czwartek, 2 stycznia 2014
Żniwa czyli Stadt Land Fluss
Jak na film z wątkiem homo, jest to pozycja nieprzeciętna. Ten epitet należy pojmować dość szeroko, bo dzieła nadzwyczaj nudne też są nieprzeciętne. Nie chciałbym tu rozstrzygać, jaki rodzaj niezwykłości mamy w tym filmie, mógłbym tylko stwierdzić, że dziwny jest ten film, bo przez jakieś trzy czwarte obserwujemy młodzież, która przyucza się do pracy w rolnictwie gdzieś we wschodnich Niemczech, na prowincji tak strasznie wschodniej, że bohaterowie rozważają nawet rekreacyjny wypad do Polski. Przyuczanie odbywa się w sposób lekko zadziwiający, bo praktykanci spotykają się regularnie u frau Butsch, która jak troskliwa matka każe im pisać sprawozdania z pracy wykonanej w gospodarstwie i analizuje ich postawy życiowe na forum publicznym. Jak już przebrniemy przez te wszystkie marchewki, krowy z cielakami i bele siana, to w końcu Jakob pocałuje się z Markiem. Potem będzie coś więcej niż pocałunek, ale nie wiadomo po co. Mówiła Szymborska, że pisarz powinien umieć wmówić czytelnikowi, że jego opowieść jest okropnie ważna. Albo chociaż to, że jest strasznie nieważna. Twórcy Żniw chyba nic nam nie chcą wmówić, tego bym im nie zarzucał.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz