sobota, 11 sierpnia 2012
Było sobie kłamstwo czyli The Invention of Lying
Widziałem ten film jakiś czas temu, ale mam pamięć złotej rybki, więc jakbym całkiem nowy film oglądał. To nawet fajne, można parę razy przeżyć radość z tego samego powodu. Wizja świata przedstawionego zakłada, że choć jest zasadniczo podobny do naszego, to różni się tym, że nikt nigdy nie kłamie. Założenie totalnie bzdurne, bo z tego, co wiem, nawet zwierzątka potrafią oszukiwać dla korzyści, więc mijanie się z prawdą jest czymś szalenie pierwotnym. Ale to nie szkodzi, bo i tak mamy parę zabawnych sytuacji związanych z tym, że jeden z ludzi, Mark, odkrył kłamstwo. Jak zaciągnąć atrakcyjną kobietę do łóżka? Nic prostszego, powiedzieć, że zaraz będzie koniec świata, jeśli się z nami nie prześpi. Zdziwiło mnie, że nie pamiętałem, że film jest wielką kpiną z religii, której w tym świecie nie ma do momentu, kiedy Mark postanowił pocieszyć umierającą mamę wymyśloną ad hoc wizją życia pozagrobowego. Przypadkiem usłyszał to personel szpitala i sprawa stała się ogólnoświatową sensacją! Jest człowiek, który wie, co czeka nas po śmierci! Mark musi wytłumaczyć się z tej wiedzy i w ten sposób powstaje wizja niewidzialnego Faceta w Niebie, który rozmawia z Markiem. "Niech Facet w Niebie broni!" - mówi później mamusia pannie, która zastanawia się nad wyborem niewłaściwego w oczach mamy kandydata na męża. Przy okazji zacytuję rozmowę z filmu Wyspa, w którym Lincoln Six-Echo (McGregor) pyta McCorda (Buscemi), co to jest "Bóg"? I słyszy w odpowiedzi: No wiesz, jeśli bardzo ci na czymś zależy, zamykasz oczy i prosisz o to. Bóg jest tym, kto cię wtedy ignoruje. Ja nawet podejrzewam czemu.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz