czwartek, 13 stycznia 2022
Jak wywołałem byłą żonę czyli Blithe Spirit
Jak mi doniesiono, ta historia powstała jako sztuka sceniczna przed osiemdziesięciu laty, a teraz ją sfilmowano. Obyło się bez szaleństw, po starokatolicku, bez żadnego aggiornamento, czyli w realiach epoki, kiedy wyższe sfery miały kucharki i pokojówki, a porządny dżentelmen nie wychodził z domu bez okrycia głowy. Pisarz Charles trochę dla żartu sprowadził skompromitowaną spirytualistkę na seans w swoim domu, co nieoczekiwanie zaowocowało wywołaniem ducha jego zmarłej żony, która nie ma zamiaru się zdematerializować, a w dodatku czasem siada za kierownicę automobilu. To nieco komplikuje jego relacje z obecną żyjącą żoną, choć nikt poza nim nie widzi nieboszczki. Typowy dowcip sytuacyjny polega na tym, że Charles rozmawia z duchem, a żywi ludzie myślą, że mówi do nich. Rzecz trąci zdechłą myszką i naftaliną, ale da się obejrzeć w gronie rodzinnym z babcią i wnukami, czyli najlepszym targetem tego dzieła, przeznaczonego dla osób jeszcze lub ponownie zdziecinniałych. Tytułowe słówko blithe, które oznacza „radosny” lub „beztroski”, też pochodzi z jakiegoś zakurzonego słownika, bo regularnie słuchając elokwentnych native’ów jakoś się z nim nigdy nie zetknąłem.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz