Nie wiem po co ten tytuł

              

sobota, 26 lipca 2025

„Aida” i „Proces” (opery online)

Aida, którą obejrzałem, nie jest świeżym spektaklem, a została wystawiona we włoskim miasteczku Busseto. Nigdy dotąd o nim nie słyszeliście? Ja też nie, bo wolę wiele innych aktywności od wgłębiania się w biografie artystów, na przykład oglądanie oper Verdiego niż czytanie o jego związkach z Busseto, gdzie dorastał i pobierał pierwsze lekcje muzyki. Aby to upamiętnić, postawili Włosi operę w miasteczku, którego populacja dorównuje większej polskiej wsi. Pobudki, aby obejrzeć ten akurat spektakl Aidy spośród pierdyliarda innych na jutubie, miałem niskie: przystojni faceci z eyelinerami w obsadzie. Radames nawet obnażył popiersie w scenie obrządku dla boga Ptaha, choć był to raczej brawurowy gest ze strony reżysera Zeffirellego (sik!) i odtwórcy tej roli, Scotta Pipera. Nie widzę powodów, by narzekać na stronę muzyczną. Scenografia też niezła, choć marsz tryumfalny wyszedł raczej skromnie. Kolejny raz zdziwiłem się fabułą, w której Radames jest po prostu szlachetnym idiotą, nie zważającym na zdradę Aidy, która jednak na końcu decyduje się umrzeć razem z nim.

Proces to opera współczesna, inscenizacja Procesu Kafki. Potencjalnych widzów należy ostrzec: muzyka współczesna bywa szalona, a poziom szaleństwa w tej operze oceniam na sześć w skali 0-10, przy czym należy tu zaznaczyć, że kompozytorem jest Gottfried von Einem, nie Philip Glass, który też ma na koncie muzykę do adaptacji Procesu. Należy oczywiście zapomnieć o wiernym przekładzie książki na język opery, której związek z literackim pierwowzorem polega głównie na oddaniu nastroju i ogólnego wrażenia, a nie fabuły. Nie ma nawet słynnej rozmowy w katedrze. Pojawił się za to inny trop interpretacyjny, tak naturalny, że aż dziwne, że nigdy o nim nie pomyślałem: sąd, przed którym staje Józef K., to Sąd Ostateczny. Gdybym był chrześcijańskim Bogiem, zmarszczyłbym czoło na ten pomysł. W trakcie spektaklu dochodzi do zmiany postaci grającej Józefa K., więc trzeba uważać. Jak pamiętamy z książki, cała historia procesu Józefa K. przypomina przygody Alicji w Krainie Czarów, z wyłączeniem ostatniego, tragicznego epizodu. Wprawdzie mam pozytywne wrażenia po obejrzeniu opery, muszę przyznać, że jakoś nie zauważyłem tego dramatyzmu w finale. To niestety rujnuje całą koncepcję Procesu. Das ist wirklich schrecklich - rzekłbym po spektaklu, gdybym jako Kafka zasiadał na widowni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

The Infamous Middle Finger The Infamous Middle Finger