Strony
▼
piątek, 4 lutego 2022
Palm Springs
Wielka szkoda, że film zrobił klapę i nawet się nie zwrócił, a za to możemy być dumni, że w Polsce zarobił całkiem sporo, podobno dużo więcej niż w SZA. W zasadzie wszystkie komedie z opisu zapowiadają się głupkowato, ale dobrze wiemy, że nie wszystkie takie są. Ta ma jeszcze tę wadę, że od razu przywodzi na myśl skojarzenie z Dniem świstaka, więc po co oglądać tanią podróbkę, skoro jest świetny oryginał. Tyle że podróbka choć jest tania (w sensie budżetu, ale nie w sensie realizacji), to całkiem pomysłowa. Bohaterem przeżywającym bez końca dzień ślubu w rodzinie swojej dziewczyny jest Nyles, a nowość polega na tym, że może wciągać inne osoby w pętlę czasową. Trochę przypadkiem wpadła w nią Sarah, lekko dziwna siostra panny młodej. Oczywiście, że będzie nawiązanie do Świstaka, gdzie wyjściem z matni jest przyjęcie roli anioła dobroci. Zdaje się jednak, że pętla jest anomalią czysto fizykalną, a prawa przyrody nic sobie nie robią z tego, że ktoś był dla kogoś miły. I tego, że miewa dobre ruchy jak Samberg w roli Nylesa (dwie piękne sceny taneczne). I również tego, że nie boi się eksperymentować w seksie. Nylesowi mógł trafić się gorszy dzień do nieustannych powtórek, na weselu przynajmniej jest spore towarzystwo, poza tym nie pracujesz, wyżerka lepsza od średniej, ale i tak w końcu się znudzi. Nie ma warunków do pracy twórczej, cokolwiek napiszesz, resetuje się z następnym dniem (prócz tego co zapamiętasz). Sytuacja Nylesa przypomina wyrafinowane japońskie tortury, z początku jest miło, ale po czasie przeżywasz piekło. Jak od tego nie ześwirował, wiedzą tylko scenarzyści. Dobrze, że jako niewierzący nie muszę przejmować się przyszłym życiem wiecznym, bo cokolwiek próbuję sobie wyobrazić, piekło czy niebo, wychodzi mi tortura prymitywna lub taka jak w Palm Springs.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz