej. Jego partnerem miał być Nate, który uciekł, kiedy zorientował się, o co chodzi. Nawiasem mówiąc, czy naprawdę tak się pozyskuje zasoby ludzkie do produkcji porno? Zbieg okoliczności sprawił, że chłopcy nie rozeszli się każdy w swoją stronę, lecz ruszyli razem na zachód SZA, bo akurat było im po drodze. Andy jednak nie narzuca się koledze, który wedle wszelkich znaków jest heterykiem na przepustce z wojska, jadącym z wizytą do narzeczonej in spe. Różnych rzeczy można się później napatrzeć, Nate próbuje złapać kontakt z nieznanym mu ojcem (wątek rozegrany rewelacyjnie), a z kolei rodzinna sytuacja Andy'ego jest - jak na geja - dość niestandardowa. Jak widać, robię uniki, żeby nie zdradzić zbyt wiele, ale jedno wyjawię: tak, chłopcy zbliżą się do siebie w sensie par excellence cielesnym, ale co z tego wyniknie, pani redaktor Janicka? Wniosek mało palący, ale dość oczywisty, jest taki: nie nadużywać eyelinera.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz