Nie wiem po co ten tytuł

              

poniedziałek, 2 kwietnia 2012

Drzewo życia czyli The Tree of Life

Są dwa sposoby przejścia przez życie: droga natury i droga łaski. Łaska nie próbuje przypodobać się sobie. Akceptuje bycie lekceważoną, zapomnianą, nie lubianą. Akceptuje zniewagi i urazy. Natura chce tylko przypodobać się sobie. Ale inni chcą się jej również przypodobać. Lubi panować nad nimi. Aby mieć ich na swój własny sposób. Znajduje powody, aby czuć się nieszczęśliwą, kiedy cały świat świeci wokół niej. A miłość jest uśmiechnięta poprzez wszystko. To słyszymy z samego początku opowieści o rodzinie, w której wydarza się tragedia. Ginie jeden z trojga synów. Nie wiemy jak, to mało ważne. Spójrzmy na to wydarzenie z perspektywy kosmicznej, od samego stworzenia do chwili obecnej. Otchłań czasu, kaskada zdarzeń, wielkie wymierania. W późniejszym planie czasowym brat zmarłego wraca do niego myślą. Widzimy braci jako chłopców, surowy ojciec, który każe do siebie mówić "yes, sir", i łagodna matka. Szukamy Ciebie. My wszyscy. Mówiłeś do mnie przez nią. Mówiłeś do mnie z nieba. Z drzew. Zanim wiedziałam, że Cię kocham. Zanim wierzyłem w Ciebie. Obrazki z dzieciństwa, większe i mniejsze upokorzenia ze strony ojca, dłuższy czas wytchnienia od niego, kiedy służbowo jeździł po świecie. I sceny końcowe, kiedy bohaterowie tej historii zbierają się nad brzegiem morza, ich postaci z różnych etapów życia, aby być z matką, kiedy ta mówi: Daję Ci mojego syna.
No dobrze, to była podpucha, a teraz protestuję przeciwko:
  • snuciu nieskładnych historii, to znaczy takich, jakie sam bym ułożył po butelce wina w mniej niż godzinę;
  • kobiecym dewocyjnym szeptom z offu, w których pojawia się zaimek "Ty" odmieniany przez przypadki i z wielkiej litery;
  • ogólnemu ponuractwu, przedstawianiu życia jako pasma udręk;
  • cytatom z Biblii, tu konkretnie z księgi Hioba, jako żałosnym atrapom dla budowania iluzji głębi myśli;
  • udawaniu, że przekazujemy nieskończenie piękne i mądre przesłanie, podczas kiedy jest ono raczej elementarną i totalnie banalną religijną tezą chrześcijaństwa.
Na korzyść filmu odnotuję dwie rzeczy. Wielkie to szczęście, że twórcy w swej dewocji nie posunęli się do literalnej biblijnej interpretacji stworzenia świata. Poza tym ładne zgranie obrazu z muzyką, szczególnie wtedy, gdy widzimy powstający wszechświat do Lacrimosy Preisnera. Lacrimosa to płacz, więc co nam sugerują? Że On płakał jak stwarzał? A przecież mówili nam, że zobaczył, że to było dobre...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

The Infamous Middle Finger The Infamous Middle Finger