poniedziałek, 23 października 2023
Randka, bez odbioru czyli Ghosted
Ghosted znaczy coś w stylu „olany”, ale to nic. Olany został niejaki Cole, romantyk, któremu nie przeszkadza seks na pierwszej randce. Wybranką jego członka jest Sadie, dopiero co poznana. Rację ma siostra Cole'a, że znowu spartoli będąc mega nachalnym gostkiem, który nęka Sadie dziesiątkami esemesów (wliczając w to emoty). Ponieważ Sadie nie daje znaku życia, Cole udaje się za nią do Londynu, chcąc sprawić jej niespodziankę (wcale nie wydałby się jeszcze bardziej denerwującym namolem, nie?). Skąd wiedział, gdzie ją namierzyć? Tego durnego detalu fabuły nie zdradzę, za to powiem, że od tej pory akcja rusza z kopyta. Cole wpada w środek szpiegowskich intryg z seriami walk, pościgów i jadowitymi owadami. Stawką jest ocalenie ludzkości. (Znowu? 🥱) Jest „funny cha cha”, bo Cole nie jest agentem, ale Sadie owszem i dzięki niej uratuje tyłek, choć nie jest to wysoka pozycja na liście jej priorytetów, co będzie tematem przekomarzań. Koń się nie uśmiał, tylko patrzył z lekkim zakłopotaniem, bo film jest całkiem nieoryginalny, choć gdyby nie to, że jest pińcet piździesiątą wariacją na temat, to rzeklibyśmy: dobre to! Jest też inny powód, że tak nie powiemy. Film z Evansem, na którym nie zobaczymy jego klaty, jest po prostu marnowaniem materiału ludzkiego. Takiej nierozumnej strategizacji priorytetów wybaczyć nie sposób.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz