niedziela, 2 marca 2014
Tajemnica Filomeny czyli Philomena
Ale co to za tajemnica, która się wyjaśnia prawie na samym początku! Wprawdzie długo, bo parędziesiąt lat, czekała Filomena, aż wyznała córce, że ta ma brata, który został oddany do adopcji. Okoliczności były dość niemiłe, bo ów starszy brat był owocem przelotnego kontaktu młodziutkiej dziewczyny z pewnym chłopcem, były to wczesne lata pięćdziesiąte w Irlandii. Takie zepsute (czyli ciężarne) dziewczątka oddawano wtedy zakonnicom, które opiekowały się matkami i ich dziećmi, ale w żadnym wypadku nie można tej opieki nazwać czułą. Dziewczyny tyrały całymi dniami, a z dziećmi mogły widzieć się tylko godzinę dziennie. Oddając się w ręce siostrzyczek podpisywały zgodę na oddanie dzieci do adopcji, więc zdarzało się, że rozstawały się z nimi w ciągu pięciu minut, nawet bez możliwości pożegnania. Dziennikarz Sixsmith zainteresował się historią Filomeny i wspólnie rozpoczęli poszukiwania jej zaginionego syna, co potem opisał w swojej książce. Film na pewno nie jest pionierski, jeśli chodzi o temat osobliwie rozumianej miłości bliźniego w wersji katolickiej z lat pięćdziesiątych. Rzutowanie naszych subtelnych odczuć moralnych na tamte czasy byłoby żałosnym absurdem (choć rzadkie to nie jest), ale przynajmniej można by oczekiwać jakiegoś rodzaju skruchy po latach. Czy to zobaczymy w filmie - nie zdradzę, ani też nie napiszę na czym polegał wątek homo, czy poszukiwania były owocne i jak sceptyczny inteligent dogadywał się prostoduszną katoliczką. Gdybym miał wystawić jej laurkę, to rzekłbym, że Filomena większe ma zasługi w aspekcie cnót chrześcijańskich niż wszystkie siostrzyczki z zakonu, który ją przygarnął. Nieprzypadkowo te cnoty w jej przypadku pokrywają się ze zwykłą przyzwoitością, która zdarza się ludziom religijnym, jak nam pokazano w filmie.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz