Strony

poniedziałek, 28 lutego 2022

Londyn. Miasto queer. Historia od czasów rzymskich po dzień dzisiejszy (Peter Ackroyd)

Na Soho takie izby na zapleczu prowadził Red Lion, podobnie jak kilka sklepów z trunkami przy Drury Lane. Three Shoes na Moorfields i Three Tobacco Rolls na Covent Garden miały liczne ciotki jako klientów [1814]. Konkluzja z tego cytatu: trzeba się poważnie znać na Londynie i nim fascynować, żeby ta książka zrobiła wrażenie. To może zadziała jako historyczny esej o gejach? To mogłoby się udać, gdyby autor umiał rzucić okiem z dalszej perspektywy, a nie tonął w detalach, relacjonując setki różnych zdarzeń z wielu epok ze szczególnym uwzględnieniem lingwistycznych ciekawostek, o których nie ma jak i nie ma po co pisać dla polskiego czytelnika (którym nie musi być przecież filolog angielski). Tłumacz poddał się i nie tłumaczył słówka queer, za to wprowadził „buzeranctwo” jako synonim aktu homoseksualnego. Stosunek do gejów zmieniał się w przeciągu wieków, przez większość czasu było to szorstkie przyzwolenie, dopiero w wiekach XVIII i XIX (oraz pierwszej połowie XX) można mówić o ostrych i oficjalnych, czyli zapisanych w prawie, restrykcjach. Słynny pręgierz, do którego przykuwano „sodomitów”, wcale nie był wyrokiem łagodnym, bo dla miejskiej tłuszczy typową rozrywką było znęcanie się nad przykutymi, bicie, oblewanie odchodami i tym podobne. W książce omówiono sprawę nieszczęsnego Wilde'a. Szło to tak: jeden z synów markiza Queensberrego miał (rzekomo, ale raczej naprawdę) romans z przyszłym premierem Roseberym, a drugi syn - z Wilde'em (!). Mając w ręku korespondencję obciążającą Roseberego, już premiera, Queensberry mógł zażyczyć sobie, by nie patyczkowali się z Wilde'em w sądzie, co było całkiem możliwe według ówczesnych standardów rozdziału władzy sądowniczej od pozostałych. Zaskakuje brak wzmianki o Turingu zamęczonym w latach pięćdziesiątych XX wieku. Może to nie miało miejsca w samym Londynie, co by usprawiedliwiało takie przeoczenie autora.

[144]
W roku 1869 Węgier Karl-Maria Benkert ukuł termin homoszexualitás, stając się w ten sposób jednym z nierozpoznanych legislatorów ludzkości. Dla niego była to kwestia nie moralności, lecz klasyfikacji. Obiekt potrzebował klinicysty bardziej niż księdza. Na grobie Benkerta ciągle są świeże kwiaty. Dwadzieścia trzy lata później Charles Gilbert Chaddock wprowadził ten termin do angielszczyzny, w której pozostaje do dziś. Havelock Ellis określił go jako „barbarzyński neologizm, wyrosły z monstrualnego pomieszania korzeni greckich i łacińskich” — niewykluczone jednak, że pomylił słowo z samą czynnością.

[234, w czasach rzymskich]
Tylko aktywny może rządzić. Seksualność nie jest niezależnym czynnikiem społeczności; to społeczność określa i dominuje seksualność. Wojownicy pokonani w bitwach mogli być gwałceni przez obywateli rzymskich. Przegranych zamiast tego faszerowano — „rzodkwiami”; może się to wydawać nie nazbyt bolesnym zabiegiem, tymczasem „długie, białe, soplowate rzodkwie” były hodowane w południowej Anglii na długość do sześciu cali.

[338]
bad, po angielsku łóżko
Redaktorom nie zależy na popularyzacji poprawnej angielszczyzny - podobnie jak nauczycielom, którzy mnie uczyli, że dinner to obiad.

[1303]
W połowie XVII wieku w Mulberry Garden, tam, gdzie obecnie znajduje się Buckingham Palace, stworzono „spintry”, czyli męski burdel.
Rewelacja, o której wiem niezależnie ze Str8UpGayPorn.

[1336, rok 1630]
Audley i dwóch jego służących zostało powieszonych pod zarzutem gwałtu i sodomii, ale najpoważniejszym z jego grzechów było zagrożenie stabilności patriarchalnej rodziny.
To ciekawe, ale jeszcze ciekawsze jest to, że w akapicie poświęconym Audleyowi, nie jest on nijak powiązany z innymi postaciami, mającymi na koncie wiadome sprawki. Wpadka redakcyjna.

[1715]
W tym samym roku [1708] Delarivier Manley wydała swą powieść The New Atlantis, w której opisała sprzysiężenie lesbijskich kochanek, których niezliczone intymności „być może posunęły się odrobinę za daleko”.
Może jestem słaby z historii literatury, ale w Polsce kobiety pisarki zaistniały dopiero w XIX wieku. A tu pisze kobieta i to jeszcze na taki temat!

[1800, rok 1721]
I znowu niepodobna było dowieść, iż doszło do „spermatycznego wstrzyknięcia”, jak to nazywano w języku prawniczym, dzięki czemu Duffus uniknął stryczka i został skazany na więzienie oraz pręgierz.

[2454]
Egzekucje za sodomię osiągnęły szczyt w pierwszych dekadach XIX wieku, albowiem pomiędzy rokiem 1806 a 1835 powieszono za to ponad osiemdziesięciu mężczyzn. (...) W tym samym czasie wieszanie za sodomię skończyło się na kontynencie europejskim, a w niektórych krajach związki seksualne pomiędzy mężczyznami przestały być przestępstwem. Po roku 1791 nie wykonano na Kontynencie żadnej egzekucji za ten występek.

[2488, nalot policji z 1810 roku]
Raport donosił, że wewnątrz znajdowały się pokój z kilkunastoma łóżkami, damska garderoba, a także „kaplica”, w której celebrowano śluby. W charakterze pastora udzielającego małżeństw występował John Church, którego później oskarżono o próbę sodomii. Za następnym zwrotem tej już niezwykłej historii okazało się, że jego przyjaciele odgrywali rolę akuszerek, a podczas udawanych narodzin używano pary miechów, aby wydać na świat blok sera Cheshire.

[2553]
Natomiast złe, bezużyteczne i jak najbardziej oburzające są okrucieństwo, przemoc i podstęp, wykorzystywane przeciwko kochankom tej samej płci. Oto jak opisywał jednego z sędziów, którzy skazywali na powieszenie: „Na twarzy jego lśnią zachwyt i egzaltacja, jego mina domaga się aplauzu i gratulacji ze strony otoczenia”. To wizja warta pędzla Fuselego.
Są to zaskakująco postępowe poglądy Jeremy’ego Benthama, twórcy etycznej koncepcji utylitaryzmu, konkurencyjnej wobec etyki chrześcijańskiej, wedle której wspomniane okrucieństwa uznawano niegdyś za wielce uzasadnione. Jak stwierdza autor, „praca ta nigdy nie została opublikowana za jego [Benthama] życia”, niefrasobliwie nie podając tytułu. Terror był taki, że biedny Bentham nie ośmielił się mówić o swoich poglądach publicznie.

[2584, rok 1822]
Clogher stał się znany jako Arse-bishop. Uciekł do Paryża, ale życia dokonał jako anonimowy lokaj w Edynburgu.
Czy nas dziwi, że „czcigodny biskup był jednym z najważniejszych członków Towarzystwa Prześladowania Grzechu”, a miał upodobanie do chłopców w mundurach?

[2652]
Mężczyźni queer, których skazano na śmierć, byli pariasami pod każdym względem; kiedy wieszano kapitana Nicholsa w roku 1833, w ostatniej drodze nie towarzyszył mu żaden członek rodziny, nikt też z niej nie ubiegał się wcześniej o złagodzenie wyroku. Podążył na śmierć nieopłakiwany. Karę śmierci za buzerowanie zniesiono w roku 1861, kiedy to zastąpiło ją dożywotnie więzienie.

[2771]
Wszystkie te pełne niejasności i dwuznaczności sytuacje sprawiły, że w świecie queer pojawił się właściwy mu slang, znany jako „polari” — osobliwy amalgamat języka cygańskiego, jidysz, rymowanego slangu cockney i terminów włóczęgowskich, które były tak stare jak samo włóczęgostwo.
Polari był w użyciu jeszcze w wieku XX.

[2854]
W roku 1885 została ustanowiona nowa wersja prawa kryminalnego, a kiedy debatowano nad tym w Izbie Gmin, jeden z liberalnych posłów, Henry Labouchere, zgłosił poprawkę głoszącą, że „każdego mężczyznę, który publicznie czy prywatnie popełnia jakikolwiek czyn o znacznej nieprzyzwoitości, uczestniczy w nim albo dąży do uczestnictwa w jego dokonaniu, należy uznać za winnego przestępstwa i dlatego zgodnie z decyzją sądu należy skazać na więzienie na okres nieprzekraczający dwóch lat, a ewentualnie obejmujący ciężkie prace”.

Była to sankcja prawna surowsza niż jakakolwiek z dotąd uchwalonych. Nie trzeba już było dowieść penetracji seksualnej czy wytrysku jako oznak przestępstwa. Nie istniało rozróżnienie pomiędzy czynem prywatnym a dokonywanym publicznie. Nie próbowano nawet określić, jak należy rozumieć „znaczną nieprzyzwoitość”. Świadomie zamierzona niejasność i mglistość owej poprawki otwierała w istocie pole do popisu dla wszystkich szantażystów i osób o złych intencjach, aby kogoś oskarżyć, bez najmniejszego pozytywnego dowodu czy też przywołania świadka. Na przykład wzajemna masturbacja została uznana za nielegalną i dlatego podlegającą sankcji karnej. Mówi coś o naturze angielskiego systemu sprawiedliwości fakt, że „norma” ta obowiązywała aż do roku 1967.

Podobno Labouchere zgłosił swoją poprawkę jako absurd mający unaocznić bezsens restrykcyjnego prawa.

[2977]
[Założony w 1897 roku przez George'a Ivesa Zakon Cheronei] miał reprezentować wyidealizowaną wspólnotę Świętego Zastępu Tebańczyków, kochanków walczących razem w bitwie pod Cheroneą w roku 338 p.n.e., w której zostali zmasakrowani przez Filipa II Macedońskiego.
Aaa... To stąd pomysł na The Sacred Band of Thebes, niedawno nakręcony pornos. Pornosy źródłem wiedzy historycznej? Super!

[3051]
Chłosta za przestępstwa homoseksualne — na powrót wprowadzona w 1911 roku — była zarezerwowana dla tych, których uważano za pochodzących z niższej klasy średniej albo jeszcze gorzej.

[3188, o seksie homo w czasach zaciemnienia miasta podczas drugiej wojny]
Jak to ujął Quentin Crisp: „Nigdy w historii seksu tak wiele nie było oferowane przez tak wielu dla tak nielicznych”. Często cytuje się to z zakończeniem: „dla tak wielu przez tak nielicznych”. Można to sprawiedliwie czytać w obydwie strony.

[3302]
W roku 1976 w poniedziałkowe wieczory otwierał się klub Bang! przy Astorii, obok Tottenham Court Road, a wkrótce w okolicy i dalej zaroiło się od podobnych przybytków. Łomoczący rytm muzyki disco i wirowanie skąpo odzianych klientów dookreślały moment hedonizmu i konsumeryzmu, który, jak się wydawało, określał Londyn queer na początku lat osiemdziesiątych XX wieku.

A potem muzyka umilkła.

Zgadnijcie dlaczego.

[3327, w czasach epidemii AIDS]
Poziom publicznej wrogości został uwidoczniony w roku 1988, gdy rząd konserwatywny wprowadził poprawkę 28 do ustawy samorządowej. Stwierdzano w niej, że „władzom lokalnym nie wolno (a) intencjonalnie promować homoseksualizmu ani publikować materiałów z taką intencją; (b) w prowadzonych przez nie szkołach uczyć fałszywej akceptacji homoseksualizmu jako postaci przyjaźni”.

[3723, opis pod reprodukcją portretu króla Jakuba I]
Powiadano, że po królu Elżbiecie nastała królowa Jakub.

niedziela, 27 lutego 2022

W czym mamy problem czyli Serial Mom

Przed obejrzeniem warto zakochać się w Kathleen Turner, głównej gwieździe filmu z 1994 roku. Mamuty pamiętają te czasy bez komórek innych niż te charakterystyczne dla eukariotów. Ówczesne aparaty komórkowe, to jest trzymane w komórkach, wykonywały raczej czynności pralnicze. Uwaga, w filmie pojawia się jedna komórka w ręce supergwiazdy filmowej, jednej z nielicznych osób, które było wtedy na to stać. Widz niezakochany w Kathleen zobaczy w filmie obrazek satyryczny o amerykańskiej „żonie domu”, która w obronie ideałów amerykańskiego marzenia zacznie zabijać sąsiadów i znajomych, dopuszczających się zbrodni w rodzaju niezapinania pasów w czasie jazdy autem lub nieprzewijania kaset wideo. Rzeklibyśmy, że morderstwa przychodzą jej lekko, łatwo i przyjemnie, gdyby nie to, że ludzie nie lubią być zabijani, a kiedy już im się to zdarza, wydzielają z siebie mało estetyczne ochłapy. Nie szukajcie odpowiedzi na pytania o przyczyny przemiany pani Sutphin w morderczynię, nie dziwcie się, że w tym fachu jest dyletantką, która wcale nie przejmuje się zacieraniem śladów i, bo ja wiem, choćby zapewnieniem sobie alibi (nie tak jak bohater American Psycho). Problemem nie będzie nawet to, że o sprawie dowie się rodzina. Zetknąłem się z opinią, że film miał antycypować polityczną poprawność. To chyba przesada, segregacja śmieci czy przewijanie kaset to drobiazgi, na które polityczni poprawnicy nie zwracają uwagi, w przeciwieństwie do rasowych uprzedzeń zakorzenionych w analizie funkcjonalnej lub biologii molekularnej. Jeden z argumentów w filmie sprowadza się do tego, że osoba niesegregująca śmieci jest kreaturą niegodną zaufania. Jasne, że to bardzo przypomina dzisiejsze lewicowe oczekiwania czystości ideologicznej, wedle których niewybaczalną zbrodnią jest nieprawomyślna wypowiedź sprzed szesnastu lat, nieważne że człowiek mógł być wtedy młody, głupi i na haju. Z drugiej strony to przecież najstarszy trik z księgi ludzkich manipulacji, więc, prawiczki, nie podniecajcie się zbyt szybko. W pierwszych scenach filmu widzimy perfekcyjną gospodynię Sutphin, która zabija nieznośną muchę zakłócającą święty rytuał śniadania na amerykańskim przedmieściu. Jak nas zapewnili w finalnym dupochronie, podobieństwo jest przypadkowe, a żadna mucha nie została zabita, ani skrzywdzona. Idźmy za tym przykładem i dbajmy o to, by nasze domy były strefami komfortu dla much.

sobota, 26 lutego 2022

Początek świata czyli L'origine du monde

Powiedzmy sobie wprost: to jest farsa. A my, wyrafinowane panny z filmwebu, nie damy przecież farsie wysokich ocen. Nie za stek głupot i dowcipów niskich lotów, zalatujący ageizmem, rasizmem, transfobią, ksenofobią i ekofobią. Jestem mentalnym zerem i moralną szmatą, bo film mnie ubawił. Uważam nawet, że dialogi były inteligentne, a odcienie humoru różnorodne, od płaskiego do nietuzinkowego. Główna postać, Jean-Louis, odkrywa, że stanęło mu serce, a mimo to przejawia oznaki życia. A teraz serca mam dwa, jak pamiętamy z pieśni. Teraz? Guru Margaux ma inny pogląd, każdy ma dwa serca, fizyczne i kosmiczne, więc można żyć tylko z tym kosmicznym, ale nie za długo. Żeby nie wyjawić za wiele, ratunkiem dla Jean-Louisa jest rozebranie pewnej starszej pani do naga. Nie da się olać rad Margaux, kiedy wcześniej trafnie odczytała z pól morfogenetycznych przeszłość Jean-Louisa, a dzięki nim doceniła także wystrój jego mieszkania, którego wcześniej nie widziała na oczy. Co by dał Maciej „Gumowe Ucho” Wąsik za takie źródło informacji! Przy tym Pegazus wygląda jak cymbałki przy fortepianie. W sprawę zamieszany jest przyjaciel Jean-Louisa, który zaplątany w nieudolne kłamstwa musi się tłumaczyć, że jest fotografikiem, wykonującym polaroidem artystyczne akty prezentowane na wystawach w Algierii. A postępowi Algierczycy chodzą na nie tłumnie i się zachwycają. Subtelne panny z filmwebu będą oczywiście zniesmaczone nieseksualną sceną nagości ze słabo maskowanymi dyndolami i bimbołami, a ja jestem tym zachwycony. Nagość nie powinna być tabu! Ilekroć widzę senatora Jackowskiego, ta sama myśl przebiega mi przez czaszkę. A druga za nią: jakie to dla niego ambarasujace, że zrobiono mu zdjęcie na plaży nudystów. A nie powinno być. Nadmieńmy, że nagi Jean-Louis ma urok seksownego tatusia z filmów porno, za co stawiam filmowi dodatkowy plusik. Fotosy z filmu zmniejszyłem, żeby nie epatować. Oto one.

