Jeśli farsa ma prawie 200 lat, a muzykę do niej napisał sam Strauss, to nie wypada mówić, że słaby dowcip i kiepski pomysł. Nikt tak nie powie, bo na Zemstę nietoperza nie idzie się, by obejrzeć komedię, w której dla przykładu dwóch obcych sobie panów Wiedeńczyków przedstawiono sobie jako Francuzów. Jak to w Operze Krakowskiej, wszystko było zacnie, a w ramach aggiornamentu dorzucili nam parę współczesnych pieśni (np. W stepie szerokim) śpiewanych przez Alfreda w więzieniu. I - jakże na czasie - obsadzili wyfraczoną diwę w roli księcia Orlofsky'ego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz