Strony

sobota, 23 czerwca 2012

Cosmopolis

Multimilioner przed trzydziestką, Eric Parker, postanawia się ostrzyc. Prosta sprawa, wystarczy wsiąść do limuzyny i polecić kierowcy, aby zawiózł go pod wskazany adres. Szef ochrony wprawdzie marudzi, że ktoś zapowiedział zamach na Parkera, poza tym do Nowego Jorku przybył prezydent i część ulic będzie nieprzejezdna.
- Co znowu za prezydent? - pyta Parker.
- SZA - odpowiada ochroniarz.
Wiadomo, co z bahtem, wiadomo, co z euro, ale yuan? Analityczny umysł Parkera poniósł intelektualną porażkę, w przeżywanie której wciąga widza bezlitosny Cronenberg. Rozliczne przeszkody stają na drodze Parkera do fryzjera. Przypadkowe spotkania z żoną, ekscentryczną miliarderką, która jeździ taksówkami, mniej lub bardziej przypadkowy seks - bynajmniej nie z żoną, tort na twarzy, zabójstwo, korki z powodu pogrzebu. Wszyscy cały czas mówią, mówią, mówią, seks - nie seks, zamieszki - nie zamieszki. A wypowiadają się tajemniczo, absurdalnie, wieloznacznie - głębia w tym jest niezmierzona. Znalazłeś metodę na utrzymanie balansu zmiennych, ale system upada, bo nie uwzględniłeś potencjału chaosu. To wyssane z palca, ale w duchu 90% wypowiedzi bohaterów. Los Parkera jest przesądzony, a tylko nam, prostym ludziom wydaje się, że wcale tak nie jest. Ale Parker nie jest człowiekiem, jest jakimś szewcem z Witkacego, jakimś widmem Becketta, ucieleśnieniem jakiejś abstrakcji, która tylko udaje, że żyje, bo tak naprawdę jest wyschnięta jak płatek róży przytrzaśnięty w książce autorstwa DeLillo. Udało się twórcom filmu szczęśliwie ominąć zdradliwą rafę dowcipu sytuacji lub dialogów, z jednym bodaj wyjątkiem w postaci cytatu z Raportu z oblężonego miasta Herberta: jednostką obiegową stał się szczur. Czy ironia tego wersu ocalała w przekładzie? Nawet nie chce mi się sprawdzać, ale wątpię, żeby Cronenberg to przeoczył.

Skorzystam z okazji, że o filmie wypowiedział się pisemnie Kwiatek na innym portalu, więc mogę zacytować. Cytuję.
Gniot. Nudny. Chaotyczny. Długi. Brak fabuły. Logorea głównych bohaterów. Nic. Intelektualna wydmuszka pełna pretensjonalności. Kto nim będzie zachwycony po pierwszych 10 minutach, pozostanie do końca w tym nastroju. Kto się będzie łudził, że potem może się polepszy, niech porzuci wszelką nadzieję. W filmie pada kwestia o tym, że książki są pełne g... Niestety ten film też. Mam po nim traumę jak po Piano Bar z Partycją Kaas i Jeremy Ironsie i chwilowo mnie odrzuca na myśl, że miałbym iść na cokolwiek do kina. Szkoda, bo Cronenberg potrafi kręcić dobre filmy - np Koniec przemocy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz