Strony

środa, 2 marca 2022

Luz

„Luz” to po hiszpańsku „światło”, ale jeśli już o jakimkolwiek świetle tu mowa, to raczej nie o falach elektromagnetycznych określonej długości, lecz o metaforycznym świetle miłości. A ponieważ uczucie to w aspekcie fizycznym realizuje się jako miłość analna między dwoma mężczyznami, polscy katolicy ujrzą tu raczej mrok wyuzdania. Zaczyna się od tego, że nowo przybyły Ruben trafia w więzieniu do celi z Carlosem. Na starcie jest ostro, Carlos jasno wytycza granice, ale metodą salami faceci od mocnej niechęci przez wspólnotę interesów docierają do seksu, ale nie wymuszonego, jaki nam się kojarzy z więźniami, ale całkiem dobrowolnego, a w dodatku będącego wyrazem rodzącego się uczucia. Niby mocno zaspojlerowałem, ale za to już nie napiszę zbyt wiele o tym, co działo się, kiedy Ruben wyszedł z więzienia na wolność. Do przewidzenia było, że spotka się z Carlosem, co wywoła sytuację przypominającą motyw ze Zranionego węża, filmu, którego na szczęście nikt nie pamięta, więc to prawie nie spojler. Zgodnie z oczekiwaniami, po wyjściu z kicia nie da się tak po prostu żyć długo i szczęśliwie. Czy Rubenowi uda się rozliczyć z krewnymi, dzięki którym trafił za kratki - tego nie wyjawię, ale zauważę, że w świecie Luzu homoseksualizm - poza więzieniem - nie jest dla nikogo żadnym problemem, więcej nawet, mężczyźni okazujący sobie uczucie spotykają się z uśmiechem i wsparciem, co jest bardzo miłą iluzją, której nie zauważamy w świecie realnym. Z kolei więzienie w Luzie niczym nie przypomina tego z filmu Książę z afirmacją związków homo. Film jest nieintencjonalnie zabawny w scenach seksu, w których dyszący z pożądania kochankowie w migawkach pokazują swoje zwiędlaki. Twórcy zapewne czerpali inspirację z Dante's Cove i niektórych pornosów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz