Strony

niedziela, 22 grudnia 2013

Modlitwy za Bobby'ego czyli Prayers for Bobby

W jednym z filmów o rezolutnym detektywie-geju Stracheyu jest scenka, w której Strachey pokazuje pewnemu facetowi zdjęcia młodych chłopców. „Zabili się, bo rodzina się ich wyparła, kiedy przyznali, że są gejami”. Być może ten argument zadziałał w tym przypadku i facet zaakceptował swojego syna. Mary Griffith nie spotkała na swej drodze Stracheya, więc kiedy dowiedziała się o Bobbym, jako zobligowana do miłości bliźniego chrześcijanka nie wyrzuciła syna Bobby'ego z domu, a za to rozpoczęła nawracanie go na właściwą orientację - nie wiadomo, czy to na pewno było lepsze rozwiązanie. Niby zdradzam ważny element fabuły, ale dla zachęty dodam, że nie ta indoktrynacja religijna była główną przyczyną samobójstwa Bobby'ego. Drugi raz obejrzałem ten film, znowu silnie zagrał na emocjach, ale mniej na rozumie. Zapewne dlatego, że od tego czasu moje poglądy na temat religii się dość zradykalizowały i ewolucja głównej bohaterki od chrześcijaństwa fundamentalnego do jego bardziej rozwodnionej wersji, w której jest miejsce dla gejów i innych obrzydliwości, nie robi już na mnie takiego wrażenia. To miło, że pani Griffith, postać autentyczna, stała się obrończynią praw gejów, ale nigdy nie zrozumiem, jak można wspierać gejów na gruncie jakiejkolwiek instytucji religijnej. Można ten domek pięknie wyremontować, odmalować i udekorować, ale zapach gówna będzie się tam zawsze dyskretnie unosił.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz