Strony
▼
sobota, 12 lutego 2022
Lekcje języka czyli Language Lessons
Poprzednio narzekałem, że za dużo gadają, więc będąc konsekwentnym, tym razem też powinienem. Pozostanę konsekwentny nie narzekając, bo gadanie w tym filmie jest fabularnie świetnie uzasadnione. Jeśli z kimś spotykasz się online, to cóż poza rozmową jest możliwe? Jasne, że można tarmosić sobie organy na wizji, ale to nie ten rodzaj twórczości. Adam ma dzianego małżonka (tak, kuratorko Nowak), mieszka w wypasionej hacjendzie gdzieś w Kalifornii, a w prezencie urodzinowym dostał komplet zdalnych lekcji hiszpańskiego z Cariño, dziewczyną z Kostaryki, choć po prawdzie, nie z urodzenia. (Cóż nam wiadomo o Kostaryce bez sięgania do netu? Hiszpańskojęzyczny kraj na południe od Stanów Zjednoczonych Meksyku, nawet nie wiem, czy rozciąga się od oceanu do oceanu, ale chyba tak - oto moja cała o nim wiedza. Podejrzewam, że w Kostaryce znajomość Polski sięga podobnego dna. Może szkoda, bo gdzie jeszcze polityk polskiego pochodzenia - Michalski - doprowadził do wojny domowej?) Pierwsza lekcja była nietypowa, bo Adam został zaskoczony prezentem. A ponieważ o tej porze miał zwyczaj pluskać się w basenie, więc lekcja odbyła się w wodzie. Druga też była wyjątkowa, bo mąż Adama właśnie zginął w wypadku, więc Cariño z nauczycielki stała się pocieszycielką. Później sytuacja się odmieni, kiedy Cariño okaże się osobą w potrzebie, choć będzie się mocno starała ukrywać to pod maską profesjonalizmu, który rzeczywiście okaże się maską - i tak dalej. Szalenie trudno jest otworzyć się przed kimś obcym, lepiej pozostać w obrębie small talku, wszystko w porządku, a u ciebie? U mnie tak samo, choć mam raka, dług i czeka mnie eksmisja oraz dymisja. Jeśli zacząłbym o tym wszystkim opowiadać, byłbym słabeuszem, który nie umie wziąć się w garść - temat dla Stawiszyńskiego. Czy postaci z filmu wezmą się w garść? Powinny przynajmniej spróbować, bo lepszy wróbel w garści niż ulga podatkowa w nowym ładzie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz