sobota, 14 kwietnia 2012
Wstyd czyli Shame
Zastanawia mnie lekko tytuł polski tego filmu. Na moje wyczucie polski "wstyd" to coś szerszego od angielskiego "shame", bo oznacza też nieśmiałość, lęk przed obnażaniem się. W tym sensie o wstydzie tu nie ma mowy, a jedynie w znaczeniu "wstydź się, dziewczę, wstydź", bo zepsute jesteś. Tak jak bohater tego filmu, Brandon, grany przez lekko anorektycznego Fassbendera. Singiel około czterdziestki, którego życie wypełnia w mniejszej części praca, a w większej szukanie satysfakcji seksualnej przy użyciu bodźców wirtualnych i rzeczywistych. Poryw niewydarzonej elokwencji, chodzi po prostu o internetowe porno i seks przygodny, głównie heteroseksualny, odpłatny lub nie. Mniejsza o fabułę, jest błaha, choć dochodzi do poważnego zagrożenia dla życia. Być może twórcy chcieli nam pokazać pustkę życiową głównego bohatera i jego rozpaczliwe poszukiwanie spełnienia w formach trudnych do zaakceptowania. Na szczęście nie dostajemy recepty w postaci "family, family" lub Jezusa. A poza tym taki styl życie wcale nie musi automatycznie uczucia pustki wywoływać, co więcej, podejrzewam , że jest to marzenie wielu ustatkowanych ojców rodzin (a matek nie? co za seksizm). Brandon nie wydaje się człowiekiem szczęśliwym, może geny mu to uniemożliwiają? Pod koniec filmu dostajemy lekki sygnał, że coś się w jego życiu zmieni. Ale pewności nie ma.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz