Dyskusję prowadziła Dorota Warakomska, a uczestniczyły w niej Agata Diduszko-Zyglewska, dr Katarzyna Kasia i prof. Monika Płatek. Dzięki tym paniom (i osobom podobnie się wypowiadającym) „P”i„S” będzie rządził spokojnie przez wiele kadencji. Jak twierdzi prof. Płatek prezydencki pomysł referendum już na obecnym etapie jest (wstępem do lub nawet) łamaniem prawa, bo zmienić konstytucję można tylko poddając pod głosowanie uchwalony wcześniej projekt. Pomysł Dudusia uważam za równie trafiony, co słynne i niesławne referendum Komorowskiego, widzę marnotrawstwo pieniędzy, ale nikt nie mówi, że nowa konstytucja ma być uchwalona bezprawnie. Metoda Płatkowej jest taka: wybierzmy najgłupszą, najmniej korzystną interpretację i nie posiadajmy się z oburzenia. Błąd logiczny w postaci ataku na chochoła. Potem było o nowej ustawie o szkolnictwie. Komentatorki same przyznały, że wersji jest tyle, że nie wiedzą co komentować. To nie przeszkadza dr Kasi mówić o rażącym ograniczeniu autonomii, dyskryminacji kobiet i ograniczaniu praw studentów. Jeśli rację ma prorektor UW, prof. Maciej Duszczyk, który wystąpił wczoraj u Janiszewskiego, senat uczelni sam może ustalić kryteria wyboru członków rady uczelni, która ma rzekomo być elementem kontroli władzy nad uczelniami. Gdzie ograniczenie autonomii? Słyszałem o dwóch przepisach, które naruszają autonomię: Duszczyk wspomniał o nakazie zatrudniania profesorów tytularnych na stanowisku profesora (dla laików: stopnie i tytuł naukowy są na polskich uczelniach oddzielone od stanowisk, takich jak adiunkt lub profesor; w teorii - praktyce też! - można być na stanowisku profesora bez tytułu profesora, i vice versa), a Płatek wspomniała o możliwości zwolnienia pracownika uczelni, który ma zarzuty prokuratorskie (zgadzam się, to kuriozalne, zwłaszcza przy tak jawnie politycznej prokuraturze jak obecna). Ale to są, rzekłbym, szczegóły, które są słabą podstawą do frontalnego ataku na ustawę. Potem było jeszcze lepiej, kiedy dr Kasia zaczęła mówić jak kobieta z Wenus. Według nowego prawa rektor będzie mógł mianować profesorem kogo chce? Czyli, pomijając detale, dokładnie tak jak teraz! W nowej ustawie nie ma przepisów antydyskryminacyjnych? Sześćdziesiąt lat jako wiek emerytalny dla kobiet to ich dyskryminacja? Kasiu droga, nikt nie jest tak uprzywilejowany jak kobiety profesorki. Zwyczajowo profesorowie emeryci, jeśli chcą, mogą pracować długo po emeryturze, przeważnie do siedemdziesiątki. Panowie mają więc pięć lat emerytury i pensji jednocześnie, a panie - dziesięć. Jeśli zdarzy mi się zostać profesorem, to serio rozważę operację zmiany płci. Jeśli chodzi o dyskryminację kobiet, bo jest ich mało wśród personelu naukowego, to po pierwsze to nie całkiem prawda, bo niektóre nauki są dość mocno sfeminizowane, a jeśli chodzi na przykład o nauki ścisłe, to przyznam, kobiet jest mało, ale dopóki ktoś nie opisze mechanizmu dyskryminacji, to proszę się wypchać z takimi twierdzeniami. (W produkcjach porno dla gejów to dopiero jest dyskryminacja kobiet!) Kolejny zarzut Kasi, to podział na naukowców i nauczycieli wprowadzony przez ustawę. Nie wchodząc w szczegóły - mamy to i dzisiaj. Upadną uczelnie prywatne? Nie wiem, czy w projekcie Gowina ostał się górny limit liczby studentów w przeliczeniu na pracownika naukowego - jeśli tak, to studentów na uczelniach prywatnych powinno raczej przybyć. Jeśli w dodatku nowa ustawa znosi Krajowe Ramy Kwalifikacji, żałosną, biurokratyczną wydzielinę minister Kudryckiej, to przy paru zastrzeżeniach jestem za.
W ramach dygresji wspomnę o Gronkiewicz-Walc, która wystąpiła w Poranku Tok FM. Jest taki popularny zarzut wobec Gronkiewicz, że kolejny raz nie objęła patronatem Parady Równości. Jeśli prawdą jest, jak mówi, że z zasady nie obejmuje patronatem żadnych marszów i manifestacji, to zarzut staje się dość słaby. Teraz trzeba by przyjrzeć się innym przedsięwzięciom, które miały patronat prezydenta Warszawy, jakimś konferencjom, wystawom lub wydarzeniom kulturalnym. Zgaduję, że z nich dałoby się odgadnąć światopogląd obecnego prezydenta.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz