Strony
▼
poniedziałek, 29 czerwca 2015
Parks and Recreation odchodzi w pełni chwały
Serial Parks and Recreation jest dla mnie niezwykły choćby z tego powodu, że parę razy musiałem się z jego powodu tarzać ze śmiechu na podłodze. Druga przyczyna to niezwykle pozytywne przesłanie, co jakoś słabo się łączy z dobrą rozrywką, przynajmniej z pozoru. Wiadomo, że jak wszystko - i ten serial musiał się skończyć. Tu przychodzi mi na myśl How I Met Your Mother - serial, który umierał jak świnia zarzynana tępym kozikiem. Tymczasem Parks and Recreation skonał w pełni sił życiowych, z tym samym wdziękiem i humorem co zwykle.
SZA legalizuje małżeństwa jednopłciowe
Po orzeczeniu Sądu Najwyższego w SZA małżeństwa jednopłciowe zostały zalegalizowane na terenie całego kraju, czyli również w tych stanach, które były temu przeciwne. To dość dziwna sytuacja, kiedy mała grupa ludzi decyduje o sprawach istotnych dla całego kraju. Z tym zastrzeżeniem, że to nie jest sprawa istotna, ale przez republikańskich moherów jest ustawiona jako najważniejsza w świecie. Była liderka republikańska, Cathie Adams, tłumaczy na wizji, że mężczyźni nie zostali stworzeni do penetracji, a przykłady historyczne pokazują, że akceptacja homoseksualizmu prowadziła do upadku imperiów, jak to się stało z Rzymem i „imperium greckim”, czymkolwiek ma być to ostatnie (czyżby Mehmed II zdobył Konstantynopol z powodu homoseksualizmu jego obrońców?). Jak tłumaczy nam Kyle, nieoczywisty związek praktyk homoseksualnych z upadkiem imperiów polega na tym, że rzymscy faceci zaczęli się ruchać, a było im tak dobrze, że przestać nie mogli, dlatego też nie mieli chęci bronić imperium przed penetracją przez barbarzyńców. Nie pierwszy to raz, kiedy konserwatywne kmiotki przedstawiają seks homo jako źródło niezwykłych przyjemności. Mnie jak zwykle przy okazji kolejnych przywilejów przyznawanych gejom interesuje spojrzenie Frondy na te zjawiska. Słówko „przywileje” jest niefortunne z mojego punktu widzenia, bo to zaledwie zrównanie w prawach, a przywileje (między innymi podatkowe) to mają na przykład kościoły i związki wyznaniowe z wyłączeniem Kościoła Latającego Potwora Spaghetti. Tym razem Fronda dała tytuł „Geje zabijają wolność w USA”, co jest bardzo logiczne, bo jak tu być wolnym, skoro dwóch facetów może wziąć ślub. Nie ma wolności w USA, zabita jest, więc jest niewolnictwo, a przypomnijmy sobie - w Biblii nie pada ani jedno słowo za potępieniem niewolnictwa. Słodki Jezus nauczał, aby niewolnicy byli posłuszni swoim panom, więc amerykańscy chrześcijanie powinni z pokorą przyjąć swoją odmianę losu. No chyba, że Fronda się myli, ale tego nie mogę sobie wyobrazić.
niedziela, 28 czerwca 2015
Efekty kwantowe na polskich drogach
Efekt kwantowy w wersji dla ubogich duchem to sytuacja, kiedy cząstka elementarna może znajdować się tylko na określonych powłokach, nie na żadnych „pośrednich”. W życiu też występują efekty kwantowe, ale raczej rzadko, bo rzadko kto prosi o sprzedaż kropli benzyny. Po zastosowaniu drakońskich kar na polskich drogach samochody w terenie zamieszkanym zaczęły się wlec, co podobno powoduje korki. Główna kara to odebranie prawa jazdy na trzy miesiące za przekroczenie prędkości o ponad 50 km/h. Rozumiem więc, że polscy miejscy rajdowcy umieją jeździć albo 50 km/h na godzinę więcej niż to dozwolone, albo przepisowo. I to jest ten niespodziewany efekt kwantowy, który obserwujemy.
Marcin Kierwiński proponuje
Kierwiński to poseł Platformy Obywatelskiej, którą wszyscy już umieszczają na katafalku. Za chwilę zapalą gromnicę, a potem zrobią sobie pokaz fajerwerków jak po upadku imperium w odległej galaktyce. Jeśli dobrze zrozumiałem, w ostatnim Śniadaniu w Trójce Kierwiński zaproponował, aby ostrzegano turystów o planowanych zamachach - to w nawiązaniu do niedawnej serii zamachów w Tunezji. Pomysł mi się podoba szalenie, można by połączyć to z prognozą pogody, żeby człowiek był lepiej zorientowany, czy warto gdzieś polecieć na wakacje.
niedziela, 21 czerwca 2015
Russell Blackford i Udo Schüklenk piszą
„Obawy nie-naukowców można zrozumieć, ale nie przesądzają one przecież o braku wiarygodnych metod (naukowych) pozwalających badać i weryfikować twierdzenia o istnieniu i aktywności różnych nadnaturalnych bytów i mocy. Teoretycznie hipoteza boga mogłaby być przetestowana przy użyciu metod stosowanych przez współczesną naukę, przynajmniej gdyby jej zwolennicy zdecydowali się wysnuć z tej hipotezy jakiekolwiek falsyfikowalne tezy i poddać je empirycznej weryfikacji (oraz pogodzić się z odrzuceniem swojej hipotezy, gdyby przewidywania te się nie potwierdziły). To jednak tylko teoria, bowiem w praktyce wyglądałoby to zapewne zupełnie inaczej (przynajmniej tak było do tej pory) - dowolny wynik niepotwierdzający hipotezy i tak zostałby wytłumaczony w sposób dla niej korzystny. I w rzeczywistości to nastawienie teistów, a nie ograniczenia współczesnej nauki, sprawia, że w zasadzie nikt z przedstawicieli nauk ścisłych ani z grona naukowców reprezentujących nauki społeczne nie kwapi się dziś do testowania hipotezy boga. Po prostu w kształcie, jaki dają jej wierzący, jest to hipoteza nieobalalna. To dogmat, a dogmatów nie da się testować.” (50 mitów o ateizmie)
Goltzius and the Pelican Company
Szczęśliwie wiedziałem odpowiednio wcześniej, że do dzieł Greenawaya potrzebne jest specjalne nastawienie, które pozwoli uniknąć rozczarowania tym, że nie obejrzymy filmu obyczajowego lub komedii kryminalnej. Co nie znaczy, że w Goltziusie obyczajów nie ma. Są naturalnie, ale dość mocno rozluźnione. Główna opowieść to sześć przedstawień na motywach biblijnych, jakie przed margrabią Alzacji wystawia trupa Goltziusa, aby przekonać go do inwestycji na rynku wydawniczym (!). Poczyna sobie śmiało, bo wybiera ze świętych pism wątki ociekające seksem i przemocą, i nie waha się pokazywać ich bez skromnej umowności. Zaryzykowałbym twierdzenie, że nagie postaci cieszą nasze oko przez większość czasu. Przeważa nagość kobieca, choć i męskiej jest niemało, nawet w postaci fallicznej. Może dlatego mogliśmy obejrzeć film na serwisie outfilm.pl. Greenaway miał po prostu ochotę trochę poświntuszyć, choć zapewne krytycy będą w tym filmie dostrzegać twórcze rozwinięcie podejścia Pasoliniego do pokazywania seksu w kinie. Scenografia jak to u Greenawaya - jest jednocześnie pomysłowa i niebanalna, choć nikt nie zadaje sobie trudu, aby ukryć to, że za pałac margrabiego robi wielka hala fabryczna. Styl dominujący to groteska, więc nie można liczyć na przeżywanie głębszych wzruszeń nad losami bohaterów, a momentami nie są one wesołe. Powodem głównym tego jest bluźnierstwo, które wbrew deklaracjom margrabiego o wolności słowa na jego dworze, prowadzi do nieszczęśliwych następstw. Film momentami był zabawny w warstwie słownej, dowcip ten wszelako ulotny i subtelny jest. W pewnym momencie okazuje się, że obejrzeliśmy - jak tłumaczy nam sam Goltzius - męczeństwo prekursora ateizmu. Jedną z metod argumentacji niewierzących jest pokazywanie ludziom nonsensów, jakie można znaleźć w świętych tekstach, a film Greenawaya wpisuje się w ten proceder. Na koniec oczywiście nie powstrzymam się od paru westchnień pod adresem nadobnego Boethiusa (Giulio Berruti), który bez żadnej nieśmiałości demonstrował swoją perfekcyjną nagość.
Beata Szydło promuje homoseksualizm
W klipie niby-nie-wyborczym Beaty Szydło dwóch facetów patrzy na siebie, jakby się sobie podobali. Nie ma tego w oryginale, ale ja dorobiłem ciąg dalszy wypadków na okoliczność, jakby ktoś nie skumał w czym rzecz. Życzymy miłego, dziewięciosekundowego seansu.
piątek, 19 czerwca 2015
Co dla katolika znaczy encyklika
Na co dybie w wielorybie... Skorupka nasiąkła za młodu i Baranowskim trąci. Pius Dwunasty wyraził opinię, że encykliki niejako z automatu stają się częścią katolickiej doktryny. Jan Paweł Drugi promował wejście Polski do Unii Europejskiej, ale nie w encyklice, więc Jan Łopuszański, arcykatolicki poseł ZCHn, mógł śmiało twierdzić, że papież w tym temacie jest źle poinformowany. Przypomnijmy przy okazji posła Hoffmana, który też dość lekceważąco podszedł do stanowiska Benedykta Szesnastego w sprawie kary śmierci. To dość charakterystyczne dla ludzi „głębokiej wiary”, że z Biblii i „nauk” kościelnych wybierają sobie to tylko, co im przypadnie do gustu. Nieco odchodząc od tematu przytoczę niedawno zasłyszaną opinię, że notowany w SZA spadek religijności wśród młodych ludzi zawdzięczamy internetowi, na którego łamach można zobaczyć te wszystkie wstydliwie chowane w szkółkach niedzielnych, a kompromitujące, cytaty ze świętych ksiąg, jak też wiele miłych faktów z historii chrześcijaństwa. Wróćmy do encyklik, bo mamy nową, pierwszą autorską papieża Franciszka Bez Numeru (poprzednia była napisana praktycznie przez poprzednika). Franciszek wyciął numer katolikom polskim, dumnym ze swej ojczyzny ogrzewanej i elektryfikowanej węglem kamiennym, który niszczy środowisko naturalne, jak stwierdzono w encyklice. Według mojej wiedzy zmiany klimatu spowodowane działalnością człowieka to coś więcej niż hipoteza, a papież, z wykształcenia chemik, włączył w obręb „nauk” kościelnych bieżące wyniki badań naukowych. Dość postępowo sobie poczyna, doceniam to, wszelako cum grano salis.
czwartek, 18 czerwca 2015
środa, 17 czerwca 2015
Mrożek, Kafka i Monty Python wymiękają
W Krakowie stoi billboard, który wzbudził zainteresowanie pewnego zacnego jegomościa, bowiem za cel życiowy obrał sobie on walkę z reklamą zaśmiecającą miasto. Okazało się, że
- billboard jest zamieszkany, bowiem w jego wnętrzu jest jakieś 200 metrów kwadratowych powierzchni,
- billboard jest samowolą budowlaną postawioną na terenie prywatnym,
- stosowny urząd próbuje wydać nakaz rozbiórki billboardu - na razie bezskutecznie,
- mieszkańcy billboardu to nie są typowi menele, bo mają pracę, ale nie mają innej siedziby (z braku pieniędzy? bo tak im dobrze?),
- jeśliby miało dojść do rozbiórki, to jest problem z lokatorami, albowiem
- prawo polskie nie przewiduje eksmisji z billboardu.
San Andreas czyli San Andreas
Pretekstowa fabuła, jednowymiarowe postaci, dialogi na poziomie podłogi, za to dużo, dużo akcji - to łączy filmy katastroficzne z pornograficznymi. Jeśli ktoś narzeka na gorszące sceny w dziełach pornograficznych lub - jak pewna niewiasta - na infantylizm filmów dla dzieci, to znaczy, że z głupim się przez ścianę macał chyba, albo w szafie śpi. Już Platon w Państwie wspominał o tym facecie, który był zły na siebie, bo pobiegł za tłumem oglądać nieboszczyka leżącego za murami miasta. Macie, oczy, napaście się tym widokiem - mówił do siebie z przekąsem. My napaśliśmy oczy pięknym widokiem pękającej zapory Hoovera tudzież drapaczy chmur San Francisco i Los Angeles walących się po trzęsieniu ziemi i tsunami. Miliony giną, ale dzielny ratownik Ray ratuje swoją rodzinę, a zdąża zawsze na ostatni moment, choć spadają na niego kontenerowce i tony żelastwa. Jak zauważył Kwiatek, córka Raya może nie była pięknością,
ale jeden miała plus,W tatusia się wdała jak nic. Ponieważ w tym filmie nie chodzi o eksponowanie bujnej muskulatury, biust tatusia na załączonym gifie wzięliśmy z tumblra.
niebywale bujny biust;
on rekompensatę niósł
i w pamięci tkliwej rósł.
poniedziałek, 8 czerwca 2015
Czasy ostateczne: postscriptum
Nawiązuję do poprzedniego wpisu, gdzie pisałem o wniebobraniu. Może komuś się wydawać, że to jest egzotyczna koncepcja, do której nikt publicznie nie będzie się przyznawał, bo niby obciach. Całkiem niedawno Michelle Bachmann, niedoszła kandydatka na prezydenta z Tea Party, wyznała, że jest podekscytowana zbliżającym się wniebobraniem, bo wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że już za chwileczkę, już za momencik. Trzęsienia ziemi, erupcje wulkanów, śluby sodomitów, Antychryst w Białym Domu... Inną ciekawostką jest to, że na potępienie (czyli pozostawienie na Ziemi) skazane będzie jakieś 95% ludności naszej planety niewyznającej tej szczególnej odmiany chrześcijaństwa. Czyli papież też. Bachmann nie jest tak szalona, aby podać dokładną datę, trudno - musimy tkwić w niepewności. Pamiętamy tych licznych proroków, którzy wyznaczali datę końca świata, ale nie stracili wyznawców, kiedy koniec nie nastąpił. Zawsze wtedy okazuje się, że w ostatniej chwili błagania proroka zostały wysłuchane, więc świat jeszcze sobie poistnieje. Pani Michelle życzymy stu lat życia w radosnym oczekiwaniu na czasy ostateczne. Chociaż kto wie... Skoro w Programie Pierwszym Polskiego Radia emitują apele za wprowadzeniem związków partnerskich, to chyba mamy koniec świata.
sobota, 6 czerwca 2015
Czasy ostateczne: Pozostawieni czyli Left Behind
Przy okazji filmu Bóg nie umarł zwrócił moją uwagę ten film, który jest o tyle interesujący, że gra w nim sam Nicolas Cage, czyli sława z pewnością większa od Kevina Sorbo. Gra z potrzeby serca, czy też aby zasłużyć na wypłatę? Jedno drugiego nie wyklucza. To dzieło jest dużo uczciwsze od Bóg nie umarł, bo wymowa jego jest prosta i gdyby mogło się przedstawić samo, powiedziałoby nam: jestem sobie takim zwykłym propagandowym filmikiem, nie udaję, że roztrząsam wyrafinowane kwestie filozoficzne i w zasadzie zaliczam się do science fiction, czy może raczej religious fiction. Nie wiem, czy Czasy ostateczne zostaną wprowadzone do kin polskich, bo - jak mi się zdaje - odwołują się do doktryny protestanckiej, w myśl której nastąpi wniebobranie (angielskie rapture) pobożnych, a niewierni pozostaną na Ziemi. Nie bardzo chce mi się ustalać, jak to ma się do Sądu Ostatecznego i co tak naprawdę ma się stać z pozostawionymi. Z filmu wynika, że czeka ich piekło na Ziemi, ale nie dlatego, że zstąpi szatan i gotować ich będzie w smole, lecz z tej prostej przyczyny, że pozostawionym puściły wszelkie moralne hamulce. Jakimś sposobem to moralne rozluźnienie nie dotyka grupy głównych bohaterów, czyli pasażerów feralnego lotu, ani córki lotnika. Nawet coś w rodzaju współczucia do nich odczuwamy, choć to przecież bezbożnicy. Samo wniebobranie (wybacz, Wisławo!) wygląda pociesznie, bo w jednej chwili znikają miliony ludzi, a zostaje po nich tylko ubranie. Porwane zostały wszystkie dzieci i wielu dorosłych, więc w Niebie zaroiło się od gołych bobasów. To podejrzane. W samolocie pilotowanym przez Steele'a (Cage) wybucha panika, zwłaszcza kiedy matki zorientowały się, że zaginęły ich dzieci. I teraz jest klasyczny szkopuł: jak to jest, że matka Chloe, córki Steele'a, osiąga w Niebie najwyższe szczęście widząc, że nie ma przy niej córki, ani męża. To nie mój problem na szczęście. Plusem filmu jest przystojniak Chad Michael Murray, którego widzimy na załączonym obrazku, wyciętym z innej produkcji.
wtorek, 2 czerwca 2015
Jeśli Andrzej Duda ma zamiar zatrudnić gejów w kancelarii...
...to lepiej, żeby wcześniej obejrzał sobie ten osiemdziesięcioczterominutowy filmik.
poniedziałek, 1 czerwca 2015
Jacek Sasin myli ducha z literą
Prezydent-elekt Andrzej Duda poprosił rządzących, aby wstrzymali się z poważniejszymi zmianami, tak zwanymi ustrojowymi, ponieważ widać, że nie mają poparcia. Na mój skromny rozum prezydent-elekt ma prawo do takich wypowiedzi, bo nie zadaje tym gwałtu konstytucji, tak jak nie zadała swego czasu pani Bochniarz wzywając rząd, aby rządził. Rządzący za to mogą sobie z tym apelem zrobić, co chcą, bo nie wygasł ich demokratyczny mandat do sprawowania rządów. Stosowne przepisy dość precyzyjnie określają datę jego wygaśnięcia. W dzisiejszym wywiadzie Sasin mówił o literze prawa, która rządzącym podobno wygasiła mandat. Drogi Sasinie, przeczytaj to i postaraj się zrozumieć, że litera prawa oznacza czysto formalne zapisy prawne, natomiast duch prawa oznacza sposób ich wcielania w życie, który przez obudowanie specyficznymi przepisami wykonawczymi może wypaczyć bądź wzmocnić intencję ustawodawcy. Sto zdrowasiek w ramach pokuty.