Co się stało temu Hobbitu? Oczko mu dokleili, i to niejedno. Chodzi naturalnie o ingerencje w fabułę książki, w zasadzie scenariusz składa się z samych ingerencji tylko w ogólnym zarysie zgodnych z oryginałem. Czy to źle? Moim zdaniem nie, bo Hobbit Tolkiena to w zasadzie książka dla dzieci, więc warto było ją nieco udoskonalić przed wprowadzeniem na ekrany. Poprzednia część skończyła się orlim przelotem daleko od orków żądnych krwi krasnoludzkiej, a najbardziej Thorina. A w drugiej orkowie już depczą po piętach naszej drużynie, która chroni się u Beorna, potem zostaje schwytana przez gigantyczne pająki, uwięziona w lochach króla leśnych elfów, Thranduila, następnie udają się do Miasta Na Jeziorze, a stamtąd - do siedziby smoka Smauga, niegdyś Ereboru, wspaniałego podziemnego królestwa krasnoludów. Gandalf tymczasem odłącza się od drużyny, aby wybadać tajemnicę Dol Guldur, w której przyczaiło się nieodgadnione zło. Na szczególną uwagę zasługuje wątek miłosny, w końcu po coś jest w drużynie najpiękniejsza istota Śródziemia, czyli Kili. Mamy też Legolasa, syna Thranduila, który tnie orków, jakby szedł z maczetą przez dżunglę. Gandalf tym razem pokazuje nieco magicznych sztuczek, a największą sensacją ma być rzecz jasna Smaug, którego gra Cumberbatch, w realu niezbyt podobny do tej postaci. Bardzo gadatliwy jest Smaug (zresztą w książce też), widocznie spragniony towarzystwa i chyba dlatego nie spopielił krasnoludów, bo nie miałby z kim pogadać. Niby ział tym ogniem, ale chyba pro forma raczej. Film urywa się w momencie, po którym w książce zostało jakieś paręnaście stron do końca, ale dzielna Walsh z Boyens na pewno sobie poradzą. Ku zgrozie prawdziwych tolkienistów zresztą.
Tutaj można posłuchać głosu Smauga.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz