sobota, 21 lipca 2012
Prometeusz czyli Prometheus
Pamiętamy Winonę Ryder z Obcego 4, która w pewnym momencie okazuje się kobietą sztuczną (tzn. androidem, nie Anną Grodzką). Na pytanie, czemu pomaga dziwnej szajce, odpowiada, że tak mnie zaprogramowano. W tym sensie trudno mieć pretensje do granego przez Fassbendera Davida 8, sztucznego człowieka, że zachowuje się dziwnie, bawi się w doktora Mengele, i nie wiadomo, wobec kogo jest lojalny. W ogóle system podległości formalnej w załodze Prometeusza, statku kosmicznego wysłanego za ciężkie pieniądze w daleką misję kosmiczną, jest dość pogmatwany. Motywem do zorganizowania wyprawy była krucha wiara jednej rudej pani i jej faceta w to, że poznamy Inżynierów, potężne istoty, które stworzyły ludzi. W pewnym sensie więc wszyscy ludzie są sztuczni. Przy okazji mówimy "pa, pa" ewolucji, za to otrzymujemy bezbożną wersję inteligentnego projektu. Prometeusz jest pełen zagadek - widać, że Riddle Scott chce zapoczątkować nową serię filmów o obcych. Jedno natomiast nie ulega wątpliwości, zarazić się obcym jest niezwykle prosto. Na przykład przez stosunek heteroseksualny z facetem, któremu parę godzin wcześniej podano doustnie kroplę obcej krwi (a to kwas podobno?). Czy ten film jest tak słaby, jak mówią? Do historii kina pewnie nie przejdzie, ale nie widzę specjalnego powodu, żeby go okładać odchodami.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz