Strony

niedziela, 29 grudnia 2013

W telewizji pokazują czasem coś ciekawego, w te święta się to zdarzyło

Plener, stado owiec otacza eleganckiego mężczyznę na krześle ogrodowym. Zagaduje go szykowna kobieta.
  - Po co ci tyle owiec?
  - Na wszelki wypadek.
  - Na wypadek czego?
  - Bezsennych nocy. W nocy najlepiej mi się liczy.
Co to za nienormalny film, stwierdziła mama. To Wyliczanka Petera Greenawaya.

sobota, 28 grudnia 2013

El sexo de los ángeles

Bruno ma dziewczynę Carlę, bardzo im ze sobą dobrze. Wkrótce się okazuje, że z nowo poznanym Raiem jest mu równie dobrze, ale tym odkryciem nie dzieli się z Carlą, która sama przekonuje się o tym na własne oczy, nieszczęsna. To jakiś pierwszy kwadrans filmu, który ma dobrze ponad półtorej godziny, więc o czym tam dalej będzie, skoro wiele fabuł filmów z wątkiem homo tu się kończy? I to jest niespodzianka, którą częściowo zepsuję, bo w pewnym momencie film staje się opowieścią o trudach pożycia w trójkącie. Wynikałoby z tego, że warto by ustalić jakieś dobry kodeks postępowania na tę okoliczność, który regulowałby kompetencje organów, że tak powiem. A że takiej regulacji zabrakło, sytuacja bohaterów komplikuje się jeszcze bardziej, a jest przy tym tyle uciechy, że można - a nawet trzeba - wybaczyć ten melodramatyczny akcent na końcu. Film jest podobno komedią romantyczną, ale chyba tylko w ramach prymitywnego zabiegu reklamowego. Jedyny zabawny moment zauważyłem, kiedy koledzy Carli z pracy szczerzą do niej zęby, bo właśnie podsłuchali, że powinna się odegrać na swoim facecie i też znaleźć sobie kogoś na boku. Na otwarcie i zakończenie mamy sceny tańca, pierwsza jest niesamowita, a druga radosna. Na tę drugą, my tetrycy, to się nie damy tak łatwo nabrać.

piątek, 27 grudnia 2013

Z cytatów roku

Nawiązując do tego, co powiedział Gucio i Agnieszka, i nawiązując do tego, co wy, nasi szanowni prowadzący, dzisiaj wprowadzacie, czuję się lekko zahibernetyzowana. Jestem jak w czyśćcu. Po prostu się zatrzymałam. Ani nie chcę kochać, ani nie chcę nikogo zabijać. Nie bardzo wiem, w którą stronę mam się umiejscowić.
Małgorzata Foremniak w "Mam talent". [X]

Złotousty stęka w EKG

Złotousty to Adam Grzeszak, wypowiedź z dzisiejszego EKG w Tok FM.
Tu się rodzi problem, z którym... z którym mają wszyscy menedżerowie energetyki w ogóle dosyć duży... duży problem, więc y...y...y...
[Źródło, 24:30]

czwartek, 26 grudnia 2013

Pan Tusk zwołuje radę w wigilię

Wigilia jest praktycznie najważniejszym dniem świąt, ale nie wolnym od pracy, więc nic dziwnego, że pan Tusk zwołał w tym dniu radę ministrantów, ale zwolnił z uczestniczenia w niej panie ministrantki, które w tym czasie powinny piec ciasta i lepić pierogi oraz inne uszka. To bardzo chytre posunięcie, które pozwoliło przeprowadzić zebranie w miłej, płciowo niezróżnicowanej - czyli homoseksualnej - atmosferze.

[Źródło: Kuba Wątły]

środa, 25 grudnia 2013

Mężczyzna w kąpieli czyli Homme au bain

Po tym filmie miałem odczucia podobne do tych, jakich doznałem po zobaczeniu Tam, gdzie rosną poziomki Bergmana, więc mam powód podejrzewać, że obejrzałem film wybitny, ale z jakiegoś tajemniczego powodu bojkotowany przez subtelnych krytyków. Niech będzie, zakładam zwiewny szal na szyję, rogowe okulary na nos i - voilà - jestem rzeczonym krytykiem. Oto widzimy Emmanuela, homoseksualnego mężczyznę, w sytuacji kryzysu życiowego. Niczym w Kartotece Różewicza oglądamy świat głównego bohatera, w którym wszystkie wątki nieustannie się rozplatają. Ulatniają się sensy, które trzymały rzeczywistość w ryzach, pojawiają się dziwne heteroseksualne sny, zadufani intelektualiści uciekają się do wydumanych wykrętów w celu uzasadnienia odmowy zapłaty za seks, rozpustne efeby dostają lanie na nagie pośladki, a kiedy indziej Emmanuel uczestniczy jako element dekoracji w stosunku heteroseksualnym. Przeciwnie niż u Omara, który porzucił Emmanuela, aby realizować swój filmowy projekt w Nowym Jorku. Film powinien wywołać ciarki u miłośników Bergmana, ale zdecydowanie lepszą motywacją do obejrzenia filmu wydaje się kontemplacja nienagannej muskulatury Sagata. On nie ma wstydu, obnaża się.

wtorek, 24 grudnia 2013

Katarzyna Bratkowska zabija dziecko na wigilię

Przynajmniej zapowiada, że to zrobi. Polskie prawo zezwala na zabijanie dzieci tylko w określonych okolicznościach i do określonego momentu od poczęcia. Podobno szokujące jest to, że właśnie w tym dniu ma się to odbyć. Może dlatego, że czynności powszednie należy odkładać na dni powszednie - oczywiście w miarę możliwości. Jeśli komuś ten komentarz wydaje się prostacki, to znaczy, że osiągnąłem zamierzony efekt.

Kurwica mnie trzepie, jak piszę sms-y

Kwiatek (smsowo): No doobra, a probowales pisac w poziomie? Moim zdaniem wygodniej.
Ja (smsowo): W pozio.ie wygkd jej. Dziękuję za xugextke

niedziela, 22 grudnia 2013

Modlitwy za Bobby'ego czyli Prayers for Bobby

W jednym z filmów o rezolutnym detektywie-geju Stracheyu jest scenka, w której Strachey pokazuje pewnemu facetowi zdjęcia młodych chłopców. „Zabili się, bo rodzina się ich wyparła, kiedy przyznali, że są gejami”. Być może ten argument zadziałał w tym przypadku i facet zaakceptował swojego syna. Mary Griffith nie spotkała na swej drodze Stracheya, więc kiedy dowiedziała się o Bobbym, jako zobligowana do miłości bliźniego chrześcijanka nie wyrzuciła syna Bobby'ego z domu, a za to rozpoczęła nawracanie go na właściwą orientację - nie wiadomo, czy to na pewno było lepsze rozwiązanie. Niby zdradzam ważny element fabuły, ale dla zachęty dodam, że nie ta indoktrynacja religijna była główną przyczyną samobójstwa Bobby'ego. Drugi raz obejrzałem ten film, znowu silnie zagrał na emocjach, ale mniej na rozumie. Zapewne dlatego, że od tego czasu moje poglądy na temat religii się dość zradykalizowały i ewolucja głównej bohaterki od chrześcijaństwa fundamentalnego do jego bardziej rozwodnionej wersji, w której jest miejsce dla gejów i innych obrzydliwości, nie robi już na mnie takiego wrażenia. To miło, że pani Griffith, postać autentyczna, stała się obrończynią praw gejów, ale nigdy nie zrozumiem, jak można wspierać gejów na gruncie jakiejkolwiek instytucji religijnej. Można ten domek pięknie wyremontować, odmalować i udekorować, ale zapach gówna będzie się tam zawsze dyskretnie unosił.

niedziela, 15 grudnia 2013

Percy Shelley mówi

If he is infinitely good, what reason should we have to fear him? If he is infinitely wise, why should we have doubts concerning our future? If he knows all, why warn him of our needs and fatigue him with our prayers? If he is everywhere, why erect temples to him? If he is just, why fear that he will punish the creatures that he has filled with weaknesses? If grace does everything for them, what reason would he have for recompensing them? If he is all-powerful, how offend him, how resist him? If he is reasonable, how can he be angry at the blind, to whom he has given the liberty of being unreasonable? If he is immovable, by what right do we pretend to make him change his decrees? If he is inconceivable, why occupy ourselves with him? IF HE HAS SPOKEN, WHY IS THE UNIVERSE NOT CONVINCED?
Percy Bysshe Shelley (1792-1822), The Necessity of Atheism

Żeby zachować równowagę publikuję obrazek z tekstem w obronie religii. Perfidny jestem.

Ciastka i potwory czyli Monster Pies

Trzeba serca nie mieć, żeby się nie wzruszyć oglądając ten melodramat. Jak wiemy z biologii, u roślin serca nie uświadczysz, więc nie dziwmy się, że Kwiatek wzruszył się umiarkowanie. Film opowiada o Mike'u i Willu, licealistach, którzy zakochują się w sobie, a ich uczuciu zagrażają potwory. Nie zacne wilkołaki, ani poczciwe frankensteiny, ale takie bardziej niematerialne, przyczajone w mrocznej duszy jednego z kochanków. Twórcy filmu zapewne nie przeczytali w szkolnej czytance, że miłość zawsze zwycięża, bo tę rundę wygrywają monstra. Ale to Australijczycy, oni tam wszystko na głowie mają postawione. Szkolny homofob okaże skruchę, a w OST wystąpi Beethoven. Ten homofob zwłaszcza powinien być - obok dziobaka i kolczatki - zaliczony do cudów australijskiej fauny.

Cytat wart ocalenia

I've been on so many blind dates, I should get a free dog. (Wendy Liebman)

Niech żyje dyktatura mniejszości seksualnych!

Strzyczkowski w Trójce zaproponował temat rzekomej dyktatury mniejszości seksualnych [X]. Wcale nie rzekomej, to jest niemiłosierny zamordyzm, w ramach którego pozwala się mówić w radiu jedynie na przykład to, że „Zboczenie jest zboczeniem. Po imieniu trzeba rzeczy nazywać”. Uciśniony słuchacz, nie może rzec „pedały do gazu”, bo zaraz się rzuci na niego jakaś prokuratura. Ale to nas nie powstrzyma! My, mniejszości seksualne, nie spoczniemy, aż Polska nie będzie pedalska od morza do morza. O, zapędziłem się, do Tatr wystarczy. W najmniejszej wiosce będą odbywać się parady gejów z udziałem sołtysa i proboszcza. Chłopcy w przedszkolach dostaną obowiązkowo do zabawy dwie lalki Kena w jednym domku. „Kaczka dziwaczka” stanie się hymnem polskiej dziatwy, a zamiast starych ramot w rodzaju Hymnów Kasprowicza na lekcjach polskiego będzie omawiało się Teleny'ego Wilde'a (nb. powstały w mniej więcej tym samym okresie). Religię zastąpi stylizacja włosów, makijaż i projektowanie ubrań. Nasz kraj czeka tak świetlana przyszłość, że przy tej wizji blado wypadają wzwody duchowe św. Teresy z Ávili i inne akty strzeliste.

Najlepsi zrobią wszystko


Reklama dowcipna, nieprawdaż. I chyba nawet bardziej niż chcieli twórcy. Najlepsi...

Marcin Świetlicki „śpiewa”

Na najnowszej płycie pod tytułem Sromota „śpiewa” tekst o Batmanie, będący gorzkim rozliczeniem z Gotham City, które założyło całodobowy monitoring i nie jest zainteresowane kontynuowaniem współpracy. Jakże się mylą, mówi Batman i obwieszcza: Opuszczam to miasto z Kobietą-Kotem. Jak wyjaśnił mi Kwiatek, Świetlicki jest w błędzie. Kobieta-Kot jest tylko przykrywką, a tak naprawdę wybrańcem mrocznego serca Batmanowego będzie Facet-Kocur lub ewentualnie Robin.

Potrójna gra czyli Triple Crossed

Śledźmy uważnie rozwój artystyczny Lockharta, producenta, reżysera i aktora w tym filmie. Jeśli tendencja się nie odwróci, to za jakiś czas będzie kręcił ponure moralitety w stylu Bergmana z ich nieśmiertelnym pięknem, które zachwyt wzbudza u krytyków. Na razie Lockhart jest w połowie drogi, bo karierę zaczynał w filmach, w których mniej chodziło o fabułę, a bardziej o ukazanie pracy organów płciowych w rozmaitych konfiguracjach. Potrójna gra ma być rodzajem czarnego kryminału z wątkiem homo. Nieudolnie demoniczna niewiasta wynajmuje młodocianego weterana wojennego, aby zabił partnera jej przyrodniego brata, który poległ w Afganistanie. Kochanek jest spadkobiercą potężnego majątku po nieboszczyku, a niewiasta nie ma ochoty się nim dzielić. Romans zabójcy i potencjalnej ofiary krzyżuje tę poronioną intrygę. Lepiej nie brnąć dalej w tę opowieść, bo im dalej, tym bzdurniej. Już teraz mamy poważne wątpliwości: zamożny młodzieniec zaciąga się do armii? A majątek zabitego przypadnie niewieście? Nie jego rodzinie? Znów mamy film wymyślony przez siedmiolatka, któremu należałoby przyznać jedno: niezły gust w doborze obsady w zakresie przyjemnej dla oka muskulatury.


PS. Kwiatek był rozczarowany, że nie wspomniałem powyżej o tym żołnierzu, który wkroczył do akcji, aby aresztować dezertera. Wyprowadził go spokojnie z domu, gdzie jedna osoba krwawiła, a druga już zdążyła się wykrwawić. I znikł jak typowy one-issue guy.

czwartek, 12 grudnia 2013

W dzisiejszym Poranku Tok FM

Markowski: Usłyszałem parę dni temu, że Polska ma jakieś szczególne kwalifikacje, żeby sprawami ukraińskimi się zajmować. Pytanie, kiedy te kwalifikacje nabyliśmy?
Paradowska: Za Jeremiego Wiśniowieckiego.

poniedziałek, 9 grudnia 2013

Cytat wart ocalenia

If it's true that our species is alone in the universe, then I'd have to say that the universe aimed rather low and settled for very little. (George Carlin)

Na południe czyli Plein sud

W nim jest ciemność okropna, a w ciemności chłopczyk. Jeśli chodzi o ten film, przytoczony cytat ze znakomitego wierszyka trafia w środek tarczy, ale jego reszta w mniejszym stopniu, bo ten chłopczyk raczej nie szuka kolan cioci. Wyrósł na ponurego, przystojnego faceta za kierownicą, który wiezie ze sobą przygodnych pasażerów i pistolet w torbie. Brzmi groźnie, ale od razu uspokajam, tu nie działa zasada Czechowa, strzelba z pierwszego aktu może i wypali w trzecim, ale nie tak, jakbyśmy sobie to wyobrażali. Twórcy filmu chyba uparli się, żeby osiągnąć minimum atrakcyjności fabuły, przez co mamy skupić się na mękach duchowych głównego bohatera, a nie ma na nie lekarstwa. Co dziwne, nie jest nim nawet seks w najpiękniejszej postaci, czyli homoseksualnej (pożyczone od J. Urbana). Dawno temu stworzyłem szufladkę, do której wrzucam takie filmy, jest to PSF - przezwyciężenie schematu fabularnego. Na ogół jedynym pożytkiem z obejrzenia takiego filmu jest pozbycie się złudzeń, że warto by ten film obejrzeć.

niedziela, 8 grudnia 2013

Biblia jako elementarz

Niedawno zobaczyłem śliczny argument obalający zarzuty wobec Pisma Świętego, że niby jest pełne barbarzyńskich zaleceń pochodzących od samego Boga. Ludzie byli wtedy na innym etapie rozwoju, więc Bóg przemawiał do nich stosownie do ich możliwości pojmowania, przecież z małym dzieckiem inaczej się rozmawia niż z nastolatkiem wkraczającym w dorosłość. Zgodnie z tą logiką Biblia jest swoistym elementarzem, co mnie bawi. Aby analogia była pełna i oddała ducha wewnętrznej sprzeczności pomieszanego z etycznym prymitywizmem, w elementarzu dla dzieci powinna się znaleźć czytanka o tym, że Ala ma kota Burka, ale kiedy ten piesek odgryzł główkę lalce Halince, to mu przebaczyła, więc tatuś Basi na nią nakrzyczał i ją utopił. Bo zaprawdę suczką był ten piesek. Jeśli przyjmiemy powyższy argument, to musimy go skonfrontować z tym, że wierzący przecież bronią świętości swoich ksiąg danych od Boga, wcale nie twierdzą, że się zdezaktualizowały. A po drugie, Bóg mógłby objawić jakąś erratę do swoich wcześniejszych dzieł. A tymczasem kanon świętych tekstów nie zmienia się od wieków. Twórcza blokada, czy co?

eCupid

To produkt ludzi od Is it just me?, specjalistów od średniobudżetowych filmów gtm. W porównaniu z tamtym filmem mamy do czynienia z dziełem zagadkowym. Film ma dobre strony, na przykład sympatyczną, dorodną obsadę, a momentami udane dialogi. Ale pozostaje kwestia fabuły. Stwierdzenie, że scenariusz napisał ujarany siedmiolatek, uznajemy za interpretacyjną łatwiznę, więc roboczo przyjmujemy, że nie kretynizm, lecz głębia wpisana jest w logikę opowieści. Skoro tak, to przekaz jest radosny, bo nasz kosmos oprócz prawa zachowania energii wykazuje dążność do zachowania miłości, zwłaszcza homoseksualnej. Marshall przeżywa chwile zwątpienia po siedmiu latach związku z Gabrielem, ładuje na swojego maca aplikację eCupid i odtąd wypadki przyjmują tajemniczy obrót. Pozornie jego życie wali się w gruzy, ale po serii niemożliwych do wyjaśnienia koincydencji z udziałem małego tłumu uczestników jego los odmienia się na lepsze. Trochę jak z bohaterem filmu Gra, w którego wcielił się Michael Douglas. Ale tam wiemy, kto za to wszystko zapłacił. W eCupid poskąpiono nam wyjaśnień w tej kwestii, czyżby przedsięwzięcie finansowało się z reklam towarzyszących aplikacji? To pozostanie jedną z zagadek kosmosu, albo - jak kto woli - umysłu odurzonego siedmiolatka.

czwartek, 5 grudnia 2013

Dalia mówi (Suburgatory S02E13)

Dallas, matka Dalii: Słyszałaś kiedyś o rozdymotoksie? Nowym zastrzyku pozyskiwanym z trujących japońskich rozdymek?
Dalia: Nie.
Dallas: Jak źle jest? Nie mów, że muszę odwołać randkę z George'em.
Dalia: Pamiętasz tego gościa z Florydy, któremu twarz pożarł aligator i miał rekonstrukcję twarzy, a kiedy wyciekło jego zdjęcie, wszyscy się pytali: „To po operacji? To jak wyglądał przed?”.
Dallas: Tak...?
Dalia: Gdyby miał dziecko z człowiekiem-słoniem i ono by się zestarzało, a potem się czymś zaraziło, to wyglądałoby jak ty.

Cytat wart ocalenia

Education is an admirable thing, but it is well to remember from time to time that nothing that is worth knowing can be taught. (Oscar Wilde)

Ideologia probabilistyczna niszczy polską wieś

Na marginesie obecnej nagonki na tak zwaną ideologię gender pragnę zauważyć, że dzieci w szkole uczy się probabilistyki. A przecież probabilistą był komunista Kołmogorow! W ten sposób probabilistyka zatruwa młode umysły i usprawiedliwia miliony polskich ofiar komunizmu. Stanowi przez to zagrożenie dla polskiej rodziny, polskiej wsi, polskiej wódki i polskiej tożsamości.

[Źródło zdjęcia]

poniedziałek, 2 grudnia 2013

Wszyscy myślą tylko o jednym? czyli Is It Just Me?

Dzięki serwisowi OutFilm mamy spolszczone wersje filmów gtm, głównie amerykańskich. Tłumacze podchodzą do rzeczy kreatywnie, więc nic dziwnego, że tytuł polski nie przypomina angielskiego, który w OutFilm jest pomijany, bo po co zawracać ludziom głowę. Gdybym zobaczył angielski tytuł tego filmu, to zapewne skojarzyłbym, że mogłem widzieć to wcześniej. Obejrzałem więc drugi raz, ale to nic, wzruszyłem się ponownie nad biednym Blainem, który jak ten głupi szuka miłości, a nie przygodnego seksu, jak Cameron, jego flatmejt. Przy nim Blaine wygląda niestety jak zmokłe kurczątko przy pawiu, przez co skarby jego ducha pozostają w ukryciu, a to nie miałoby miejsca, gdyby dysponował sześciopakiem i rozłożystą klatą. A dalej mamy jakby schemat z Cyrana de Bergerac, gdzie piękny podszywa się pod elokwentnego, ale bez trupów, za to z tancerzami go-go. Okazuje się, że jednym z największych zmartwień Blaine'a jest to, że jego potencjalny ukochany poszedł z kimś innym do łóżka, co niby go ostatecznie dyskwalifikuje. Zgryzota jak z Don Kichota. Poza tym nie jest z Blainem tak źle, bo kiedy wpada do knajpki dla gejów, dosiada się do niego facet i pyta o znak. Exit - odpowiada Blaine i wychodzi. Gdybym miał oceniać ten film jako komedię, a tym on podobno jest, dałbym mu pięć chachów w skali od jeden do dziesięciu.

Lisicki zauważa

Odebrałem mu głos, a on nadal gada. Na takich to trza ino Małotsetunga, jak radził Różewicz. Zauważa Lisicki, że z par jednopłciowych dzieci nie będzie. W związku z tym nie należą się „przywileje” takie jak małżeństwom. Nie słyszałem, aby w polskim prawie był zakaz małżeństw osób bezpłodnych, w związku z tym ten argument Lisickiego jest raz na zawsze i ostatecznie

oddalony.

Od decyzji nie przysługuje odwołanie. [X]

Jej kuzyn czyli Cibrâil

Fabuła tego filmu w minimalnym stopniu spełnia wymogi stawiane filmom z gatunku gtm, a precyzyjniej rzecz ujmując chodzi o minimalizm w konstruowaniu opowieści. Oczywiście to przesada, bo przecież możemy sobie wyobrazić film, w którym jeden pan będzie przez ponad godzinę opłakiwał właśnie zmarłego partnera roniąc łzy na jego fotografię. I to rzeczywiście byłoby coś jeszcze skromniejszego. Ale niewiele. Tutaj mamy parę, która - choć heteroseksualna - jest dalece niedoskonała w nonsensie terlikowskim, bo jest nieślubna i bezdzietna. Znienacka przyjeżdża jej kuzyn z Rzymu na parę dni. Jeśli powiem, że innych głównych postaci nie będzie, to praktycznie zdradzę już wszystko. Biedny Cibrâil opętany dziwną dla niego samego fascynacją snuje się po Berlinie, źle sypia, aż się w końcu przełamuje. A jego kobieta nic nie podejrzewa, nie ma w tym filmie tylu badawczych spojrzeń, ile jest w Płynących wieżowcach. Podejrzewam za to, że nie byłem jedynym widzem, co rzucał badawcze spojrzenia na nadobnego Marca, który był jak u Starszych Panów ten biust, co rekompensatę niósł. Ciekawostka: w Filmwebie nie wspomniano o tej postaci, a w IMDb też nie, choć występują „Lover Marco” i „Lover Cibrâil”, co zapewne oznacza, że w scenach seksu podłożyli innych aktorów. Sądząc z opisu na TLA Marca zagrał niejaki Peter Beck. Jeśli przez wycofanie swego nazwiska z obsady chciał osiągnąć efekt taki, jak Woody Allen w Company Man, to chyba lekko przestrzelił.