Nie wiem po co ten tytuł

              

piątek, 28 marca 2025

The Electric State

Wszyscy marudzą, to ja się posłusznie przyłączę. Gdyby to był przypadkowy film z przeciętnym budżetem, po obejrzeniu powiedziałbym, że miałem niezłą rozrywkę - mądre to nie jest, ale da się obejrzeć. Problem oczywiście jest z tym pompowaniem oczekiwań, coś jak ta pompka pana Kleksa, którą można było powiększać artykuły spożywcze (a one podobno po zjedzeniu wracały do zwykłych rozmiarów, więc Adaś musiał być wiecznie głodny). Napompowali, ale i tak wyszedł flak. Co nie zagrało? Zacznijmy od pomysłu głównego: jest to historia alternatywna, w której ludzie wytworzyli roboty już w latach sześćdziesiątych, a technologia była tak rozwinięta, że już niedługo potem roboty zaczęły się domagać praw dla siebie, wskutek tego doszło do wojny, po której roboty zamknięto w rezerwacie. Takie fabularne założenia już na wstępie irytują widzów dysponujących jedną lub dwiema szarymi komórkami. Następnie jest klisza na kliszy, źli okażą się dobrzy i vice versa. Tucci w roli złola wypadł okropnie, gra tutaj szefa firmy Senter, która opracowała technologię rozszczepiania osobowości: część ciebie może iść do pracy, a druga bujać w VR - kolejny niewiarygodny pomysł. Inny: cały system Sentera opiera się na mózgu jednego genialnego chłopca podłączonego do systemu. Film opowiada o perypetiach pewnej licealistki granej przez aktorkę w wieku kwalifikującym ją raczej do liceum zaocznego, po odchowaniu trójki dzieci. Jest jak zwykle przystojny i dowcipny Pratt, poza tym panna licealistka będzie postawiona w sytuacji dylematu moralnego typu problem wagonika: czy pozwolić na rozciapcianie mamusi, czy pięciu innych przypadkowych osób? Jakby podsumował to pewien nauczyciel, film jest za bardzo ąfą, żebyśmy byli pod wrażeniem jego budżetu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

The Infamous Middle Finger The Infamous Middle Finger