Strony

niedziela, 27 marca 2022

Powrót do Reims (Łaźnia Nowa)

Być może jako wnuk umiastowionych chłopów i syn średnio wykształconej inteligencji pracującej mógłbym zagłębiać się w klasowe determinanty, które wpłynęły na moją egzystencję. W przeciwieństwie do Eribona, profesora socjologii, nie mam na to ochoty. Mam za to ochotę przeczytać jego książkę, a jeśli potwierdzi się moje przypuszczenie, że tezą autora jest silna zależność postaw światopoglądowych od czynników klasowych, to wejdę z tym w polemikę. Z mojego punktu widzenia więcej ważą czynniki psychiczne, a nawet psychiatryczne. Na podstawie spektaklu o samej książce niezwykle trudno cokolwiek powiedzieć. Sytuacja dramatyczna to rodzaj wywiadu z autorem prowadzony przez parę dziennikarzy - i to już wszystko. Z początku dziennikarze dominują, praktycznie nie dopuszczając profesora do głosu. W końcówce to profesor wyjdzie na plan pierwszy. Jak znam tych francuskich socjologów, są oni mistrzami ujmowania banalnych w sumie obserwacji w pawie piórka intelektualnego żargonu. I to zostało w spektaklu świetnie wyśmiane, tyle że żargonem posługują się dziennikarze. Mówię „sprawdzam”, a raczej sprawdzę, bo naprawdę mam zamiar przeczytać. W spektaklu profesor stara się tonować nadęty styl, mówiąc wprost o homofobii (z litanią epitetów, z jakimi się spotkał w młodości) i żywiołowo reagując na sugestię, że w jego domu słuchało się Bacha na przemian z Szostakowiczem. Dało to efekt komiczny i choć to humor dość wyszukany, nie widzę w tym przedstawieniu żadnej głębi. Jestem zwyczajnie do tego niepowołany. Głębię mogłyby ujrzeć znane mi niewiasty, które - autentycznie! - w wieku trzydziestu lat potrafiły się rozpłakać na wspomnienie surowej matki z czasów późnej podstawówki. Sądząc po reakcji, na widowni było wiele takich wrażliwych niewiast, w rozmaitym wieku i tylu płci, na ile pozwala dzisiaj Tumblr czy fejs. Ciekawe, że pod koniec grający jednego z dziennikarzy ponętny Yacine Zmit rozebrał się do podkoszulka i slipek - bo niby został obnażony jako nadęty snob? W tym celu równie dobrze mógłby się przebrać za misia z Krupówek, ale gest doceniliśmy.

sobota, 26 marca 2022

Drive My Car

Już po filmie przeczytałem opowiadanie Murakamiego, które było podstawą scenariusza. Byłem ciekaw, czy się potwierdzi moje przypuszczenie, że pisarstwo tego autora jest przyjemne, może bez fajerwerków, ale też bez przynudzania. Pewne fragmenty z czytanej dawno temu Kroniki ptaka nakręcacza wywarły na mnie takie wrażenie, że utkwiły mi w głowie, nieobdarzonej szczególnie dobrą pamięcią. Opowiadanie jest sympatyczne, w stylu Murakamiego, a paradoksalnie najciekawszą myśl wypowiada Takatsuki, wedle głównego bohatera Kafuku osoba pozbawiona głębi. Do zażyłości między panami doszło niedługo po śmierci żony Kafuku, której kochankiem był Takatsuki. Jest to sytuacja typu „obaj udajemy, że nie wiemy”. Skoro już omawiam samo opowiadanie, zwrócę uwagę na pewne niepokojące szczegóły. O stylu jazdy Misaki (dziewczyny, którą Kafuku zatrudnił jako szofera) czytamy:
Na ulicy było dużo samochodów, często musieli czekać na zmianę świateł, lecz ona starała się utrzymać obroty silnika na tym samym poziomie.
Podejrzewam, że tłumaczka (albo Murakami) ma blade pojęcie o samochodach. Gdzie indziej dowiadujemy się, że aktor Kafuku powtarzał rolę w czasie jazdy samochodem, cabrioletem z opuszczonym dachem, bo tak najbardziej lubił podróżować. Chciałbym kiedyś to zobaczyć na własne oczy. To teraz przejdźmy do filmu. Opowiadanie czyta się w dwa-trzy kwadranse, film trwa prawie trzy godziny. Czyli co, musieli dużo dopisać do prostej historyjki o aktorze dialogującym ze swoją panią szofer, z dwiema restrospekcjami na krzyż? Dopisali, ale niewiele i niemal nic ciekawego, przez co wątła historyjka ciągnie się bardziej niż ser w pizzy. W opowiadaniu wspomina się o Wujaszku Wani Czechowa, a w filmie jesteśmy katowani oglądaniem prób do spektaklu realizowanego przez Kafuku. Przepraszam za tę herezję, ja nawet rozumiem, dlaczego Czechow wielkim dramaturgiem był i że w jego sztukach nieśmiertelne piękno mieszka, ale dla mnie to nudziarstwo zalatujące naftaliną. Pojmuję, że oszczędność środków wyrazu, czyli nienadużywanie mięśni mimicznych, często działa lepiej niż nadekspresja. (Tu natychmiast przypomina mi się niegdyś obejrzany spektakl amatorski wystawiony przez dzieci z podstawówki, chyba przez nikogo nie prowadzone. To była adaptacja Pratchetta, w której złe postaci wszystkie krzyczały, bo na tym polega bycie złym.) Za to już wiem, jak działa brak ekspresji przez trzy godziny: jak maki w historii Dorotki zmierzającej do Szmaragdowego Grodu. Ale nie usnąłem, bo dopadło mnie zaciekawienie: jakim jeszcze nudziarstwem chcecie mnie zażyć? Wybałuszyłem oczy i uszy, kiedy Kafuku i Misaki stają na ośnieżonym wzgórzu i w łagodnie rozpętanych emocjach jako niezwykle głębokie refleksje wypowiadają banały, których powstydziłby się Coelho. Dla jasności: to też jest w opowiadaniu, ale niezbyt celebrowane. Jasne, że zdarzają się w tej opowieści niezłe pomysły, choćby ta żona, która w czasie seksu doznawała przypływu twórczej inwencji, w tym przypadku literackiej. Inny to dość dziwna koncepcja przedstawienia Kafuku, w którym aktorzy z różnych stron Azji posługują się swoimi językami, a jedna z występujących - migowym! Te koncepcje są dobre, ale po mniej więcej dziesięciu minutach zużywają swój potencjał pobudzania zainteresowania u widzów. W zwiastunie wspomina się o zachwycie krytyków, którzy jak zwykle kochają się w niedopowiedzeniach i kamiennych twarzach, w jakie obfituje film. A gdyby jeszcze był czarno-biały, do zachwytów doszłoby nietrzymanie moczu. Niestety nie był.

piątek, 25 marca 2022

Wikingowie: Walhalla, sezon 1

Z tego sezonu na pewno zapamiętamy Haralda i Leifa. Popatrzmy na pierwszego z nich.

czwartek, 24 marca 2022

Miłuj nieprzyjaciół swoich, albo ich zabijaj

Temat dzisiejszej lekcji religii: o szlachetnej Jael, która przebiła skroń Siserze (Sdz 4:21).
Ilustracja wzięta ze Speculum Humanae Salvationis (Westfalia, ok. 1360). [X]

środa, 23 marca 2022

Hardcore Henry czyli Hardcore

Wbiło mnie w fotel. Na szczęście wytrzymał, a teraz odradzam oglądanie tego filmu na łożu fakira, bo być na nie wbitym jest niefafuśnie. Pomysł mieli genialny, cały czas oglądamy akcję oczami Henry'ego, który - jak niezbyt trafnie anonsują opisy - musi ratować żonę. Henry ma ludzki mózg, ale zapewne po wypadku stracił nogę i ramię, które zastąpili mu mechanicznymi, i w ogóle go odpicowali, dodając mu zasilanie cudownym akumulatorkiem, jaki będziemy mieli w przyszłości. Już parę minut po uruchomieniu Henrego dochodzi do ataku na laboratorium, z którego ucieka z pomocą żony. Ląduje w Moskwie przyszłości, której zbytnio nie widać w kadrze, ot, zwykle samochody, zwykli ludzie, poza jednym Akanem obdarzonym mocą telekinezy. Uwaga na boczku: o ile w cyborgi mogę uwierzyć, to nad telekinezą muszę jeszcze popracować. Henry, który przez cały film nie wypowie ani jednego słowa, bo mu nie wszczepili syntezatora mowy, zyskuje sprzymierzeńca w osobie Jimmy'ego, dziwnie rezolutnego, mimo że umarł w tej fabule z paręnaście razy. To niemożliwe? Ależ jak najbardziej możliwe, a wyjaśnienie upichcone przez scenarzystów czyni to bardziej prawdopodobnym niż tę nieszczęsną telekinezę. Film jest niesamowity, cyberpunkowo zakręcony, z błyskotliwymi dialogami i znakomitymi zwrotami akcji. Widzę tylko jeden problem: nie ma chwili wytchnienia. Przydałaby się scena, w której Henry usiądzie przy herbatce i posłucha koleżanki, która mu opowie o problemach córki z ortografią. Jeśli ktoś powie, że film jest ekranizacją komputerowych strzelanek, w których widać tylko karabin w rękach bohatera, będzie miał sporo racji. Uwaga: to z pewnością nie jest film dla widzów spragnionych subtelności, bowiem trupy, „kurwy” i „chuje” padają tu niemal w każdej minucie. Pomysł na obejrzenie tej koprodukcji amerykańskiej, rosyjskiej i chińskiej był inspirowany Kozłowskim w obsadzie. Tu się nieco naciąłem, bo choć jego występ oceniam jak zwykle wysoko, zrobili z niego blond koczkodana, a patrząc na to nikt by się nie zorientował, jaki to przystojniak.

wtorek, 22 marca 2022

Sztuka prawdziwa czyli Чистое искусство

Akcja rozpoczyna się w Pałacu Trojskim w Pradze, który zdarzyło mi się widzieć na własne oczy. W czasie aukcji dziewiętnastowiecznych (i wcześniejszych) obrazów w cenach niewygórowanych, mniej więcej parę tysi euro za sztukę, rosyjski marszand skupuje je w ilości hurtowej. Przez dłuższy czas nie będziemy wiedzieli, jaki to ma związek z dramatem Saszy, która znajduje ukochanego Andrieja w postaci trupa z przestrzeloną czaszką, a wcześniej przed jej oczyma przejechał samochód z bandytami. Nie ma czasu na żałobę, bo wśród ekipy policyjnej zauważyła mordercę, więc rzuca się do ucieczki, a widz zostaje wrzucony w typową sensacyjna fabułę, jakich wiele. Dziewczyna nie odpuszcza i, będąc ciągle ściganą, prowadzi prywatne śledztwo. Moja droga, może byś spróbowała charakteryzacji? - próbowałem jej pomóc, ale nie skorzystała. Film jest wierną kopią produkcji amerykańskich, bo naśladuje je również w zakresie klasycznych fabularnych nonsensów. Złole zmarnowali bardzo wiele okazji do załatwienia Saszy, a z kolei - lekki spojler - zupełnie idiotyczny jest pomysł, by Andriej w serii obrazów, niby to abstrakcyjnych, namalował farbami olejnymi kod QR prowadzący do rozwiązania zagadki jego śmierci, której raczej się nie spodziewał. Przy czym pod tym QR nie ma wiadomości wprost, za to jest kolejna zagadka. Pewne tropy prowadzą do Kremla, ale bądźmy spokojni - niewymieniony z nazwiska prezydent Rosji dał się wmanewrować (jak to on) i nie jest niczemu winny. Tyle o fabule, a od strony realizacyjnej można pochwalić muzykę, trochę jak z drugiego Matrixa. A największą niespodzianką jest - tu werble - seks! W rosyjskim filmie! I to całkiem odważny. Ten doniosły fakt postanowiłem zilustrować paroma gifami z Saszą i Andriejem, którego gra nadobny Fiodorow, znany mi ze Sputnika. Przyznam bez bicia, że to z jego powodu zdecydowałem się na ten film. Uwaga na boku: w kontekście wojny bardzo ironicznie brzmi nazwa Киевский вокзал, gdzie rozgrywa się jedna ze scen filmu.

poniedziałek, 21 marca 2022

Status: Free czyli Статус: Свободен

Skoro z przekory oglądam filmy rosyjskie, postanowiłem zobaczyć coś z Daniłą Kozłowskim, którego pamiętamy z serialu o Wikingach. Daniła to ten przystojniak z charyzmą, który grał księcia Olega, a po angielsku mówił lepiej od wielu kolegów z obsady. Status: Free jest anonsowany jako komedia romantyczna, choć każdy, kto obejrzy, zgodzi się ze mną, że jeśli już - to nietypowa. W czasie występu stand-uper Nikita zauważył na sali Afinę, a potem do niej zagadał - i tak zostali parą. Nie jest do końca jasne, czemu Afina postanowiła zerwać z Nikitą, może nie spuszczał deski, albo kładł mleko na miejscu pasztetu? A może naprawdę chodziło o to, że znalazła sobie innego, fajniejszego faceta, do tego dentystę? Dobrze ponad pół filmu to żałosne, głupie i śmieszne próby odzyskania ukochanej, które Nikita urządza z kolegą Wadikiem (łącznie z pomówieniem dentysty o gejostwo). W końcówce jest nieco poważniej, tu udało się nawet wyrazić wartościową refleksję, ale musiałbym zbytnio zaspojlerować, żeby to omówić. Kozłowskij w roli głównej trochę szarżuje (w scenach rozpaczy też), ale w komedii to nawet wskazane, zwłaszcza że teksty i zagrania ma dobre, zresztą nie tylko on. W normalnym świecie życzylibyśmy mu kariery międzynarodowej, ale dziś mu to nie grozi. Super pomysłem było skomentowanie twarzy Nikity i Afiny zbliżających się do pocałunku ujęciem dwóch orbitalnych statków, które - jak się zdaje - właśnie mają połączyć się śluzami. To jest jakby najodważniejsza scena seksu w tym filmie, między obiektami w kosmosie, bo na ziemię rosyjską zstąpił duch i tam już nie ma seksu. Hitchcock też pokazywał jakieś pociągi wsuwające się w tunele, byle uniknąć golizny. Wzorce Rosjanie mają dobre, ale przeterminowane.

niedziela, 20 marca 2022

Sputnik

Jeśli ktoś weźmie mnie za ruską onucę, bo postanowiłem obejrzeć film rosyjski - proszę bardzo. W ramach owczego pędu odwołujemy przedstawienia rosyjskich autorów, choć prawdopodobnie nawet jedna złotówka nie idzie z tego tytułu do Rosji (a z paliwa - owszem, wiele złotówek). Zirytowałem się zdjęciem ze sceny Miłości do trzech pomarańczy. Mędrcy głoszą, że należy ograniczać soft power rosyjskiej kultury, z czym nawet bym się zgodził, gdyby za tym nie stała wybitnie idiotyczna myśl, że obejrzę te Trzy pomarańcze i co? Pomyślę sobie, że rację ma Putin atakując Ukrainę? Rosyjskie słowo sputnik zrobiło międzynarodową karierę w znaczeniu „satelita Ziemi”, ale w filmie chodzi o znaczenie oryginalne, czyli „towarzysz podróży”. Czas akcji to pierwsza połowa lat osiemdziesiątych, dwóch kosmonautów wraca na Ziemię (choć czy Kazachstan to naprawdę Ziemia?), wszelako w okolicznościach dramatycznych. Na chwilę zaglądamy do Moskwy, gdzie pewna swoich metod neurolożka Tatiana staje przed komisją pod zarzutem braku profesjonalizmu. Sprawę odkładamy na bok, bo Tatianę angażuje pułkownik Semiradow, który zabiera ją do Bajkonuru. Z dwóch kosmonautów Konstantin ma się dobrze, a drugi leży na OIOM-ie. Teraz niby będzie spojler, ale nie większy niż w filmwebie: Konstantin w swoim ciele przywiózł pasożyta, ale innego niż znany nam alien z Nostromo. Jest to bardziej symbiont niż pasożyt, który od czasu do czasu wychodzi z Konstantina, a później grzecznie wraca. Rolą Tatiany jest ustalenie, czy Konstantin może przeżyć bez obcego. Dalsze intrygi są w miarę standardowe, animowany stworek z kosmosu jest zrobiony bez zarzutu, ale i bez wielkiego polotu, za to nie zobaczymy tego, co najbardziej cenili w Para-męt pikczers, czyli momentów. Aż by się prosiło, żeby taka przystojna para jak Tatiana i Konstantin sobie pofiglowała. Rzecz jasna do swoistego zbliżenia dojdzie, ale tylko duchowego. A mistrz przecież pisał: choćbym bardzo chciał,/ nie dorówna już/ obcowaniu ciał/ obcowanie dusz. W tle mamy historyjkę o dziecięciu z sierocińca, która okazuje się ściemą. Sputnik ma być horrorem i pewnie jest, czego docenić nie umiem, bo horrory po mnie spływają jak fundusze unijne po naszej władzy. Jest w tej opowieści potencjał metafory, niepokojąca myśl o tym złu, które człowiekowi przysparza sił i motywuje do działania. W tym aspekcie doskonale radzimy sobie bez obcych.

sobota, 19 marca 2022

Najgorszy człowiek na świecie czyli Verdens verste menneske

Julia jest przed trzydziestką i szuka miejsca w życiu. Na zadawane jej pytania najczęściej odpowiada „nie wiem”. Nie we wszystkich sprawach jest taka niezdecydowana, bo indagowana delikatnie przez Aksela w sprawie dzieci stanowczo odmawia, ale nie tyle zajęcia stanowiska, ile udziału w rozmowie - kolejna ucieczka od odpowiedzialności. Świadomość ciężaru decydowania o swoim życiu przerasta Julię, a przecież pokolenia feministek walczyły o tę wolność dla kobiet. To nie jest wyłączny problem kobiet, w końcu dzisiejsi faceci też mają problem z wolnością, którą realizują na przykład robiąc w wieku dorosłym to, czego im nie wolno było jako nastolatkom, przez co nie mam na myśli pragnienia założenia rodziny z dziećmi, a raczej picie piwka i granie z kumplami na PlayStation. Teraz powinienem się wytłumaczyć z tego „problemu”, który jest nim tylko z perspektywy prawiczków i innych osób zatroskanych o przyszłość świata i ojczyzny, tyle że ta przyszłość byłaby najlepsza, gdyby przypominała przeszłość typu Kinder, Küche, Kirche. Krótko mówiąc, jeśli to problem, to nie mój. Historia Julii to opowieść o jej dwóch związkach z Akselem, sporo starszym, choć wyglądającym na trzydzieści parę, i z Eivindem. Jak to w życiu, będzie trochę smutno, trochę wesoło i trochę nerwowo. Miłe to, ale niezbyt oryginalne (może za wyjątkiem dwudziestoczterogodzinnej stopklatki, w czasie której Julia podjęła ważną życiową decyzję - dlatego świat stanął oniemiały). Nieco na boku poruszane są bardzo aktualne kwestie, wspomnę o dwóch. Pierwsza to mansplaining, spolszczone jako tłumsamczenie (niezłe, ale postaraj się bardziej, tłumaczu), czyli świeżej daty feministyczny wynalazek, będący zarzutem wobec mężczyzn niedopuszczających kobiet do głosu. Mężczyźni, dopuszczajcie kobiety do głosu! Ale też nie dajcie sobie wmówić, że nie macie racji tylko dlatego, że jesteście mężczyznami. Druga sprawa to odpowiedzialność artysty za treści, które propaguje w swoich dziełach, co widzimy na przykładzie radiowej rozmowy z Akselem, twórcą popularnych i „niegrzecznych” komiksów. W dzisiejszych czasach niezwykle łatwo jest urazić nastoletnie śnieżynki, których rodzice nie czytały im bajki o Babie Jadze, bo zbyt brutalna była. Oczywiście, że obnoszenie się ze zranionymi uczuciami jest śmieszne, kiedy w świecie jest wiele innych i bardziej realnych problemów. Choć w dyskusji radiowej stoję po stronie Aksela, nie znaczy to, że artystom wolno wszystko, co jest bardzo nieoczywistą oczywistością, ale o tym pomówimy już po powrocie z Fidżi.

piątek, 18 marca 2022

Carmina Burana w Operze Krakowskiej

Do Carminy Burany doszedłem po reklamach Old Spice'a, w których wykorzystali genialny motyw z otwarcia. Oczywiście nabyłem, odsłuchałem i się srodze rozczarowałem, bo reszta wydała mi się typowym pieśniaczym nudziarstwem. Gdybym jednak posłuchał jej jeszcze parę razy, to mógłbym usłyszeć piękno tej muzyki, tak jak udało mi się to z dewocyjnym oratorium Les Béatitudes, które kiedyś maniakalnie odtwarzałem na walkmanie. Patrząc na krakowski spektakl można doznać szoku medialnego i nawet nie zauważyć samej muzyki wśród baletowych pląsów, kiedy jeszcze trzeba czytać tłumaczenie śpiewanych tekstów. Zrobili prawdziwe widowisko, na które zgrzytać zębami będą zwolennicy ascetycznych wykonań z samym chórem, orkiestrą i solistami. I bez tych zbędnych przekładów, bo nie jesteś godzien, jeśli nie znasz średniowiecznej łaciny. Jeśli o balet chodzi, to młodzieńcy brykają głównie sauté od pasa w górę, ale dziewczęta już nie. Stop dyskryminacji heteryków! Spektakl cieszy oko i ucho, zwłaszcza arie Katarzyny Oleś-Blachy. A treść? Wiemy, że zamiarem Orffa było ułożenie pieśni w spójną całość, teksty brzmią dostojnie, choć swego czasu mogły być czymś w rodzaju bulwarowych przyśpiewek, ale patyna jak zwykle dodaje powagi. Główne motywy to refleksja nad zjawiskami klimatycznymi (już lato swym kwiatom motylki śle...), obserwacja socjologiczna o karczmie jako miejscu integracji, opilstwa i hazardu (z pieśnią łabędzia obracanego na rożnie - zgoda, w wodzie milej się pływa niż w sosie), w końcu - liczne kuplety o zwyczajach godowych ssaków europejskich ze szczególnym uwzględnieniem ludzi. Te dziewczęta ogarnia miłosny szał, który wszak do zguby prowadzi (a śpiewa o tym chór dziecięcy, jakże stosownie). A po wielu wersach aluzyjnie nawiązujących do utraty cnoty cóż dostajemy? Pochwalę dziewictwa, skarbu najczystszego! Za Kańskim powtórzę, że Wenus, strof adresatka, i tak pod koniec ulec musi bezlitosnej Fortunie, która się z nami nie patyczkuje. O my, nieszczęśni, jako te łątki w mieszek wemknięte...

wtorek, 15 marca 2022

Projekt Adam czyli The Adam Project

Zdumiewająco wiele trupów pada w tym filmie dla dzieci. Wyobrażam sobie ponury wieloodcinkowy spin-off, w którym poznajemy wdowy, wdowców i sieroty po zabitych przez Adamów żołnierzach. A tymczasem jest spoko i na luzie, między jednym zabitym a drugim można zapodać jakąś dowcipną linijkę, których jest pełno w filmie. Film jest mocno prorodzinny, ale w aspekcie tylko jednej rodziny. Adamów jest dwóch, bo jeden jest po czterdziestce i uciekł w roku 2050 do roku 2020, kiedy był ścigany przez żołdaków podstępnej Mayi. Spotyka się z dwunastoletnim sobą (może taką drogą pozyskano relikwię w postaci czaszki dwunastoletniego Jana Chrzciciela, czczoną we Włoszech?), dlatego właśnie jest dwóch Adamów, którzy teraz razem muszą uciekać przed zbirami Mayi. Prawa rządzące podróżami w czasie, niby to niepojęte dla naszych zacofanych mózgów, są tragicznie głupie i w żaden sposób nie wyjaśniają paradoksów związanych z takimi podróżami. Obaj Adamowie tęsknią za swoim zmarłym tatą Louisem (zgadnijcie, kto go zlikwidował), więc będziemy mieli okazję dostać skrętu kiszek patrząc, jak Louis lovcia dojrzałego Adama, czystą miłością ojcowską, a młodszy przytuli się do swojej emocjonalnie zaniedbanej mamy. W kontekście wspomnianych wyżej trupów znajduję w tym urok podobny do larw plujki pospolitej żerujących na padlinie. Jak widać, znęcam się nad tym dziełem wyjątkowo intensywnie, kiedy nie taki szmelc traktowałem ulgowo. No ale skoro w obsadzie mamy Reynoldsa i Ruffalo, można było mieć nadzieję na coś sensowniejszego. Z dwóch poetów, z których jeden mówił „nie porzucaj nadzieje”, a drugi „porzućcie wszelką nadzieję”, ten ostatni wieszczył słuszniej.

poniedziałek, 14 marca 2022

Niewidzialna nić czyli Il filo invisibile

W filmwebie zaliczyli tę pozycję do dramatów. A ponieważ są w nim akcenty komediowe, nie różni się on specjalnie od włoskich komedii. Nastolatek Leone ma dwóch tatusiów, choć tylko jeden może widnieć jako rodzic na akcie urodzenia. Tatusiowie nie są zamężni, to we Włoszech jeszcze nie jest możliwe, ale są zapartnerzeni? Uzwiązkowieni? W każdy razie - wiadomo, o co chodzi. Nie pomnę, w którym to kraju wprowadzono związki partnerskie, ale nie przewidziano, że będą się rozpadać (miałyby być więc trwalsze niż wszystkie kościelne śluby Kurskiego). Nie zdradzę zbyt wiele, kiedy ujawnię, że to będzie problem rodziny Leone. Sytuacja, kiedy świętowana jest dziesiąta rocznica zawarcia związku, więc należy zachować pozory na przyjęciu z przyjaciółmi, jest bardziej zabawna niż smutna. Inny motyw to pierwsza miłość Leone, który powinien wyrosnąć na porządnego geja, jak jego ojcowie (tak jak dzieci heteryków nigdy nie są homo). Nie wyrósł, z czego będzie trochę kwasów. Problem oczywisty to kwestia opieki nad Leone, której pożądają obaj panowie. Tu proszę oczekiwać mocnych twistów. Kończy się prorodzinnymi wzruszeniami, które są utrudnione w ciężkich przypadkach prawicowego ścisku pośladków. Nie cierpię na tę przypadłość, ale mało się wzruszyłem, bo to zbyt przewidywalne było. Za to wcześniej film był momentami mniej grzeczny (np. mama szukająca bolców w necie), za co go doceniam.

niedziela, 13 marca 2022

Q poleca: Grindr

Chodzi rzecz jasna o tego Q z Bonda. Brytyjczycy szpiegowali Rosjan między innymi za pomocą Grindra, aplikacji podobno nieprzydatnej w Rosji, w której nie ma przecież gejów, bo się o nich nie mówi. W obliczu tych rewelacji rodzi się jednak pytanie, czy Ukrainę najechał Święty Zastęp rosyjskich wojowników?

Czy podpisałeś już petycję?

Nieważne, ile dywizji ma papież. Ile Matek Boskich ma Putin? - to jest pytanie. Matka Boska Częstowchowska, Fatimska, z Lourdes, z Gwadelupy, z Knock, z Medjugorie, z Kibeho, z Garabandal - tu się zatrzymam, bo w którymś momencie trzeba.

sobota, 12 marca 2022

Patriarcha Cyryl bredzi

Nikt chyba się nie spodziewał, że Cyryl sprzeciwi się wojnie. Jak rozumiem, w Rosji nawet nie wolno mówić o wojnie, bo ta „specjalna operacja wojskowa” miała na celu zapobieżenie wojnie, jak usłyszeliśmy od Ławrowa. W bardzo mętnym wywodzie Cyryl powiązał konieczność interwencji na Ukrainie z paradami gejów. Bo co? Tacy geje rozpoczęliby paradę w Kijowie i siłą impetu zakończyli w Moskwie, a ludzie by się zorientowali, że geje mają ładniejsze kiecki od Cyryla, lepszy mejkap, a także więcej luzu i swagu? To jest niewątpliwie prawda, ale nie jest z tobą tak źle, Cyrylu. W konkurencji drag queen zająłbyś mocne trzecie miejsce, zaraz po RuPaulu i kardynale Burke'u.

piątek, 11 marca 2022

Anomalia (Hervé Le Tellier)

Ależ to się dobrze czyta, stwierdziłem ze zdziwieniem po pierwszym rozdziale. Później było trochę gorzej, bo jest wiele niepowiązanych ze sobą postaci, co nieźle sprawdziłoby się w serialu, ale czytając książkę raczej nie kręcimy sobie w jaźni na swój użytek ekranizacji, więc możemy się pogubić skacząc od Slimboya z Nigerii (bez związku z autentycznym zespołem o tej nazwie), przez pisarza Miesela, dziewczynkę Sophię, niedobraną parę Lucie i Andrégo, płatnego zabójcę Blake'a do Andrew Millera, który na użytek władz amerykańskich sporządził katalog sytuacji nadzwyczajnych, w którym uwzględnił nawet zdarzenia o prawdopodobieństwie stanięcia rzuconej monety na sztorc, a pod numerem 42 - możliwość zawiśnięcia monety w powietrzu, co zdarzyć się przecież nie może. A zdarzyło się - i to jest właśnie owa tytułowa anomalia. Pominę fragment fabuły, wedle której pewna grupa ludzi została zduplikowana pojawiając się nie wiadomo skąd i przeskakując z marca do czerwca. Co zrobiłbyś, jeśli w czerwcu do twojego mieszkania wszedłby twój sobowtór sprzed trzech miesięcy? To wprawdzie nie jest scenariusz z książki, ale pytanie stoi. W niektórych przypadkach sprawa jest o tyle zagmatwana, że oryginał popełnił samobójstwo, kiedy pojawił się sobowtór. Chodzi konkretnie o pisarza Miesela, który wcześniej popełnił dziwną książkę pod tytułem, a jakże, Anomalia, bardzo mi przypominającą dawno temu niedoczytaną Twierdzę Saint-Exupérego, niekończącą się litanię nawiedzonych aforyzmów. Książkę, która przyniosła Mieselowi pośmiertną sławę. W fabułę wplecione zostały autentyczne postaci świata współczesnego, od Xi Jinpinga do Stephena Colberta. Jak już wspomniałem, czyta się dobrze, a jeden z dowcipów dotyczy tego tłumu bohaterów, z czego wydawca robi zarzut Mieselowi, temu późniejszemu. Nie miałem wrażenia, że książka jest wybitna, choć powinienem je mieć, skoro w posłowiu przekonuje nas do tego sam Bieńczyk. Przecież na dobrą sprawę jest to fantastyka naukowa, nie wypada tego cenić po uzyskaniu czynnego prawa wyborczego, o biernym nie wspominając. Najlepszy twist zafundował nam autor na samym końcu, kiedy anomalią okazuje się całkiem co innego. Zagranie nieco w stylu Shyamalana, dlatego nic więcej nie wyjawię. W tym postanowieniu trwam niezłomnie, a złamać je może ten, kto zorganizuje mi randkę z Haraldem z Wikingów Walhalli (Leif też wchodzi w rachubę). Taniej jednak wyjdzie kupić ebook.

