Strony

Cytat wart ocalenia

I don't have a girlfriend. But I do know a woman who'd be mad at me for saying that. (Mitch Hedberg)

Kupa dla biskupa

- To niezgodne z prawem naturalnym - mówi stanowczo biskup poprawiając okulary na nosie. Po kazaniu wsiądzie do swojego peugeota i każe się zawieźć do rezydencji, puści chorał gregoriański z cd i przez skype połączy się z kolegą z sąsiedniej diecezji. I zrobi to wszystko w zgodzie z prawem naturalnym. A spodziewałbym się, że raczej kupy będzie wąchał, bo tak robią pieski. Lub wzorem pingwinów białookich będzie oddawał się nekrofilii, pederastii bądź pedofilii. Uczony Levick zaobserwował to jakieś 100 lat temu i się autoocenzurował. Czym więc jest prawo naturalne? W rozumieniu kościelnym chyba chodzi o coś zgoła odmiennego od naśladowania natury... Wszystko wskazuje na to, że prawo naturalne w wersji religijnej to zbiór przesądów służących do zamykania buzi oponentom. To było w ramach zagajenia, a teraz sięgam do tekstu Joanny Podgórskiej Naturalne, czyli jakie? z Polityki nr 22/2012. Warto z tego tekstu zachować parę smacznych przykładów.
  • Bernard ze Sieny w XV w. przekonywał, że jest rzeczą występną, gdy mężczyzna obcuje z własną matką, ale rzeczą jeszcze gorszą, gdy obcuje z własną żoną w sposób przeciwny naturze, czyli w pozycji innej niż "klasyczna".
  • Mistrzem detalu był Alfons Liguori, który w 1732 r. założył zakon redemptorystów, kanonizowany patron spowiedników i moralistów. Ustalał „najwłaściwszą pozycję przy wytrysku męskiego nasienia i jego przyjęcia przez srom niewieści”, roztrząsał nierząd ze zwłokami, zastanawiał się, czy jest grzechem śmiertelnym odmowa czwartego stosunku tej samej nocy. Teolodzy moralni mieli fantazję. Nie każdemu przyszłoby do głowy rozpatrywać stopień grzeszności wprowadzenia do pochwy dzioba kury lub kawałka chleba, aby nakłonić psa do lizania części sromowych.
  • Księgi pokutne ustalały czas kościelnej pokuty za poszczególne przestępstwa seksualne. Przy czym kary za seks analny, oralny czy stosunek przerywany bywały wyższe niż za umyślne zabójstwo. Nasienie ma trafić do pochwy.
  • Niegdyś nie uznawano aborcji za zabójstwo, dopóki embrion nie został ożywiony duszą, a więc – jak wierzono w czasach św. Tomasza – do 40 dnia w przypadku płodów męskich i 80 dni w przypadku płodów żeńskich.
  • Jeszcze nie tak dawno argumentu prawa naturalnego używano przeciwko zniesieniu zakazu małżeństw między czarnymi i białymi. Ostatnio zaś ojciec Tadeusz Rydzyk grzmiał, że wyrok skazujący go na karę grzywny za nielegalną zbiórkę pieniędzy jest niezgodny z prawem naturalnym.

American translation

Chris i Aurore zakochują się od pierwszego wejrzenia. Ona jest córką bogatych rodziców mieszkającą w Paryżu, jej ojciec jest Amerykaninem, stąd tytuł. Można by rzec, że dobrze Chris trafił, nie będzie problemów z kasą, ale on w ogóle nie ma problemów z kasą, bo zdobywa ją z hazardu. Ma inny problem, który teraz stał się ich wspólnym problemem. Para ukochanych jest z tych mniej konwencjonalnych, bo lubią ubogacać (yes! yes! yes!) swoje życie erotyczne wciągając w nie osoby trzecie płci męskiej, do których szczególnie odczuwa pociąg biseksualista Chris. To też nie byłby wielki problem, ale co robić z ciałami po tym seksie? Film oczywiście nie sprowadza się do instrukcji prawidłowego ukrywania zwłok, ale jak to zwykle bywa - jeśli w ogóle jest tu jakiś trop w stronę wyjaśnienia, to wiedzie on ku tajemnicy ludzkiej duszy, która bywa mroczna i posępna. Nie tak, jak w Traktacie morderczo-filozoficznym, gdzie w konwencji s-f powiedziano, że taka a taka wada mózgu, dająca się wykryć stuprocentowo, powoduje, że jesteś psychopatą. Na razie musi wystarczyć tajemnica, ale twórcy dorzucają na osłodę jędrne piersi męskie i żeńskie oraz zwiędlaki i fallusy męskie. Tylko męskie, nie wyobrażajcie sobie, redaktorko Janicka.

piątek, 29 czerwca 2012

Muzea na pozycji spalonej

Kibic idealny - przyjeżdża do Polski na mecz, ale rezerwuje hotel na parę dni przed i po, aby oddychać atmosferą polskiego miasta, które wyciąga do niego dłoń ze specjalną ofertą kulturalną. Kibic idealny patrzy na to i strach go oblatuje, bo przecież nie zdąży zapoznać się ze wszystkimi atrakcjami. A tu Muzeum Narodowe przygotowało specjalną wystawę, a tu Muzeum Powstania Warszawskiego ogłasza się w językach obcych, a do wszystkiego przygrywa Sinfonia Varsovia. Podobno przyjechał taki jeden kibic ze swoim facetem i do syta się polską kulturą najadł. A ta reszta, za przeproszeniem, jakieś zachodnioeuropejskie chamstwo, jedna noc w hotelu, piwko w ogródku i tyle. Co za rozczarowanie! Łatwe wszakże do uniknięcia, bo ja to całkiem za darmo bym wyjaśnił wszystkim menedżerom od kultury, żeby sobie darowali. [Link 1, link 2]

Znalazłem również pewne kuriozum, które tu zacytuję in extenso, bo internet jest cierpliwszy nawet od papieru. Czytać w całości tego nie trzeba, zahacz czytelniku okiem w parę dowolnych miejsc przeczytawszy wprowadzenie. Jeśli można mówić o balansowaniu na granicy między nauką a śmiesznością, to właśnie tu się dobitnie objawia. Do tej pory efekt barceloński, czyli zwiększenie atrakcyjności turystycznej i nie tylko po międzynarodowej imprezie sportowej, wystąpił tylko raz, w przypadku Barcelony.

EURO 2012: Potrzebny nam „efekt barceloński”

Eksperci z Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej i Instytutu Badań Przestrzeni Publicznej zrealizowali projekt badawczy pt. „Stadion – Miasto – Kultura. EURO 2012 i przemiany kultury polskiej”, dzięki któremu wiemy co musimy zrobić, aby odnieść kulturalny sukces podczas EURO.
Badania odbyły się latem 2011 roku we wszystkich 4 miastach, które są organizatorami Mistrzostw Europy w piłce nożnej. Badacze wykonali 160 wywiadów narracyjnych, 160 notatek teoretycznych, 160 notatek operacyjnych oraz kilka tysięcy zdjęć, nagrań audio i wideo, które zostały poddane analizie.

REKOMENDACJE PRZYGOTOWANE PRZEZ BADACZY 
Wyniki projektu pokazują, że każde z miast-organizatorów powinno stworzyć strategię kulturalną, która umożliwi im uzyskanie „efektu barcelońskiego”, tj. zwiększenia atrakcyjności turystycznej i wynikającym z tego wzroście napływu zagranicznych turystów, co przekładać się będzie dla nich na wymierne zyski. W związku z tym przygotowywana przez te miasta oferta kulturalna powinna być wieloaspektowa – musi się opierać zarówno na elementach kultury wysokiej, jak również popularnej.
– Poszczególne wydarzenia, na które będzie składała się kulturalna oferta miast-organizatorów, nie powinny odbywać się jedynie w trakcie trwania turnieju, lecz już przed jego rozpoczęciem, a także po jego zakończeniu – tłumaczy dr Piotr Majewski, koordynator projektu z SWPS i IBPP. – Powinny być one powiązane z przestrzenią miejską, która powstała w ramach przygotowań do mistrzostw, a także eksponować ważne elementy lokalnej tożsamości i ich powiązanie z globalnymi wzorami kultury – przekonuje.
Wielofunkcyjne miasteczka kibica
Badania realizowane w ramach projektu wskazują, że bardzo istotnym czynnikiem wpływającym na kulturalny sukces miast gospodarzy, jest odpowiednie przygotowanie i właściwie umiejscowienie tzw. miasteczek kibica, które to powinny być wielofunkcyjne a także estetycznie innowacyjne.
Zdaniem Majewskiego, należy je budować w taki sposób, żeby stanowiły rzeczywiste centralne miejsca dla kibiców, które będą miały moc „promieniowania”. Jak twierdzi, w czasie mistrzostw kibice będą spontanicznie korzystać także z konkurencyjnych miejsc dla miasteczek, dlatego niezbędne jest stworzenie dla nich alternatywnych ścieżek kibicowskich, wyznaczenie ewentualnych tras przy wykorzystaniu do tego celu wielkomiejskiej przestrzeni. Dzięki temu w trakcie turnieju nie będzie dochodziło do efektu opustoszenia niektórych części miasta. Warto w ten proces angażować mieszkańców, tak aby sami poczuli się współgospodarzami.
Stadion jako centrum lokalnych aktywności
Wyniki badań pokazują także, że wykorzystanie kulturotwórczego potencjału stadionów nie powinno odbywać się tylko na poziomie meczów reprezentacji narodowej oraz rozgrywek ligowych. Zarządzający oraz właściciele powinni zadbać, żeby stadiony funkcjonowały również jako miejsca, w których organizuje się lokalne wydarzenia sportowe, a także animuje życie kulturalne, tak by stadiony stały się epicentrami miejskiej aktywności. W ramach tych działań można będzie skutecznie prowadzić promocję pozytywnych wzorców i sprawić, żeby patriotyzm, czy lokalna tożsamość nie były kojarzone jedynie z tzw. kibolstwem, jak ma to miejsce obecnie.
Konieczna współpraca z opinią publiczną
Z przeprowadzonego projektu płyną również negatywne przesłania, które mówią, że przy okazji EURO 2012 szanse na modernizację przestrzeni miejskiej zostały w ogromnym stopniu zmarnowane. Nie został również w pełni wykorzystany potencjał społeczny i możliwość aktywizacji mieszkańców dzielnic, w których powstały obiekty sportowe. W związku z tym w przyszłości należy stworzyć strategię, która pozwoli na poprawę tych zaniedbań oraz na nasycenie miejskiej przestrzeni sportową symboliką. Regułą w przypadku projektów związanych z EURO 2012 powinna być także dyskusja, dialog i merytoryczna argumentacja jako sposób kształtowania opinii publicznej. Tymczasem ten istotny czynnik wykorzystywany jest w zbyt skromnym wymiarze.
Badanie zostało zrealizowane przez ekspertów skupionych przy Instytucie Badań Przestrzeni Publicznej ze środków Narodowego Centrum Kultury uzyskanych przez Fundację Obserwatorium w ramach programu Obserwatorium Kultury.

Nie ma o czym dyskutować

Napiszę tu o czymś, co wkurzyło mnie bardziej niż jakakolwiek rozmowa o piłce nożnej z ostatnich dni. Czy można pleść większe głupstwa niż to, że skoro Hiszpania jeszcze nie przegrała, to teraz może jej się to przytrafić? Ale to równie dobrze może znaczyć, że i teraz nie przegrają - mówi "ekspert". Są to mimo wszystko głupstwa nieszkodliwe, w przeciwieństwie do tego, czym popisała się komisja ustawodawcza polskiego sejmu (doceń czytelniku, że piszę to słowo z wyjątkowo małej litery i jest to chwilowo najwłaściwsza pisownia). Stwierdziła ta komisja, że projekty ustaw o związkach partnerskich nie mogą być przedmiotem obrad sejmu, bowiem nie są zgodne z konstytucyjnym zapisem o ochronie małżeństwa. Elementarna logika każe uznać za fakt, że są. Były dwie ekspertyzy: Ryszard Piotrowski (UW) stwierdza zgodność, Dariusz Dudka (KUL) widzi problem, ale nie rozstrzyga jednoznacznie; czemu mnie nie dziwi ekspertyza z KUL-u? Wiadomo kto głosował za wnioskiem, który przeszedł: PO, PSL i prawica, czyli PiS i Solidarna Polska. Tej ostatniej życzę utrzymania podobnej jak dziś popularności wśród wyborców, czyli około 4%. To akt dobroduszności z mojej strony, bo mimo braku reprezentacji w sejmie dostaliby jakąś dotację. A nie powinni, bo przymularczyk, luminarz SP, zgłasza na marginesie skandalicznie zmienionej ustawy o zgromadzeniach propozycję zapisów, które miałyby pozostawić władzom gmin decyzję, na jaki temat nie wolno protestować. Gmina powie, że geje nie, to z automatu każde zgromadzenie popierające prawa gejów byłoby nielegalne. Jeśli na terenie gminy miałoby dojść do wydobycia gazu łupkowego, podobno rujnującego dla środowiska, to zakaże się protestów w sprawie łupków i po krzyku. Najlepiej ogłoście, że można manifestować w sprawie kanonizacji JP II, oczywiście za. Tylko za. Z PiS szczególnie popisał się Andrzej Duda, który wystąpił przeciw adopcji dzieci przez pary homoseksualne. Zmartwienie na zapas, bo projekty takiej możliwości nie przewidywały, a nawet zakazywały. Odnotujmy, że opinia komisji jest tylko głosem w dyskusji, jeszcze nie rozstrzyga ostatecznie, ale mam wrażenie, że już rozstrzygnęła. Wielka szkoda, bo miałbym do kolekcji parę dorodnych homofobicznych kwiatków wyhodowanych na nawozach naturalnych wypełniających czaszki naszych posłów i pań posłanek, zwłaszcza tych z prawicy. To i tak komplement z mojej strony, bo te czaszki są czymś jednak wypełnione. A serca? Serca przepełnia lęk falliczno-analny i obawa przed syndromem pustej waginy. Z kolei dusza jest wypełniona podziwem dla wartości religijnych i prawa naturalnego. Rozum w tym nie bierze udziału, bo on skutecznie uniemożliwia podziw dla wartości wywiedzionych z idiotycznej interpretacji bzdurnych tekstów, przez co mam na myśli chrześcijańską egzegezę starego i nowego testamentu. Prokuraturo, do dzieła! Obrażono uczucia religijne!

środa, 27 czerwca 2012

Co na to Złośliwy Miecio?

Niewykluczone, że coś pokręcę, bo wspominam czasy przedpotopowe, przedinternetowe, kiedy dzieci czytały książki, zamiast je pisać. Złośliwy Miecio był uczniem w szkole owianej lekkim oparem absurdu z powieści Niziurskiego. Stanowił on swoistą instytucją wyspecjalizowaną w robieniu innym wyrafinowanych kawałów. Wypłynęła na jaw afera związana z fałszywymi pieniędzmi, więc oskarżycielskie oko skierowało się na Miecia.
   - Nie robię kawałów z pieniędzmi - rzekł Miecio. - To zbyt ryzykowne.
Nie wszyscy boją się ryzyka, jak na przykład Wojewódzki z Figurskim, kiedy żartują sobie z Ukrainek zatrudnianych jako pomoc domowa, które, cytuję bez sprawdzenia, są paszczurne i nawet zgwałcić by się takiej nie dało. Nie stać mnie na święte oburzenie, ani świeckie, albowiem ubogi duchem jestem. W rewanżu proponuję im zrobić teabagging publiczny trzy dni z rzędu z udziałem jakiegoś pana z Ukrainy. Sądzę, że Miecio zaryzykowałby udział w tym przedsięwzięciu, a jednocześnie wyrażam nadzieję, że poziom tego wpisu dorównał twórczości Wojewódzkiego i Figurskiego. Jeśli o teabagging chodzi - zacną tę rozrywkę polecam wszystkim dla poprawienia nastroju.
Jakiś facet z Ukrainy

niedziela, 24 czerwca 2012

Momenty były

Chodzi rzecz jasna o momenty muzyczne. Pierwszy pochodzi z The Avengers i jest zalecany jako kawałek motywujący, z którym na uszach osiągniesz wszystko, co zaplanujesz. Drugi to Badalamenti i Orbital w jednym z Event Horizon.


Wszystkie odloty Cheyenne'a czyli This Must Be the Place

Tytuł polski sugeruje temat narkotyków - to fatalnie, bo nie przypominam sobie żadnego dobrego filmu im poświęconego. Na szczęście nie o narkotykach to jest, a o Cheyennie, który wygląda dokładnie tak, jak wyobrażalibyśmy sobie podstarzałego Roberta Smitha z The Cure. Ale co do tego anemicznego głosu, którym przemawia cały czas, i sylwetki naznaczonej rwą kulszową - to już nie wiem, ale kto wie... Umiera ojciec Cheyenna, z którym ten nie miał kontaktu od 30 lat. I ten niekochany z wzajemnością syn postanawia w swoisty sposób wypełnić testament ojca, co wprowadza do filmu raczej nieoczekiwany wątek Holokaustu. A z Holokaustem w filmach jest trochę jak z Biblią: umieść gdziekolwiek przypadkowe dwa wersy z jakiejkolwiek księgi i masz już głębię i mądrość. A film o Holokauście zawsze jest cenny i godny uwagi w opinii krytyków. Ja w ten automatyzm nie wierzę, więc jeśli miałbym za coś docenić ten film, to byłaby ta egzotyczność pierwszoplanowej postaci w zderzeniu ze zwykłą codziennością innych ludzi, którzy nie szminkują się idąc do hipermarketu, ani nie wkładają czarnych kłaków na głowę. To jednak trochę za mało.

Cosmopolis

Multimilioner przed trzydziestką, Eric Parker, postanawia się ostrzyc. Prosta sprawa, wystarczy wsiąść do limuzyny i polecić kierowcy, aby zawiózł go pod wskazany adres. Szef ochrony wprawdzie marudzi, że ktoś zapowiedział zamach na Parkera, poza tym do Nowego Jorku przybył prezydent i część ulic będzie nieprzejezdna.
- Co znowu za prezydent? - pyta Parker.
- SZA - odpowiada ochroniarz.
Wiadomo, co z bahtem, wiadomo, co z euro, ale yuan? Analityczny umysł Parkera poniósł intelektualną porażkę, w przeżywanie której wciąga widza bezlitosny Cronenberg. Rozliczne przeszkody stają na drodze Parkera do fryzjera. Przypadkowe spotkania z żoną, ekscentryczną miliarderką, która jeździ taksówkami, mniej lub bardziej przypadkowy seks - bynajmniej nie z żoną, tort na twarzy, zabójstwo, korki z powodu pogrzebu. Wszyscy cały czas mówią, mówią, mówią, seks - nie seks, zamieszki - nie zamieszki. A wypowiadają się tajemniczo, absurdalnie, wieloznacznie - głębia w tym jest niezmierzona. Znalazłeś metodę na utrzymanie balansu zmiennych, ale system upada, bo nie uwzględniłeś potencjału chaosu. To wyssane z palca, ale w duchu 90% wypowiedzi bohaterów. Los Parkera jest przesądzony, a tylko nam, prostym ludziom wydaje się, że wcale tak nie jest. Ale Parker nie jest człowiekiem, jest jakimś szewcem z Witkacego, jakimś widmem Becketta, ucieleśnieniem jakiejś abstrakcji, która tylko udaje, że żyje, bo tak naprawdę jest wyschnięta jak płatek róży przytrzaśnięty w książce autorstwa DeLillo. Udało się twórcom filmu szczęśliwie ominąć zdradliwą rafę dowcipu sytuacji lub dialogów, z jednym bodaj wyjątkiem w postaci cytatu z Raportu z oblężonego miasta Herberta: jednostką obiegową stał się szczur. Czy ironia tego wersu ocalała w przekładzie? Nawet nie chce mi się sprawdzać, ale wątpię, żeby Cronenberg to przeoczył.

Skorzystam z okazji, że o filmie wypowiedział się pisemnie Kwiatek na innym portalu, więc mogę zacytować. Cytuję.
Gniot. Nudny. Chaotyczny. Długi. Brak fabuły. Logorea głównych bohaterów. Nic. Intelektualna wydmuszka pełna pretensjonalności. Kto nim będzie zachwycony po pierwszych 10 minutach, pozostanie do końca w tym nastroju. Kto się będzie łudził, że potem może się polepszy, niech porzuci wszelką nadzieję. W filmie pada kwestia o tym, że książki są pełne g... Niestety ten film też. Mam po nim traumę jak po Piano Bar z Partycją Kaas i Jeremy Ironsie i chwilowo mnie odrzuca na myśl, że miałbym iść na cokolwiek do kina. Szkoda, bo Cronenberg potrafi kręcić dobre filmy - np Koniec przemocy.

piątek, 22 czerwca 2012

Jakub Janiszewski mówi

Patrząc na to z perspektywy nieznajomości reguł gry...
[Usłyszane w radiu Tok FM]

Do dzieła, Bogurodzico!

Moskiewski sąd w środę ponownie przedłużył o miesiąc areszt trzem członkiniom punkowego zespołu Pussy Riot [w tłumaczeniu na polski to mniej więcej Bunt Cipek]. W lutym w soborze Chrystusa Króla w stolicy Rosji wykonały one utwór, w którym prosiły Bogurodzicę o przepędzenie Władimira Putina. [Źródło]
Naprawdę, gdybym był Bogurodzicą, to bym nie zdzierżył i nasłał na Putina moją Godzillę.

niedziela, 17 czerwca 2012

Ojej!

Słucham radia od rana i bije mnie po uszach brak jakichkolwiek reklam odwołujących się do piłki nożnej. Czemu, kurczę pieczone w skwarkach? Aha, już wiem.
Ale apel posłanek z Super Expressu, aby kobiety pozwoliły mężom oglądać mecze i nie goniły ich do prac domowych, wciąż aktualny? Po prawdzie to żaden apel, tylko wypowiedzi paru posłanek zebrane do kupy. Szczególnie wzruszyła mnie w tej roli posłanka Grodzka, która jeszcze nie tak dawno temu była żonata. Zrozumiem zarzut o brak elementarnego szacunku z mojej strony, ale proszę ten zarzut skierować również do tych pań, które same się nie szanują. Sprostowanie z ostatniej chwili: reklama proliveru z motywem z "Koko Euro Spoko" nadal idzie. Mam nadzieję, że nie usłyszę już pseudo-dowcipnej reklamy musztardy, w której komentarze żony-kucharki przeplatają się z wypowiedziami męża oglądającego mecz. Spalony! Jaki spalony! Kotlet się przypalił.

Z okazji kopniętych mistrzostw w Polsce i Ukrainie mamy ciekawą aferę z drużyną włoską. Jakiś czas temu niejaki Alessandro Cecchi Paone, gej, napisał książkę „Zakochani mistrzowie" o homoseksualnych sportowcach. Do książki swój wstęp dołączył Cesare Prandelli, trener drużyny włoskiej, wykazując się pochlebną otwartością umysłu. Paone zyskał popularność, która mu do główki uderzyła, i powiedział, że jest dwóch gejów w kadrze narodowej. Nie zdradził nazwisk. Wszyscy zaczęli ich szukać, ale napastnik z reprezentacji, Antonio Cassano, ma nadzieję, że nie znajdą, co ujął w takich słowach: "Mam nadzieję, że w kadrze nie ma pedałów [włoskie froccio], ale to mnie nie obchodzi. To nie mój, ale ich problem". Podobno później za to przeprosił. Przeprosiny przyjmuję i dołączam parę fotek Cassany.

I Want to Get Married

Film zacząłem oglądać z otwartą głową złakniony rozrywki po dniu spędzonym na pracy. Nie musi być nic wyrafinowanego, rzekłem sobie. I nie było, niestety. To ma prawie dwie godziny! Zdarzyło mi się ciekawiej czas spędzić. Ten film mnie po prostu irytował prawie cały czas. Paul, główny bohater, czuje się samotny, chciałby mieć faceta, a nie ma. Współczucie, jakie dla niego miałem, łączyło się z wątpliwościami. Nic dowcipnego nie mówi, nic nadzwyczajnego nie robi, ostatni gamoń i fajtłapa. Jego wymyśloną (chyba) na potrzeby filmu divą jest Piggy B., facet przebrany za kobitkę, który śpiewa okropne piosenki. Matka Paula opuściła ojca, nie wiemy czemu, ale w końcu się dowiadujemy, ojciec ruszył za nią, ale go okradli na pustyni i szlaja się po niej dniami całymi, bo widać nie wie, że na pustyni umiera się z pragnienia. A matka zatrzymuje się w jakimś motelu i spędza czas z przypadkowo spotkaną Piggy B. Najbardziej irytujący moment był wtedy, gdy ogłoszono przegłosowanie Proposition 8 w Kalifornii, co zaowocowało wycofaniem zgody na śluby homoseksualne i upuszczeniem z dłoni na podłogę malutkiej flagi SZA przez jednego zasmuconego pana. Zalatuje agitką, co z tego, że w sprawie, którą popieram. Nie ubawiliśmy się, niestety.

Cytat wart ocalenia

We're a non-profit company. It didn't start out that way but it happened. (Anonymous)

Stanisław Pięta mówi

Pięta prezentował oficjalne stanowisko swojego klubu parlamentarnego w debacie o prawie zakazującym mowy nienawiści 24 maja w sali plenarnej Sejmu RP. Wiem, że mocno opóźniony jestem z tą rewelacją, ale warto.
Natura nie jest idealna. Niesie ze sobą także pewne anomalie i wybryki. U normalnego zdrowego człowieka popęd seksualny nakierowany jest na osobę płci przeciwnej. U osób z zaburzeniem w ukierunkowaniu popędu seksualnego przedmiotem zainteresowania stają się - u takiej osoby - osoby tej samej płci, osoby niedojrzałe, zwierzęta lub przedmioty. I choćby cała Unia Europejska, Gazeta Wyborcza, prezydent Obama, i pan, panie pośle [Biedroń], głosili głupstwa o istnieniu orientacji seksualnej, to nie zakłamiecie rzeczywistości. (...) Ten gejowski faszyzm, który państwo proponujecie, nie przejdzie.
Cytat spisałem wiernie z filmiku na jutubie. Nie ma specjalnie tu co komentować oprócz tego może, że Pięta niechcący (bo chyba nie świadomie?) wykopał w kosmos koncept prawa "naturalnego". Popieram! Bo to marny argument, choć powołują się na niego tęgie głowy ozdobione infułami. Widocznie nie takie tęgie. Mam wrażenie, że homoseksualizm został przy okazji zrównany z pedofilią i zoofilią, i chyba nie jest to naciągana interpretacja. Natomiast mówienie, że Pięta twierdzi, że homoseksualiści to osoby zaburzone, które obierają za obiekt seksualny osoby tej samej płci, zwierzęta albo przedmioty, jest już nadużyciem. Panie pośle, na zakończenie mam coś dla Pana, za te ataki przebrzydłe. I jeszcze raz, Pański stosunek do prawa naturalnego zasługuje na nagrodę w postaci czułych pocałunków analnych i innych analnych wyrazów wdzięczności, sympatii i solidarności.

przedmioty zwierzęta

Wszystko w porządku czyli The Kids Are All Right

W tym filmie mamy dwie mamy z dwójką dzieci z jednego tatusia, który oddał spermę do banku. Dzieci dorosły i zainteresowały się tatusiem, a ten - nimi. Na obrazku widzimy jedną z mam z tatusiem, zatem sytuacja stała się poważna. Ona nie powinna zdradzać swojej partnerki, mówi Kwiatek. No tak, ale co byśmy wtedy obejrzeli? Historyjkę o tym, jak szczęśliwie sobie żyje taka rodzinka, a żadne komplikacje nie zakłócają tego szczęścia? Mój kolega napisał o tym powieść science-fiction, ale mu wydawca odpisał, że dzieło ma wszelkie wady takich powieści i ani jednej zalety. Na szczęście omawiany film ma wiele zalet, jest to zwyczajnie dobry film obyczajowy z wątkiem homo. Wciąga, choć nie powala. Jako ciekawostkę odnotujmy to, że lesbijki nakręcają się seksualnie oglądając porno dla gejów. To zapewne dziwne, ale nie przebija chłopca, który w ogłoszeniu internetowym szukał lesbijki w celu odbycia stosunku homoseksualnego.

Prezydent zamordowany, a oni się cieszą?

W pełni popieram prawo Solidarnych 2010 do rozdawania ulotek z obrazkiem jak na obrazku. Te znaki zapytania - domyślam się - tylko z ostrożności procesowej. Samolot spadł z 20 metrów i się rozbił w drobny mak. Ja mam jeszcze wątpliwości, ale dam się przekonać, jeśli Stankiewicz, najniezależniejsza z niezależnych, zeskoczy z dziesiątego piętra, a będąc pół metra nad ziemią pokaże nam, jak bezpiecznie można spaść z tej wysokości. Miałem fizykę w podstawówce i muzykę też. Nastrój do zadumy, tak potrzebnej z okazji Euro 2012, zilustruję poniższym marszem, tematy do zadumy: śmierć prezydenta lub śmierć mózgu. Mogą być oba naraz.

John Carter czyli John Carter

Z wielkim zaciekawieniem obejrzałem ten film i z przygotowaną zawczasu tezą, że widowisko mające być taką straszliwą wtopą Disneya nie zasłużyło sobie na to. Przynajmniej nie bardziej niż wiele innych hitów kasowych. Tu małe sprostowanie: wtopa nie jest taka wielka, bo choć sukcesu nie było, to wpływy małe nie są. Tezy powyższej będę się nadal trzymał, bo efekty były, ładne buzie były, choć nie bardzo znane, a fabuła zacna, bo z zacnej książki Burroughsa. Czytałem dawno temu z wypiekami. Różni mądrzy ludzie tłumaczą, w jakich to miejscach zawiodła strategia promocyjna, ale to mi bardzo przypomina odczytywanie przyszłości z Biblii. Wydarzyło się coś niedawno i pokazujemy, że taki a taki prorok to wyprorokował. Do filmu mam ten zarzut, że jest zwyczajnie przeciętny, jakby cała fantazja poszła w te dziwne animowane stworki, które - gdyby były ludźmi - niczym by nas nie zaskoczyły. Krótko o fabule, którą powinienem znać z książki, ale nic nie pamiętam. John Carter zostaje przeniesiony na Marsa, bo gdzieś w jaskini postrzelił dziwnego faceta z urządzeniem teleportującym. Tak więc podróż na Marsa to błahostka, tylko trzeba mieć dobry ekwipunek, droga NASA, drogi Roskosmosie. Na Marsie okazuje się, że Carter jest kimś w rodzaju Supermena, skacze jak pchła (z zachowaniem proporcji) i w pojedynkę odpiera atak całej armii. A to wszystko po to, żeby jedna uczona lalencja wywinęła się od ślubu z najeźdźcą, co miałoby uratować jej miasto przed zagładą.

czwartek, 7 czerwca 2012

3D Faceci w czerni 3 czyli Men in Black III

Polskie tytuły filmów, he he. Naprawdę bez tego 3D w tytule mógłbym pomyśleć, że te okularki do 3D mam sobie sam z domu przynieść. Na razie nie trzeba, bo ten produkt wyrafinowanej technologii dostaje się teraz za 3 peeleny, a potem wyrzuca. Ups, ja wyrzucam, a porządny obywatel zapewne zachowuje i idąc do kina zabiera ze sobą, żeby nie produkować śmieci. Jak wiemy z pierwszego filmu Men in Black, wynalazki są nam podrzucane przez obcych, więc mam prośbę, aby podrzucili nam jakieś porządne kino 3D, nie taki badziew jak teraz. Nowi Faceci mają standardową wadę sequeli: nie zaskakują. Oczywiście jakieś tam niespodzianki są, ale wywołują emocje podobne do tych, kiedy spodziewaliśmy się na gwiazdkę skarpet, a tu proszę, szalik. To pominąwszy nie mam zastrzeżeń do filmu, jest zabawny, jak się spodziewałem, tym razem nawet w pewnym naciąganym sensie "prorodzinny". Nie zauważyłem nic tak mocnego jak w dwójce, gdzie zamieszczono kpinę ze świętych ksiąg religijnych w postaci myszowatych stworków zamieszkujących schowek w banku i recytujących nabożnie regulamin wypożyczalni wideo. W trójce jak zwykle w Men in Black trzeba ratować świat, któremu zagraża Boris, ostatni z Boglodytów, rasy pożeraczy planet. Dawno temu Ziemia została przed nimi ocalona, ale żeby temu przeciwdziałać Boris cofnął się w czasie, a za nim popędził Agent J. W roku 1969 oprócz młodego Agenta K do akcji ratowania planety przyłącza się niejaki Griffin z Arkana, grany przez 44-letniego faceta, nie w czerni, ale w kolorowej czapce uszance. W epizodzie mamy Emmę Thompson z niezwykłą mową pogrzebową. Jak kiedyś znajdę, to zamieszczę. Warto dodać, że w sieci znalazłem obszerne opisy niekompatybilności scenariusza MiB III z pozostałymi częściami. To dla maniaków.

środa, 6 czerwca 2012

Jadwiga Staniszkis napadnięta

Przeczytałem w felietonie Stommy (Polityka nr 19 z br.).
W swojej książce zachwyca się [Palikot] na przykład panią Staniszkis. Otóż teksty i wypowiedzi pani Staniszkis, zakładam, że ktokolwiek je zrozumiał, nie mają w sobie niczego z proklamowanej ideologii Palikota. Jest to przedziwne pomieszanie plotek dozorczyni, ginekologii, konieczności istnienia w telewizji i zmiksowanych złotych myśli z paru książek socjologicznych, pseudosocjologicznych i niedoczytanych do końca. Wyciągnąć zeń można ostatecznie tkliwe przesłanie: "Boże, chroń Jarosława", na pewno jednak nic, co mogłoby programowo lub intelektualnie wzbogacić lewicę.
Nieładnie tak atakować starszą panią po niejednej aborcji. Puknij się w głowę, Stommo (jak poniżej).

wtorek, 5 czerwca 2012

Przepraszam, ale to jakieś dziwne jest

Brian Eno - Glitch
Ludovico Einaudi - Fly
Matthew Dear - Innh Dahh (Slowdance)
Pan Sonic - Murtoneste (Kulma)
Ryoji Ikeda - Test Pattern #1011
Asobi Seksu - Everything Is On (Citrus)
Ryoji Ikeda - Cadenza (0™KC)

[Źródło]

Sławomir Sierakowski wkurza się

Mija 20 lat i nic się nie zmieniło! Ciągle ten sam szantaż! Albo popierasz mniejsze zło, albo będzie rządził Kaczyński. Kurwa, no co to za wybór? Nie chcę wciąż patrzeć na coraz większe mniejsze zło (z wywiadu w Gazecie Wyborczej). A jeśli o osobach prostytuujących się mowa, to wybór jest niezły, Sławomirze. Mamy ofertę dla ciebie.

niedziela, 3 czerwca 2012

W życiu bym do teatru nie poszedł!

A jednak mnie namówili. Byłem na tej sztuce:


Angielski tytuł jest Spirit level, to zapewne jakaś gra słów, więc nie dziwne, że sztuka jest wystawiana w polskich teatrach pod różnymi tytułami (nb. ten drugi chyba jest bardziej do rzeczy), choć przekład tej samej tłumaczki. Teatr ma tę techniczną przewagę nad kinem, że nie trzeba wkładać okularów, a 3D jest. A ustępuje kinu tym, że nie ma zbliżeń i dynamicznych cięć. Sala momentami ryczała ze śmiechu, ale nastrój mi się nie udzielił, choć nie mam zastrzeżeń do sztuki, ani jako scenariusza, ani jako przedstawienia. Krótko o fabule: akcja toczy się w domu zamieszkanym przez parę duchów, byłych właścicieli, znanego pisarza i jego żonę, a wprowadza się nowa para, początkujący pisarz z żoną. Duchy są niewidzialne, ale umieją robić standardowe figle: przekrzywiać obrazy, przenosić szklanki i wpływać na ludzkie umysły. I tak pisarz-duch rozpoczyna współpracę z pisarzem żywym, przy czym ten drugi nie bardzo jest jej świadomy.

Praxis

I passed the test – mógłbym sobie powiedzieć jak Galadriela. Praxis wystawia bowiem naszą cierpliwość na poważną próbę, ja jednak obejrzałem całość. Człowiek wiele wycierpi, żeby zobaczyć trochę gołych ciał w końcowych partiach filmu. Czego my tutaj nie mamy! Nie mamy prosto opowiedzianej historyjki, ani nawet opowiedzianej w sposób poplątany (jak bywa u Tarantino). Mamy awangardową narrację, w której mistycyzm splata się z diagnozą psychiatry i Bóg wie, kto wie, co jeszcze. Ja jako cząstka kosmosu, moje życie jako następstwo ubiegłych miliardów lat i jako wkład w nowe millenia. Galileusz odkrył księżyce Jowisza, na Europie jest woda, i kto wie, czy za miliard lat tam coś nie wyewoluuje. W meteorycie z Marsa znaleziono ślady życia. Mówi się o pofragmentowanej osobowości, nawet nie chce mi się sprawdzać, czy to jest wymysł twórców. Bohater oznajmia, że umarł, chodzi po ulicach jak ten duch, ale nie bójmy się, że coś tu jest zanadto jednoznaczne. Te sceny jeszcze będą pięć razy zreinterpretowane, aby wizja zyskała na głębi lub choćby na jej pozorze. Dla zmylenia widza pojawiają się "rozdziały", jeśli dobrze pamiętam kolejność: piąty, dziesiąty, jedenasty, trzeci... Mój umysł płytki nie pojmuje zapewne przesłania tego filmu, które jest w istocie najbanalniejsze w świecie: dobrze jest kochać i być kochanym. Na to zgoda, na resztę – nie, nie i nie.

sobota, 2 czerwca 2012

Lucky Bastard

Wzdychał do Maryli, ale między westchnieniami zadowalał się aptekarzową Kowalską. Ubóstwił Izabelę, a jednak nie omieszkał wykorzystać życiowej szansy zbicia majątku żeniąc się z wdową po Minclu. Ten rwał dla niej nenufary w białym fraku, a ten dla niej fornali do pracy w polu zagania. Filmowy Rusty ma kochającego Daniela, ale kiedy wyjechał służbowo, dał się całkiem omotać przypadkiem spotkanemu Danny'emu. Rozterka życiowa znana zapewne już w czasach jaskiniowych: czy na miejsce tego pana u mojego boku znalazłby się kto inny, bardziej kochający i w lepszą maczugę wyposażony? W wielu przypadkach zapewne tak, ale w końcu zdecydować się trzeba. Tak naprawdę – nie trzeba, bo można być wiecznym singlem, ale nie o takiej sytuacji opowiada film. Danny jest byłym aktorem porno, nosicielem HIV i narkomanem, co wychodzi na jaw dość szybko. Życie z nim na pewno nie byłoby nudne, ale "nudne" w tej sytuacji to nie jest wcale taka zła alternatywa. Jak Rusty rozwiąże swój dylemat, redaktorko Janicka? Tak czy owak, widzimy, że narkomani i fachowcy od designu i renowacji bywają pięknie umięśnieni, choć scenariusz sugeruje, że mają sporo innych zajęć zamiast treningów. W kategorii zgrabnych ciał wymiata Dymkoski, odtwórca roli Danny'ego.