piątek, 25 lutego 2022

Pomoc czyli Help

Jakie wyjaśnienie zaproponowałyby psycholożki, by pojąć popularność takich mrocznych opowieści? Czy coś poza naturalną skłonnością do empatii? I cóż z tego, że powzruszamy się nad niedolą postaci, przecież nie chodzimy struci przez następny tydzień, zazwyczaj nie biegniemy protestować, nie dokonujemy przelewów, ani nie przystępujemy do rewizji naszych moralnych priorytetów. Coś jednak się wydarza, choćby prosta obserwacja, że nie zdawaliśmy sobie sprawy z czyjegoś cierpienia. Sarah przybywa do domu opieki na rozmowę kwalifikacyjną, która z pozoru przebiegła fatalnie, ale jednak dostaje pracę. Szybko okazuje się, że kobieta nadaje się na opiekunkę dla starszych osób z demencją lub Alzheimerem. Pogodną rutynę nagle burzy covid, kiedy okazuje się, jak niski priorytet ma ratowanie pacjentów domów opieki, szczególnie narażonych na drastyczny przebieg choroby. Sceny, kiedy zdesperowana Sarah próbuje sobie radzić z zagrożeniem dla jej podopiecznych, ogląda się jak dreszczowiec. Kiedy staje się jasne, że nikt nie ma planu, by pomóc nieszczęsnym mieszkańcom domu opieki, Sarah podejmuje próbę ocalenia choć jednej osoby, a wybór padł na Tonego. Zgryźliwie zauważę, że wybór był jakby oczywisty, bo Tony jest stosunkowo młody, przystojny i sympatyczny. Legalność jej działań najlepiej oddaje bon mot Bonda: not even remotely. Tym razem system sprawdzi się bez zarzutu, z całą mocą Kafkowskiej opresji. Nie jest to dla nas żadna nowość, ale warto sobie od czasu do czasu przypomnieć sobie, jak wygląda ten najlepszy z możliwych światów.

czwartek, 24 lutego 2022

Łabędzi śpiew czyli Swan Song

Udo Kier jest zdolny, onegdaj w Królestwie zagrał noworodka będąc aktorem po czterdziestce. Tym razem wcielił się w postać Pata Pitsenbargera, podstarzałego geja z Sandusky w Ohio. Zapewne ze swoim talentem poradziłby sobie z ładną amerykańską wymową, ale ten jego obcy akcent stanowi część uroku. Niegdyś był znanym fryzjerem, który czesał lokalnych celebrytów i bogaczy, a teraz przebywa w domu opieki na amerykańskim zapupiu. Znienacka dostaje zlecenie: jedna z jego klientek przed śmiercią zażyczyła sobie, by Pat poprawił jej wygląd w trumnie, oczywiście za sowitą opłatą. Jasne, że z początku nie ma mowy, całkiem jak z tymi bohaterami, którzy mają ratować świat i nigdy nie podejmują się tego bez ceregieli. Pat wraca do Sandusky, odbywając jednocześnie podróż w przeszłość. Zawitał między innymi do lokalnego klubu, miejsca spotkań gejów i dowiedział się, że miejsce kupili nowi właściciele, skądinąd geje, którzy chcą tu urządzić najzwyklejszą, piździesiątą restaurację w stylu rokoko-maroko. Innych szczegółów fabuły już nie wyjawię, bo ten najwięcej daje do myślenia. Załóżmy, że nie będzie odwrotu, że geje - jak wszystko na to wskazuje - staną się zwykłymi obywatelami, że dwaj tatusie z dziećmi będą traktowani jak normalka (nawet w Polsce, choć nic na to chwilowo nie wskazuje). I co z tego? Nic, poza tym, że odejdzie w przeszłość subkultura gejów z drag queenami, paradami, jaskrawym kiczem i klubami z erotyczną atmosferą wraz z ich otoczką muzyczno-wizualną, czyli źródłem oryginalnych idei przenikających do kultury masowej. Teraz brzmi łabędzi śpiew, a potem kaput i finito. Za jakiś czas diwa zaśpiewa, że dziś prawdziwych gejów już nie ma, jak niegdyś śpiewano o Cyganach. Obecnie szczytem fantazji gejów jest na przykład odgrywanie postaci aktora porno w Second Life i zarabianie screenami z tej działalności na Patreonie (odnośnik 1, odnośnik 2).

środa, 23 lutego 2022

Dzieci Diuny (Frank Herbert)

Na tym tomie kończę czytanie heksalogii Diuny, z której przeczytałem wszystko poza częścią pierwszą. Niemniej przy okazji filmu zajrzałem do niej i wynotowałem cytat.
Mój ojciec, Padyszach Imperator, miał siedemdziesiąt dwa lata, jednak wyglądał najwyżej na trzydzieści pięć w roku, w którym nakreślił śmierć księcia Leto i powtórnie oddał Arrakis Harkonnenom. (...)
– z
W domu mojego ojca pióra księżnej Irulany
Ciekawe, czy w filmowej Diunie odważą się ukazać Shaddama jako relatywnie młodego człowieka, granego przez Timberlake'a lub Toma Hardy'ego. W swojej wersji Lynch się nie odważył. Tytułowe dzieci pojawiają się w finale tomu drugiego, a jako potomstwo Paula Atrydy są oczywiście niezwykłe, podobnie jak Alia urodzone z pamięcią genetyczną o wszystkich swoich przodkach. Są więc jak ona „paskudztwami”, przynajmniej potencjalnie. Paskudztwami w oczach matek wielebnych Bene Gesserit, które słusznie obawiały się następstw przedwczesnej inicjacji wywołanej melanżem. Alia padła ofiarą postaci przechowywanych w jaźni, konkretnie - swego toksycznego dziadka Harkonenna, który nawet po śmierci chętnie zniszczyłby Atrydów. Wiąże się z tym nietypowy u Herberta dramat miłosny, bowiem zakochany w Alii Idaho z jej powodu „łkał rozdzierająco. Alii już nie było”. [6010] „Tleilaxańskie oczy nie były uodpornione na łzy” [2543]. Skoro następny tom jest poświęcony Leto II, jednemu z bliźniaków, jasne jest, że biedna Alia polegnie. I to w sposób spektakularny. Wyobraźcie sobie około dziesięcioletniego chłopca, który jedną ręką wyważa półtonowe drzwi sali audiencyjnej, a potem...
Leto przyjął kopnięcie na przedramię, chwycił Alię za stopę, poderwał i zaczął nią zataczać kręgi wokół swojej głowy. Robił to tak szybko, że w komnacie słychać było świst jej szaty. [7927]
Trochę trwało zanim Leto osiągnął te supermoce, ale więcej spojlerów nie będzie. Szczegół wart odnotowania: matką Jessiki była wielebna Gaius Helena Mohiam. Piszą o tym wprost w „Terminologii Imperium”, chociaż w Dune wiki twierdzą, że jej ojcem był baron Harkonenn, a matka jest nieznana. Poniższe cytaty ilustrują swoiste upodobanie Herberta do mądrości w stylu buddyzmu zen w połączeniu z opisem religii niemal wyłącznie jako narzędzia sprawowania lub podtrzymywania władzy. Ot, choćby to „Łono Niebios”, religijny przydomek Alii. Zwróćmy też uwagę na obcych (w sensie pozaludzkich istot inteligentnych), którzy nigdy nie objawili się w cyklu o Diunie. Może się bali tego kija, jaki na nich trzymali ludzie?

[1176, myśli Alii]
Zdrowy rozsądek w słowach barona wspierała reguła Bene Gesserit: „Istotą sporu jest zmiana istoty prawdy”.

[1257]
Skuteczna religia musi szerzyć następujące iluzje popularnej historii: złym ludziom nigdy się nie szczęści; jeno dzielni zasługują na hurysy; uczciwość popłaca; czyny przemawiają głośniej niż słowa; cnota zawsze triumfuje; dobry uczynek sam w sobie jest nagrodą; każdego złego człowieka da się zmienić na lepsze; religijne talizmany chronią przed opętaniem przez demona; jedynie kobiety znają starożytne tajemnice; bogacze są skazani na niedolę…
– z Podręcznego przewodnika Missionaria Protectiva


[2494]
Żadna liczniejsza klasa techniczna nie pozostaje bez nadzoru, a ustrój Imperium jest niezagrożony. Feudalny, naturalnie, bo to najlepszy ustrój społeczny dla kolonizacji szeroko rozproszonych, dzikich rubieży – nowych planet.

[2502]
(...) trzymanie broni jądrowej w odwodzie służy jednemu: obronie ludzkości, gdyby kiedykolwiek doszło do spotkania z wrogą „obcą inteligencją”.

[2922]
[Jessika nie] lubiła się poddawać takiej żelaznej logice rozumowania. Jedno z pierwszych przykazań zgromadzenia zalecało podchodzić ze sceptyczną podejrzliwością do wszystkiego, co się stroi w piórka logiki.

[3375]
nie można posiąść żadnej rzeczy bez jej przeciwieństwa

[5161, przemiana Leto]
Nie wiedząc, gdzie się to zaczęło, znalazł się w gigantycznym moment bienheureux i był w stanie ujrzeć przeszłość w przyszłości, teraźniejszość w przeszłości, chwilę obecną zarówno w przeszłości, jak i w przyszłości. Było to nagromadzenie stuleci, którego doświadczał między jednym uderzeniem serca a drugim. Świadomość Leto płynęła swobodnie, nieskrępowana żadną obiektywną psychiką i nieograniczona żadnymi barierami.

[5230, Ganima w rozmowie z Alią]
– Kłamiesz, Łono Niebios.

[5496, Leto w rozmowie z ojcem]
Skąd mają wiedzieć, że jestem niebezpieczny, jeśli nie doświadczą tego na własnej skórze przez tysiące lat? Tak, ojcze, któryś jest we mnie, damy im mnóstwo znaków zapytania.

[5774, z credo Bene Gesserit]
Religia to naśladowanie dorosłych przez dziecko. Religia to nagromadzenie dawnych wierzeń: mitologii, która jest zbiorem domysłów, ukrytych założeń, na których opiera się zaufanie do wszechświata, oświadczeń, które składali ludzie, dążąc do władzy, a wszystko to wymieszane ze strzępami oświecenia. I zawsze naczelnym, niewypowiedzianym przykazaniem jest: »Nie będziesz kwestionował!«. Ale my kwestionujemy. W sposób oczywisty łamiemy to przykazanie, albowiem poświęciłyśmy się dziełu wyzwolenia wyobraźni i zaprzęgnięcia jej do rydwanu nieskrępowanej niczym ludzkiej twórczości.

wtorek, 22 lutego 2022

Wieczny singiel czyli Single All the Way

Tuż przed Świętem Choinkowym (znanym też pod kołtuńską nazwą „Bożego Narodzenia”) Peter rozstaje się z Adamem, który jest śliczny, brodaty i doktoraty, w sensie, że kardiologiem jest. Co zrobić, jeśli zapowiedziało się rodzinie, że przyjedzie na święta z ukochanym? Na szczęście w roli chłopaka Petera zgodził się wystąpić Nick, też gej i długoletni współlokator Petera, ale tylko przyjaciel, nie kochanek. Geje w najnowszych produkcjach romkomowych są niczym wiktoriańskie panny spragnione uczucia, warunku koniecznego do uciech alkowy. Seks bez miłości to obrzydlistwo, godne potępieńczego zaśpiewu: spójrz, jak ludzie z uczucia wyzuci niskiej chuci oddają się w ucisk... Nick okazał się wyjątkowo marnym fałszywym chłopakiem, bo już przy powitaniu puścił farbę. Mama Petera nawet się ucieszyła, bo właśnie znalazła synowi bardzo obiecującego kandydata na chłopaka. Molestowany Peter w końcu zgadza się pójść na randkę z Jamesem, a na jego widok, czyli kawału dorodnego chłopa z parudniowym zarostem, zniewalającym uśmiechem, do tego inteligentnie dowcipnego, po drodze przez te zachwyty zapomniałem, jak ciągnąć to zdanie, bo sam doznałem opadu kopary, więc czas na kropkę. Nick też namawia przyjaciela do randkowania z Jamesem, ale... Co „ale”, to już pominę, zauważę za to, że Nick, choć gabarytowo ustępuje Jamesowi, jest bardzo przystojnym i sympatycznym Afromurzynkiem, w dodatku złotą rączką, która czyni cuda. W tle mamy świąteczne przedstawienie z udziałem dzieci, które reżyseruje lekko szurnięta ciotka Petera, a poza tym siostrzenice intrygantki. Podobno ten romkom cieszył się w Polsce dużym powodzeniem, ku zgrozie kuratorki Nowak i homoseksualnego towarzystwa facetów w sukienkach, zwanego episkopatem. Na komediach romantycznych najczęściej uśmiecham się tajemniczo, czasami maskując w ten sposób zażenowanie. Tego uczucia tym razem nie doświadczyłem, a raz nawet się uchachalem, kiedy Peter zapytał ojca, jak opisał w swoim telefonie numer do niego. „Zapewne chce pieniędzy”, odrzekł tato.

poniedziałek, 21 lutego 2022

Moonfall

Kwiatek odkrył przed seansem, że reżyser Emmerich ma męża! Więc jego twórczość to kultura LGBT! Krytykując filmy Emmericha narażacie się na homofobię i zarzut kołtuństwa. Tyle że granice dzisiejszej odczuwanej dyskryminacji przesunęły się nieco. Jeśli tenże Emmerich nakręcił film o Stonewall, to okazało się, że sportretował środowisko białych, cisgenderowych mężczyzn, czyli osób uprzywilejowanych względem - na przykład - transpłciowych kobiet z penisami, które bywają zamykane w żeńskich więzieniach, gdzie dopuszczają się gwałtów. Och, za mówienie o tym głośno w Wielkiej Brytanii idzie się do więzienia za mowę nienawiści - być może właśnie do takiego z kobietami trans. Zaraz, o czym to ja miałem... Acha, o Księżycu. Pamiętamy, że Emmerich lubi przenosić na ekran koszmarne bzdury, te obłąkane majaki o końcu świata według Majów (spojler: nie nastąpił) lub o zlodowaceniu, które u Emmericha zdarzyło się w przeciągu tygodnia. Czy ktoś kiedyś lansował bujdę o Księżycu będącym sztucznym tworem pustym w środku? Nie mam pojęcia, choć żałuję, że Księżyc nie okazał się zbudowany z ementalera. Przez miliardy lat Księżyc zachowywał się przyzwoicie, przestrzegając praw grawitacji, a tu nagle w roku 2022 zaczął przybliżać się do Ziemi. Nikt nie wiąże tych wydarzeń z wypadkami sprzed dziesięciu lat, kiedy na powierzchni Księżyca pojawił się otwór analny, z którego od czasu do czasu wyłaniają się anamorficzne czarne fallusy o złych intencjach. Sprawę utajniono, więc nie wie o tym także i KC, propagator pseudonauki o pustym w środku Księżycu. Nie będę wchodził w detale, jak rozwój przypadków złączy go z szefową NASA i byłym astronautą, którzy wyruszą w beznadziejną misję ratowania Ziemi. Wszystko się pięknie i kretyńsko wyjaśni, a wcześniej obejrzymy Ziemię pogrążoną w grawitacyjnym chaosie, kiedy roje księżycowych głazów spadają na naszą planetę. Zwykle pokazywali jakieś Statuy Wolności, wieże Eiffla lub Tadż Mahale rozwalane w drobny mak, a tym razem tylko jakieś górskie scenerie, w których zagrożeniom stawiają czoła dzielne dzieci ratowników. Słabo wypadło, bo księżycowy gruz jest tak gęsty, że nikt nie powinien ujść z życiem, ale scenariusz przewidział inaczej. Fanem Emmericha nie jestem, ale te jego pocieszne bzdury pojawiają się w kinach na tyle rzadko, że do czasu następnego razu zapewne zdążę zapomnieć, czemu to można sobie darować jego produkty. Więc zapewne pójdę sprawdzić czemu, jak poszedłem tym razem. Uwaga końcowa: to jest w zasadzie typowy film Emmericha, na mniej więcej tym samym poziomie co inne. Jeśli ktoś zbytnio się nad nim pastwi, to niby czego się spodziewał? Nowej Odysei Kosmicznej? Tu emotnę fejspalmem:
🤦‍♂️

niedziela, 20 lutego 2022

Jeśli zadzwoni Klara Sobieraj...

...to proponuję taką odpowiedź.
- A proszę powiedzieć, czym pokryty jest dach?
- Mną.
Nb. temat tych niesłychanie namolnych pań został rozwinięty w TVN. Najpewniej chodzi o wyłudzanie danych. Ktoś zauważył, że uczciwe firmy niemałym kosztem dostosowały się do przepisów o RODO, a tymczasem krakowski call center ma to w nosie i nie ma na to sposobu.

