Strony

niedziela, 13 lutego 2022

Oto my czyli Hine Anachnu

Można by powiedzieć, że Uri, syn Aharona, jest dzieckiem specjalnej troski - tyle że dzieckiem już nie jest, bo jest prawie dorosły, lecz ciągle wymaga opieki z powodu autyzmu. Nie jest to przypadek ciężki, można się z nim dogadać, ale nie jest zdolny do samodzielnego funkcjonowania. Aharon poświęcił swe życie i karierę, by być opiekunem syna, czego nie traktuje jak obowiązek, bo kieruje nim czysta rodzicielska miłość. Matka żyjąca w separacji ma jednak inną wizję przyszłości syna, bo chce go umieścić w ośrodku dla podobnych osób, co w dłuższej perspektywie na pewno jest rozwiązaniem trzeźwiejszym niż stała opieka ojca nad Urim. Choćby dlatego, że Aharon młody nie jest, więc za jakiś czas może sam potrzebować pomocy lub opuścić ten padół. Dość niejasnym urzędowym trybem decyzja o przeniesieniu Uriego zapadła nieodwołalnie, więc Aharon ucieka z synem w podróż po kraju. Odwiedzają rodzinę w Beer Szewie (według pewnego bedekera najpiękniejszy jej widok jest z tylnej szyby opuszczającego ja autobusu) i oczywiście Ejlat, izraelski kurort nad Morzem Czerwonym. Jedna z powtarzających się sytuacji to seksualne impulsy Uriego, nad którymi chłopak nie panuje, rzecz szczególnie niebezpieczna w dzisiejszych czasach. Uri ma zwyczaj co chwilę pytać ojca, czy on - Uri - coś lubi. Czy lubię makaron gwiazdki? Tak, bardzo, odpowiada ojciec. (To całkiem jak ja.) W finale też padnie podobne pytanie, na które ojciec będzie musiał udzielić najtrudniejszej dla siebie odpowiedzi - fabularnie mistrzowski moment. Naturalny w dzisiejszym świecie odruch otaczania opieką osób nieprzystosowanych wcale nie musiał występować dawniej. Autyzm raczej nie jest wynalazkiem dwudziestowiecznym. Co z takimi osobami działo się sto i więcej lat temu? Dorośli trafiali do szpitali dla obłąkanych, jak genialny matematyk Cantor, ale dzieci? Tu mogę tylko spekulować, ale przypuszczam, że w biedniejszych rodzinach nawet nie dożywały dorosłości. [X]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz