Strony

sobota, 31 grudnia 2011

Carpenters


Proponuję powyższą piosenkę z uwagi na bardzo zgrabną linię melodyczną i niezaprzeczalne walory tekstu przejawiające się jednym z finezyjniejszych rymów: pneumonia - phone you. Zwrotkę o pneumonii uważam za mistrzowską.
Here to remind you, here to remind you,
Here to remind you, here to remind you

What do you get when you fall in love
A guy with a pin to burst your bubble
That's what you get for all your trouble
I'll never fall in love again
I'll never fall in love again

What do you get when you kiss a guy
You get enough germs to catch pneumonia
After you do, he'll never phone you
I'll never fall in love again
I'll never fall in love again

Don't tell me what it's all about
'Cause I've been there and I'm glad I'm out
Out of those chains, those chains that bind you
That is why I'm here to remind you

What do you get when you fall in love?
You get enough tears to fill an ocean
That's what you get for your devotion.
I'll never fall in love again
I'll never fall in love again

Don't tell me what it's all about
'Cause I've been there and I'm glad I'm out
Out of those chains, those chains that bind you
That is why I'm here to remind you
Here to remind you, here to remind you
Toh! here to remind you

What do you get when you fall in love
You only get lies and pain and sorrow
So, far at least until tomorrow
I'll never fall in love again
I'll never fall in love again

Kathy Griffin mówi

Kathy Griffin to "actress, stand-up comedienne, television personality", czyli aktorka, wyprostowana komediantka i osobowość z telewizji. W poniższym filmie opowiada o różnych rzeczach, między innymi o proteście przeciw jej działalności artystycznej, która obraża elementarne wyczucie tradycyjnej moralności (aborcja = morderstwo, homoseksualizm = wybór stylu życia, itp; nb. żeby wciskać ludziom taki kit, trzeba być przekonanym, że homoseksualizm to atrakcyjna opcja życiowa, nie?). Protest był wart co najmniej 90 tysięcy dolarów, bo tyle kosztowało wykupienie całostronicowego ogłoszenia w jednej z gazet. Wśród protestujących znalazł się Larry Craig, republikański senator z Idaho, w 2007 roku przyłapany na proponowaniu seksu w męskiej toalecie na lotnisku. Czy istnieje mniej atrakcyjne miejsce? - pyta Kathy. Załączam filmik z youtube, relacja o Craigu zaczyna się około 7 minuty, to jest część show pod tytułem Straight To Hell (byłaby to mniej więcej 16 minuta show).

Cytat wart ocalenia

When I eventually met Mr. Right I had no idea that his first name was Always. (Rita Rudner)

Divadlo - má láska


Oto mój wypot na temat Teatr - moja miłość. Naprawdę kocham teatr, a zwłaszcza wtedy, gdy
  1. spektakl nie jest farsą, choćby nieźle zrealizowaną, dobrze zagraną, ale bez polotu; niestety; to zdarzyło mi się trzy dni temu w Opolu; dla porównania krakowski Mayday w ciągu 10 minut przewyższył wyrafinowaniem sztukę, o której mowa,
  2. postać będąca alegorią głodu nie rzuca kurzymi udkami w widownię; w tym wypadku nie wiem, czy to lepiej, że były usmażone; to onegdaj zdarzyło się Kwiatkowi w teatrze zakopiańskim,
  3. postaciami nie są kobiety wyzwalające się z patriarchalnej opresji w czasie serii spotkań, których pretekstem jest wspólna nauka hiszpańskiego; donde esta la biblioteca?
Przyznam otwarcie: w obliczu tych faktów teatr musi sobie dać radę bez mojej miłości. Inne formy sceniczne też są lekko zagrożone. Oto historia Ewy ku nauce i przestrodze. Jako dziecię nieomal wybrała się Ewa na koncert szant (lub coś w tym stylu) do klubu studenckiego na zaproszenie brata. Przyszła dość późno, usiadła na końcu sali tuż przy przejściu dla widzów. Atmosfera była luźna, piwko, papierosy, spoks. Z pierwszego rzędu zerwał się nagle gość i rzucił biegiem za potrzebą z widocznym wysiłkiem próbując powstrzymać zawartość żołądka przed wydostaniem się poprzez usta. - Wiedziałam, że nie dobiegnie. Wiedziałam, na kim się zatrzyma - mówiła Ewa, która chwilę potem przyjęła zwrot z żołądka na swoją pierś. Może w tej historii jest parę szczegółów, które odbiegają od pierwotnej wersji tej opowieści, ale jednego detalu jestem pewien: bluzka, którą miała na sobie Ewa, była ozdobiona haftem richelieu. To zbyt przerażające, aby było zmyśleniem.

piątek, 30 grudnia 2011

Too fact-based

Lubię Bullshit! Penna i Tellera, więc nie odmówię sobie przyjemności, żeby o nim jeszcze raz wspomnieć. Tym razem o dwóch sprawach: biernym paleniu i żywności organicznej. Są ludzie wierzący w szkodliwość biernego palenia oraz w fatalne skutki stosowania pestycydów w rolnictwie. W obu przypadkach skutkiem może być rak lub inne poważne choroby, jak twierdzą. Sęk w tym, że badania naukowe nie wykazują żadnego powiązania groźnych chorób z biernym paleniem czy pestycydami. I to jest właśnie "too fact-based", czyli zbyt mocno potwierdzone faktami, aby to brać pod uwagę. Przecież to oczywiste, że bierne palenie szkodzi! Jak można to negować! Jeśli kogoś boli głowa od dymu tytoniowego, to ma prawo domagać się, aby  przy nim  nie palono, ale jeśli do tego miesza jakieś modne urojenia, z których robi główny argument, to zasługuje na retoryczną fangę w nos. Przeciwnicy pestycydów nie są na razie tak silni jak przeciwnicy palenia. Gdyby byli, to jakaś trzecia część ludzi musiałaby umrzeć z głodu. Oczywiste jest, że żywność organiczna jest zdrowa i smaczna, w przeciwieństwie do tej uprawianej na nawozach sztucznych. Amerykańskie Towarzystwo Chorób Nowotworowych (Cancer Society) twierdzi, że różnicy zdrowotnej nie ma żadnej, a ślepe testy wykazują, że żywność z nawozów wydaje się na ogół smaczniejsza.

czwartek, 29 grudnia 2011

Mark Simpson mówi

Obejrzałem film How Gay Sex Changed the World, tytuł bardzo trafiony jeśli przez "gay sex" rozumieć szerzenie idei przyznania praw gejom, a przez "the world" - Wielką Brytanię. Wykreślenie nielegalności stosunków homoseksualnych nastąpiło w "świecie" w roku 1967. Nic dziwnego, że Jarosław K., znany obrońca gejów, cytuje zapisy prawne z II RP o legalności aktów homoseksualnych i zamyka temat, bo co więcej komu trzeba w IV RP? Wróćmy z zaświatów do "świata". Kontakty homoseksualne były legalne po 21 roku życia - to przetrwało aż do roku 1994, kiedy uchwalono, że wiekiem stosownym będzie 18 lat. Heteroseksualiści mogli legalnie używać seksu od 16 lat, więc zmiana z 1994 była odebrana jako kontynuacja dyskryminacji, a nie przyznanie prawa. Dopiero w 2001 roku zrównano obie opcje pod tym względem, ale to opóźnienie zrekompensowano przyznaniem innych praw w krótkim czasie potem. Mowa naturalnie między innymi o legalizacji związków homo, które Simpsonowi nie są szczególnie potrzebne, jak mówi. Ale, jak rozumiem, nie odmawia innym prawa do korzystania z nowych możliwości. To mi wygląda jak tęsknota żonatego faceta do wybryków kawalerskich. Przejmowanie przez gejów wzorców życia dotąd uważanych za typowo heteroseksualne (modniej byłoby rzec: heteronormatywne) prowadzi do efektów komiczno-tragicznych, jak ten na przykład, że stateczni mieszkańcy homoseksualnej dzielnicy Castro w San Francisco protestowali przeciw ulokowaniu na ich terenie schroniska dla młodych, bezdomnych gejów. Zza Atlantyku wracamy do "świata". Od lat 80 wieku XX obecność gejów zaznaczała się coraz wyraźniej w życiu społecznym. Jak dowcipkują twórcy filmu, królowa brytyjska nie spadła z tronu po Relax Frankie Goes To Hollywood, przetrwała też parady Gay Pride i serial Queer As Folk. A co zrobiłaby Królowa Polski, gdyby podobne wydarzenia miały miejsce pod jej panowaniem? Nie śmiem nawet mniemać. Geje w "świecie" wywalczyli sobie w końcu prawo do seksu od 16 lat, mogą publicznie się całować, ale nie muszą tego robić od kiedy mają gaydar. I tu na całe 12 sekund oddaję głos Markowi Simpsonowi.

środa, 28 grudnia 2011

Lęk przed fobiami

Ten wpis miał być wspomnieniem rozmowy ze Szkła Kontaktowego, w której Artur Andrus został zapytany o to, co sądzi na temat raportu Komisji Europejskiej (lub innej szacownej instytucji europejskiej - nieważne), w którym była mowa o zarzutach ksenofobii i homofobii wobec Polski. - Czy zarzucono również arachnofobię? - zapytał Andrus. O masowych protestach, żądaniu zwolnienia Andrusa formułowanym w gremiach i środowiskach i potępieniu, z jakim ta wypowiedź się spotkała we wszystkich niemal mediach, nie napiszę nic, bo nic takiego się nie wydarzyło. Wróćmy do fobii. Komisji Europejskiej można by zarzucić fobofobię, czyli lęk przed fobiami. Wymyśliłem to sam, ale oryginalny w tym nie byłem, bo tutaj można znaleźć dużo więcej o fobiach. Na wszelki wypadek, gdyby link się zdezaktualizował, przytoczę parę przykładów.
  • Aibohphobia - lęk przed palindromami. Lęk przed palindromami, którego nazwa jest sama w sobie palindromem?
  • Anatidefobia - lęk przed byciem obserwowanym przez kaczkę.
  • Barofobia - lęk przed grawitacją. Konkretniej: lęk przed upadkami, urazami spowodowanymi jedynie siłą grawitacji, bądź wręcz przeciwnie - nagłym jej zanikiem.
  • Genufobia - lęk przed kolanami. Brzmi durnie, chyba, że te kolana są z tych, które lądują z dużą siłą na waszym brzuchu.
  • Luposlipafobia - lęk przed byciem gonionym przez wilki wokół stołu kuchennego, w skarpetkach, po świeżo wypastowanej podłodze.
  • Seskipedalofobia - lęk przed długimi słowami. W tym przed inną nazwą tego syndromu, ukutą przez Johna Tickle'a w Brainiacu - Hippopotomonstrosesquipedalofobia.
To pochodzi z portalu Widelec.pl, który chyba jest zabawny. Jako próbkę zamieszczę obrazek z nieprzyzwoitym bałwankiem. Więcej tutaj.


Mam wrażenie, że inny mój wynalazek - izmizm, czyli tendencja ujmowania czego się da w -izmy, jest oryginalny. Wprawdzie występuje w youtube, ale chyba nie w takim znaczeniu. Wymyśliłem też sam heterofobię, jako lęk przed osobami heteroseksualnymi. Ale to nie jest nic oryginalnego, bo pojawia się w wikipedii. A jeśli jeszcze chodzi o homofobię, to w miarę wykształcona osoba około stu lat temu rozumiałaby to jako lęk przed jednorodnością, a typowym jej objawem byłaby panika dwóch kobiet, które przyszły na raut w jednakowych kreacjach.

Cytat wart ocalenia

Never criticize a man until you've walked a mile in his shoes. That way, if he doesn't like what you have to say, you're a mile away and you have his shoes. (Anonymous)

Greek Pete

Znowu angielski w wersji hardkorowej, tym razem w odmianie brytyjskiej. To kolejny całkiem inny film. Czy to prawda, czy teatrzyk w stylu dogmy? Może trochę tego i tego, ale wygląda na to, że więcej tu prawdy i reportażu, niż fikcji, o czym świadczy to, że bohater rzeczywiście widnieje jako zwycięzca w kategorii Best Overall Escort pod ksywą London Boy Pete (kto nie ma problemu ze zdjęciami gołych facetów, może sprawdzić tutaj). Haigh, twórca filmu, nie unika śmiałych scen seksu, ale po Winterbottomie nie jesteśmy zaskoczeni. Ma to być relacja z roku życia geja zarabiającego na płatnym seksie i zapewne jest, ale czy coś z obejrzenia tego wynika? Raczej niewiele, a ewentualna przyjemność polega na tym, że czujemy się, jakbyśmy kogoś podpatrywali. I nawet jeśli ten ktoś tylko kroi cebulę, ale nie chciałby być przy tym widziany, to już jest pewien dreszczyk emocji u podglądających. Pete raczej nie kroi cebuli, a pokazywanie imponująco dużych organów nie stanowi dla niego problemu. Mam na myśli przede wszystkim jego uszy.

wtorek, 27 grudnia 2011

Prokrastynacja owocuje

Zdecydowanie należy wprowadzić słowo prokrastynacja do użycia w mowie potocznej i odświętnej. Według Ugresić, od której to określenie wziąłem, prokrastynacja owocuje lepszą sztuką, literaturą i polityką. Ale czas nas goni, ciągle czekamy na nowe bodźce, niech już będzie cokolwiek, byle było. Stąd regres. Mam wrażenie, że regres trwał już wtedy, gdy powstawały jaskiniowe malowidła w Lascaux. Okropne te bohomazy, myślała sobie niejedna jaskiniowa matrona przygładzając futrzaną garsonkę.

poniedziałek, 26 grudnia 2011

All Boys

Film dokumentalny, któremu trudno zarzucić obiektywizm. Ujęcia w sepii, żałobna muzyka w tle - świat pornobiznesu nie może wypaść dobrze w takiej oprawie. Nawet Disneyland wyglądałby ponuro i żałośnie przy takim nastawieniu. A temat w sumie jest fascynujący: jak to możliwe, że w Czechach ruszyła produkcja filmów porno dla gejów na taka skalę? Wyjaśnienia są w miarę proste, ale nie wiadomo, czemu to nie stało się dajmy na to na Łotwie czy w Polsce. Też bieda, też rozwarstwienie. Gdyby wziąć pod uwagę reportaże Szczygła z Czech, to argument byłby jasny: seks w Czechach to zdecydowanie mniejsze tabu, niż w innych byłych demoludach. Twórcy filmu pokazują Dana Komara, producenta filmów porno, i Rudę, jego niegdysiejszą gwiazdę (Aaron Hawke), z którym był nawet w związku przez parę lat. Komar, Amerykanin wbrew pozorom, wychodzi na zimnego sukinsyna, który ze spokojem przyjmuje to, że jego były facet zamieszkuje na dziko w jakimś betonowym bunkrze z dziurawym dachem. Ale coś podobnego mogłoby się zdarzyć w życiu, powiedzmy, producenta śrubek i też byłoby okropne. Trudno mi uwierzyć, że wszyscy młodzieńcy kończą pracę (bo kończą jako młodzieńcy, taki target) w pornobiznesie rozgoryczeni i w poczuciu straconych szans. - Byłem gwiazdą w USA - opowiada Ruda w swoim bunkrze. Dobrze by było, żeby bieda nie napędzała młodych ludzi do pracy w przemyśle porno, ale nawet gdyby biedy nie było, mam głębokie przekonanie, że porno istniałoby nadal. I w tej formie - jako jednej z życiowych opcji do wyboru - nie jest niczym złym, w czym zgadzam się w pełni z Pennem i Tellerem.

Od początku do końca czyli Do Começo ao Fim

Brazylijski film o zakochanych w sobie braciach. W dodatku widać, że produkcja nie jest niszowa, ale w pełni profesjonalna. I byłby to profesjonalizm typu hollywoodzkiego: wszystko pięknie sfilmowane, zmontowane, ścieżka dźwiękowa cacy, zatem mało kto zauważy, że nie ma takiego drobiazgu jak scenariusz. Ogląda się przyjemnie, nie powiem, ale ci bracia tak się ciągle kochają od dzieciństwa, naturalnie ich miłość z wiekiem przybiera bardziej dojrzałe formy (nie tak od razu). I poza tym niewiele więcej się dzieje, bo całe tło tej miłości jest tłem właśnie, z którego praktycznie nic się na pierwszy plan nie wysuwa. Największy dramat to rozłąka braci, więc widz przeżywa ciężkie emocjonalnie chwile patrząc, jak starszy brat, który pozostał sam w Rio de Janeiro, chodzi po jakichś podejrzanych klubach w koszulce z napisem "freedom" i tańczy z lalencjami. A jednocześnie deklaruje wierność ukochanemu bratu. Czy jej dochowa, nie zdradzę, za to zamieszczam fotos.

2 x 4 (2 by 4)

Johnnie mieszka w Nowym Jorku, pracuje jako budowlaniec u wuja Trumpa, a robota nie idzie, więc panowie Żydzi przychodzą i molestują z powodu opóźnień. Byłoby lepiej, gdyby nie to, że 90% obsady mówi z okropnym irlandzkim akcentem, więc jak już dochodzi do kulminacji z duszeniem i krzykami, to w zasadzie nie wiem, co komu kto zrobił i dlaczego u Johnniego kryzys zaufania do Trumpa szedł w parze z odrzuceniem heteroseksualności, na chwilę bądź na stałe - nie wiadomo. Ale podejrzewam, że nawet gdyby bohaterowie mówili jak królowa brytyjska, to miałbym spore zarzuty wobec tego filmu. W sieci znalazłem potwierdzenie, że nie bardzo wiadomo, o co tu chodzi. A całkiem odpychające są te "wycieczki" w głąb Johnniego, kiedy stoi nagi oblany niebieskim światłem. Miało być wrażenie głębi, a został tylko głąb.

Od tego należało zacząć

Alicja stanęła przed sądem w Krainie Czarów.
  Król, który od pewnego czasu zapisywał coś pilnie w notesie, zawołał nagle:
- Spokój! - po czym przeczytał zanotowane zdanie: - Prawo numer czterdzieści dwa. Wszystkie osoby liczące ponad milę wzrostu winny opuścić natychmiast salę sądową.
  Wszyscy spojrzeli na Alicję.
- Nie mam mili wzrostu - zauważyła Alicja.
- Masz - rzekł Król.
- Blisko dwie mile - dodała Królowa.
- Być może - odparła Alicja. - W każdym razie nie ruszę się stąd ani na krok. Poza tym to nie jest prawdziwe prawo, bo zostało przez Waszą Królewską Mość dopiero w tej chwili wymyślone.
- To jest najstarsze prawo w moim notesie - odrzekł Król.
- W takim razie powinno mieć numer jeden, a nie czterdzieści dwa - stwierdziła Alicja.
Ten wpis powinien być pierwszy, ale nie jest. Za Przewodnikiem stada Connie Willis przytoczę pięć najważniejszych uniwersalnych wartości.
  1. Optymalizacja potencjału
  2. Zasilanie sfery realizacyjnej
  3. Wdrażanie perspektywiczne
  4. Strategizacja priorytetów
  5. Wzmocnienie podstawowych struktur
Niektórzy dodają również "myślenie dywergentne", ale to jest już poza kanonem.


Andrzeju Stankiewiczu, nie idź tą drogą!

Stankiewiczu! Podejrzewam, że znasz angielski świetnie, codziennie czytujesz The Washington Post, The Economist oraz The Sun, ale proszę, nie używaj anglicyzmu-idiotyzmu "na koniec dnia", co ma być polskim odpowiednikiem angielskiego "in the end of the day", bo to znaczy po prostu tyle co "w końcu", "ostatecznie".

niedziela, 25 grudnia 2011

Open Cam

O, jak nisko ocenili ten film na IMDb! Raczej niesłusznie, bo w kategorii gtm to całkiem niezły okaz. Artysta-kulturysta Manny staje się świadkiem zabójstw, których dokonuje zamaskowany osobnik w czasie, gdy ofiary mają włączoną kamerę internetową. Inspektor prowadzący śledztwo wkracza w życie Manny'ego i w samego Manny'ego też. To bardzo udana postać z ironicznym dystansem, choć zdecydowanie za dużo pali. Czy żyli długo i szczęśliwie? Być może później było tak, jak w jednym z cytatów: ja i żona byliśmy szczęśliwi przez 20 lat, a potem się pobraliśmy.

Braterstwo czyli Broderskab

Dla porządku wspomnę, że Braterstwo to film o duńskich neonazistach, wśród których dwóch zapałało do siebie seksualnie manifestowanym, choć skrywanym, uczuciem. Historia nie miałaby sensu, gdyby to nie wyszło na jaw, co jest dobre dla widza, choć nie najlepsze dla bohaterów. Happy endu nie ma, ale z innych powodów niż widz się spodziewa. Stawiam plus temu filmowi, choć przestrzegam: jest buro i ponuro. A swoją drogą, duch Pima Fortuyna mógłby tu i ówdzie się pokazać i wytłumaczyć, jak można pogodzić homoseksualizm z nietolerancją rasową. Ale to tylko wtedy, gdy jakieś bardziej tolerancyjne duchy nie znalazłyby czasu na agitację.

Parting Glances

Film z roku 1986, AIDS i HIV to wciąż coś nowego, w tle mamy Brahmsa, Chopina i Bronski Beat. Nie ma tu typowego dla gtm szablonu, jak szukanie drugiej połówki, akceptacja własnej odmienności i walka o jej akceptację. Czy ktoś w końcu za Lemem stworzy kalkulator filmu gtm? Ten Lema wyglądał jak poniżej, jest też dostępny tutaj.


Wróćmy do Parting Glances. Widz bez ostrzeżenia ląduje w trójkącie bermudzkim uczuć i namiętności rozpiętym między Robertem, Michaelem i Nickiem. Pierwsi dwaj przeżywają kryzys w swoim sześcioletnim związku, ostatni dwaj - to przyjaciele znający się od lat, którzy równie dobrze mogli być parą, ale jakoś nie wyszło. A dalej nie dzieje się nic szczególnego, rozmowy, impreza pożegnalna dla Roberta, który leci do Afryki na dłuższy czas i wiszące nad tym wszystkim pytanie: czy takiego życia chcemy? Nie dlatego, żeby było to życie złe, ale zawsze istnieje wątpliwość, czy nie mogłoby być lepiej. Jedna osoba, Nick, nie musi się nad tym zbytnio zastanawiać, bo ma AIDS, w tamtych czasach wyrok śmierci na krótko odroczony. Film oceniam dobrze, obsadę miał gwiazdorską w tym sensie, że Nicka grał Steve Buscemi, ale pozostali aktorzy pozostali mniej znani, choć wizualnie górują nad Buscemim. To nic nadzwyczajnego. Ciekawostka: sąsiadami Michaela i Roberta są Polacy, więc słyszymy w filmie parę zdań po polsku. Na koniec ostrzeżenie: nie znalazłem napisów do filmu, a finezja dialogów idzie w parze z marną jakością audio, więc zrozumiałem mniej niż zwykle.

sobota, 24 grudnia 2011

Breaking the Surface: The Greg Louganis Story

Skąd ja znam tego gościa? Bo skądś na pewno. Gość to Mario López, blisko czterdziestoletni chłopiec o nienagannej sylwetce i brzuszku w abeesy-floresy, które chętnie eksponował w serialu Nip/Tuck, gdzie grał doktora Mike'a Hamoui. Wreszcie zajarzyłem: Breaking the Surface, film o znanym skoczku do wody, Gregu Louganisie, który po zakończeniu kariery wydał autobiografię, a w niej przyznał się, że jest gejem i ma HIV. Tę postać zagrał López, tam też miał okazję do pokazywania abeesów. Film powstał jakieś 14 lat temu, dobrze to o Mariu świadczy, że wciąż trzyma taką formę, rzućmy okiem.


A o czym jest film? Głównie o tym, że zimny, zdystansowany tatuś adopcyjny naprawdę kochał swoje dziecko, choć nie umiał tego okazać. (Nie, nie chodzi o ten sposób okazywania, o którym była mowa w Nip/Tuck w odniesieniu do doktora Troya, który przeżywał traumę na wspomnienie tego rodzaju miłości.) Również o tym, że jak się człowiek zakocha, to obiekt miłości może to niecnie wykorzystać. Nie byłoby w tym filmie nic godnego zapamiętania, gdyby nie jeden "moment", kiedy Tom wyznaje Gregowi miłość spełniając w ten sposób jego marzenie. Nie widziałem dotąd nigdy takiej pasji, z jaką jeden facet całuje drugiego w czoło. Czyżby w 1997 roku nie dało się niczego śmielszego pokazać w produkcji telewizyjnej? To byłoby dziwne, bo 3 lata później rozpoczęto emisję Queer as Folk, całkiem obyczajowo odważnego (Emmet raz fiutka pokazał!). Żeby Louganisowi oddać cześć, zamieszczam ten filmik.


Filmy gtm, nawet telewizyjne, mogą być bardziej poruszające, dla mnie bardzo dobrym przykładem jest Prayers for Bobby o chłopcu-geju, który popełnił samobójstwo nie znajdując akceptacji u swojej matki, żarliwej chrześcijanki. Dramat tu się nie kończy, lecz zaczyna, bo matka dowiaduje się od religijnych autorytetów, że Bobby spędzi wieczność w piekle, i zaczyna drążyć temat.

Cytat wart ocalenia

I went into a clothes store and a lady came up to me and said "if you need anything, I'm Jill". I've never met anyone with a conditional identity before. (Demetri Martin)

Ágnes Heller mówi

Na niekorzyść pani Heller przemawia to, że jest eks-marksistką. To również przemawia na jej korzyść. Pani Heller przemówiła u Penna i Tellera podając argumenty przeciw karze śmierci. Czy kara śmieci działa odstraszająco? O ile mi wiadomo, statystyki tego nie potwierdzają, a pani Heller wyjaśni nam dlaczego.

Wolna wola? Wolne żarty!

Wprowadź emocje takie jak strach, depresja, ciekawość, niepewność i szukanie sensu rozpaczy nad czymś pozornie nieważnym, a ciało migdałowate może przekonać neokorteks w zasadzie do wszystkiego. Ten cytat z książki Dlaczego jesteśmy ateistami (s. 271) budzi dwa podejrzenia. Pierwsze takie, że tłumacz odniósł zwycięstwo nad polszczyzną lub autorka nie wiedziała sama, o co jej chodzi. Drugie podejrzenie dotyczy tego, co akurat w tej wypowiedzi jest jasne, czyli oddziaływania ciała migdałowatego na neokorteks. Jeśli to prawda, to znów można mieć zastrzeżenia do stwórcy. Jeśli obdarzył nas wolną wolą, to mógł zapewne skonstruować mózg tak, aby nędzna fizjologia nie miała aż takiego znaczenia. Albo całkiem pozbawić nas mózgu. Organ duży, energochłonny, wrażliwy, a w zasadzie zupełnie zbędny, skoro cała nasza psychiczna sfera mieści się w duszy, która od ciała jest całkowicie niezależna. Oddaję hołd Richardowi Carrierowi, który sformułował ten argument. Swoją drogą, przedstawiono w książce zadziwiającą koncepcję początków religii. Hipoteza głosi, że przed paru tysiącami lat mózg człowieka nie był tak rozwinięty jak dzisiaj, mianowicie wiązanie między półkulami było słabsze (lub coś w tym stylu). Efekt był taki, że nasi przodkowie dużo częściej niż my doświadczali wizji typu krzew gorejący, które brali za rzeczywistość. To tłumaczy, czemu teraz kontakty z Bogiem są tak ulotne, rzadkie i bez świadków. Wspomniany Richard Carrier o tym też mówi. Jeśli po śmierci mamy zbawienie albo piekło, a Bóg tak nieskończenie nas kocha, to czy mógłby swoją wiadomość przekazać w jakiś sposób nie pozostawiający żadnych wątpliwości? Co ja na to poradzę, że czytając na przykład rozdział 12 z Księgi Liczb nie mogę wyjść z podziwu nad bezkrytycyzmem ludzi wierzących. Aaron z żoną Marią napomina swego brata, Mojżesza, aby nie brał żony "Murzynki" (tak stoi u Wujka). Pojawia się Bóg w postaci obłoku i mówi, że się mylą, choć wcześniej zakazał Żydom takich ślubów. A jako dodatkowego argumentu w dyskusji użył trądu, którym poraził Marię. Aaron przeprosił Mojżesza i trąd ustąpił. Grajmy Panu na harfie, grajmy Panu na cytrze, chwalmy śpiewem i tańcem cuda te fantastyczne!

Nic nie zakłóci atmosfery?

Nawiązuję do radiowej reklamy kapsułek Imogas przeciw wzdęciom. Imogas zapewnia "szybką ulgę po wzdęciach". Zaraz, zaraz... Najpierw wzdęcia mijają, a potem stosujemy Imogas? I odczuwamy ulgę! Zdaje się, że po wzdęciach odczuwamy ulgę biorąc dowolny preparat, więc na czym polega cudowne działanie Imogasu? "I nic nie zakłóci świątecznej atmosfery". No tak, wzdęta pani domu pozbędzie się swego problemu przy świątecznie zastawionym stole, ale zaraz potem zażyje Imogas, co zapobiegnie zepsuciu atmosfery. I do tego nic nie zakłóci! Jeśli ciocia z uchem zdeptanym przez słonia zacznie kolędy śpiewać, to zatkamy jej buzię Imogasem i atmosfera będzie uratowana. Wszystko, co tu napisałem, wynika z tendencyjnej interpretacji reklamy, ale jej twórcy bardzo mi pomogli.

piątek, 23 grudnia 2011

Gertruda Stein przebita kołkiem?

Czytając książkę Dlaczego jesteśmy ateistami natknąłem się na nawiązanie do opisu róży dokonanego przez Gertrudę Stein. O tym za chwilę, a na razie, mój czytelniku, winien Ci jestem wyjaśnienie, iż tytuł tego wpisu jest nawiązaniem do brukowcowej strategii stosowanej w portalach informacyjnych polegającej na tym, że zachęca się do czytania tekstu pod linkiem serwując mocno nieuczciwy tytuł. Tusk sypia z Anną Dymną?! Jak donosi nasz reporter widziano Donalda Tuska na premierze filmu Czasem słońce, czasem bułka z masłem. Premier zajmował lożę dla VIP-ów, poniżej na sali zasiadła również Anna Dymna. Pod koniec czterogodzinnego filmu widać było jak ich głowy słaniają się, a powieki opadają. Tak, Tusk spał z Anną Dymną na seansie filmowym.

Przechodzę do cytatu: Rose is a rose is a rose is a rose. Przebiję ten cytat dwoma innymi i wcale się tym nie zmęczę, bo cytat Stein ma urok monotonnej tautologii, monotonnej tautologii, monotonnej tautologii. Pierwszy cytat to Koń jaki jest, każdy widzi Benedykta Chmielowskiego. Ciekawe, czy to dotyczy też konia mechanicznego. Dzisiaj jeszcze trudno sobie wyobrazić, aby z koniem w życiu się nie zetknąć, ale przecież gdyby taki Eskimos chciał się czegoś o koniu dowiedzieć, to Chmielowskiego mu nie polecajcie. W takiej Szwecji sam widziałem konnego policjanta, jak na grzbiecie końskim rozmawiał przez mikro..., tfu!, krótkofalówkę. Drugi cytat: Stokrotki są drzewami mojego autorstwa jest zainspirowany książką Dawkinsa Najwspanialsze widowisko świata, gdzie wspomniano o florze Św. Heleny obejmującej drzewa, które wyewoluowały ze stokrotek. Poniżej zamieszczam link do filmu i obrazek z melanodendronem.  

ARKive video - Black cabbage tree - overview 

I co? Przebiłem Gertrudę Stein? Mniemam, że tak, choć mi trochę głupio, bo w ostatnim filmie Allena
O północy w Paryżu była tak znakomicie zagrana przez Kathy Bates. A sam film był z tych zaledwie lepszych, bo nie najlepszych.

środa, 21 grudnia 2011

ALD o reformie kolei Dzierżyńskiego

ALD to kolega z pracy, który - niczym lord Bradley - zna niezliczoną liczbę niezrównanych anegdot. Na szczęście nie podąża śladem zblazowanego Bradleya, który w pewnym momencie buntuje się (?) i zamiast opowiedzieć kolejną niezrównaną anegdotę zadaje zagadkę: co to jest? Zaczyna się na "d", kończy na "a", ma cztery litery, jest miękkie i pulchne, zwłaszcza u kobiet. To oczywiście zmusza przyzwoitą panią domu (a rzecz dzieje się na przełomie wieków XIX i XX), aby zwróciła się do lokaja ze słowami: John, lord Bradley pragnie opuścić nasze towarzystwo.

Jak Dzierżyński reformował kolej po rewolucji w Rosji według ALD? Wysyłał depeszę, że będzie przejeżdżał przez stację kolejową o danej godzinie i oczekuje, że personel kolejowy będzie stał na peronie i salutował. Potem przejeżdżał przez stację i strzałami z pistoletu pozbywał się starej załogi, a nową rekrutował z przypadkowych ludzi z pobliskiego miasteczka. Dzisiaj się mówi, że niektóre instytucje należałoby zaorać i zbudować od nowa, zapewne naszą kolej też. To nie pomoże, mówi Kwiatek. I chyba ma rację. Ale chwilowo mam pewność, że nikt nie będzie tak orał jak Dzierżyński. A także nadzieję, że nie tylko chwilowo.

Rymkiewicz mówi

Kuczyński Waldemar w dyskusji w poranku Tok FM cytując sparafrazował słowa Poety o mieszkańcach Polski, którzy nie chcą być Polakami, a wyraził ja tak: pies z nimi odbywał czynności seksualne. Potem Kuczyński nie wytrzymał i przytoczył bardziej wierną wersję cytatu. Ja przytaczam cytat znaleziony w sieci.
Co do tej drugiej jednej czwartej to mogę powiedzieć tylko to, co powiedziałem 15 lat temu, kiedy na prezydenta wybrano Kwaśniewskiego. Przypomniałem wtedy słowa pieśni I Brygady Legionów: Jebał was pies. I tylko to mogę powiedzieć teraz tym Polakom, którzy nie chcą być Polakami - a jebał was pies.
Dla wyjaśnienia pozwolę sobie przytoczyć inny cytat, w którym operuje się pojęciem "naród" w znaczeniu tej części społeczeństwa, która jest patriotyczna, czyli głosuje na patriotów. I tak powinno być: katolik głosuje na katolika, patriota na patriotę, anarchosyndykalista na...
Niemal połowa Polaków głosowała na Jarosława Kaczyńskiego, a to znaczy, że niemal połowa Polaków chce pozostać Polakami. Czyli jest przekonana, że to jest coś dobrego, nawet coś wspaniałego - być Polakiem. No, może nie połowa, ale jedna czwarta - jeśli odliczymy dzieci oraz tych, którzy nie głosowali (...) Jeśli w takim społeczeństwie, w jakim żyjemy (postnowoczesnym czy postpolitycznym - jak to się teraz nazywa), jego czwarta część jest przekonana, że warto być narodem - to znaczy, że ten naród istnieje i będzie istniał. 8 czy 9 milionów Polaków - nie trzeba więcej.
[Źródło cytatów]

Parafraza Kuczyńskiego natychmiast wywołuje skojarzenie z relacją Iwony z audycji, w której redaktor przedstawiał tłumaczenia tekstów piosenek emitowanych zaraz potem. W jego tłumaczeniu piosenka miała słowa "chcę odbyć niedobrowolny stosunek płciowy z Callahanem, chcę odbyć niedobrowolny stosunek płciowy z żoną Callahana" itp. Nie mam pojęcia kim jest Callahan, a raper który zaraz potem zaczął śpiewać skandował: "fuck Callahan, fuck Callahan's wife".

Wyścig z czasem czyli In Time

In Time to znowu coś między hitem a shitem. Film zrobił Niccol, facet od Truman Show i Gattaki, więc mamy prawo czegoś oczekiwać. I jest ok, bohaterowie jak zwykle w sci-fi uciekają przez większość czasu (a momentami czasu mają mało!; od czasu do czasu nie mam wcale czasu, jak śpiewał Adaś nawiązując do pieśni Kayah'y i Bregovicia), ale też podejmują odważne i udane próby przeciwstawienia się opresji. Świat, w którym osadzona jest fabuła, przypomina z pozoru nasz, parę razy widzimy mapę z zarysami znanych nam kontynentów. Największy zarzut, jaki stawiam, to założenie wyjściowe, które wywoduje w moim przypadku natrętne pytanie: w jaki sposób doszło do tego, że ludzie mogą być praktycznie nieśmiertelni, po skończeniu 25 lat się nie starzeją (dlatego na filmie są same młode buzie), ale mają limit 1 roku życia? Nie pytam naturalnie o to, jakie midichloriany zostały użyte, aby powstrzymać procesy starzenia, ale o to, jak wprowadzono taki dziwny system, który najwidoczniej jest jakoś odgórnie sterowany. Na to pytanie nie ma cienia odpowiedzi, dlatego rzeczywistość przedstawiona w filmie ma tyle wspólnego z naszą, ile mniej więcej świat Gwiezdnych Wojen. Tym bardziej, że w trakcie ucieczki bohater gna na wstecznym ile wlezie, a jadący za nim, ale przed siebie samochód pościgowy ledwie nadąża. Dopisek późniejszy: Kwiatek twierdzi, że ten film pokazuje maksymę "czas to pieniądz" wprowadzoną literalnie w życie. Zgoda!

wtorek, 20 grudnia 2011

Przysłowie francuskie na dziś

Jedno z tych dwóch, ale zapomniałem które.
  • Les fous ont leur manie, et nous avons la nôtre.
  • C'est peu d'être modeste, il faut avoir encore de quoi pouvoir ne l'être pas.
Właśnie odkryłem, że to drugie należy do Voltaire'a. Dla nieznających francuskiego podaję spolszczenie za automatycznym tłumaczem google'a: Jest trochę za skromne, musi jeszcze tyle siły, by nie być tak. I w ten sposób wiedzielibyśmy, jak powstał Dramat postaw moralnych Różewicza, w którym taka wypowiedź mogłaby się znaleźć swobodnie, ale niestety 40 lat temu nie było google'a.

Życzenia wszystkiego nienajlepszego

Pewna osoba głosem kobiecym dzisiaj mówiła, że należało funkcjonariuszom (WSI chyba) zapewnić czasokres, który dawał szanse przeżyciowe. Ten brutalny gwałt na polszczyźnie powinien się gwałtem od odcisnąć. Powinien, ale nic z tego nie będzie, bo Kalembas Krystyna nie odda swej władzy nad językiem, złamała już, czego rozum nie złamie, a czasokres jej panowania sięga daleko, gdzie wzrok, słuch ni węch nie sięga.

poniedziałek, 19 grudnia 2011

Nowy Pompon donosi

Masa krochmalowa
i papier skrobiowy jako dodatki do szynki uzupełniają mięso i inne składniki. Zawartość masy jest wprost proporcjonalna do przetworów uzyskanych technologią stymulacji martwych tkanek tłuszczowych pobranych z gruczołów.

Cytaty warte ocalenia

One day I sat thinking, almost in despair; a hand fell on my shoulder and a voice said reassuringly: cheer up, things could get worse. So I cheered up and, sure enough, things got worse. (James C. Hagerty)

I went to a restaurant that serves "breakfast at any time". So I ordered French Toast during the Renaissance. (Steven Wright)

Trening niedzielny bez Radia Maryja

Dzisiaj nie wziąłem na siłownię ani tableta, ani mp3-plejera. Bo zapomniałem. A szkoda, bo znowu włączyłbym sobie Radio Maryja, które w małych dawkach jest piorunująco inspirujące. Zapytałby ktoś, w jaki sposób audycja o wychodzeniu z alkoholizmu z pomocą Jezusa może być ciekawa. Dla mnie może. Dzwoni do radia niewiasta, starsza po głosie sądząc, i opowiada swoją historię. Mąż alkoholik dał się przekonać, zwrócił się do Jezusa i rzucił picie. Niestety po jakimś czasie wrócił do nałogu. Ale słuchaczka nie narzeka, dźwiga swój krzyż z pokorą, a dodatkową radość czerpie stąd, że teraz może modlić się za siebie i za męża, który jest dla niej takim utrapieniem. To przecież dużo większe wyzwanie niż modlenie się za męża trzeźwego. I radość trudniejsza, ale tym hojniej po śmierci nagrodzona, jak przypuszczam. Nie mam nic przeciwko temu, aby pokonywać alkoholizm z pomocą Jezusa. Nie przeszkadza mi to również, że - jak widać - osoby religijne zawsze znajdą powody do czerpania radości ze swej wiary, choć na pozór wydaje się, że nie powinno być żadnych. Za to przeszkadza mi, że zapominam brać ze sobą mp3-plejer.

Nowa kurtka Kwiatka

Kupiona w sobotę, skórzana, z kapturem, który można na wiosnę odpiąć. Pod spód bluza polarowa rozpinana w kolorze żywym, niebieskim. Całość proponuję uzupełnić zgrabną filakterią w kolorze czarnym lub marengo.

Czy opozycji wolno więcej niż rządowi?

Tak. To prosta konkluzja z następujących, mało kontrowersyjnych przesłanek:
  1. większa władza wymaga większej odpowiedzialności za czyny i słowa,
  2. rządzący mają większą władzę niż opozycja.
Wobec tego w sytuacji, gdy rządzący i opozycja prowadzą dyskusję na jakikolwiek temat, a głosy w dyskusji można interpretować jako porównywalne głupstwa, rządzący mogą (i powinni) być krytykowani ostrzej. Nawet jeśli ich reakcję można by tłumaczyć tym, że "tamci zaczęli". Dlatego przyjmując, że słowa Tuska o "moherowej koalicji" dorównują swoim antagonizującym przesłaniem stwierdzeniu Kaczyńskiego, że "my jesteśmy tu gdzie wtedy, oni tam gdzie stało ZOMO", nie dziwię się ostrej krytyce tego ostatniego. To wszystko pozostaje całkowicie spójne z następującym przekonaniem
  1. każda osoba występująca publicznie może być krytykowana za wypowiadane głupstwa.
To oznacza, że mogę krytykować opozycję, jeśli uważam, że mówi i proponuje głupstwa. I nie muszę się przejmować zachowaniem równowagi w krytyce jednocześnie atakując rząd, który - dajmy na to - żadnego widocznego głupstwa w danej chwili nie robi. A także wtedy gdy robi. Dlatego mam prawo uważać, że kieruję się zdrowym rozsądkiem a nie uprzedzeniami, kiedy wyśmiewam niegdysiejsze pomysły PiS, aby dosypać pieniędzy z budżetu do banków. Banki przetrwały, budżet też, chociaż ledwo ledwo. Największa i nieusuwalna słabość tego podejścia polega na tym, że trzeba jeszcze uwzględnić to, że
  1. większe głupstwo powinno wywołać większy sprzeciw.
Ale co naprawdę jest głupstwem, wie tylko Bóg. A ten, jak wiadomo, nie istnieje.

niedziela, 18 grudnia 2011

Służące czyli The Help

Ani to hit, ani shit. Problem w tym, że to film słuszny, który ukazuje ludzką krzywdę i głupotę, która tę krzywdę powodowała. Tyle, że dzisiaj pokazanie tego w filmie nie wymaga żadnej odwagi. Ta byłaby potrzebna, by sportretować czarne służące jako osoby leniwe, niezaradne i złośliwe. Tutaj są one szlachetnymi wychowawczyniami córek białych kobiet, które do dzieci nie mają serca, wyśmienitymi kucharkami, poza tym odważnie występują w swojej sprawie, czyli przeciw zamaskowanemu niewolnictwu lat sześćdziesiątych w Ameryce. Film monotematyczny, broni się jako obrazek z epoki, która minęła nie całkiem dawno, a w gruncie rzeczy była dalece inna od naszej. I to nie tylko dlatego, że na, pardą, Afroamerykanów mówiono nigger.

sobota, 17 grudnia 2011

Buy-sexual

W Ugly Betty postać grana przez Salmę Hayek spotykała się z niejakim Hunterem, a nie powinna, bo serce ofiarowała Danielowi, jak (czczo) deklarowała. Betty odkryła, że Hunter występuje w roli atrakcji seksualnej w jednym z klubów. Dochodzi tam do następującej rozmowy.
BETTY: Hunter, do you have a girlfriend?
HUNTER: I have girlfriends, boyfriends, all sorts of things!
BETTY: Um, so you mean you're bisexual?
HUNTER: That's right, babe. If you buy, I'm sexual. 

I po Nip/Tuck

Tak, zakończyliśmy oglądanie tego serialu. Całe sześć sezonów. Miewał niezłe momenty, ale w sumie był niezwykle ponury, bohaterowie szamotali się bez wyraźnych motywów w wielu wypadkach utrudniając sobie niepotrzebnie życie. Ale stawiam mu duży plus za oprawę muzyczną, nieco w duchu Tarantino.

Ejtis - ! czy ?

Toczy się spór w naszej antyspołecznej, dalece nie rodzinnej, ale jednak podstawowej komórce. Dotyczy on ejtis, czyli lat osiemdziesiątych. Nie jest sprawą wymagającą pilnego rozstrzygnięcia kwestia, czy muzycznie były to lata kiczu i nudy (ku czemu się przychylam), czy raczej nieustającej inspiracji, widocznej dziś w licznych nawiązaniach do epoki (tej tezie sprzyja Kwiatek). Zapewne obaj mamy rację, bo te dwie opinie są jakoś uzasadnione. Ja potrafię przytoczyć argumenty za jedną i drugą. Argument za drugą:


Argument za pierwszą:


Nb. wizja nauki u Dolby'ego ma coś wspólnego z nauką uczynioną przez Maszynę, Która Umie Zrobić Wszystko Na Literę "N" w opowiadaniu Lema.

piątek, 16 grudnia 2011

Cymański merda ogonkiem

Zawsze warto wsłuchać się w słowa Tadzia. Kiedyś wytoczył ciężki zarzut premierowi (wiadomo, któremu), że zamiast mówić "dołożymy starań", "spróbujemy" mówił z mównicy "wykonamy", "osiągniemy" itp. Brutal jeden. A teraz Tadzio mówi o swojej ewolucji w zakresie podejścia do swobód członka partii (Tadzio! - przez ciebie polszczyzna mi dziczeje!). Oto fragment wywiadu, pytanie zadaje AgataNowakowskaDominikaWielowieyska.
- A jak pan się poczuł w tym terrarium? [Chodzi o twór protopartyjny Solidarna Polska] Więcej wolności?
- Nie czuję się płazem. Raczej ptaszkiem, któremu otworzono klatkę: on wyfruwa, ale za chwilę wraca, tak jest oszołomiony. Ja jestem już trochę takim starym, wyleniałym psem zagrodowym. Broniłem tego folwarku, jak mówi Jacek Kurski - kolonii karnej, w kagańcu, na krótkim łańcuchu. I przychodzi taki moment, że człowiek się wyrywa na trawkę, chce pomerdać ogonkiem, poszczekać.
Nic co psie nie jest mu obce? 

Sikorski oskarżony o pragmatyzm

Minister spraw zagranicznych został oskarżony przez posła PiS Waszczykowskiego o pragmatyzm! Premier przyznał, że to ciężkie oskarżenie. Ale nie ma z czego drwić. To nie szkodzi, że z pobudek patriotycznych myli się pragmatyzm z cynizmem, wyrachowaniem, zimną kalkulacją lub bezideowością. Ja też postanowiłem zacząć oskarżać. J'accuse! Oskarżam cię, Perpetuo, o podstępną wyrozumiałość, a ciebie, Izydorze, o bezczelną punktualność.

czwartek, 15 grudnia 2011

Odlot w Alabama

Niegdyś Barańczak przyjrzał się wydanej w PRL-u książeczce o piosenkach trzydziestolecia i znalazł w niej utwór wykonywany przez Ludmiłę Jakubczak z następującym tekstem.
Kto w Alabama do Noemi trafi
Z bawełny pończoch cała noc
Choć w Alabama jak w drewnianej szafie
Jedwabnych kiecek moc
W tej szafie gruchaj z gołąbkami swemi
Klekoce w rynku stary Ford
To jedzie diabeł, diabeł do Noemi
Rozpiera się jak Lord

O mówi diabeł Alabama
Noemi biodra ma jak hamak
O! Mówi diabeł Alabama
Pończocho czarna, bawełniana,

Do szyby diabeł rzuca ognia grochy
Noemi otwórz piekłu drzwi!
Noemi nie chce bać się ani trochę
W uśmiechu mruży brwi
Noemi słodycz miesza diabeł pyskiem
Okręca ogon u jej nóg
Swój ogon długi jak most w San Francisco
Mięciutki niby sztruks.
Pończochy w prążki, popatrz na jej nogi!
Ogonem kręci diabeł, He!
Pończochy białe noszą aniołowie
A pończoch w prążki nie

O! Mówi diabeł Alabama
Ogonem piekieł pręgowana
O mówi diabeł, Alabama
na brzuchu piekieł zbudowana

Gdy w Alabama u Noemi w szafie
Stróż anioł włosy z głowy rwie
Ty z diabłem w sercu siedzisz na kanapie
Ach te pończochy dwie
Tu brudny Joe w barze cocktail miesza
Karaluch tlucze głową w szkło
Przez szynkwas nocy niebo nogi zwiesza
Obrączek czarnych sto
Jeżeli płaczesz otrzyj łzy pończochą
Jeżeli kochasz nowe kup.
Ach, czyjeś serce wpadło do pończochy
Osuwa się do stóp.

O mówi diabeł Alabama
Noemi to prawdziwa dama
O! Dzisiaj będę w Alabama
Kto ze mną chce do Alabama

Kto w Alabama do Noemi trafi
Z bawełny pończoch cała noc
Choć w Alabama jak w drewnianej szafie
Jedwabnych kiecek moc
Tekst tej pieśni tak zrył psychę Barańczakowi, że omal apopleksji dostał. Jedno jest pewne: autorzy Bogusław Choiński oraz Jan Gałkowski mieli fisia w temacie pończoch połączonego ze schizą na punkcie nieodmieniania Alabamy przez przypadki. Piosenka nie jest zresztą chyba beznadziejna, ale jej tekst na pewno nie zasługuje na zamieszczanie na stronie z poezją śpiewaną. Posłuchajmy.


poniedziałek, 12 grudnia 2011

Mr. Sandman

Mr. Sandman to motyw muzyczny, który mi się ostatnio rzucił na uszy. Dzisiaj był w Nip/Tuck, a wcześniej był intensywnie wykorzystany w filmie Mr. Nobody, podobno europejskiej odpowiedzi na Ciekawy przypadek Benjamina Buttona. Ciekawy przypadek był straszliwie nudny, a odpowiedź na niego też niezbyt dobra. Mr. Nobody to przezwyciężenie klasycznego schematu fabularnego w tym sensie, że przedstawia alternatywne wizje życia głównego bohatera, wszystkie równie prawdziwe, co jeszcze niczym specjalnie złym nie jest, ale żadna z tych wizji nie jest szczególnie wciągająca. Przynajmniej ładnie grali.

Władyka mówi

Kiedyś, gdy u Dominiki Wielowieyskiej rozmowa zeszła na Jerzego Buzka, Andrzej Morozowski wyraził obawę, że nie dorówna profesorowi Władyce wypowiadającemu się na ten temat parę dni wcześniej. Na to Wielowieyska jęła krzyczeć "Andrzeju! Andrzeju!". Posłuchajmy eksperta.


W obliczu popełnionej niezręczności rzekł onegdaj Bernard Shaw: gdybyśmy byli w lesie, zamordowałbym panią i nie byłoby gafy. W przypadku Władyki potrzebne byłoby morderstwo na skalę masową. Nieco od rzeczy przytoczę anegdotkę o lordzie, który zaatakowany przez rekina usiłuje bronić się nożem. A fe, rybę nożem?- gorszy się rekin.

Boniecki mówi

A raczej mówił, bo mu buzię przełożony zakneblował. Marianin nie może wypowiadać szaleńczych tez o Nergalu, że niby nie jest on prawdziwym satanistą, a jest to jedynie jego sceniczna kreacja. Nie przystoi też marianinowi nie twierdzić, że krzyż w sejmie jest konieczny, niezbędny, nieodzowny i pożądany przez całe społeczeństwo. Również bagatelizowanie Halloween jest nieprzystojne. Ale w gruncie rzeczy nie o tym chciałem napisać. Dawno temu, kiedy Kolenda-Zaleska prowadziła poranki z dyskusjami o polityce w TokFM, jednym z komentatorów bywał ksiądz Boniecki. Było to bodaj przed wyborami prezydenckimi 2005, kiedy lansowano przez krótki czas kandydaturę profesora Zolla. W związku z tym wywiązała taka wymiana zdań:

Osoby: NN - inny komentator, KZ - Kolenda-Zaleska, AB - Adam Boniecki.
NN: I w ten sposób profesor Zoll utracił polityczne dziewictwo.
AB: I to bez żadnej przyjemności!
KZ: Ależ... proszę księdza!

Stawiam wino pierwszej osobie, która znajdzie mi to w mp3.

niedziela, 11 grudnia 2011

Evita

Kiedyś wsłuchałem się w tekst Don't Cry For Me Argentina z musicalu Evita. Impuls był silny, nieomal doprowadził do powstania blogu. Tu wspomnę, co było impulsem do prowadzenia tego blogu: chęć zapisywania wrażeń o obejrzanych filmach. Kwiatek wciska mi czasem, że powiedziałem coś, czego sobie nijak przypomnieć nie mogę, ale o to mniejsza, bo chodzi często o takie opinie, które mi nijak do mojej osoby nie pasują. Wróćmy do Evity.
It won't be easy, you'll think it strange
When I try to explain how I feel
That I still need your love after all that I've done

You won't believe me
All you will see is a girl you once knew
Although she's dressed up to the nines
At sixes and sevens with you

I had to let it happen, I had to change
Couldn't stay all my life down at heel
Looking out of the window, staying out of the sun

So I chose freedom
Running around, trying everything new
But nothing impressed me at all
I never expected it to

Don't cry for me Argentina
The truth is I never left you
All through my wild days
My mad existence
I kept my promise
Don't keep your distance

And as for fortune, and as for fame
I never invited them in
Though it seemed to the world they were all I desired

They are illusions
They are not the solutions they promised to be
The answer was here all the time
I love you and hope you love me

Don't cry for me Argentina
The truth is I never left you
All through my wild days
My mad existence
I kept my promise
Don't keep your distance

Have I said too much?
There's nothing more I can think of to say to you.
But all you have to do is look at me to know
That every word is true.
Mój ulubiony fragment dotyczy szczęścia i sławy, które według słów bohaterki są iluzjami, więcej nawet - nieproszonymi intruzami w jej życiu. Żyjąca w luksusie tłumaczy biednym zapracowanym ludziom, że bogactwo to złudzenie do niczego nieprowadzące. Poza tym: wybrała wolność! A co tych wszystkich biedaków przed takim wyborem powstrzymuje? Oni chyba lubią to swoje skromne życie i cieszą się, że Evicie powodzi się tak wybornie. Ale to nie wszystko. Później w musicalu mamy Eva's Final Broadcast do tej samej muzyki.
The actress hasn't learned the lines you'd like to hear
She's sad for her country, sad to be defeated
By her own weak body

I want to tell the people of Argentina
I've decided I should decline
All the honors and titles you've pressed me to take
For I'm contented
Let me simply go on as the woman who brings her people
To the heart of Peron

Don't cry for me Argentina
The truth is I shall not leave you
Though it may get harder for you to see me
I'm Argentina, and always will be

Have I said too much?
There's nothing more I can think of to say to you
But all you have to do is look at me to know
That every word is true
Ciężko chora Evita tak kocha lud argentyński, że nadal - pomimo choroby - będzie wypraszać łaski dla niego u najświętszego serca Juana Peróna. Czy jakoś tak, bo nie wiem w sumie jak rozumieć rolę serca Peróna w polityce argentyńskiej połowy XX wieku. Aż strach pomyśleć, co by było, gdybyśmy mieli w Polsce Evitę, która w imieniu ludu polskiego zanosiłaby prośby do serca Jaruzelskiego. Przy okazji zawsze warto posłuchać Sinéad O'Connor.

Nigdy mi się to nie znudzi

Taniec rycerzy z baletu "Romeo i Julia" - w youtube jest jeszcze zylion innych wersji.


Dygresja. Przeszukując youtube, aby znaleźć Prokofiewa trafiłem na Muppet Show z udziałem Rudolfa Nureyeva. Maybe you're overdressed? - pyta Piggy Nureyeva przyodzianego w ręcznik okręcony wokół bioder.

Cytat wart ocalenia

Marriage is a fine institution, but I'm not ready for an institution. (Mae West)

Пусть всегда будет солнце!

Kwiatek mówi, że to ładna piosenka. Zgadzam się. To kolejny argument za tym, że z marnych pobudek może powstać coś ładnego.



Kolejna pieśń też jest ładna, wielka szkoda, że obrót wypadków sprawił, ze jej przesłanie budzi politowanie. To, przeciw czemu powstał ten hymn, zostało przez śpiewających go ludzi doprowadzone do przerażającego ekstremum. Nb. podobno na zachodzie wciąż to śpiewają w gronach lewicowych.


Pieśń jest XIX-wieczna, a jej charakter jest religijny i przejawia się w wierze, że można wprowadzić najlepszy dla człowieka ustrój państwowy. Szaleństwem jest przeciwko takiemu ustrojowi protestować, bo jest najlepszy przecież. Ten typ rozumowania nie jest nowy. Anzelm z Canterbury wywodził, że bóg jako istota najdoskonalsza musi istnieć, bo w przeciwnym razie nie byłby najdoskonalszy. Najdoskonalszy ustrój państwowy istnieje na tej samej zasadzie. Życzyłbym sobie, aby istota najdoskonalsza nie dopuściła do tego, aby ktoś nam znowu kiedykolwiek wprowadzał najdoskonalszy ustrój.

13 grudnia

13 grudnia wstałem później, w południe byłem jak zwykle na mszy w kościele. I dopiero z aluzyjnych słów księdza domyśliłem się, że coś jest nie tak... Kto tak wspomina 13 XII 1981? Nawet o telerankowej traumie nie wspomina? Nb. czemu nikt nie biadoli, że odwołano "Radzimy rolnikom"? - zauważyła Łasiczka. To wspomnienia Jarosława Kaczyńskiego, który ponoć przyznał, że o stanie wojennym dowiedział się około godziny 16. Każde porównanie, każda racjonalna myśl jest budowaniem przybliżonego modelu świata, który powoli zaczyna przesłaniać rzeczywistość. Bardziej czuję niż rozumiem, że ta myśl zaczerpnięta z buddyzmu zen mówi coś o funkcjonowaniu umysłu osoby. Tej osoby.

sobota, 10 grudnia 2011

Organizowałem jubileusz

Dzisiaj odbył się jubileusz profesora Jana. Poczęstowałem gości prezentacją, w której wykorzystałem fragment takiego filmiku.


Oglądali to między innymi profesorowie doktorzy habilitowani, ludzie w wieku podeszłym, stateczni. Prezentacja po części przedstawiała, co Jan lubi i czego nie lubi. Powyższy filmik dotyczył tego ostatniego, a miał zilustrować to, że Jan nie lubi
    • piastowania stanowisk,
    • pełnienia funkcji,
    • sprawowania urzędu,
    • itd.
Goście mieli się domyślić, że o to właśnie chodzi, widząc rekwizyt w łapie Reksia.

poniedziałek, 5 grudnia 2011

Zagadka

Która z polskich noblistek napisała coś takiego?
Wstępującemu do Partii

Pytania brzmią ostro,
ale tak właśnie trzeba,
bo wybrałeś życie komunisty
i przyszłość czeka
twoich zwycięstw.


Jeśli jak kamień w wodzie
będzie twe czuwanie,
gdy oczy zamiast widzieć
będą tylko patrzeć,
gdy wrząca miłość
w chłodne zamieni się sprzyjanie,
jeśli stopa przywyknie do drogi najgładszej.

Partia. Należeć do niej,
z nią działać, z nią marzyć
z nią w planach nieulękłych,
z nią w trosce bezsennej -
wierz mi, to najpiękniejsze,
co się może zdarzyć,
w czasie naszej młodości
- gwiazdy dwuramiennej.
(Źródło cytatu)

Skoro tak, to jeszcze jeden wierszyk autorki zamieszczę, ten o śmierci Józefa Słoneczko. Zauważ, drogi czytelniku, że koncepcyjnie całkiem niezły (zwłaszcza w porównaniu z poprzednim).
Ten dzień

Jeszcze dzwonek, ostry dzwonek w uszach brzmi.
Kto u progu? Z jaką wieścią, i tak wcześnie?
Nie chcę wiedzieć. Może ciągle jestem we śnie.
Nie podejdę, nie otworzę drzwi.

Czy to ranek na oknami, mroźna skra
tak oślepia, że dokoła patrzę łzami?
Czy to zegar tak zadudnił sekundami.
Czy to moje własne serce werbel gra?

Póki nikt z was nie wypowie pierwszych słów,
brak pewności jest nadzieją, towarzysze...
Milczę. Wiedzą, że to czego nie chcę słyszeć -
muszę czytać z pochylonych głów.

Jaki rozkaz przekazuje nam
na sztandarach rewolucji profil czwarty?
- Pod sztandarem rewolucji wzmacniać warty!
Wzmocnić warty u wszystkich bram!

Oto Partia - ludzkości wzrok.
Oto Partia: siła ludów i sumienie.
Nic nie pójdzie z jego życia w zapomnienie.
Jego Partia rozgarnia mrok.

Niewzruszony drukarski znak
drżenia ręki mej piszącej nie przekaże,
nie wykrzywi go ból, łza nie zmaże.
A to słusznie. A to nawet lepiej tak.
(Źródło cytatu)

Nie jest moim zamiarem wyśmiewanie się z autorki, a jedynie zarchiwizowanie na własny użytek dwóch wierszy z jej etapu życia naznaczonego komunistycznym zelotyzmem. Te i podobne wiersze krążą w sieci m.in. na stronach obnażających nikczemność prezydenta Bronka, który udekorował poetkę Orderem Orła Białego. A ona nigdy przecież się nie odcięła od komunistycznej przeszłości! Na to odpowiedziałbym, że owszem, odcięła się, ale uczyniła to z taką subtelnością, z jaką papież JP II przyznał się do błędów Kościoła w przeszłości. To niewybaczalne.