Strony
▼
piątek, 21 czerwca 2013
Tylko cytowała!
Właśnie przeczytałem, że George Bernard Shaw określił Apokalipsę świętego Jana słowami a curious record of the visions of a drug addict, czyli interesujący przypadek wizji narkomana. A więc Doda mówiąc „o naprutych winem” autorach Biblii okazała się marną epigonką (słowo dopuszczalne w grach!). Jej słowa można traktować jako niedokładny cytat, więc usprawiedliwiamy ją. Jeśli ktoś cytuje, jest zawsze czysty. Cytuje szatanów z Ujejskiego, mówi o zdradzonych o świcie - pięknie i mądrze czyni. Podziw budzi u kobiet i ludzi. I nie musi potem odpowiadać, kto zdradził kogo, nie musi oglądać w lustrze swej błazeńskiej twarzy.
poniedziałek, 17 czerwca 2013
Chcą „męszczyzn”? Proszę bardzo
W ten weekend odbyła się parada równości w Warszawie, co spotkało się z ostrą odpowiedzią chłopców narodowców i ich cnotek patriotek.
Buzie same się śmieją, nieprawdaż. Pominąwszy szatę ortograficzną, nie ma między nami sporu, ja też wolę pełnokrwistych mężczyzn.
Przy okazji zauważmy przyjazny dla gejów gest Google'a.
Buzie same się śmieją, nieprawdaż. Pominąwszy szatę ortograficzną, nie ma między nami sporu, ja też wolę pełnokrwistych mężczyzn.
Przy okazji zauważmy przyjazny dla gejów gest Google'a.
niedziela, 16 czerwca 2013
Złodziej tożsamości czyli Identity Thief
Stary temat w nowym ujęciu. Kradzież tożsamości, czyli po wieśniacku mówiąc podszywanie się, mieliśmy chociażby w Sommersbym. Zmieniły się środki, teraz wystarczy, że cwaniak wyłudzi telefonicznie parę numerów od naiwniaka i już może sobie nieźle żyć na cudzy koszt, nawet jeśli płeć się nie zgadza. W tym dziele cwaniakiem jest niewiasta o kształtach obfitych, a ofermą - tatuś, któremu marzą się większe dochody. Niewiasta zadarła z kryminalistami, tatuś też chce się na niej odegrać i wiezie cwaniarę przez pół SZA samochodem, a w ślad za nimi podążają opryszki. Film dla miłośników nieświeżych schematów, średnich dialogów i wartości rodzinnych, które triumfują w finale. Polecam.
sobota, 15 czerwca 2013
Trans czyli Trance
Czerwony Kapturek niesie koszyk dla babci, spotyka w lesie wilka, potem wiadomo, wilk zjada babcię, następnie Kapturka, ale na koniec myśliwy rozpruwa wilka. Wiadomo, kto jest zły, kto dobry. Zaraz, zaraz. Babcia szantażowała wilka zdjęciami, jakie mu zrobiła, kiedy całował się z Burkiem Kapturka, więc według planu udał, że połknął babcię, za to Kapturka połknął naprawdę, ale potem myśliwy się wtrynił i znowu Kapturek będzie nosił koszyki babci, a nie Niebieski Kapelusik, brat Kapturka, ulubieniec babci. Naiwna starowinka nie podejrzewała, że jest rozgrywana przez myśliwego do spółki z wilkiem, którzy planują założyć kasyno na miejscu jej domku, a tymczasem Kapelusik knuje przeciw wilkowi i rozstawia nadziane siarką baranki po lesie. Czy trzeba dodawać, że wszystko rozgrywa się zgodnie z misterną intrygą ułożoną przez Burka, mroczną szarą eminencję? Ale co to ma do rzeczy, czyli filmu Boyle'a o skromnej pracownicy sektora usług psychoanalitycznych, której zadaniem jest sprawić, żeby krętacz Simon przypomniał sobie po urazie czaszki, gdzie zdeponował bezcenne „Wiedźmy” Goi? Powiedzmy, że nie tylko to, że świat przedstawiony jest podszyty bajką, bowiem pomimo łudzącego podobieństwa do naszego, występują w nim zaklęcia rzucane przez czarownice, dla niepoznaki nazywane psychoanalityczkami. Wystarczy parę słów i już zapominamy bliską nam osobę, albo zaczynamy wierzyć w zmyśloną historię. W trakcie seansu cieszyły się nasze uszy, bo Boyle umie dobierać dźwięk do obrazu. A umysł dręczyła zagadka. Jak to się stało, że Boyle wylansował niegdyś Ewana McGregora, który nie miał wodnistych oczu jak Cillian Murphy i James McAvoy? Na koniec ciekawostki. Pierwsza: czy wiadomo państwu, że Boyle nakręcił film Odkurzając zupełnie nago w raju? Druga to ten komentarz autora FreeYourMind_ z Filmwebu
Bojkotujcie ten film! Powiedz NIE promowaniu wszelkich trans, homo, pedo itp.! Powiedz NIE zatruwaniu umysłów młodych Polaków lewacko-libertyńską propagandą! Zbojkotuj ten film tak, jak Twoi dziadkowie bojkotowali niemieckie kina propagandowe i Der Sturmer w okupowanej Warszawie! Tamta walka wciąż trwa!Z pewną taką nieśmiałością stwierdzę, że rozpoznanie tematu filmu w tej wypowiedzi jest raczej nietrafne.
czwartek, 13 czerwca 2013
Franciszku, nie zwalczaj, pokochaj
Bo tak uczył Jezus. Nawiązuję do tekstu z GW, w którym czytamy, że Benedykt 16 zdezerterował nie z powodu słabości starczej, ale wskutek braku pomysłu na rozprawienie się z mafią homoseksualną w Kurii Rzymskiej. Jest to oczywiście walka z problemami, które sam sobie Kościół stworzył. Podobno wobec hierarchów mających kontakty homoseksualne stosowano szantaż. Rozumiem, że kontakty heteroseksualne nie mają takich skutków. Nacisk na ten jeden rodzaj seksu w całej tej sprawie jest jakby groteskowy, podobnie jak obłąkana koncepcja etyki seksualnej w wersji katolickiej. Polecam przesłanie Kościoła Latającego Potwora Spaghetti:
Naprawdę wolałbym, żebyś nie zaspokajał się w sposób, który obraża ciebie albo twojego ochoczego, zgodnego, pełnoletniego i dojrzałego psychicznie partnera. Odnośnie do tych, którzy mogliby protestować - myślę, że odpowiednim wyrażeniem jest "pierdolcie się", chyba że uznają to za nieprzyzwoite. W tym wypadku mogą wyłączyć raz telewizor i iść dla odmiany na spacer.To oczywiście nie załatwia wszystkich problemów z seksem, ale przynajmniej rozwiązuje problem, który stoi przed Franciszkiem. Dla ścisłości: wymieniony w tekście Wyborczej Tomasso Stenca naprawdę nazywa się Tommaso Stenico. Tak trudno napisać poprawnie, Matko Boska Michnikowska!
środa, 12 czerwca 2013
Wroński pyta Gowina
Wroński postawił siedem pytań Gowinowi. Przytoczę jedno z nich.
Pytanie nr 6. Czy prawo do szczęścia, jakim jest posiadanie dzieci przez każdą rodzinę, powinno ustąpić prawu do życia każdego zapłodnionego zarodka?Jest w nim element zabawny, chodzi o „zapłodniony zarodek”. Uporządkujmy fakty. Zarodek powstaje z zygoty, która jest komórką powstałą z połączenia jajeczka z plemniczkiem. Technicznie rzecz biorąc zarodek nie może być zapłodniony, a jeśli już do tego dopuścił, to tym samym odarł się zupełnie z ludzkiej godności i jego miejsce jest tylko w marszu szmat. Zostałem sprowokowany, zarodek chodził goły i zalotnie się wypinał - będzie się słusznie tłumaczył embriofil. Jak zwykle się czepiam, zgrywam głupka, przecież wszyscy wiedzą, co to jest „zapłodniony zarodek”. Podobno Francuz zdziwiłby się, gdyby usłyszał, że „ptak siedzi na drzewie”. Na całym drzewie? Nie na gałęzi? Na obrazku przedstawiam prawdziwą „kropkę nad i”, oryginalne osiągnięcie jednego z krakowskich profesorów.
poniedziałek, 10 czerwca 2013
Now & Later
Angela spotkała Billa i rozkwitła między nimi śliczna miłość fizyczna pokazywana nieco dokładniej niż w standardowych produkcjach filmowych, ale - dodajmy uczciwie - dużo mniej dokładnie niż w innych standardowych produkcjach filmowych. Bohaterowie sporą część czasu spędzają nago, nie zawsze oddają się seksowi, bo mają sobie nago wiele do powiedzenia. Bill to mężczyzna dorodny, któremu w życiu nie wyszło, pałęta się po jakimś torowisku, skąd zabiera go Luis i przekazuje Angeli pod opiekę. Ta z kolei jest nielegalną imigrantką z Nikaragui, która się jakoś urządziła i przechowuje u siebie poszukiwanego przez policję Billa. A o czym była między nimi rozmowa? O amerykańskim stylu życia podszytym fałszem. Jeśli o to chodzi, to nie musiałbym oglądać tego filmu. Wiem dobrze, że SZA są postrzegane w krajach na południe od nich mniej więcej tak, jak w Polsce postrzegano ZSRR. Inny rodzaj fałszu to udział w pogoni, który pozwala podtrzymać American dream, jednocześnie uniemożliwiając cieszenie się nim. Na razie haruj jak wół, na przyjemności czas będzie potem. A kiedy? Patrz tytuł. Opowieść jest jakąś wersją historii o szlachetnym dzikusie, w tej roli Angela, która otwiera oczy Billowi pytając, czy się masturbuje, śmiejąc się z jego zażenowania i wygłaszając liczne tyrady o życiu i polityce. Do tej koncepcji fabularnej miałbym pewne zastrzeżenia. Odnotujmy to, że w jednej ze scen Bill otarł się - to dobre określenie - o seks homo. Może gdyby się bardziej zaangażował, to nie skopaliby grającego go Kellera Worthama tak doszczętnie w IMDb.
niedziela, 9 czerwca 2013
Na afekt nie ma rady
Jak słyszę, Zbigniew Ziobro okazał zrozumienie dla pobudek Zygmunta M., który rzucił tortem w sędzię prowadzącą sprawę przeciwko Czesławowi Kiszczakowi. Wymiar sprawiedliwości próbuje Kiszczaka osądzić od lat, a ten przedstawia ciągle nowe zaświadczenia lekarskie. Redaktor Janina Jankowska w dzisiejszej Loży prasowej TVN powiązała mistycznie skazanie Kiszczaka ze wzrostem emerytur dla ludzi niegdysiejszej opozycji. Czy można się dziwić, że Zygmunta M. trafił w końcu szlag, więc spontanicznie pobiegł do cukierni, kupił tort i w afekcie rozkwasił go na sędziowskiej buzi? Dodając sprawie tak potrzebnej w tej sytuacji powagi?
sobota, 8 czerwca 2013
Dzięki niedźwiedziu polskie żołnierze miały większe morale
Podobno w Anglii lepiej niż w Polsce znana jest historia Wojtka, niedźwiedzia, który pół świata przeszedł z armią Andersa. Pomnik Wojtka stanął w Żaganiu, a tytuł tego wpisu wziąłem z wypowiedzi jednej pani Brytyjki w dzisiejszych Faktach w TVN. O misiu wypowiedział się również inny anglojęzyczny obcokrajowiec, Richard Lucas.
Czy mogę pana duchowo zaadoptować?
Ja chyba czeski jestem, że pytam. Po pierwsze, nie mam warunków, bo mi Jezus serca nie spenetrował. Po drugie, trzeba być młotkiem, żeby pytać o zgodę. Adoptuje się i już. O duchowej adopcji wiem z Polityki nr 19 z tekstu pod tytułem Kaplica demokracji poświęconego sejmowej wygódce duchowej, dokąd posłowie udają się za potrzebą duchową. W tekście czytamy między innymi:
Mimo że w ciągu 20 lat funkcjonowania kaplica zmieniła wystrój, przeszła gruntowny remont i została zaopatrzona w atrakcyjne relikwie, wielu posłów i senatorów wciąż nie znajduje w niej miejsca dla siebie. Duchowa jakość tych posłów i senatorów wzbudza uzasadniony niepokój, dlatego cieszy informacja, że wierni z warszawskich parafii położonych najbliżej Sejmu, w ramach tzw. duchowych adopcji, rozpoczną we wrześniu cykl modlitw za ich zbawienie. W „Rzeczpospolitej” czytamy, że każdy wierny po wylosowaniu nazwiska konkretnego parlamentarzysty ma codziennie do końca kadencji odmawiać w jego intencji dziesiątek różańca oraz „Pod Twoją obronę”. „Otoczenie parlamentarzystów duchową adopcją nie jest nowym pomysłem” – pisze gazeta, przypominając zeszłoroczną inicjatywę Akcji Katolickiej, której członkowie otoczyli Sejm, aby odmówić przed nim modlitwę różańcową.To piękna i ważna inicjatywa. Jakże potrzebna w kraju, gdzie kreatura w postaci Nergala właśnie została uniewinniona w sprawie o podarcie Biblii na scenie.
Cytat wart ocalenia
My mother buried three husbands - and two of them were only napping. (Rita Rudner)
Wsi spokojna, wsi wesoła!
Który głos twej chwale zdoła? No, ja znalazłem ten głos, zamieszczam poniżej. Chodzi konkretnie o głos Catherine Deneuve, cokolwiek przypominający głos zrytego burka na łańcuchu, który skomle nieustannie pięć metrów od altany u moich rodziców. A sekwencja otwierająca nagranie - jakieś pierwsze czterdzieści sekund - to wypisz, wymaluj, a raczej wyzgrzytaj, odgłosy polskiej wsi współczesnej, na której nieustannie kosi się trawę i tnie deski piłą tarczową. Jakby jutub skasował nagranie, to tu jest link ekstra.
środa, 5 czerwca 2013
Piotr Zaremba ma rację 3 VI 2013 o godzinie 8:48
Czuć nadchodzącą zmianę, więc czas popracować nad sobą, przyswoić jakieś bardziej perspektywiczne poglądy. PiS ante portas, antylemingowi publicyści nacierają, więc w duchu zakładu Pascala proponuję sobie i wszystkim jak najczęściej deklarować, że mają oni rację. Podobno z czasem udawane przekonania stają się prawdziwe. Nie będę przytaczał dokładnego cytatu z Piotra Zaremby w Poranku Tok FM, za to dołożę starań, żeby wiernie oddać sens. Pan Dziwisz rzecze, że prawo boskie stoi ponad ludzkim. Choć wygląda to na stwierdzenie faktu, widać gołym okiem, że ustawodawca polski ma w odbycie prawo boskie. Gdzie zakaz spożywania krewetek? Gdzie zezwolenie na karę śmierci dla złorzeczących rodzicom? O to ostatnie upominał się już Jezus w Ewangeliach - wypaczenia sięgają 2000 lat wstecz. Pan Miller na słowa pana Dziwisza wysmarował epistołę do prezydenta, a w wypowiedziach oralnych ironizował na temat uwzględniania Ewangelii w konstytucji, jeśli przyznać rację panu Dziwiszowi. Czy miał prawo pan Dziwisz tak powiedzieć? I tu Piotr Zaremba całkiem słusznie mówi, że miał prawo, podobnie jak pani Środa ma prawo wypowiadać swoje krytyczne uwagi o Kościele. Pani Środa kieruje się swoim światopoglądem, roboczo nazwijmy go świeckim, a pan Dziwisz swoim, czyli religijnym. Nie ma żadnego powodu, żeby odmawiać prawa publicznego zabierania głosu ze względu na rodzaj wyznawanego światopoglądu. Wszyscy się z tym zgadzają, mam nadzieję, ale z zastrzeżeniem, że to „odmawianie głosu” to jest mocno nadużywana i głupkowata figura retoryczna. Zaremba się o nią otarł, ale to mniej ważne. Zaznaczę, że odebrałem jakiś czas temu głos Lisickiemu, a ten ciągle coś tam paple w mediach, jakby nie wiedział, że mu nie wolno. Przyznaję rację Piotrowi Zarembie z uciechą, bo jego opinia ma ten zabawny skutek, że można zacząć ważyć przesłanki stojące za stanowiskiem w konkretnych sprawach, dajmy na to in vitro. Nikomu nie odbierając głosu, mogę się zastanawiać głośno lub cicho, czy jest sensowne stanowisko, aby przypodobać się niezbyt mądremu (sądząc po Piśmie Świętym) niewidzialnemu facetowi w niebie, którego istnienie jest mocno dyskusyjne. Pan Dziwisz rozważający tajemne aspekty obcowania osób w Trójcy Świętej byłby rzecz jasna dużo mniej kontrowersyjny niż wtedy, gdy mówi o in vitro. Jakoś głupio byłoby atakować pana Dziwisza za jego poglądy o Trójcy Świętej lub obrzezaniu duchowym. Z drugiej strony - kto tam wie? Skoro bezżenność księży jest zapowiedzią ponownego przyjścia Chrystusa, jak mówił pan Wojtyła, to świętość ludzkich zarodków wynikać może bezpośrednio z tego, jak tam sobie osoby w Trójcy Świętej dogadzają. Pamiętajmy o stosie trupów z VI wieku poległych w sporze o ludzką czy boską naturę Chrystusa.
niedziela, 2 czerwca 2013
W ciemność. Star Trek czyli Star Trek Into Darkness
Wiecie, że tytuł Star Trek można przetłumaczyć jako Wołami do gwiazd? Woły, takie parzystokopytne eunuchy. Wołami do gwiazd w ciemność. Chodzi rzecz jasna o ciemność metaforyczną, zło ludzkiej natury przyczajone do skoku. Straszne niby, ale może dla czterolatków, bo pięciolatki już są zbyt dojrzałe, żeby się przejąć Khanem i jego knowaniami przeciw Gwiezdnej Flocie. Jak zauważył Kwiatek, akcja filmu toczy się w trzecim wieku naszego tysiąclecia, a Khan jako genetycznie sfabrykowany superman ma już trzy setki na karku, czyli Khana już mamy na Ziemi, a nawet o tym nie wiemy. Tak czułem, że media fałszują rzeczywistość, podsuwają nam tańce na lodzie i Gosię Andrzejewicz, a gdzieś tam w kosmosie ważą się nasze losy. Niby sobie tu kpiny urządzam, ale serio myślę, że całkiem zgrabnie udało się odwapnić Star Trek, są dialogi, drętwy Spock kontra spontaniczny Kirk, który - o, matko! - nagina przepisy i tłamsi się w łóżku z kociakami, dwoma na raz. Ale jest gotów poświęcić życie, aby ratować załogę, łamiąc procedury i nasze serca. Ale co za niespodzianka! Wszystko kończy się dobrze, a statek Enterprise rusza ku gwiazdom w stronę kolejnego sequela.
Daję nam rok czyli I Give It a Year
Tytuł polski jakiś średnio trafiony, bo sugeruje, że to mówi ktoś z młodej pary, Josha i Nat, a tymczasem jest to komentarz osoby trzeciej, Naomi, przyglądającej się ślubowi. Pada w filmie komunał, że najtrudniej w małżeństwie jest przetrwać pierwszy rok, potem jest jak z górki. A ja tak w ogóle odradzałbym małżeństwo, bo kto się pobiera, ten umiera, wcześniej czy później. Jeden facet w Czeskich Budziejowicach ożenił się, a po roku umarł, jak wiemy od Szwejka. Nasza młoda para w filmie nie umiera, ale mija dziewięć miesięcy, a już muszą chodzić na jakieś terapie. Po prostu działają sobie na nerwy. On nie zamyka sedesu, a ona tak głupio drobi kroczki, jak się śpieszy. Josh nie przestaje myśleć o dawnej miłości Chloe, która mieszka w Londynie, jak nasza para zresztą, a Nat poznaje uroczego milionera. Kroi się parę wariantów, na przykład taki, że Josh i Nat na nowo się w sobie zakochają. Albo i nie, to nam zdradzi redaktor Janicka poniżej - uwaga, spoiler! Film jest nietypową komedią romantyczną, pewnie po części dlatego, że brytyjską. W odróżnieniu od wielu innych kom-romów jest zabawny przez cały czas, a nie tylko w pierwszej połowie, bo w drugiej oglądamy męki zakochania i stały element fabularny w postaci biegu, pościgu, lotu czy choćby pełzania do ukochanej lub ukochanego, aby jej bądź jemu tę wielką miłość wyznać. Wróćmy do Naomi, bo warto. Podczas zabawy w pokazywanie tytułów na migi Josh wskazuje na męża Naomi, bo chodziło mu o słowo "doktor". Salwa skojarzeń Naomi: impotent, głupi, tępy, zniewieściały, denerwujący, idiota, rozczarowanie, wstyd, żal. Na pewno warto zapamiętać udział Chloe w seksie "dwie na jednego" (O tak, miętoś mi pierś. (...) O tak, palec do buzi, uwielbiam) oraz milionera Guya, który patrzy na tańczącego Nata i komentuje: Próbuje trząść tyłkiem jak Beyonce. Albo niewidzialny człowiek wziął go od tyłu.