Nie wiem po co ten tytuł

              

sobota, 26 stycznia 2019

Glass

Patricia, Dennis, Hedwig, Bestia, Barry, Heinrich, Jade, Ian, Mary Reynolds, Norma, Jalin, Kat, B.T., Kevin Wendell Crumb, Pan Pritchard, Felida, Luke, Goddard, Samuel, Polly - w tych rolach wystąpił James McAvoy. Jak to możliwe? Chyba tylko w taki sposób jak w Little Britain, bo jak inaczej? Nie, bo James wcale nie zmienia fatałaszków co pięć sekund, a przez cały czas korzysta ze swojego zaskakująco umięśnionego ciała w naturalnej, mniej lub bardziej ubranej postaci. Postanowiłem tego nie zdradzać do końca, ale jedno jest ważne: jest on superbohaterem, a oprócz niego jest ich jeszcze w filmie dwóch, a wszyscy są pod obserwacją psychiatryczną, bo nie ma przecież czegoś takiego jak superbohaterzy. Glass jest zwieńczeniem trylogii filmowej, po Niezniszczalnym i Splicie, filmach które ominęły moją percepcję, co zapewne zakłóciło recepcję, która sprowadza się do życzenia, aby nikt nigdy nie wpadł na pomysł zrobienia tetralogii z trylogii. Niby fajnie, że mamy taki nieszablonowy film o superbohaterach, ale fabuła przypomina mi kropelkę miodu rozsmarowaną na tuzin kanapek, co oczywiście pozwala nacieszyć się każdym jej detalem, który po chwili staje się usypiająco nudny, a na nowy trzeba czekać kwadrans. To jedna kwestia, a druga to zwieńczenie intrygi tytułowego Glassa, która jest naiwna niczym dzieci na katechezie podziwiające tatusia godzącego się zabić swoje dziecko. Nie mogę tutaj wejść w szczegóły, ale gdyby tak działał współczesny świat z jego internetami, to wszyscy już wierzylibyśmy w starożytnych kosmitów, yeti, żony Jezusa i bezpłatną służbę zdrowia. Na razie wierzymy w muskulaturę McAvoya, imponującą, ale nie przesadzoną.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

The Infamous Middle Finger The Infamous Middle Finger