piątek, 14 stycznia 2022
Pierwsza krowa czyli First Cow
Młoda ludzka istota w czasie spaceru w lesie odnajduje dwa ludzkie szkielety zakopane płytko w ziemi. Z istotą się żegnamy, bo przenosimy się w przeszłość, aby poznać historię tych szkieletów, zanim zostały szkieletami. Przyznam, że w pierwszej chwili miałem wrażenie, że oglądam film post-apo o świecie przyszłości, w którym ludzie cofnęli się cywilizacyjnie, zapewne po jakiejś wojnie, i teraz Amerykanie toczą walki z Rosjanami na terytoriach zamieszkanych przez ludność o rysach dalekowschodnich. Jednak nie, rzecz dzieje się na dzikim zachodzie, „w jakimś stanie Oregonie”, kiedy biali przybysze zaczęli się w nim osiedlać. Lokalną sensację wzbudziła tytułowa krowa, którą do fortu sprowadził naczelnik. Fort to zbyt wielkie słowo na osadę w lesie, gdzie większość domostw to budy prowizorycznie sklecone z desek. Fascynująco i przekornie pokazano te realia pogranicza, zamieszkanego przez etnicznie urozmaiconą ludność, nie wyłączając rdzennych tubylców zwanych Indianami, którzy w pełnej zgodzie z białymi egzystują w tych półdzikich terenach. Główne postaci to Cookie i King, którzy wynajdują sposób na zarobek, a jest nim sprzedaż ciastek wypiekanych przez Cookie, który wyuczył się fachu w młodości w dalekim Bostonie. I byłoby pięknie, gdyby nie to, że jeden z składników do pysznych ciastek pochodzi z nielegalnego źródła. Skracając opowieść - przez to skończą jako szkielety. Historia sama w sobie pasjonująca nie jest, ale film warto obejrzeć dla wizji dzikiego zachodu, totalnie przeciwstawnej wobec tradycyjnych westernów. Można przy tym wczuć się w niedolę naczelnika wypytującego o najnowszą paryską modę, za którą nie sposób nadążać w barbarzyńskich okolicznościach, w jakich przyszło mu pędzić życie.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz