niedziela, 17 czerwca 2012
I Want to Get Married
Film zacząłem oglądać z otwartą głową złakniony rozrywki po dniu spędzonym na pracy. Nie musi być nic wyrafinowanego, rzekłem sobie. I nie było, niestety. To ma prawie dwie godziny! Zdarzyło mi się ciekawiej czas spędzić. Ten film mnie po prostu irytował prawie cały czas. Paul, główny bohater, czuje się samotny, chciałby mieć faceta, a nie ma. Współczucie, jakie dla niego miałem, łączyło się z wątpliwościami. Nic dowcipnego nie mówi, nic nadzwyczajnego nie robi, ostatni gamoń i fajtłapa. Jego wymyśloną (chyba) na potrzeby filmu divą jest Piggy B., facet przebrany za kobitkę, który śpiewa okropne piosenki. Matka Paula opuściła ojca, nie wiemy czemu, ale w końcu się dowiadujemy, ojciec ruszył za nią, ale go okradli na pustyni i szlaja się po niej dniami całymi, bo widać nie wie, że na pustyni umiera się z pragnienia. A matka zatrzymuje się w jakimś motelu i spędza czas z przypadkowo spotkaną Piggy B. Najbardziej irytujący moment był wtedy, gdy ogłoszono przegłosowanie Proposition 8 w Kalifornii, co zaowocowało wycofaniem zgody na śluby homoseksualne i upuszczeniem z dłoni na podłogę malutkiej flagi SZA przez jednego zasmuconego pana. Zalatuje agitką, co z tego, że w sprawie, którą popieram. Nie ubawiliśmy się, niestety.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz