Strony

sobota, 21 listopada 2015

Agnieszka Romaszewska-Guzy wychodzi ze studia

Wyszła, bo najwyraźniej obraziła się na Michalskiego, który brzydkie rzeczy mówił o jej ojcu. Audycja jest tutaj, opis tutaj, a ja do tej pory nie wiem, o co się obraziła. Nie można twierdzić, że senatorowi Romaszewskiemu nie przeszkadzał sędzia Kryże w niegdysiejszym rządzie PiS-u i przystawek? Znane jest jakieś publiczne wystąpienie Romaszewskiego w tej sprawie? Być może rozmawiał o tym prywatnie z córką w tonie dezaprobaty, ale to mu chwały nie dodaje. Co do jednego mam pewność: Michalski mógł nie wspomnieć o Romaszewskim, bo w zasadzie nie o nim była mowa. Ale wspomniał, bo jest złośliwą małpą. Swoją drogą, Romaszewska-Guzy w czasie rozmowy o PiS-ie prezentowała typową postawę wiernej akolitki, skłonnej nie tylko do wybaczania brzydkich zachowań ukochanej partii, ale nawet do wypierania ich z pamięci. Coś delikatne te kobiety w Polsce. Pamiętamy Wandę Nowicką, która ostentacyjnie wyszła ze studia podczas dyskusji. A jej, jako politykowi, naprawdę nie wypadało.

Przekonamy się, jak rządzi PiS?

Odpowiadam od razu: raczej nie. Jest możliwe, że ktoś zmieni poglądy obserwując poczynania nowej ekipy i stanie się jej zwolennikiem lub przeciwnikiem, choć wcześniej miał inny na jej temat pogląd. Znam taki przypadek we własnej rodzinie z czasów poprzednich rządów PiS z przystawkami. Zwłaszcza te przystawki okazały się zbyt ciężkostrawne. Zdecydowana większość jednak ma wyrobione zdanie, hołubi je i pielęgnuje i nigdy go nie porzuci - dotyczy to zarówno oponentów, jak i stronników. Ja oczywiście zapisuję się do tej pierwszej grupy, a powodów widzę niemało. Nieważne, jak bym to uzasadniał, to już wystarczy, żeby wpisać mnie do nurtu antypolskiego i antypatriotycznego, więc moje argumenty, jakiekolwiek są, będą z góry oddalone. Nawet gdyby na czele polskiej „prawicy” stał jowialny starszy pan, a mowa jego byłaby łagodna i rozsądna, nie miałby mojego poparcia, bo po prostu nie zgodzilibyśmy się w kwestiach podstawowych. O pierwszych rządach PiS w latach 2005-2007 napisano całe tomy, dla mnie najdziwniejsze było sprzeniewierzenie się hasłu „Polski socjalnej”, w imię której rękami Zyty Gilowskiej obniżano podatki, zlikwidowano składkę rentową i trzeci próg podatkowy oraz zrobiono prezent dla dzieci Kulczyka poprzez zniesienie podatku od spadków. Jest to hardkorowy liberalizm, którego nawet w SZA nie uświadczysz. Pomijam już te liczne głupkowate konferencje prasowe Ziobry ze słynną niszczarką, sędziego Kryże w rządzie czy nocne rozmowy Lipińskiego z posłanką Beger. Buntownicza Solidarność skuliła ogonek i pozwoliła zlikwidować parę kopalni, bo rządził jej ukochany PiS. Teraz też zapewne pozwoli „wyciszyć” parę nowych. Z obecnych osiągnięć nowej władzy do gustu przypadła mi wypowiedź z exposé nowej premier. Będziemy ostro zwalczać lobbing przy tworzeniu prawa - powiedziała lobbistka SKOK-ów. Numer z Macierewiczem, który absolutnie nie miał być szefem MON-u, już przełknęliśmy, a teraz mamy niezły kwiatek w rządzie w postaci wiceministra od infrastruktury, czyli dróg między innymi, który w ciągu paru lat dwukrotnie stracił prawo jazdy. Aha, jeszcze i to. Wojewodowie teraz już nie muszą mieć stażu pracy w administracji, żeby objąć urząd. Wystarczy „rękojmia należytego wykonywania obowiązków”. Najlepiej od proboszcza. Pokażcie mi zwolennika PiS, który przez to zwątpi. Chociażby odrobinę.

Mój brat jest jedynakiem czyli Mio fratello è figlio unico

Nie jestem znawcą Włoch, ale podejrzewam, że w latach sześćdziesiątych ubiegłego stulecia rządziła tam chadecja na przemian z jakąś łagodną lewicą. Tymczasem pod tą oficjalną kołderką nieźle się kłębiło, bo prawdziwe emocje wywoływały inne poglądy. Przyglądamy się życiu dwóch braci, którzy ideowo stoją po dwóch stronach barykady - przynajmniej początkowo. Młodszy z nich, Accio, uległ wpływowi faszystów, podczas gdy starszy, Manrico, walczy pod czerwonym sztandarem. Powinni się nienawidzić, ale nie, jakoś się dogadują, choć momentami bywa ciężko. Zadziorny Accio domaga się wszem i wobec szacunku dla swoich poglądów powołując się na demokrację, ale niedługo potem na własnej skórze przekonuje się, jak ideę wolności słowa rozumieją jego koledzy partyjni, kiedy obcesowo potraktował partyjnego bossa. Inne metody faszystów też nas nie zaskakują, a przecież włoscy komuniści też mieli nieco na sumieniu. Czerwone Brygady nie wzięły się znikąd. Tego w filmie już nie zobaczymy, a jeśli już - to w postaci delikatnych aluzji. Generalnie jest to opowieść o dorastaniu z typowymi sytuacjami, które znamy na przykład z Przedwiośnia (na starej piczy... :-). Oczywiste jest skojarzenie z Wiekiem XX, choć tragiczny finał przerywa zmagania bohaterów, inaczej niż u Bertolucciego. Jeśli ktoś jest ciekaw, polecam fragment uwspółcześnionej Ody do radości, która płynnie przechodzi w pieśń komunistów Bandiera Rossa [ten link ma prowadzić do pięćdziesiątej szóstej minuty filmu].

piątek, 20 listopada 2015

Znieważam aparatczyka partyjnego

Aparatczyk partyjny bardzo dobrze spisuje się w swojej roli. Wyliczmy jego zasługi: przewlekanie przyjęcia przysięgi sędziów wybranych do Trybunału Konstytucyjnego, dytyramb na cześć Prezesa wygłoszony przy okazji wyznaczenia jakiejś pani na prezesa rady ministrów („świadectwa wielkości są jednoznaczne” [x]), ułaskawienie Mariusza Kamińskiego od nieprawomocnego wyroku, żeby sądów nie męczyć, a na koniec - ekspresowe podpisanie ustawy o Trybunale Konstytucyjnym, która ma pomóc wprowadzić do tego grona właściwych ludzi. Dzięki temu wszystkie te zwyczajowe korowody z uchwalaniem nowego prawa udało się skrócić do doby.

Konrad Szymański oczekuje gwarancji

Dawno, dawno temu, czternastego listopada po ataku terrorystów w Paryżu Konrad Szymański, kandydat na ministra (teraz już minister) do spraw europejskich w rządzie Szydłowej, oznajmił, że sytuacja się zmieniła, więc uchodźców w Polsce możemy przyjąć tylko wtedy, gdy będziemy mieć zapewnione gwarancje bezpieczeństwa. Moment na takie wypowiedzi nieszczególny, bo to oznaczałoby, że radź sobie sama, Europo, z imigrantami, w szczególności Francjo, ty też. Najciekawszą dla mnie kwestią są właśnie te gwarancje bezpieczeństwa. Kto je ma nam dawać? Jakiś urzędnik unijny? Służby specjalne Grecji lub Włoch? Wyobraźnia podsuwa mi urzędnika w Atenach, który zamawia pieczątkę o treści „gwarancja bezpieczeństwa” i przybija ją wszystkim imigrantom jak leci, byle mieć ich z głowy. Udzielanie gwarancji jest najprostszą w świecie sprawą, o czym się przekonałem już wtedy, kiedy minister Łybacka podpisała jakiś świstek i stwierdziła, że od tego w szkołach będzie bezpieczniej.

czwartek, 12 listopada 2015

Anna Surówka-Pasek mówi

Prezydent jest człowiekiem, który wsłuchuje się w głos narodu.
To powiedziała podsekretarz stanu w Kancelarii Prezydenta RP, Andrzeja Dudy. Ja nawet mam nadzieję, że do wsłuchiwania się kancelaria zatrudni profesjonalistów. Maciej Wąsik by się nadał.

wtorek, 10 listopada 2015

Podła! Na pasku kłamstw mnie wiodła!

Jarosław Gowin okazał się jednak zbyt subtelny na siłowy resort, więc mimo mocnego dementi sprzed wyborów w wykonaniu Beaty Szydło kandydatem na szefa MON-u został Macierewicz. Tym samym Szydło i Gowin są umoczeni w tym przedwyborczym kłamstwie i żadne tłumaczenia, że inaczej wybrał, tego nie zmienią. Nieźle jak na ekipę ludzi uczciwych i kompetentnych. Od Wróbla wiem, że nawet Gursztyn widzi problem [3:20]. Żeby nie skończył jak Igor Janke, który kiedyś wkurzył Kaczyńskiego pytaniem o to, czy Tusk nie jest patriotą. To w ogóle dość intrygujące pytanie, czy można być patriotą nie głosując na PiS. Są to przecież ludzie kryształowi i zawsze gotowi podesłać rządową furę po wysłanników ojca dyrektora-redaktora, jak to zrobił niegdyś Jurgiel, którego znowu witamy w rządzie. Mnie szczególnie bawi Zybertowicz, którego najczęstszą odpowiedzią na zarzuty wobec nowej władzy jest przytaczanie przykładów wpadek poprzedników w rządzie. W tamtym szambie też śmierdzi, mówi nam Zybertowicz i nawet nie wie, jaki jest przez to śmieszny.

Cytat wart ocalenia

Prognozowanie jest trudne, zwłaszcza wtedy gdy dotyczy przyszłości. (Niels Bohr)

niedziela, 8 listopada 2015

Spectre czyli Spectre

Prawo regresji do średniej zapewnia nas, że po dokonaniu szczególnie dobrym lub złym przychodzi czas na przeciętne. Poprzedni Bond niezwykle mi się spodobał, więc tym razem jest lekkie rozczarowanie, z naciskiem na lekkie. Ciekawe, że z kultury brytyjskiej akurat Bond zrobił taką karierę, nie Rewolwer i melonik czy Kosmos 1999 (według  niego Ziemia już od parunastu lat nie ma Księżyca, trzeba by to uczcić). Trochę nie udało się z głównym przeciwnikiem Bonda, który miał być złowrogą siłą kreującą wielu poprzednich antagonistów 007. Powinien być więc szczególnie zatrważający, a wyszedł nieco groteskowy - włączając w to główny motyw jego działań, czyli uraz do przybranego brata, którego faworyzował tatuś. Jak to zwykle bywa, chodzi o władzę nad światem, którą zapewni aktywacja sieci inwigilującej praktycznie wszystkich i wszędzie. To marna nowinka, niemal dwadzieścia lat temu już o tym kręcili filmy. Poza tym brytyjski wywiad ma być przeorganizowany, zniknie MI6, diabli wezmą M. Do tego dojść nie może, choć Bond działa praktycznie nielegalnie, ale jak to zwykle bywa - po serii niebywałych ucieczek i pościgów wróg zostaje pognębiony. Świetny jest wstęp do filmu ze świętem zmarłych w stolicy Meksyku z helikopterem konwulsyjnie latającym nad tłumami. Bardzo podoba mi się odświeżona koncepcja Q, młodego geniusza z jego sarkastycznymi wymianami zdań z Bondem. Świat ocalał, ale cieszyć się nie ma z czego, skoro w finałowej scenie Bond odjeżdża w siną dal ze swoją dziewczyną. Czyżby Craig na serio mówił, że nigdy więcej? Jeśli nie on, nic nie szkodzi. Bond est mort, vive le Bond!

Jurassic World czyli Jurassic World (co?!)

Nie przetłumaczyli tytułu na polski? Naprawdę? Jestem na tyle dorosłym dzieckiem, że pamiętam pierwszy film z cyklu jurajskiego, czyli z roku 1993. Jako jeszcze młodsze dziecię bardzo interesowałem się dinozaurami, więc moda na nie wywołana filmem nieco mnie dziwiła, bo temat jest sam w sobie fascynujący, nie trzeba mi było do tego żadnych dodatkowych podniet. Czy wiecie na przykład, że dystans czasowy między pierwszymi a ostatnimi dinozaurami jest większy, niż dystans między nami a ostatnimi? Już pierwszy odcinek z cyklu miał tę zasadniczą wadę, że był filmem adresowanym do dzieci, ale średnio nadającym się dla dzieci. Tak jest również w tym przypadku. Interes z dinozaurami na wyspie radzi sobie dobrze, widzimy tłumy odwiedzających, świetną organizację i infrastrukturę, ale żeby zainteresowanie nie słabło, muszą być ciągle nowe atrakcje. Więcej krwi, większe potwory - co w paradoksalny sposób odnosi się do samego Jurassic World. Wyhodowali zatem dinozaura-mutanta, który nigdy w naturze nie istniał, i od początku wiemy, że będzie się działo. Schemat akcji jest w zasadzie powtórką z Parku jurajskiego, przy czym dla mnie główną atrakcją było uwolnienie paskudnych latających drapieżników, które mogły się cieszyć dużą ilością pożywienia w postaci kłębiących się tłumów ludzików. Coś jakby z Hitchcocka, ale bez tych subtelności, samo mięso bez przybrania. Przy parku swoje lody kręcą wojskowi, którzy chcieliby wykorzystać słodkie dinusie w warunkach bojowych. Przeważają tępe żołdaki, ale są wyjątki, bo jest wśród nich Chris Pratt, któremu kibicuję z powodu znajomości z Parks and Recreation. Czy będzie kontynuacja? Nie wątpię, bo dinozaury nie lubię, jak się film kończy, co wiemy z odcinka z roku 1997, kiedy Julianne Moore robiła zdjęcia spokojnym olbrzymom, które wkurzyły się dźwiękiem przewijanego filmu w aparacie. Młodsze dzieci proszone są, aby znalazły sobie jakiegoś starca, który im wyjaśni, w jaki sposób kiedyś zdjęcia robiło robiło się na taśmie.

Klucz do wieczności czyli Self/less

Trzeba przyznać, że tytuł angielski to zagwozdka dla tłumaczy, więc nie dziwię się średnio udanemu tytułowi polskiemu. Ta wieczność niby dlatego, że można, proszę pani, zawartość jednego mózgu przelać w drugi, o ile się takowym dysponuje. Wieczność kiepska, skoro mamy wiele prostych sposobów na zniszczenie mózgu (lub bardziej wyrafinowanych w stylu Lectera), a z martwego mózgu już nic wydobyć się nie da. Tak, ale skąd brać te mózgi w nowych ciałach? Umierający na raka geniusz Damian ma odpowiednią sumę, którą może przeznaczyć na tę procedurę, i nie ma wielkich skrupułów, bo jak mu rzekli, ciało jest wyprodukowane przez fachowców. Już z trailera wiemy, że nie, jest to ciało nadobnego Reynoldsa, które miało swoje życie i swoje wspomnienia, a jak się okazuje - z przeszczepem jaźni jest jak ze zwykłymi przeszczepami - może być odrzucony. Główna oś akcji to ciąg zdarzeń prowadzący Damiana do ustalenia, kim był poprzedni użytkownik ciała, a komplikacje polegają na tym, że firma dokonująca takich nielegalnych, ale dobrze płatnych przeszczepów nie życzy sobie, aby wieści o jej działaniach zataczały szersze kręgi. Nic dziwnego, że trup się zaścieli. A biorąc pod uwagę inne wątki w efekcie dostaliśmy klasyczny melodramat sensacyjny. Jeśli nikt do tej pory nie ukuł takiego terminu, to jestem pierwszy i klękajcie narody.

środa, 4 listopada 2015

Beata Szydło pozdrawia z urlopu twórców jej rządu


Jeśli już o Pasolinim mowa, to wspomniano o nim w radiu z okazji czterdziestej rocznicy śmierci. Z jego dokonań wymieniono Ewangelię według świętego Mateusza i Salò, czyli 120 dni Sodomy. Mam teraz nadzieję, że nasz katolicki naród zaintrygowany tą rekomendacją rzuci się do oglądania.

poniedziałek, 2 listopada 2015

Wtorek, po świętach czyli Marţi, după Crăciun

Pod wieloma względami byłby to całkiem przeciętny film. Historię zdrady małżeńskiej przewałkowano już na tyle sposobów, że co tu można dodać nowego? Nie ma tu nic ponadto, żadnej intrygi kryminalnej, politycznej, czy choćby satyrycznego podtekstu. A jednak poleciłbym ten film ludziom spragnionym dobrego aktorstwa. Niegdyś reżyser Żuławski wyśmiewał aktorów polskich, którzy w szkołach aktorskich nabywają okropnej maniery i rzadko kiedy udaje im się z niej wyleczyć. Wtorek nie jest filmem dla każdego, podejrzewam, że nie dla mojej mamy, która bez problemu połyka amatorski teatrzyk z Anną Marią Wesołowską. Zobaczcie więc, jak Paul zdradzał swoją żonę Adrianę i co z tego wyszło. Twórcy filmu mieli raczej skromne ambicje, ale zrealizowali je z nadmiarem. Ciekawostką jest to, że w nadzwyczaj pruderyjnym jutubie udało się pokazać całkiem konkretną nagość. Pod tym względem nie należy się zanadto napalać. Panna Raluca może i jest powabna, ale Paul, choć niegdyś zapewne przystojny, ma typową sylwetkę czterdziestolatka. Pamiętajmy, że jutub kiedyś zdjął filmik z facetem, który chodził goły po Castro, choć krocze miał nienagannie wypikselowane. Sala kinowa ma jakieś chody w jutubie, chyba wiedzieli z kim się trzeba przespać...

Jak wyprostował się płot

Typowy początek powinien brzmieć: witajcie w Polsce. Jednak nie sądzę, że to, co tu zaraz opiszę, to specyficznie polska specjalność. Zatem witajcie na Ziemi? Nadal uważam, że jeśli gdzieś w kosmosie jest rozumne życie, to i tak będzie miało swoje głupkowate wyskoki. Witajcie w kosmosie. Moi rodzice mieszkają na wsi w miejscu, gdzie akurat się kończy asfalt, a naprzeciwko jest posesja z domem i paroma arami trawy ogrodzonymi płotem, który w miejscu skrzyżowania z inną uliczką był jakieś pół metra przesunięty na teren posesji. Postawiono tam hydrant, a co ważniejsze - ułatwiało to manewrowanie większym pojazdom. Tego lata właściciel domu z polanką, który tylko okazjonalnie przyjeżdża w to miejsce, postanowił płot wyprostować. Tym samym hydrant znalazł się za płotem, trudniej jest robić zakręty, a jednolity płot sztachetowy stał się obrzydliwą sztachetowo-drucianą hybrydą z koszmarną łatą ad-hoc z drutu, bo nie starczyło na całość. Kosztowało to wiele wysiłku i pieniędzy. Z pewną dozą niekonsekwencji przyjdzie mi przyznać rację Szczerkowi.