[128]
Za gotówkę od nieznajomego Blake kupuje używanego laptopa
Kupuję biernik, prawda? Widzę teleskop, kineskop, świerzop, potop, więc czemu nagle mam widzieć laptopa? W takich momentach ogarnia mnie kurwy nędza.

[285, dorywcze fuchy Miesela]
Czasami robi byle co, na przykład – na zamówienie jakiegoś festiwalu – adaptację Czekając na Godota w języku klingońskim, którym posługują się okrutni przybysze z odległych galaktyk w Star Treku.

[407]
miłość to niemożność powstrzymania serca przed zdeptaniem inteligencji

[820]
Avril uległa i zaprowadziła ją do Jardin des Plantes, gdzie jej córka po raz pierwszy widziała aksolotla, to niezwykłe zwierzę, któremu potrafi odrosnąć oko, a nawet część mózgu.

[1220]
Jeśli cała Afryka jest piekłem homoseksualistów, Nigeria jest jego dziewiątym kręgiem. Według prawa grozi im czternaście lat więzienia, policja ich ściga i wyciąga od nich pieniądze, ludność ich odrzuca ze wstrętem i niechęcią, karmiona nienawiścią i plotkami rozsiewanymi przez ewangelickich biskupów i pastorów na południu, a na północy przez stosujących prawa szariatu muzułmanów.

[1700, scenariusze sytuacji awaryjnych zespołu Andrew Millera]
Według jego wiedzy żadne okoliczności przewidziane w protokołach „wydarzeń o ograniczonym prawdopodobieństwie” nie zakłóciły ruchu lotniczego: ani przybycie kosmitów, o którym jest mowa w trzech protokołach – „Spotkania trzeciego stopnia”, „Wojna światów” i „Ukryte zamiary” – każdy z kilkunastoma wariantami, między innymi z Godzillą, żeby sprawić przyjemność Tinie; ani powietrzna inwazja zombie i wampirów czy jakaś piorunująca epidemia przenoszona drogą kropelkową jak gorączka krwotoczna w rodzaju eboli lub koronawirusa, o której mowa w pięciu kolejnych; co do hipotezy złośliwej sztucznej inteligencji przejmującej kontrolę nad ruchem lotniczym – działającej bądź w sposób samodzielny, protokół 29, bądź zdalnie sterowanej przez jakąś obcą potęgę, protokół 30 – dotychczas nic takiego nie nastąpiło, choć wydaje się to coraz bardziej prawdopodobne.

[2487]
W podziemnej sali kryzysowej Białego Domu Jamy Pudlowski i jej ekipa zgromadzili kilkunastu facetów przekonanych, że Bogu dzięki wyznają jedyną właściwą religię: dwóch kardynałów, dwóch rabinów – ortodoksyjnego i liberalnego – prawosławnego księdza, pastora luterańskiego, baptystę, mormońskiego apostoła, trzech uczonych muzułmańskich – sunnitę, salafitę i szyitę – oraz buddyjskich mnichów wadżrajana i mahajana.
(...)
– To nadużycie językowe, popularna Wulgata – mówi z uśmiechem salafita, a siedzący na końcu stołu szyita śmieje się drwiąco i rzuca oburzony:
– Wulgata? Przecież to wasz teolog, Muhammad Al-Munajjid, nazwał Myszkę Miki „istotą szatańską”.
– Myszkę Miki? – obrusza się prezydent Stanów Zjednoczonych, który dotychczas milczał jak zaklęty.


[2751]
bogowie azteccy parokrotnie stworzyli świat i parokrotnie go zniszczyli: Nahui Ocelotl nakazał, aby ludzi pożarły jaguary, Nahui Ehecatl zamienił ich w małpy, Nahui Quiahuitl zalał ich morzem ognia, Nahui Atl utopił ich i zamienił w ryby

[2829, Xi Jinping spogląda na miłorzęby za oknem]
To prymitywne drzewo zawsze go fascynowało. Istniało miliony lat przed pojawieniem się dinozaurów i przeżyje ludzkość. Roślinna wersja memento mori.

[3088]
Ostatnie kliknięcie Pudlowski i teraz ich słyszymy, a tłumaczony symultanicznie dialog pojawia się na ekranie po angielsku. „Może kawy?”, pyta André June, krzywiąc się. A sea of coffee? brzmi idiotyczny napis. „Morze” zamiast „Może”,

[3495]
W miłości macierzyńskiej najczarniejszy egoizm toczy wściekłą walkę z najczystszą wielkodusznością.

[3518]
(...) gdy tylko Raphaël szczytuje, Lucie zostawia go, bierze szybki prysznic i wychodzi. Niczego więcej nie chce. Dla niej nie jest to żaden sekretny ogród, tylko zwykły ugór. Przed Raphaëlem byli inni. O tyle łatwiej jest nie kochać.

[3562, zagadka Louisa, syna Lucie]
– Biedni to mają, bogaci tego potrzebują, a jeśli człowiek to zje, umiera.
Odpowiedź: „Nic. Biedni nie mają niczego, bogaci niczego nie potrzebują, a jeśli się niczego nie je, to się umiera”. Dowcip zabity, bo w polszczyźnie mamy wielokrotne przeczenie. Tłumaczka poległa, mózg jej się wylewa uchem lewym i prawym. A przecież tak prosto było obejść tę pułapkę: „biedni tego nie mają, bogaci nie potrzebują...”.

[3742, pytanie do Victora]
– Czy wie pan, dlaczego pański „sobowtór” popełnił samobójstwo?
– Zapewne chciał umrzeć. To główna przyczyna samobójstw.

[3997]
Religia to mięsożerna ryba morskich czeluści. Emituje słabe światło, a żeby zwabić ofiarę, potrzebuje ciemności.

[4157, mówi filozof francuski]
Pozwoli pani, że przypomnę pewne zdanie Nietzschego: „Prawdy są złudami, o których zapomniano, że nimi są”.

czwartek, 10 marca 2022

Carmen w Operze Krakowskiej

Hiszpania jest sexy, niewątpliwie także dzięki Carmen Bizeta. Polska nie jest, Ubu le Roi jakoś nie kojarzy się z niczym ekscytującym. Tytułowa Carmen jest także Cyganką, a nie jest przypadkiem, że w Europie zachodniej Cyganów również otacza aura ponętnej tajemniczości (jak Emilię, niewolnicę tajemnicy). Carmen jest zapewne największym operowym przebojem wszechczasów, ze spektakularną uwerturą i dwiema ariami, które zna cały świat (aria Ajaxa i torreadora). Pieśń otwierająca akt drugi też ma przebojowy potencjał, ale jakoś się nie upowszechniła. Bizet miał chyba nosa co do chwytliwości swoich kompozycji, bo motywy muzyczne się powtarzają, co jest rzadkie w operach. Dzisiejsza wrażliwa młodzież może doznać mdłości patrząc na afirmację corridy lub wczytując się w tekst libretta nawiązujący do palenia tytoniu. Być może w dawnych przedstawieniach dziewczęta wychodzące z fabryki paliły papierosy, a gdyby dzisiaj ktoś wpadł na taki pomysł, skandal byłby większy, niż gdyby artyści wystąpili nago. (Nb. stąd wzięły się peerelowskie papierosy Carmen.) Perełką libretta jest tekst, w którym panowie planujący szmugiel chcą zachęcić do współpracy panie, bo jak wiadomo, w kłamstwie, oszustwie i kradzieży kobiety są mistrzyniami. Fabuły streszczać nie będę, łatwo ją znaleźć w sieci, ale zaproponuję lekkie zdziwienie. Jak każda przyzwoita bohaterka opery Carmen pod koniec zionie ducha, ale czy jest nam jej żal? W sprawach sercowych, czyli dla opery pierwszorzędnych, pogrywała sobie cynicznie. Piosenka o Cyganku była najpewniej inspirowana tą postacią. W świecie Carmen ta przeczysta Micaëla wydaje się ironicznym wtrętem. Krakowskie przedstawienie jest przyjemne, zwłaszcza że główna postać naprawdę przypomina ognistą hiszpańską Cygankę. Plakat z opery eksponuje tors męski, w domyśle hiszpańskiego faceta, co ma zapewne zwabić do opery gejów, jak swego czasu robiła to Opera Rara. Jeśli plakat traktować jako obietnicę, to z przyjemnością donoszę, że została dotrzymana.

środa, 9 marca 2022

Obsesja Eve (Killing Eve), sezon 2, odcinek 3

Mordowanie jest takie proste. Opis powinien znaleźć się w książce Instrukcje rzeczy łatwych. Będziesz potrzebował: windy, faceta z krawatem, silnych rąk i nawijki niewinnej dziewczynki.

wtorek, 8 marca 2022

Hiszpański romans czyli Rifkin's Festival

Ciekawe, czy niskie oceny filmów Allena są związane z seksaferą z jego udziałem. Ktoś odgrzał stary kotlet i uznał, że jeszcze raz trzeba doznać spazmów z powodu okoliczności rozstania Woody'ego z Mią Farrow. Nie jestem wielbicielem jego ostatnich produkcji, ale ta akurat jest nieco przyjemniejsza. Może są takie kobiety jak Sue, które gotowe są wyjść za mąż za dziadunia Morta ze względu na jego błyskotliwy umysł. Nie chodziło na pewno o majątek, bo tego Mortowi udało się uniknąć. Oboje związani są z filmami, on jest (chyba) byłym wykładowcą filmoznawstwa, a ona - amerykańską agentką dystrybutora filmów zagranicznych, której przypadła rola promotorki francuskiego reżysera Philippe'a, młodego i utalentowanego, choć nie według Morta, dla którego wielkie kino skończyło się na Fellinim, Lelouchu, Bergmanie itp. Parodia ich filmów powraca w postaci czarno-białych majaków nawiedzających Morta, co nawet może być zabawne, jeśli zna się oryginały. W epizodzie odwiedzi Morta nieśmiertelna śmierć z Bergmana w autentycznie zabawnej scence z szachami (oczywiście). Idąc w ślady flirtujacej z Philippem żony, Mort sam próbuje szczęścia na boku. Mniejsza o to, jak mu to wyjdzie, najciekawsza myśl to ta o życiowym zagubieniu. Kiedyś naiwnie sądziłem, że na pewnym etapie życia będę znał odpowiedź, co dalej. Nie poznałem, a patrząc na Morta przestaję się łudzić, że poznam, zanim pozostanie mi tylko jedna wiadoma opcja. W jednej z książek była mowa o gościu, który swoje życiowe decyzje uzależniał od rzutu kostką do gry. Czy później skarżył się psychoanalitykowi, że kostka do gry zmarnowała mu życie? A gdyby była z kości słoniowej, a nie drewniana, to wszystko mogłoby pójść inaczej...

poniedziałek, 7 marca 2022

Księgi krwi 1-3 (Clive Barker)

Za tę moją lekturę odpowiada Stawiszyński Tomasz, którego wszakże do sądu ciągać nie będę. Podobno Barker to pisarz niezwykły, który umie straszyć. Problem jest wtedy, gdy odbiorca jest odporny na wysiłki autora, jak ja na przykład. Nie robi też na mnie specjalnie wrażenia epatowanie flakami i posoką. To jeszcze nie znaczy, że przekreśliłem Barkera, bo jednak pisać umie, a niektóre historie zyskują głębszy sens, jeśli odczytywać je jako metafory. Opowiadania są dość długie, po kilka na każdy z trzech tomów. Teraz bezlitośnie omówię je krótko wszystkie po kolei.

Księga krwi
To w zasadzie opowiadanie pretekstowe, o tym jak duchy nieboszczyków zostawiły zapis swoich opowieści na zakrwawionym ciele pewnego medium. Pomysł jak z Człowieka ilustrowanego Bradburego.

Nocny pociąg z mięsem
Mięso ludzkie, transportowane specjalnym wagonem nowojorskiego metra przez rzeźnika na usługach podziemnych istot na tej specyficznej diecie.

Papla i Jack
W zasadzie zabawna opowiastka o diabełku, który mieszka u Jacka i bardzo chciałby zwędzić jego duszę.

Blues świńskiej krwi
Ponura i dziwna historia o złym chłopcu wcielonym w maciorę, oczywiście krwiożerczą.

Seks, śmierć i światło gwiazd
Perypetie teatralne z udziałem wpływowych nieboszczyków, którzy opanowują scenę i nie tylko.

Miasta wśród wzgórz
Para gejów jeździ sobie po Jugosławii w latach osiemdziesiątych i napotyka na walczące ze sobą dwa olbrzymy, napędzane przez mieszkańców dwóch miast w wielkich człekokształtnych konstrukcjach. Jeśli chodzi o sam pomysł, jest po prostu idiotyczny, ale wbrew temu jest to jedno z lepszych opowiadań w trzech tomach. Bardzo dobra metafora szaleństwa tłumu. Opinia, że Barker tym tekstem antycypował przyszłe okropieństwa w rozpadającej się Jugosławii, moim zdaniem powinna ozdobić papier toaletowy.

Lęk
Student Steve poznaje tytułowe uczucie będąc ofiarą nauczyciela Quaida. Ale Quaid też się czegoś boi...

Piekielne zawody
Piekło ma wymiar osobowy i postanowiło wziąć udział w biegu. Lepiej, żeby nie wygrało, bo wtedy mogłoby się rozpętać.

Jacqueline Ess: jej wola i testament
Tytułowa bohaterka odkrywa u siebie nadprzyrodzoną moc deformowania ludzkich ciał, w bardzo barkerowskim stylu: przez łamanie kości i naciąganie mięśni i skóry. Człowiek zmieniony w pieska nie będzie wyglądał wyjściowo. Opowiadanie lepsze od średniej ze względu na temat, czyli pytanie o to, jak byśmy się zachowali mając niezwykłe możliwości. Pytanie nie takie błahe, cóż byś na przykład zrobił będąc prezydentem Rosji?

Skóry ojców
Po Arizonie paradują potwory, które czasem płodzą dzieci ze zwykłymi kobietami. Jednak ludzie są jeszcze większymi potworami, choć nie w sensie gabarytów.

Nowe zabójstwo przy Rue Morgue
Nowe ujęcie tematu z Poego. Zakończenie dziwnie dramatyczne, bohater ulega przesadzonemu poczuciu winy za nieszczęśliwy obrót zdarzeń w Paryżu z paroma zgonami w tle.

Syn celuloidu
W pewnym kinie zalągł się nowotwór, który żywiąc się emocjami widzów w końcu wyszedł na światło dzienne. Momentami kino nieźle miesza się z życiem.

Trupiogłowy król
Antyczni mieszkańcy angielskiej prowincji pokonali Trupiogłowego, przywalili go głazem, ale nie zabili. Oczywiście, że w końcu ktoś ten głaz odkopał, a potem zaczęła się jatka.

Spowiedź całunu (króla pornografii)
Wściekły księgowy mafii pośmiertnie rozlicza się ze swoimi oprawcami. Co osobliwe, duch jego zstąpił w całun, ale radził sobie w nim całkiem dobrze.

Kozły ofiarne
Hebrydy to wyspy na zachód od Wielkiej Brytanii. Na jednej z nich jest ołtarz, który trzyma licznych powojennych nieboszczyków w uśpieniu. Ktoś wpadnie na pomysł, żeby ołtarz zbezcześcić. Pomysł fatalny.

Ludzkie szczątki
Opowieść o Gavinie, męskiej prostytutce, który u pewnego klienta natyka się na osobliwą istotę odkopaną w wykopaliskach. Następuje osobliwą kradzież tożsamości, istota stopniowo zaczyna przypominać Gavina bardziej niż Gavin samego siebie sprzed paru miesięcy. Przypomina to słynny test Turinga z nieodłącznym pytaniem, czy sztuczna inteligencja może udawać człowieka. Pewno jeszcze nie teraz, ale kiedyś będzie mogła, choć zapewne będzie wolała bardziej sensowne zajęcia, tak jak my wolimy czytać gazetę niż biegać jak pies za kością.

[1581, Blues świńskiej krwi]
Wszyscy siedzieli w świetlicy, gdzie – z otwartymi ustami i zamkniętymi umysłami – przyklejeni do czarno-białego odbiornika śledzili papkę ulepioną z teleturniejów, programów policyjnych i relacji z wojen na świecie.

[3784, Lęk]
Klaun o to nie dbał.
A redaktor nie dbał o idiotyczne kalki językowe.

[5397, Skóry ojców]
Siedzący z tyłu jednego z pozostałych pojazdów Davidson zamknął oczy i odmówił modlitwę do Jahwe, Buddy oraz Groucho Marxa.
Ja polecam Mbombo, jeszcze nigdy się na nim nie zawiodłem.

[6722, Syn celuloidu]
Teraz wstawał świt i przez kratkę wpełzały promienie światła o barwie pomyj.

[6758, Trupiogłowy król]
To nie zwycięskie armie, które przez stulecia kroczyły po uliczkach Zeal, rzuciły wioskę na kolana, lecz lekkie kroki niedzielnego turysty. Zniosła ona rzymskie legiony i normański podbój, przetrwała udrękę wojny domowej, ani razu nie tracąc swojej tożsamości, ale po stuleciach ciężkich buciorów i kling to turyści – nowi barbarzyńcy – pokonali Zeal, ich bronią były zaś uprzejmość i gotówka.

[8742, Ludzkie szczątki]
W niektórych branżach lepiej pracuje się w dzień, a w innych w nocy. Gavin był zawodowcem z tej drugiej kategorii. Czy zimowe przesilenie, czy przesilenie letnie, czy opierał się o ścianę, czy stał w bezruchu w drzwiach, z ognikiem papierosa w ustach, sprzedawał wszystkim zainteresowanym to, co pociło się w jego dżinsach.
(...)
Czasami odwiedzającym miasto wdowom (...) Czasami zagubionym mężom (...)

niedziela, 6 marca 2022

BigBug

Film Jeuneta na Netflixie - brzmi zachęcająco. W niedalekiej przyszłości roboty zbuntują się przeciw ludziom. Wcześniej zapewne naoglądały się Terminatorów i stwierdziły, że to niedobra strategia, więc zrobiły to po swojemu. Konwencja jest komediowo-groteskowa, więc nie musimy specjalnie przejmować się nieszczęściem grupy ludzi zamkniętych w jednym z domów. Mają papu i rozrywkę, tylko klima szwankuje i jest albo za ciepło, albo za zimno. Panna Jennifer przeżywa dramat, bo bunt maszyn pokrzyżował jej plan ślubu na wyspie Isola Paradiso, przepadnie rezerwacja, a wiecie ile trzeba czekać na nowy wolny termin? Mieszkańcy mają szczęście, że roboty w domu zachowują się przyzwoicie, choć palma im lekko odbiła, bo nagle zapragnęły upodobnić się do ludzi. Z pozoru jest to łatwe, bo w końcu można imitować „ekspresję emocji i nastrojów”, polegającą na napinaniu mięśni w okolicach kącików ust i wokół oczu oraz opróżnianiu powietrza z płuc z udziałem strun głosowych, co nazywamy śmiechem. Trzeba tylko uważać, żeby śmiać się w odpowiednich sytuacjach, ale w podglądzie mamy bieżące analizy nastrojów robocicy Alice, która wyczuwa ironię domowników na poziomie 33% lub szczerość na poziomie 52%, więc zapewne ona dałaby sobie radę. W pewnym momencie sytuacja w domu się zagęszcza, kiedy przybywa Yonyx, jeden z wielu identycznych zbuntowanych egzemplarzy. W Terminatorze przejechałby po ludziach laserem i miałby spokój. A tu nie, może Yonyxy uwierzyły w Matrix, który potrzebuje ludzi jako prądnice. Przymusowi współlokatorzy nie zapominają o najważniejszej potrzebie w ich sytuacji, czyli seksie. Była żona chce wypróbować nowego, choć nieco podstarzałego kochanka, podczas gdy wychodzi na jaw romans innej pani z androidem (znanym nam skądinąd) - a to bynajmniej nie wyczerpuje tematu. W filmie widać rękę Jeuneta, zwłaszcza w zakresie wizualnym, choć historyjka nie powala jako komedia, a taki był główny zamiar. Doznałem ubawu na poziomie 57%, znacznie mniejszego niż na Obcym 4 (83%) i Amelii (92%).

sobota, 5 marca 2022

Jump, Darling

Mimo że estetyka drag queen mnie nie pociąga, jestem gotów przyznać, że coś w tym jest. Bywają przypadki niezaprzeczalnej charyzmy scenicznej, co regularnie zdarza się drag queenom. Czy blisko trzydziestoletni Fishy jest takim przypadkiem - ciężko mi tu wyrokować, ale scenariusz zakłada, że owszem. Kariera drag queen nie była dla niego pierwszoplanowa, chciał raczej zostać aktorem, ale to słabo wyszło, a kiedy jego partner wypomniał mu to o jeden raz za dużo, spakował manatki i wyjechał. Opcji nie miał wiele, więc zawitał w progi domu swej babki Margaret. Główny motyw to relacje wnuka z babką, wciąż umysłowo błyskotliwą, choć fizycznie już niedomagającą. Plan Fishy'ego był prosty, wpaść, wyciągnąć kasę, ewentualnie pożyczyć samochód i zwiać. Wszystko poszłoby jak z płatka, tyle że do tego trzeba by być dużo zimniejszą suką niż Fishy. W wątku pobocznym Fishy będzie próbował szczęścia z Zacharym, czarnoskórym jak jego porzucony partner (widocznie taki jest jego typ). Uda się to w tym sensie, że my, widzowie, będziemy mieli z tego więcej radości niż Fishy. Niezwykła jest postać Margaret, o czym zdołała przekonać i nas, i Fishy'ego, kiedy na niektóre jego postępki patrzy przez palce. Niezwykła, lecz również tragiczna, o czym nie da się dokładniej powiedzieć bez spojlerowania. W roli Margaret wystąpiła aktorka w wieku lat ponad dziewięćdziesięciu, co ze strony producentów było posunięciem szalenie ryzykownym. I rzeczywiście, Cloris Leachman zmarła całkiem niedługo po ukończeniu filmu (o jej śmierci wspominają w napisach końcowych). Dobrze, że zdążyła wystąpić w tak udanej kreacji. Na koniec zauważę, że to kolejna produkcja, w której seksualna odmienność dla nikogo nie jest problemem. Jeszcze dziesięć lat temu w typowym gtm-ie mama chłopca, który zostawił partnera, szukałaby dla niego fajnej kandydatki na żonę. Bo wiecie, bycie gejem to taka faza, z tego się wyrasta. Co zdolniejsi potrafią nawet wyrosnąć z heteroseksualizmu.

Matki równoległe czyli Madres paralelas

Jeśli wykonasz rzut prostopadły matki na dwie podprzestrzenie, a wektory wiodące od matki do rzutów są do siebie prostopadłe, to... Mniejsza z tym, rzadko się zdarza, że tytuł ma taki geometryczny wydźwięk, więc mnie poniosło. Matki są równoległe w tym sensie, że urodziły tego samego dnia w tym samym szpitalu. Oba bobasy są efektem wpadki, choć Janis, zbliżająca się do klimakterium, mogła to sobie zaplanować. Łącznie z tym, że postanowiła nie liczyć na ojca biologicznego i nie zmuszać go do porzucenia żony. Wątek matek i dzieci, momentami dramatyczny, łączy się nieoczekiwanie z drugim, związanym z hiszpańską wojną domową z lat trzydziestych. Janis leży na sercu odnalezienie zbiorowej mogiły ofiar falangistów, w której leży jej dziadek. Chciałbym się przejąć i wzruszyć, ale zamiast tego się irytowałem, bo te dwa wątki pasują do siebie jak wół do karety. Na tej zasadzie można połączyć wszystko, inwazję obcych z kowbojami lub Lincolna z wampirami (nikt nie wpadłby na takie kretyńskie pomysły, prawda?). Jasne, że Almodóvar ma swój wyjątkowy styl, który widać również w tym przypadku, ale nie wszystkie jego pomysły kupuję. Za to należy mi się ochrzan, jaki Janis urządziła Anie, młodszej matce, kiedy ta zdziwiła się determinacją Janis w sprawie mogiły. Jest w filmie wątek homo, ale chyba nie przypadłby do gustu episkopatowi. Co do muzyki à la Piazzola - nie wiem, co na to episkopat, ale mnie się podobała.

czwartek, 3 marca 2022

Orfeusz w piekle w Operze Krakowskiej

Myślałem ci ja, że idę na kolejną szacowną ramotę, coś w rodzaju Zemsty nietoperza, gdzie bardziej chodzi o śpiew i muzykę, mniej o tę infantylną fabułę. Już wcześniej pobieżnie przejrzałem omówienie Orfeusza, poza tym wiedziałem, że to operetka ze słynnym kankanem, no ale jak to? Robić sobie jaja z tragicznego mitu? Okazuje się, że można i że da się w ten sposób zrobić świetny spektakl, a dowcip sprzed ponad półtora wieku może rezonować u dzisiejszego widza. Mit mitem, ale mogło być tak, że Orfeusz i Eurydyka byli sobą serdecznie znudzeni, więc kiedy Pluton porwał ją do swego podziemnego królestwa, Orfeusz był wniebowzięty. Tu na scenę wkracza Opinia Publiczna, w szarej garsonce i berecie, i rzuca anatemę na podłego kochanka, który pod jej naciskiem będzie wpiekłowzięty, co znaczy, że uda się do władcy piekieł po swoją Eurydykę, BO TAK WYPADA. Gombrowicz na ten temat pisał serio, a u Offenbacha jest lekko, dowcipnie i ironicznie. Nawet gest odwrócenia się Orfeusza, który zaprzepaścił odzyskanie „ukochanej”, jest podszyty cudowną drwiną, bo był to efekt podstępu Jupcia, jak w spektaklu określany jest Jupiter. Co chwilę mamy podteksty erotyczne rozgrywane za pomocą dowcipnych układów tanecznych i zabawnych kostiumów (pszczółki z kwiatuszkami). W otwierającej scenie na targowisko rozpusty przychodzi chłopiec z lizakiem, który bawi mnie do tej pory. A słynny kankan? Pytanie, czy znany układ taneczny nie został raczej wymyślony w Moulin Rouge, bo przecież wcale nie musiał tak wyglądać w oryginalnym przedstawieniu. W wersji krakowskiej jest niby po bożemu, czyli z zadzieraniem kiecek, ale na pierwszym planie w pozycji leżącej nóżkami fikały diabełki męskie, kolejny znakomity dowcip. Dotychczas sądziłem, że artyści operowi poziomem aktorstwa w scenach mówionych nie odbiegają od aktorów porno, ale nie w tym spektaklu! Widać, że umieją, jeśli się ich przyciśnie. Warto pochwalić spektakl również za pomysł niby bez znaczenia, czyli tekst mówiony jest po polsku (w świetnym, współcześnie brzmiącym przekładzie), a pieśni wykonywane po francusku z tłumaczeniem. To zdecydowanie sprzyja zrozumieniu tekstów śpiewanych.

środa, 2 marca 2022

Luz

„Luz” to po hiszpańsku „światło”, ale jeśli już o jakimkolwiek świetle tu mowa, to raczej nie o falach elektromagnetycznych określonej długości, lecz o metaforycznym świetle miłości. A ponieważ uczucie to w aspekcie fizycznym realizuje się jako miłość analna między dwoma mężczyznami, polscy katolicy ujrzą tu raczej mrok wyuzdania. Zaczyna się od tego, że nowo przybyły Ruben trafia w więzieniu do celi z Carlosem. Na starcie jest ostro, Carlos jasno wytycza granice, ale metodą salami faceci od mocnej niechęci przez wspólnotę interesów docierają do seksu, ale nie wymuszonego, jaki nam się kojarzy z więźniami, ale całkiem dobrowolnego, a w dodatku będącego wyrazem rodzącego się uczucia. Niby mocno zaspojlerowałem, ale za to już nie napiszę zbyt wiele o tym, co działo się, kiedy Ruben wyszedł z więzienia na wolność. Do przewidzenia było, że spotka się z Carlosem, co wywoła sytuację przypominającą motyw ze Zranionego węża, filmu, którego na szczęście nikt nie pamięta, więc to prawie nie spojler. Zgodnie z oczekiwaniami, po wyjściu z kicia nie da się tak po prostu żyć długo i szczęśliwie. Czy Rubenowi uda się rozliczyć z krewnymi, dzięki którym trafił za kratki - tego nie wyjawię, ale zauważę, że w świecie Luzu homoseksualizm - poza więzieniem - nie jest dla nikogo żadnym problemem, więcej nawet, mężczyźni okazujący sobie uczucie spotykają się z uśmiechem i wsparciem, co jest bardzo miłą iluzją, której nie zauważamy w świecie realnym. Z kolei więzienie w Luzie niczym nie przypomina tego z filmu Książę z afirmacją związków homo. Film jest nieintencjonalnie zabawny w scenach seksu, w których dyszący z pożądania kochankowie w migawkach pokazują swoje zwiędlaki. Twórcy zapewne czerpali inspirację z Dante's Cove i niektórych pornosów.

wtorek, 1 marca 2022

Str8UpGayPorn donosi

Królowa Elżbieta i Justin Bieber zarazili się covidem. To było już parę dni temu, królowa trzyma się nieźle, Justin również. Szczególny urok ujęcia tematu przez S8UGP polega na oprawie graficznej, w której królowa jest zlepiona z wizerunkiem Biebera sauté. Należy przyznać, że Justin nie ma powodu do kompleksów. Tu nieprzyzwoity link, a tu nieprzyzwoity zrzut ekranu, stosownie pomniejszony: .

Kolejny temat to Floryda, w której władzę przejęły betonowe chrześcijańskie fundusie, które chcą zakazać w szkołach mówienia o gejach, pod pozorem ochrony ochrony wartości rodzinnych. To dzieje się w kraju, gdzie legalne są śluby homo, na Florydzie również. Czy taki funduś myśli, że jeśli przemilczy się temat w szkole, to później dorośli ludzie nie wpadną na pomysł wzięcia ślubu? Do ustawy dołączyli haniebną wrzutkę, która nakazywała nauczycielom outować uczniów przed rodzicami, co jednak w końcu wykreślono z projektu. Ordo Ciulis może teraz argumentować, że skoro tam mogą, to u nas też. Oto kolejny nieprzyzwoity link.

S8UGP zauważył najnowszą wojnę, nawet popełnił własny skromny komentarz, a nie tylko odesłał do stron zewnętrznych. W tekście o Florydzie rzucił uwagę, że jeśli zrzucą atom na SZA, to mogą zacząć od tego stanu właśnie. Pozwolę sobie wydzielić z siebie przy tej okazji trzy skromne komentarze na temat. Banalny: wojna jest straszna. Sarkastyczny: oficjalne powody napaści Putina są i tak lepsze od uzasadnienia agresji SZA na Irak. Smutny: tępa rosyjska propaganda w postaci banialuków o Ukrainie okupowanej przez faszystów i o mesjanistycznym posłannictwie odnosi skutek w Rosji. Wszystkie te komentarze są w gruncie rzeczy banalne, więc powstrzymam się od kolejnych.