Zemsta nietoperza w Operze Krakowskiej

Jeśli farsa ma prawie 200 lat, a muzykę do niej napisał sam Strauss, to nie wypada mówić, że słaby dowcip i kiepski pomysł. Nikt tak nie powie, bo na Zemstę nietoperza nie idzie się, by obejrzeć komedię, w której dla przykładu dwóch obcych sobie panów Wiedeńczyków przedstawiono sobie jako Francuzów. Jak to w Operze Krakowskiej, wszystko było zacnie, a w ramach aggiornamentu dorzucili nam parę współczesnych pieśni (np. W stepie szerokim) śpiewanych przez Alfreda w więzieniu. I - jakże na czasie - obsadzili wyfraczoną diwę w roli księcia Orlofsky'ego.

sobota, 19 lutego 2022

Suk suk

Azja dalekowschodnia to ciekawy przypadek w kwestii przyznawania praw gejom. Chrześcijaństwo nie jest tam szczególnie wpływowe, ale to gejom nie pomaga, najwidoczniej przywiązanie do tradycji nie musi mieć mocnej oprawy religijnej. Gejów toleruje się w tym sensie, że udaje się, że nie ma tematu. Mają swoje miejsca, obracają się w swoim gronie, do którego nikt z zewnątrz nie ma wstępu. Główni bohaterowie to dwaj starsi panowie w wieku emerytalnym, choć Pak wciąż jeszcze jeździ zawodowo taksówką, podczas gdy Hoi może dzielić swój czas pomiędzy opieką nad wnuczką, kościołem (jedna z piździesięciu tysiów odmian chrześcijaństwa) i spotkaniami towarzyskimi z innymi gejami. Poznali się i zbliżyli do siebie na tyle tylko, ile mogą sobie pozwolić, nie ujawniając niczego przed żonami i dziećmi. Akcja filmu rozgrywa się w Hongkongu, pokazanym od strony mało reprezentatywnych blokowisk z klitkami pełniącymi rolę mieszkań. Twórcy mieli zapewne ambicje wpłynięcia na zwiększenie społecznej akceptacji gejów, kiedy w usta jednej z postaci włożyli przemowę o miłości, do której powinien mieć prawo każdy bez względu na płeć. Wzruszyłbym się, gdybym słyszał to pierwszy raz w życiu. Jest jeszcze jeden szkopuł z filmem - nie zauważyłem w nim większego dramatu. Jeśli jest, to tak subtelny, że go łatwo przeoczyć, choć nie da się zaprzeczyć, że zakończenie jest lekko niepokojące. Na koniec od rzeczy przytoczę wspomnienie jakiegoś polskiego prawiczka, chyba publicysty, który rżnął głupa mówiąc, że w Polsce nie ma dyskryminacji gejów pod względem małżeństwa - nikt przecież nie zabrania im się żenić. Dobranoc.

piątek, 18 lutego 2022

Zagłada cywilizacji chrześcijańskiej, odcinek 354

W dzisiejszej Zagładzie wystąpi Eric Radford, kanadyjski łyżwiarz figurowy, zamężny (z Luisem Fenero), którego poniżej można zobaczyć w układzie z niezidentyfikowanym partnerem (co na to Luis?). Nie jest to wyczyn całkiem oryginalny, bowiem wcześniej już w brytyjskim tańcu na lodzie wystąpili Matt Evers i Ian H. Watkins, czym doprowadzili Johna Barrowmana do łez wzruszenia. Ja się tak łatwo nie wzruszam, ale liczę na dużo łez Barbary Nowak, Kai Godek i homoseksualnej koterii facetów w sukienkach znanej jako episkopat.

Land

Robin Wright stała się marką tak rozpoznawalną, że postanowiła zrobić film o własnych siłach, a nie tylko odegrać rolę napisana przez kogo innego. Rozumiemy więc, że Land jest wyobrażeniem Robin o dobrym kinie. Pomijam kwestie techniczne typu montaż czy zdjęcia (choć muzyka mnie lekko irytowała), nie znam się na tym zbyt dobrze, ale do strony realizacyjnej nie ma się czego czepiać. Jeśli natomiast przyjrzeć się samej historii kobiety pogrążonej w bólu po rodzinnej tragedii, decydującej się zamieszkać w górskim odludziu - to jak na dłoni widać, że jest to „kino nowego schematu”, o którym wspomniałem niedawno. Samo określenie jest średnio trafne, lepsze byłoby „kino alternatywnego schematu”, które ma ambicję odejścia od znanych schematów w rodzaju filmów o superbohaterach lub komedii romantycznych, ale samo popada w schemat dramatu z postaciami zranionymi duchowo. Nasza bohaterka w głuszy radzi sobie średnio, czytaj: beznadziejnie, ale znajdą się dobrzy ludzie, którzy ją wspomogą, dzięki czemu ostatecznie pogodzi się ze swoim losem. Kiedyś zauważyłem, że schemat sam w sobie nie jest zarzutem poważnym, bo można go wypełnić atrakcyjną treścią. W przypadku Landu ta treść nie powala, a malownicze górskie pejzaże niewiele pomagają. Zauważmy, że główna postać i tak jest w pewien sposób uprzywilejowana, skoro może sobie pozwolić na radykalną życiową zmianę, co by się nie udało, gdyby musiała zasuwać na kasie w Biedronce za pensję minimalną. Ale wtedy nie zobaczylibyśmy psychicznie wyniszczonej kobiety, która ustawia wnyki i strzela do jelonków. Bylibyśmy duchowo zubożeni.

czwartek, 17 lutego 2022

Siostry czyli Soeurs

W czasie filmu byłem w amerykańskim nastroju. Może o tym słyszeliście, jak Stanowcy idą w weekend do kina, to ma być fun, więc nawet jeśli trafi im się ciężka psychologiczna cegła, to i tak są śmiechy i okrzyki. Siostry chciały mnie zdołować, a ja się nie dałem. To źle o mnie świadczy, bo ich dramaty z dzieciństwa wcale tak pospolite nie były. Ojciec algierskiej rodziny we Francji postanowił zachować Algierię w domu, co dla trzech córek miało dość przykre skutki, bo nie mogły wieść życia typowych francuskich dziewczynek. To byłoby jeszcze do zniesienia, ale w dramatycznych okolicznościach doszło do rodzinnego rozłamu, po którym ojciec wrócił do kraju rodzinnego z najmłodszą córką i dwuletnim synkiem. Po latach trzy siostry zeszły się jako dojrzałe kobiety, gdy o ich bracie słuch zaginął. Historię tę poznajemy po części ze sztuki teatralnej, której autorką jest najstarsza siostra. Cwany zabieg twórców polegał na tym, ze rzekome sceny z dzieciństwa odgrywają aktorzy z desek scenicznych powstającego przedstawienia. Sprytnie zaoszczędzili na obsadzie, ale nie tylko. Metaforycznie mówiąc, przeszłość rodzinna będzie ci ciążyć w ten lub inny sposób. Zwłaszcza gdy jest to taka przeszłość. Okazji do nabijania się w stylu amerykańskim dali nam tu trochę. Siostry odwiedziły Algierię, gdzie radzą sobie jak ostatnie ciamajdy i nawet do niezbyt od stolicy odległego Tizi Uzu trzeba je wozić jak królewny. Przemilczę już opis finalnej sceny, ale pozwolę sobie zauważyć, że jeśli to wszystko, na co mogły się zdobyć, to składam wyrazy politowania. Najbardziej tej polityczce, która jest merem i od której naprawdę można by oczekiwać, że będzie robić więcej sensu.

środa, 16 lutego 2022

Pole maków czyli Câmp de maci

Zagadka tytułu pozostanie zagadką. Być może przegapiłem jakąś kwestię pośród wielu i dlatego nie czaję. Rzadko oglądam filmy rumuńskie, ale zawsze przy takiej okazji odnoszę wrażenie, że chłopaki i dziewczyny grają w nich bardzo naturalnie - jakby to naprawdę był przypadkiem sfilmowany materiał z tak zwanego życia. W produkcjach polskich to rzadkość. I tym razem jest to dobra rumuńska robota (cha, cha, brzmi jak oksymoron). Film dzieli się na dwie części, w pierwszej Cristi spotyka się z Hadim i już w windzie dochodzi do intensywnych pocałunków, jakby powodowały nim jakieś owadzie instynkty. Jak rozumiemy, chłopcy spotykają się rzadko, bo Hadi pracuje w liniach lotniczych i tylko od czasu do czasu wpada do Cristiego. Ich związkowi szans dużych bym nie dawał, bo Cristi wygląda na zbyt przestraszonego, żeby z Hadim pokazywać się publicznie. W drugiej części widzimy policjanta Cristiego w nietypowej akcji w kinie. Oto grupa fanatyków narodowo-religijnych zablokowała seans filmowy, w którym miały być wyświetlane sceny seksu między kobietami. Z zastrzeżeniem, że pisze to dyletant, pozwolę sobie stwierdzić, że całą tę sytuację sfilmowano genialnie, naprawdę jest wrażenie, że oglądamy reportaż. Później nieco od reportażu odchodzimy, kiedy pewna okoliczność komplikuje Cristiemu relacje zawodowe z kolegami, co w opisie sprzedawane nam jest jako homofobia środowiskowa. Może i tak jest, ale to zbyt radykalne odczytanie, bo nie wychodzimy poza aluzje i sugestie. Gdyby Jędraszewski do czegoś w tym stylu ograniczał swoją rutynową koprolalię - byłoby wspaniale. Widziałem narzekania, że w filmie nic się nie dzieje. Są bardzo słuszne, jeśli zestawić ten wytwór z Bondami lub Avengersami. Ale z innej perspektywy, jest w nim dużo więcej - i tak proponuję do niego podejść. Przy okazji zauważyłem mój ulubiony temat, czyli wielkiej ściemy zwanej Black Friday, o czym wspominają koledzy policjanci. Nikt tak dobrze tematu nie omówi jak Carrioner.

wtorek, 15 lutego 2022

Panny roztropne czyli Our Ladies

Gdyby wierniej przetłumaczyć tytuł angielski to mielibyśmy „najświętsze panienki”, czyli coś zbyt bulwersującego dla katolickiego ucha. - Jeszcze coś pamiętam z ogólniaka, powiedziałem Kwiatkowi, ale tak wyuzdany nigdy nie byłem. - Bo nie chodziłeś do szkoły katolickiej, odpowiedział. Dorastające panny ze szkoły pod patronatem jednej z niezliczonych wersji Najświętszej Panienki są niezwykle rozpustne, bardziej niż czeskie kakao, ale to głównie werbalnie, choć kto tam wie. Może rzeczywiście przeleciały tego jednego posuwalnego młodzieńca z miasteczka. Tego dnia szkolny chór wyjeżdża do Edynburga, więc dziewczęta liczą na ekscytujące okazje na utratę cnoty lub czystości. Jak było do przewidzenia, wychodzi dziwnie. Jednej z dziewczyn, chorej na białaczkę Orli, kibicujemy szczególnie, bo może mieć mało w życiu okazji, by sobie ulżyć. I znowu, dziewczyna ma fantazję seksualną tak wyrafinowaną, jak to tylko możliwe jest w środowisku, w którym seks jest obsesją negatywną. Nie bez powodu jeden z niegdysiejszych Tumblrowych pornograficznych profili nosił tytuł Catholic Boys in Trouble, a obecnie jest też Mormon Boys. Proszę się nie napalać, scen seksu jest tu niewiele, poza tym nadmierne skupianie się na tej stronie filmu trochę go spłaszcza. Relacje między pannami wykraczają poza temat bzykania się, znowu wyskoczyły różnice społeczne, ale się zniwelowały po nieco zaskakującym obrocie spraw. Akcja osadzona jest w latach dziewięćdziesiątych, ktoś mógłby zawołać: do czego to doszło w naszych czasach. Do czego? Do tego, że mówi się na głos o tym, co miało miejsce i wcześniej. Biedne prawiczki wzdychają zapewne do tych czasów, kiedy nie było tego seksu, gejów, genderów. Dokładniej rzecz ujmując, nie było o tym mowy, ale to bynajmniej nie znaczy, że tego wszystkiego nie było.

poniedziałek, 14 lutego 2022

Cykady czyli Cicada

Być może temat periodycznych cykad jest bardziej fascynujący niż temat samego filmu. Cykady wyewoluowały tak, że wychodzą stadnie spod ziemi co 13 lub 17 lat, a nie przypadkiem są to liczby pierwsze i to dość duże, jeśli liczyć w latach. Hipoteza, że tym długim okresem wylęgania chcą (jakby tu o chcenie chodziło) sprawić, by drozdy zapomniały o takiej okazji do wyżerki (bo w trzech pokoleniach pamięć gatunku się zaciera), jest raczej słaba. W końcu wystarczyłoby zapewne 12 lat, żeby to osiągnąć. Ale jeśli weźmie się pod uwagę inne drapieżne stawonogi o kilkuletnich cyklach rozmnażania, to widać szybko, że nasze cykady niezwykle rzadko staną się punktem w menu innych gatunków. Akcja filmu toczy się w Nowym Jorku i okolicach, więc dzięki cykadom moglibyśmy ustalić dość precyzyjnie, kiedy miała miejsce. Twórcom chodziło może o to zderzenie myśli w czaszkach widzów: taka niezwykła miłość jest rzadka niczym wyrój cykad. Aby nas o tym przekonać, scenarzyści rzucają miłości kłody pod nogi. Te kłody w wieku XXI mają postać traum bohaterów. Ben przeżywa wciąż molestowanie z czasów dzieciństwa, a czarnoskóry Sam - rasowe różnice i religijną atmosferę w domu rodzinnym, która niezbyt sprzyja wyznaniu, że kocha innego mężczyznę (innego niż Jezusa, jedynej homoseksualnej miłości dopuszczalnej u chrześcijan). Temat miłości jest dość ograny, ale w filmie ujęty sympatycznie. Przy okazji molestowania zajrzałem sobie ponownie do książki 50 wielkich mitów psychologii popularnej, w której jako mit #34 występuje niszcząca życie trauma seksualnego wykorzystania nieletnich. Kiedy podsumowano statystyczne badania, okazało się, że ta trauma jest przesadzona, a znakomita większość molestowanych radzi sobie w życiu całkiem dobrze. Były to lata dziewięćdziesiąte, publikacja naukowa zyskała sławę medialną (zapewne ku zaskoczeniu autorów) do tego stopnia, że kongres SZA potępił ją jednogłośnie. Równie dobrze mógłby potępić drugie prawo termodynamiki. Jako stare oblechy zauważymy, że Ben to kawał dorodnego faceta, który słusznie w filmie eksponuje swój piękny tors. Mamy tu ekwiwalent tego, co heteroseksualny Przybora ujął kiedyś zgrabnie: niebywale bujny biust; on rekompensatę niósł i w pamięci tkliwej rósł.

niedziela, 13 lutego 2022

Oto my czyli Hine Anachnu

Można by powiedzieć, że Uri, syn Aharona, jest dzieckiem specjalnej troski - tyle że dzieckiem już nie jest, bo jest prawie dorosły, lecz ciągle wymaga opieki z powodu autyzmu. Nie jest to przypadek ciężki, można się z nim dogadać, ale nie jest zdolny do samodzielnego funkcjonowania. Aharon poświęcił swe życie i karierę, by być opiekunem syna, czego nie traktuje jak obowiązek, bo kieruje nim czysta rodzicielska miłość. Matka żyjąca w separacji ma jednak inną wizję przyszłości syna, bo chce go umieścić w ośrodku dla podobnych osób, co w dłuższej perspektywie na pewno jest rozwiązaniem trzeźwiejszym niż stała opieka ojca nad Urim. Choćby dlatego, że Aharon młody nie jest, więc za jakiś czas może sam potrzebować pomocy lub opuścić ten padół. Dość niejasnym urzędowym trybem decyzja o przeniesieniu Uriego zapadła nieodwołalnie, więc Aharon ucieka z synem w podróż po kraju. Odwiedzają rodzinę w Beer Szewie (według pewnego bedekera najpiękniejszy jej widok jest z tylnej szyby opuszczającego ja autobusu) i oczywiście Ejlat, izraelski kurort nad Morzem Czerwonym. Jedna z powtarzających się sytuacji to seksualne impulsy Uriego, nad którymi chłopak nie panuje, rzecz szczególnie niebezpieczna w dzisiejszych czasach. Uri ma zwyczaj co chwilę pytać ojca, czy on - Uri - coś lubi. Czy lubię makaron gwiazdki? Tak, bardzo, odpowiada ojciec. (To całkiem jak ja.) W finale też padnie podobne pytanie, na które ojciec będzie musiał udzielić najtrudniejszej dla siebie odpowiedzi - fabularnie mistrzowski moment. Naturalny w dzisiejszym świecie odruch otaczania opieką osób nieprzystosowanych wcale nie musiał występować dawniej. Autyzm raczej nie jest wynalazkiem dwudziestowiecznym. Co z takimi osobami działo się sto i więcej lat temu? Dorośli trafiali do szpitali dla obłąkanych, jak genialny matematyk Cantor, ale dzieci? Tu mogę tylko spekulować, ale przypuszczam, że w biedniejszych rodzinach nawet nie dożywały dorosłości. [X]

sobota, 12 lutego 2022

Lekcje języka czyli Language Lessons

Poprzednio narzekałem, że za dużo gadają, więc będąc konsekwentnym, tym razem też powinienem. Pozostanę konsekwentny nie narzekając, bo gadanie w tym filmie jest fabularnie świetnie uzasadnione. Jeśli z kimś spotykasz się online, to cóż poza rozmową jest możliwe? Jasne, że można tarmosić sobie organy na wizji, ale to nie ten rodzaj twórczości. Adam ma dzianego małżonka (tak, kuratorko Nowak), mieszka w wypasionej hacjendzie gdzieś w Kalifornii, a w prezencie urodzinowym dostał komplet zdalnych lekcji hiszpańskiego z Cariño, dziewczyną z Kostaryki, choć po prawdzie, nie z urodzenia. (Cóż nam wiadomo o Kostaryce bez sięgania do netu? Hiszpańskojęzyczny kraj na południe od Stanów Zjednoczonych Meksyku, nawet nie wiem, czy rozciąga się od oceanu do oceanu, ale chyba tak - oto moja cała o nim wiedza. Podejrzewam, że w Kostaryce znajomość Polski sięga podobnego dna. Może szkoda, bo gdzie jeszcze polityk polskiego pochodzenia - Michalski - doprowadził do wojny domowej?) Pierwsza lekcja była nietypowa, bo Adam został zaskoczony prezentem. A ponieważ o tej porze miał zwyczaj pluskać się w basenie, więc lekcja odbyła się w wodzie. Druga też była wyjątkowa, bo mąż Adama właśnie zginął w wypadku, więc Cariño z nauczycielki stała się pocieszycielką. Później sytuacja się odmieni, kiedy Cariño okaże się osobą w potrzebie, choć będzie się mocno starała ukrywać to pod maską profesjonalizmu, który rzeczywiście okaże się maską - i tak dalej. Szalenie trudno jest otworzyć się przed kimś obcym, lepiej pozostać w obrębie small talku, wszystko w porządku, a u ciebie? U mnie tak samo, choć mam raka, dług i czeka mnie eksmisja oraz dymisja. Jeśli zacząłbym o tym wszystkim opowiadać, byłbym słabeuszem, który nie umie wziąć się w garść - temat dla Stawiszyńskiego. Czy postaci z filmu wezmą się w garść? Powinny przynajmniej spróbować, bo lepszy wróbel w garści niż ulga podatkowa w nowym ładzie.

piątek, 11 lutego 2022

Wróg doskonały czyli A Perfect Enemy

Angust, znakomity polski architekt leci z Paryża do Warszawy, a po drodze poznaje Texel, dość pyskatą dziewczynę po dwudziestce, która koniecznie chce opowiedzieć swoje życie Angustowi. Niby nic prostszego, niż warknąć „spadaj, krosto”, ale oczywiście to niemożliwe, bo ilekroć Angust ma ochotę przerwać, dziewczę rzuca jakiś cliffhanger, czyli zwis nad klifem, więc Angust nie ma wyjścia, słucha dalej. Gadu, gadu, gadu... Lektor powinien zgarnąć za ten film podwójną stawkę. Takie przegadane filmy nie muszą być złe (np. Malcolm i Marie), ale moim skromnym zdaniem kinu dobrze robią przerwy w dialogach. Czemu tu wyszło średnio? Niby nie powinienem się czepiać strony językowej, angielski aktora Kota jest lepszy od polskiej średniej, ale i tak męczący po dłuższym czasie. Innym problemem jest konstrukcją opowieści, w której od początku wiadomo, że będzie jakiś przekręt, że dziewczynka skrywa tajemnicę i bardzo teatralnie przeciąga moment jej wyjawienia. Byłoby dobrze, gdyby to był cały koncept, ale dopierniczyli tu nam jeszcze tyle mentalnej kaszany, że twórcom udało się zerwać ze mną kontakt emocjonalny. Utrzymaliśmy kontakt wzrokowy, choć wzrok mój wpatrzony w ekran mówił „kupić ser, pamiętać o rachunku za telefon”.

czwartek, 10 lutego 2022

Matrix Zmartwychwstania czyli The Matrix Resurrections

Tłumaczenie angielskiego tytułu to „matrixowe zmartwychwstania”, a polski oznacza, że matrix jest zmartwychwstania, a nie na przykład zupy pomidorowej. Mniejsza z tym. Oglądając początek myślałem sobie, że to całkiem niezły pomysł, by wszystkie poprzednie matrixy okazały się grą komputerową stworzoną przez Thomasa Andersona, dla którego fikcyjny Neo jest alter ego. Mogła by to być subtelna historia o figurze artysty, którego wizje odsłaniają inną rzeczywistość, do której nie mają dostępu zwykli śmiertelnicy. Można by rzec nawet, że jest to istotą artystycznych przedsięwzięć, choć moja wiara w realność artystycznych odkryć jest równie wątła jak moje zaangażowanie w kwestii Traditionis Custodes. Byłoby aktem szaleńczej odwagi poprowadzenie tej historii w stronę dziwnych przeczuć i niepokojących wątpliwości, których doświadczałby Anderson spotykając Tiffany, będącą pierwowzorem Trinity. Nic z tego, kiedy matrix okaże się realny, film zamienia się w serię nużących walk, w której przeciwnicy zmieniają fronty, a niektóre postaci, jak nieszczęsny Merowing, pojawiają się zupełnie bez sensu, jak landrynka w bigosie. Niby to wyjaśnia się, skąd Anderson i Trinity wzięli się na nowo w matrixie, ale od razu powstaje sto pytań, po jaką cholerę trzeba było tak wydziwiać. Z pierwszych trzech filmów pamiętamy najmniej ekscytującą scenę seksu w kinie, jaka rozegrała się z udziałem Neo i Trinity. Tym razem seksu nam oszczędzili, za to mogę przyznać, że udało się naszej parze stworzyć iluzję głębszej więzi. Proponuję to zapamiętać z tego niepotrzebnego filmu, a resztę zakopmy w jakimś rzadko odwiedzanym zakątku umysłu, licząc na to, że nie przesiąknie do podświadomości i stamtąd nie wywoła nocnych moczeń oraz kompulsywnej masturbacji.

środa, 9 lutego 2022

Supernova

Przyłączamy się do pary jadącej kamperem przez brytyjską prowincję. Zawsze zaskakiwało mnie, że w jednym z ludniejszych krajów świata (w sensie gęstości zaczłowieczenia) jest tyle uroczych, odludnych pejzaży przecinanych gdzieniegdzie wąskimi nitkami asfaltu. Podróżnicy są niemłodzi, a ich związek też liczy sobie wiele wiosen, a mimo to widzimy, że ich uczucie jest wciąż żywe. Kto wie, może spowodowane jest to nieszczęściem, które ich dotknęło, bo u jednej z osób zdiagnozowano postępującą demencję, choć strasznie stara nie jest. O czym będzie twoja nowa powieść, pytają ją wszyscy. Przekonacie się niedługo, odpowiada. Nie wiem, czy się dowiedzą, ale my, widzowie, owszem. Druga z postaci to zdolny muzyk, który wkrótce da koncert po dłuższej przerwie. Dramat jest jakby oczywisty, osoba z demencją, o błyskotliwym umyśle, nie chce się stać ciężarem dla drugiej i przeraża ją bliska przyszłość, w której zapomni wszystkich, których kocha, lubi, szanuje (lub nie), a co najgorsze - zapomni siebie. Dramat oczywisty, ale poruszający dla każdego wrażliwego człowieka obdarzonego elementarną empatią. W tym gronie nie widzę polskich buraczków w rodzaju ministra Czarnka, kuratorki Nowak i episkopalnych drag queenów, bo dla nich problemem nie do przeskoczenia będzie to, że para składa się z dwóch mężczyzn. Sama zagrał Colin Firth, którego w tej roli geja cenię dużo bardziej niż w Samotnym mężczyźnie. Tytuł jest piękną, choć nieco pyszałkowatą przenośnią - rozpadniemy się wyrzucając w ludzki kosmos nasze myśli i dokonania. Tak niestety nie jest. Tak na szczęście nie jest. (Niepotrzebne skreślić.) [X]

wtorek, 8 lutego 2022

Str8UpGayPorn pisze o Polsce (i nie tylko)

Etyczny nihilizm by JoJiArt
Czyżby na S8GP zauważyli polskie gwiazdy na OnlyFans w rodzaju sinnermantopa? Na razie niestety nie. Wiadomość warta uwagi dotyczy polskich biskupów, którzy wypytywali ofiarę molestowania seksualnego, czy będąc gejem nie odczuwał przyjemności z seksu z księdzem, kiedy był nastolatkiem. To miałoby podważyć roszczenia o odszkodowanie. Takie są te wysokie katolickie standardy moralne, bez których polskie społeczeństwo pogrążyłoby się w etycznym nihilizmie. Link do S8GP tutaj (w sąsiedztwie z reklamami porno) lub tutaj (neutralne). Przeszukując S8GP pod kątem Polski znalazłem też pewien ranking, w którym jesteśmy na czele! Byłby to jednak dość dziwny powód do dumy, bo dotyczy nie faktycznej długości penisa, lecz tej postrzeganej jako rzeczywista (15,7 cm), wraz z drugim wskaźnikiem - długości uważaną za optymalną (17,3 cm).

A jak z innymi krajami naszego regionu? Pogłębionych studiów nie przeprowadziłem, ale jak zwykle warto zwrócić uwagę na Węgry. Oczywiście zauważyli Józsefa Szájera, polityka homofoba z kręgów Orbána, który nieco ponad rok temu zasłynął udziałem w dwudziestopięcioosobowej orgii homoseksualnej w Brukseli, z której chciał uciec w czasie policyjnej obławy (urządzonej z powodu covida), tu bezpieczny link. Inna ciekawostka to György Gattyán, facet który dorobił się fortuny na internetowym porno hetero. Nikt specjalnie by o nim nie mówił i pisał, ale gość nagle uaktywnił się politycznie, deklarując wsparcie dla opozycji wobec Orbána. Opozycja zachowała się rozsądnie i wysłała go na bambus, bardzo słusznie, tym bardziej, że wiele wskazuje na to, że była to ustawka Orbána.

Ojciec czyli The Father

Widzę, że w omówieniach wali się prawdę kopem w krocze, że film jest studium starczej demencji. Całe szczęście, że przed obejrzeniem nic z tego nie przeczytałem, bo wydarzenia pokazywane są w taki sposób, jakby chodziło o rodzinną intrygę w celu przejęcia wspaniałego londyńskiego mieszkania po ojcu. Nie trzymałem się tej myśli kurczowo, więc nie byłem rozczarowany, kiedy już wyjaśniło się, o czym jest ten film. Któż może wiedzieć, jak widzą świat osoby pogrążające się w umysłowym mroku? Nie będę zatem pisał, że filmowa wizja trafia mi bądź nie do przekonania. Na pewno jest przejmująca i na swój sposób wciągająca. Anthony grany przez Hopkinsa miewa jeszcze porywy fantazji, a poza tym słucha pięknej operowej muzyki, która pobrzmiewa w tle przez większość czasu. Miałem w życiu kontakt z osobami starszymi, w tym z przypadkiem ostrej demencji, zapewne niezdiagnozowanego Alzheimera. Pominę opis typowych objawów, a zauważę, że ta moja nieszczęsna babka w swoim zamroczeniu, będąc pod dobrą opieką, była nieustannie czymś przejęta lub przestraszona, najczęściej tym, że zgubiła pieniądze lub biżuterię. Podobne zachowania widzimy u Anthony'ego. Inny przypadek to w zasadzie nie demencja, bo starszy pan był kontaktowy niemal do końca swoich dni, które dawniej spędzał przed telewizorem, ale pod koniec siedział godzinami w ciszy przed wyłączonym odbiornikiem. Jedyna sytuacja, kiedy mógłbym tak trwać w ciszy, bez książki i bez internetu, to choroba w rodzaju grypy, od czasu do czasu zwalającej mnie z nóg. Nie tyle mógłbym, ile musiałbym. Spośród stanów, jakie zaznałem, ten był zapewne najbliższy starczemu otępieniu. Przytoczę na koniec opowieść Tomasza Raczka o odchodzącej Stefanii Grodzieńskiej, której jestem wdzięczny za to, że umiała mnie rozbawić. Pod koniec życia Grodzieńska leżała w łóżku nie reagując na żadne bodźce. Odwiedziła ją znajoma, która liczyła na rozmowę ze starszą panią, ale pomimo prób nic z tego nie wyszło. Opowiedziała o tym opiekunce, która zajrzała do sali Grodzieńskiej, a wtedy ta ostatnia otworzyła oczy i rzekła: „Nie udało się nawiązać kontaktu, co nie?”. Po czym znowu zapadła w odrętwienie.

sobota, 5 lutego 2022

Susza czyli The Dry

Detektyw Aaron wraca do rodzinnego miasteczka z powodu śmierci przyjaciela Luke'a, który - o czym wszyscy w miasteczku są przekonani - przed śmiercią zastrzelił żonę i małego syna. Rodzice Luke'a chcą, by Aaron oczyścił ich syna z zarzutów, ten się wymawia, jak to zwykle w filmach, ale w końcu podejmie się próby wyjaśnienia. W tle jest historia z przeszłości, w której Aaron został posądzony o spowodowanie śmierci swojej przyjaciółki Ellie, co niektórzy wypominają mu wciąż po ponad dwudziestu latach, choć, jak rozumiemy, wina nie została mu udowodniona. Obie sprawy się wyjaśnią, choć co innego stanie się dla mnie niezrozumiałe. Od biedy mogę obejrzeć kryminał, choć nie przepadam, pod warunkiem jednak, że jest to coś więcej niż kryminał. Że tu i ówdzie wrzuci się tajemnicze ujęcie z efektowną oprawą muzyczną. Lub doda jakiegoś nietuzinkowego bohatera drugoplanowego. W Suszy jest posucha, a twórcy zapewne liczyli na to, że sam Eric Bana wystarczy. Po obejrzeniu filmu przestałem rozumieć swoją niegdysiejszą fascynację Erikiem, który pomimo upływu lat nadal jest niezłym ciachem, ale w Suszy pokazał osobowość zwiędłej skórki od banana. Niedawno widziałem Funny people, film sprzed lat, gdzie był całkiem zabawny. Wiem, że jego postać w Suszy nie miała być do śmiechu, ale jedyne co mnie w niej zafascynowało, to silny australijski akcent.

piątek, 4 lutego 2022

Palm Springs

Wielka szkoda, że film zrobił klapę i nawet się nie zwrócił, a za to możemy być dumni, że w Polsce zarobił całkiem sporo, podobno dużo więcej niż w SZA. W zasadzie wszystkie komedie z opisu zapowiadają się głupkowato, ale dobrze wiemy, że nie wszystkie takie są. Ta ma jeszcze tę wadę, że od razu przywodzi na myśl skojarzenie z Dniem świstaka, więc po co oglądać tanią podróbkę, skoro jest świetny oryginał. Tyle że podróbka choć jest tania (w sensie budżetu, ale nie w sensie realizacji), to całkiem pomysłowa. Bohaterem przeżywającym bez końca dzień ślubu w rodzinie swojej dziewczyny jest Nyles, a nowość polega na tym, że może wciągać inne osoby w pętlę czasową. Trochę przypadkiem wpadła w nią Sarah, lekko dziwna siostra panny młodej. Oczywiście, że będzie nawiązanie do Świstaka, gdzie wyjściem z matni jest przyjęcie roli anioła dobroci. Zdaje się jednak, że pętla jest anomalią czysto fizykalną, a prawa przyrody nic sobie nie robią z tego, że ktoś był dla kogoś miły. I tego, że miewa dobre ruchy jak Samberg w roli Nylesa (dwie piękne sceny taneczne). I również tego, że nie boi się eksperymentować w seksie. Nylesowi mógł trafić się gorszy dzień do nieustannych powtórek, na weselu przynajmniej jest spore towarzystwo, poza tym nie pracujesz, wyżerka lepsza od średniej, ale i tak w końcu się znudzi. Nie ma warunków do pracy twórczej, cokolwiek napiszesz, resetuje się z następnym dniem (prócz tego co zapamiętasz). Sytuacja Nylesa przypomina wyrafinowane japońskie tortury, z początku jest miło, ale po czasie przeżywasz piekło. Jak od tego nie ześwirował, wiedzą tylko scenarzyści. Dobrze, że jako niewierzący nie muszę przejmować się przyszłym życiem wiecznym, bo cokolwiek próbuję sobie wyobrazić, piekło czy niebo, wychodzi mi tortura prymitywna lub taka jak w Palm Springs.

czwartek, 3 lutego 2022

Cruella

Cruella to imię fałszywe, podobnie jak jej nazwisko de Mon, to ostatnie jest ładnym spolszczeniem oryginału sugerującym „demona”. Z imieniem się nie popisali, ja bym poszedł tropem Lemowskiego Okrucyusza, więc może Okrucjanna? Od urodzenia znakiem charakterystycznym Cruelli są jej włosy na głowie, czarne po prawej, białe po lewej. Z takim wyglądem już w podstawówce będzie miała pod górkę, ale Estella, bo to jej prawdziwe imię, nie znosi zaczepek z pokorą, za co wkrótce zostanie wyrzucona ze szkoły. Matka postanawia wyjechać do Londynu, do którego Cruella dociera już jako sierota. Resztki dzieciństwa i młodość spędzi jako członkini trzyosobowego gangu złodziejaszków, ale jej pasją stanie się świat mody. Główna część opowieści to współpraca, a potem rywalizacja z Baronową, słynną ikoną mody. Dojdzie do starcia dwóch mocnych kobiet, a wynik jest do przewidzenia. Emma Thompson w roli Baronowej jest taka jak zwykle, czyli genialna. Choć pozornie jest to łatwa do odegrania rola mega zołzy, to zauważcie, proszę, jak pomimo wewnętrznej kontroli zdarzają się Baronowej ludzkie odruchy, szybciutko tłumione w zarodku. Akcje Cruelli sobotującej modowe imprezy Baronowej są zabawne i efektowne, kolejny powód by film obejrzeć. Za to nie jest nim rola Kayvana Novaka, którego kochamy za Nandora, ale tym razem zagrał jakiś ogon bez znaczenia - jakby dopiero w sequelu miał odegrać większą rolę. Świat Cruelli jest oczywiście umowny, bo patrzymy na mydlano-operową bajkę w dekoracjach drugiej połowy wieku dwudziestego, choć raczej dla lekko podrośniętych dzieci. Nie z powodu erotyki, której tu nie ma wcale, lecz dlatego, że konflikty rozgrywają się między dorosłymi bez udziału magii, ani sił nadprzyrodzonych. Znakomita oprawa muzyczna złożona z coverów hitów lat sześć- i siedemdziesiątych to miód na moje organy słuchowe. Polecam wszystkim o podobnych uszach.