Strony

piątek, 27 maja 2016

Better Call Saul (sezon 2, odcinek 2)

Czy Better Call Saul miałby sens bez Breaking Bad, którego jest spin-offem? Może i tak, ale nie miałby zapewne pieniędzy na produkcję. Jak pamiętamy, w Breaking Bad Saul był prawnikiem Waltera, któremu pomagał w prowadzeniu podejrzanych przedsięwzięć. Jak się okazało w Better Call Saul, jeszcze jako Jimmy McGill kwalifikacje zawodowe miał marne, za to nadrabiał uczciwością. Obrót zdarzeń, w które zamieszany był jego kompan Mike Ehrmantraut, spowodował rozluźnienie zasad moralnych, którymi starał się kierować. Drogi Jimmy'ego i Mike'a rozeszły się na chwilę, więc kiedy ten ostatni zwrócił się o pomoc do Jimmy'ego w pewnej etycznie wątpliwej sprawie, musiał się upewnić na wszelki wypadek.
Zgadza się, nadal był elastyczny.

sobota, 21 maja 2016

Matt Dillahunty mówi o Marii Kisło

Matt to jeden z najlepszych znanych mi kontr-apologetów, świetnie wypadający w debatach z obrońcami chrześcijaństwa. Ogólnie rzecz biorąc jego metoda jest nieskomplikowana: w rozmowie z wierzącym unikaj formułowania tez (a najbardziej tezy, że Boga nie ma), za to konsekwentnie domagaj się uzasadnienia twierdzeń strony przeciwnej. To niby proste, ale wymaga niezłego rozeznania w wielu tematach, od epistemologii, przez ontologię, biblistykę, teorię ewolucji do historii XX wieku z ateistami na czele morderczych reżimów. Czasem jednak ateiści coś twierdzą, na przykład, że religia jest szkodliwa. Wielki etyczny postęp od czasów Jezusa polega na tym, że zapowiedział wieczne potępienie w piekle dla grzeszników. To ja przepraszam, Bóg Starego Testamentu był nieskończenie bardziej litościwy, bo co najwyżej domagał się śmierci dla tych, co mu podpadli. Teraz miliony chrześcijan - i nie-chrześcijan - żyją w strachu przed piekłem, o którym nic nie wiedzieliśmy, zanim nie ogłoszono, że Bóg jest miłością. W swoim wystąpieniu [36:30] Matt wspomniał o Marii Kisło, polskiej dwunastolatce, która popełniła samobójstwo, bo chciała się spotkać z tatą zamordowanym parę lat wcześniej. Pogląd, że pobudki Marii były czysto religijne, jest nadużyciem, ale z pewnością odegrały pewną rolę. Zastanawia mnie to, że ta tragedia stała się głośna na Zachodzie, choć wcale nie pamiętam, abym swego czasu o niej słyszał [X].

Argument ontologiczny przeciw Bogu chrześcijan

Nad dowodem ontologicznym znęcam się od dawna, chodzi w nim o możliwość pomyślenia o najwspanialszej istocie, co dość nieoczekiwanie prowadzi do konkluzji, że taka musi istnieć. Jest problem z tym istnieniem, ale przypuśćmy chwilowo, że go nie mamy. W takim razie potrafię sensownie argumentować na rzecz tezy, że tą istotą doskonałą nie jest Bóg Biblii. Z tą tezą zgodziliby się wszyscy rozsądni ludzie, gdyby przedstawić im parę cytatów z Biblii mówiąc, że pochodzą ze starożytnych tekstów zoroastryjskich lub jakichkolwiek innych, o których nie mają pojęcia. Podobny eksperyment opisał Dawkins w Bogu urojonym [X].

Homofobia według ILGA

Posłowie otrzymali raport ILGA o homofobii w Polsce (p. strona 130). Bardzo wątpię, że się tym przejęli, zwłaszcza ci z rządzącej koalicji, którzy od dawna argumentują, że osoby homoseksualne mają aż nadmiar praw, choć nieoceniona kretynka z tych szeregów zapewne żałuje, że wśród tych praw nie ma proponowanego niegdyś przez nią prawa do leczenia homoseksualizmu w ramach NFZ. Zapewne na stronach ILGA można by znaleźć opis metodologii pomiaru wskaźnika homofobii, według którego Polska z 26% w roku ubiegłym spadła do obecnych 18%. W raporcie mamy jakby uzasadnienie, ale powiedzmy ostrożnie, że całkowicie poważne ono nie jest. Jako przykład szykanowania osób homoseksualnych podano przykład Charamsy. Owszem, biskup pelpliński podziękował Charamsie za współpracę i byłby to świetny przykład homofobii, gdybyśmy usłyszeli jeszcze o księdzu, który jawnie obnosi się z kochanką, ale władze kościelne nic z nim robią. Anna Grodzka nie zdobyła stu tysięcy podpisów przed wyborami prezydenckimi? Tak jak wielu innych kandydatów z pajacowatych formacji. Jakaś pani z „P”i„S” próbowała zablokować marsz równości, ale zrezygnowała po namowach policji? No, litości. Ziemkiewicze, Terleccy, Frondo - dziękujcie ILGA za ten prezent. Tu jest reakcja Dziennika Narodowego.

niedziela, 15 maja 2016

Miałem Euro-wizję

Gdybym ci ja miała pamięć absolutną, to bym tu nie potrzebowała nic zapisywać, o czym piszę jako osoba płci męskiej. Już wcześniej miałem Eurowizję w roku 2014, kiedy wygrała taka sobie Conchita, a nasze Słowianki potrząsały tym, co im mama w genach dała. Wczorajsza Eurowizja jakaś gorsza mi się wydała, bo doświadczyliśmy szwedzkiego potopu popu. Strasznie trudno było mi ocenić pieśń Szpaka bez dystansu, jaki miałem do innych występów. Wydawała mi się przyzwoita, więc bardzo mnie ucieszyło, że tak wysoko ocenił go lud (trzecie miejsce w rankingu), w przeciwieństwie do jury z różnych krajów (miejsce przedostatnie). Ten rekord rozbieżności w ocenach chyba się długo utrzyma. Ktoś obdarzony okiem dostrzegł, że Szpak jest Draculą z filmu Coppoli. (Jezusem też, ale to mniej mnie bawi.) Przy okazji warto się zastanowić, kto dał ciała przy efektach świetlnych w występie Szpaka, bo w porównaniu z innymi były na poziomie trzylatka.


Zwycięska piosenka była moją faworytką, więc mam kolejny powód do radości. Moje ucho słabo harmonizuje z Eurowizją, dlatego wbrew wszelkiej nadziei kibicowałem Gruzinom z ich mocnym rockowym występem. Jeśli chodzi o prowadzących, było nieźle. Zwłaszcza Zelmerlöw wrył mi się w pamięć, bo jest przystojny i chętnie eksponuje. Na użytek swój archiwizuję tu linki do
  • kpiny z Białorusina, który chciał wystąpić goły w otoczeniu wilków (nie dotarł do finału),
  • występu Zelmerlöwa na kuli do rozbiórki (to przy innej okazji),
  • instruktażowej piosenki Love Love Peace Peace, w której mamy wiele przydatnych wskazówek dla zwycięzców Eurowizji w przyszłości; jest tam akcent polski z cycatą panną nad maselnicą.

sobota, 14 maja 2016

Best Day Ever

Gdyby z bajki o Kopciuszku usunąć cuda i magię, to po lekkim liftingu wyszłaby nam ta historyjka. Kopciuszkiem jest David, złą macochą - jego przyjemnie umięśniony partner Greg, a księciem z bajki - Shane, wielbiciel gier wideo po trzydziestce. David ma iszju z Gregiem, gdyż temu nie bardzo podoba się gasnąca kariera twórcy filmów, której oddany jest David. Z tego powodu nie przedstawi partnera rodzicom, bo jak tu pochwalić się takim nieudacznikiem. Drugie, poważne iszju Davida to kryzys wieku średniego związany z jego pięćdziesiątymi urodzinami. Twórcy mają pretekst do snucia rozważań na temat posuwania się w latach, wypada się z nimi generalnie zgodzić, że weź człowieku tak nie przeżywaj i wyrośnij na dziarskiego staruszka. Wiadomo nie od dziś, że stary człowiek może, poeta już dawno temu pisał, że wybiegli podeszli w wieku.

środa, 11 maja 2016

Prawdziwa pieśń o Rolandzie (Vikings, sezon 4, odcinek 9)

Cesarz Karol, wnuk Karola Wielkiego, postanowił szczególnie uhonorować Rolanda za jego zasługi w obronie Paryża przed wikingami. Roland ucieszył się z zaszczytu, jaki spotkał jego siostrę, która ma zostać kochanką Karola. Jest coś jeszcze...

poniedziałek, 9 maja 2016

O, ironio!

Kiedyś chodziłem na kurs angielskiego, na zajęciach zdarzyło nam się omawiać radio i telewizję. Dyskusja była o tym, co kto lubi i jak sobie wyobraża dobrą audycję lub program. Jedna z dziewcząt rozbawiła mnie do łez, bo wystąpiła z próbką takiej udanej audycji z tekstem typu: czas się obudzić, prawdziwi Polacy, bo Polska ginie na waszych oczach, a wasza kultura i wiara jest zagrożona. To był rok 1998, wtedy jeszcze te tezy nie były takie oczywiste, jak teraz ilekroć rządów w Polsce nie sprawuje „P”i„S”. Taką dziewczynką chciał być dzisiaj Łukasz Warzecha w Poranku Tok FM, tylko że dużo głupszą. Dziewczynka z kursu wiedziała, że ironia działa jednorazowo raz na jakiś czas, a Warzecha musi się jeszcze tego nauczyć. Poza tym mam uwagę techniczną: zgodzę się, że do wyśmiania nadają się piątkowe Poranki z pozorną dyskusją Żakowskiego, Lisa, Wołka i Władyki. Ich rozmowy polegają głównie na niuansowaniu stopnia niechęci do obecnej władzy i szukaniu nowych szat gramatycznych i leksykalnych dla tejże niechęci z bardzo rzadkim odniesieniem do faktów. I nawet nie chodzi o to, czy tym faktom przeczą, bo zazwyczaj po prostu je pomijają. Z porankami w inne dni tygodnia nie mam tego problemu.

Podwójna osobowość czyli Segunda piel

Alberto nie mówi językami ludzi i aniołów, ale miłości ma wiele, bo wystarcza jej dla żony i kochanka. Żona oczywiście o niczym nie ma pojęcia, ale i kochanek jest słabo poinformowany, bo nic nie wie o rodzinie Alberta. Oczywiście wszystko musi się wydać, w tym przypadku dokonuje się to raczej powoli, pod koniec dostajemy mocny, melodramatyczny akcent i nieco dosłodzone zakończenie. Postaci wiją się w życiowych boleściach, Alberto chciałby móc kochać jednocześnie żonę i Diego, a każde z nich co chwilę sobie mówi, że już dość tego, ale nie mogą podjąć ostatecznej decyzji. Segunda piel powstał zapewne w kontrze do Almodóvara w tym sensie, że nie ma tu żadnych dziwactw, bo bohaterowie dramatu zachowują się tak, jakbyśmy tego oczekiwali w autentycznych sytuacjach życiowych. Największym szaleństwem było chyba obsadzenie maczo Bardema w roli homoseksualnego kochanka, który w scenie łóżkowej rżnięty w tyłek krzyczy: Mocniej!

Parę pytań w sprawie imigrantów

Czy naprawdę nie można łączyć ataków terrorystycznych z islamem? Wiem, że wiele organizacji muzułmańskich potępia zamachy oraz że to głównie muzułmanie toczą walkę z ISIS, ale czy teza Skarżyńskiego - nie ma związku między islamem a terroryzmem - nie jest przegięciem w drugą stronę? [X]

Czy Polska nie jest w stanie przyjąć tych paru tysięcy uchodźców? Już nie chodzi tylko o pomoc dla nich, ale dla frontowych krajów Unii, które biorą na siebie największy ciężar. Na Światowe Dni Młodzieży ma przyjechać paręset tysięcy osób i jakoś nie martwimy się, że mogą wśród nich być terroryści. Jeśli Polska wycofa się z tej pomocy, a kiedyś doświadczy zalewu imigrantów (wobec wydarzeń na wschodzie wcale to takie nierealne nie jest) - może liczyć na podobną reakcję Europy zachodniej.

Jak ma wyglądać pobyt uchodźców w Polsce? Będziemy trzymać ich pod kluczem? Jeśli nie, to przyjmijmy ich wszystkich, a w ciągu tygodnia będziemy mieli ich z głowy, bo absolutnie nie wierzę, że nie uciekną szybciutko do krajów z lepszym socjalem. Pytam siebie o to od dawna, niedawno zapytał o to również Rostowski.

Droga lewico, czy brak entuzjazmu wobec przyjmowania muzułmańskich uchodźców naprawdę oznacza „islamofobię”? Czy tak należy również klasyfikować wątpliwości względem dość teoretycznej integracji muzułmanów w krajach Europy Zachodniej? Zgoda, że bieda, że odrzucenie, ale nie słychać o zamachach ze strony innych mniejszości religijnych, które mamy na przykład we Francji i innych krajach.

Inspiracją do tego wpisu była dla mnie wypowiedź Jacka Tabisza, polecam. Jeśli mu wierzyć, lewica widzi w muzułmanach sojusznika w walce przeciwko kapitalizmowi. Skoro tak, to nie gratuluję, bo ten sojusznik może i chciałby obalić kapitalizm, ale w jego miejsce zaprowadziłby najchętniej jakiś rodzaj feudalizmu. Do samego Tabisza mam z kolei taką uwagę, że gdyby tylko imigrantów tak po prostu można było nie wpuszczać - to czemu nie. Problem jest taki, że w momencie wpłynięcia ich na wody terytorialne zaczyna się cały ten ambaras prawny, do czego dochodzą prawa człowieka i takie tam. Najlepszy numer polega na tym, że przedstawiciele partii Razem odmówili dyskusji o imigrantach w racjonalista.tv, bo zarzucają im „islamofobię”. Jak powiedział kiedyś filozof Dennett, nie ma miłego sposobu oznajmienia osobie wierzącej, że jej religia to stek bzdur. Ateiści krytykują każdą religię, w tym sensie są „islamofobami”.

Powstrzymałem się od powiązania obrzezania dziewczynek z islamem, bo to jest raczej gówno prawda. Takie barbarzyństwo praktykuje się w Rogu Afryki, a do Europy przybyło wraz z imigrantami stamtąd. Jeśli jakieś lewicowo uwrażliwione grona twierdzą, że to w porządku, bo taką mają kulturę, to mylą się poważnie. Powinni się również pogodzić z tym, że w naszej, polskiej kulturze kobieta rodzi dziecko z gwałtu.

W kwestii imigrantów ostro wypowiada się również ateista Pat Condell. Pytanie, które tu zadaję, jest miłym głaskaniem po główce w porównaniu z jego wypowiedziami (zwłaszcza o feministkach, które zapraszają uchodźców). Czy naprawdę warto było ośmieszyć słuszną ideę politycznej poprawności, w imię której obecnie ordynarnie fałszuje się prawdę i gwałci rozsądek? Z tym mamy do czynienia, jeśli o gwałtach w Kolonii nie można mówić, bo to imigranci, a w Szwecji nie wolno w rysopisie przestępcy określać koloru jego skóry. Poprawność polityczną rozumiałem jako unikanie krzywdzących stereotypów i wskazywanie ich u innych, ale z zachowaniem pełnej wolności słowa. To chyba już nieaktualne.

niedziela, 8 maja 2016

Baptized Atheist (David Smalley)

Podmiot erotyczny wiersza Szymborskiej bez powodzenia szukał kolan cioci, a ja szukam kolejnej Julii Sweeney opowiadającej o swojej drodze od religii do ateizmu. Smalley wypadł blado w zestawieniu z Julią, ale to nie szkodzi. Impulsem dla religijnych dociekań były dla Smalleya słowa pastora, który przy chrzcie rzekł do niego, że nie wystarczy tak po prostu wierzyć, bo do prawd wiary należy się przekonać z całego serca. I tak David zaczął stawiać pytania, najpierw sobie samemu, potem innym, a skończyło się na odrzuceniu wiary w Boga. Przy okazji, chrzest Davida był taki jak trzeba, pełne zanurzenie w białej szacie. Baptyści twierdzą, że tylko taki chrzest jest przepustką do zbawienia, żadne tam symboliczne skropienie. Z ich punktu widzenia katolicy nie mają szans na szczęście wieczne. Dopuszczają jednak wyjątki - na przykład na stacji kosmicznej chrzest może być umowny. Większa część książki to relacje Davida z publicznych debat na temat religii oraz jego korespondencja z różnymi postaciami w (szeroko rozumianych) sprawach wiary. Priorytety autora są zgodne z moimi, podobnie jak autor jestem gotów bronić poglądu, że poza sferą czysto prywatną religia nie ma sensu, ale z pewnością są wartości ważniejsze, na przykład wolność słowa.

[653]
Bóg obdarzył ludzi wolną wolą, bo chce, aby mogli nieskrępowani zwrócić się ku niemu. Dobrze, mówi David, ja też chciałbym, aby moje dzieci pokochały mnie z własnej woli, ale nigdy, przenigdy nie chciałbym, aby były skazane na tortury i smażenie w smole w przypadku, gdyby tego nie zrobiły.

[1464]
SZA istnieje od 1776 roku, zostały założone jako państwo świeckie, w którym nie ustanawia się religii państwowej, ani też nie zabrania się praktykowania jakiejkolwiek religii (w rozsądnych granicach, jak rozumiem). Napis In God We Trust pojawił się na monetach w 1908 roku, a na banknotach - w 1957. Powszechna przysięga Pledge of Allegiance z 1892 roku początkowo była pozbawiona akcentów religijnych, słowa „under God” dodano 62 lata później. Gdzie indziej usłyszałem argument, że organizacje religijne w SZA pozbawione wsparcia państwowego muszą ze sobą konkurować, więc w naturalny sposób stają się bardziej dynamiczne i wpływowe, niż brytyjscy anglikanie dla przykładu. I taki mamy skutek, świeckie z założenia państwo używa oficjalnie religijnych formułek i symboli.

[2700]
W moim tłumaczeniu: My [ateiści] nie mówimy „dołącz do nas lub idź do piekła”, lecz mówimy „nie masz dostatecznego uzasadnienia dla swoich twierdzeń, więc nie będziesz urządzał nam życia ani wymuszał zmian prawnych po swojej myśli”.

[2751]
Autor często słyszał, że powinien wciąż szukać Jezusa. Na to Smalley odpowiada, że ateiści to ludzie, którzy zazwyczaj znają Biblię dużo lepiej niż wielu wierzących, ale, rzecz jasna, nie tę spreparowaną wersję o słodziutkim Jezusie, a prawdziwą księgę z jej okrucieństwami, sprzecznościami i nonsensami. Nb. tylko specyficzna religijna formacja umysłowa pozwala uważać odrażającą opowieść o Abrahamie i Izaaku za coś pięknego. Oprócz Biblii przeczytałem nawróconych ateistów, C.S. Lewisa i Lee Strobela, mówi Smalley, jak długo jeszcze mam szukać? Wyobraźcie sobie, mówi autor, że twierdzę, że w Puszczy Białowieskiej leży gdzieś moneta o wartości stu milionów dolarów. Idziecie jej szukać i nic. Pytacie mnie, czemu nie możecie jej znaleźć, na co odpowiadam: bo źle szukacie. Jeśli ktoś z was mówi mi, że nie wierzy w monetę, odpowiadam: w takim razie udowodnij to. Część z was da sobie spokój z szukaniem - tak, jak to zrobili ateiści.

sobota, 7 maja 2016

Jak Renata Dancewicz chodziła do kościoła

Już kiedyś czytałem o tym, że Renata Dancewicz jest niewierząca, zdaje się, że w Niezbędniku ateisty, książce złożonej z wywiadów ze znanymi w Polsce postaciami, które otwarcie przyznają się do niewiary. Zapamiętałem z tej książki Renatę Dancewicz oraz Grzegorza Napieralskiego, wtedy jeszcze coś tam znaczącego polityka. Rozmowa z Napieralskim utkwiła mi w pamięci jako znakomity przykład lewicowego koniunkturalizmu, który dobrze znamy z rządów SLD z drugą, jednak-nie-zawsze-koalicyjną partią. Dancewicz, jeśli dobrze pamiętam, stwierdziła, że jej się ten ateizm przyplątał, co brzmi tak, jakby jakąś wysypkę dostała, ale to raczej kokieteria. W dzisiejszej z nią rozmowie w Tok FM też była o tym mowa, do kościoła zraziła ją bardzo podrzędna rola kobiet w Kościele, co mogłoby się skończyć na połączeniu antyklerykalizmu z gorliwą wiarą w Jezusa - znam takie przypadki. - Na msze przestałam chodzić, kiedy miałam dwanaście lat - wspomina. - Chodziłam na  spacery do parku lub do strzelnicy (?), a kiedy babcia pytała mnie, o czym było kazanie, mówiłam, że o Duchu świętym lub coś w tym stylu. Nawet bym powiedział, że coś podobnego było moim udziałem, babcia się starała, ale nie dała rady. Niesamowite w katolickich mszach jest dla mnie to, że bywam na nich raz na dwa lata, a wciąż mnie śmiertelnie nudzą.

wtorek, 3 maja 2016

Senator Bulworth czyli Bulworth

Bulworth przechodzi ciężki okres w życiu, zaliczył nieudane inwestycje, dręczy go bezsenność, dobija żona - a to dziwne, bo przecież jednak czasem opuszcza na chwilę kochanka, aby na wyborczych mityngach przylepić uśmiech na twarz i pozować razem z mężem. Akurat trafia się okazja w postaci hojnej polisy na życie, łapówki od sponsora, więc Bulworth postanawia zafundować swoim bliskim dostatnią przyszłość i płaci za zamordowanie samego siebie. Jednocześnie nadal chodzi na wiece i spotkania, ale już mu wszystko jedno, więc wygaduje publicznie rzeczy, które uchodzą tylko przy ośmiorniczkach. My, demokraci, nic dla was nie zrobiliśmy i nie mamy zamiaru, bo przecież nie zagłosujecie na republikanów - mówi czarnoskórej widowni zebranej w kościele. Bogatym Żydom z Hollywood wyjaśnia, że przyszedł do nich na bankiet (z kubełkiem z KFC), bo są bogatymi Żydami, a przy okazji - naprawdę nie możecie kręcić lepszych filmów? Proces O.J. Simpsona jest jeszcze świeżą sprawą, więc pojawia się kwestia rasowa. W nieco zakalcowatej mowie Nina grana przez Halle Berry tłumaczy, że brak wyrazistych ciemnoskórych liderów politycznych to wynik sprowadzenia Afroamerykanów do minimum egzystencjalnego, co oczywiście później Bulworth powtarza publicznie. Żeby było zabawniej, Bulworthowi szybko przestał się podobać pomysł z morderstwem, stąd na przykład zabawne biegi senatora z limuzyny do katedry w otoczeniu gromadki reporterów. Po obejrzeniu filmu nasuwa się refleksja, że myśl o ustanowieniu monarchii nie byłaby wcale taka głupia... Mogłoby być tak pięknie...

niedziela, 1 maja 2016

Paweł Skrzydlewski obnaża nędzę ateizmu

Przez ateizm rozumiem stanowisko polegające na odrzucaniu tezy o istnieniu Boga lub bogów z powodu braku dostatecznych racji za przyjęciem takowej. Całkiem teoretycznie ateista może być buddystą lub spirytualistą. Dlatego bliższy jest mi sceptycyzm, a więc pogląd, że niczego nie należy przyjmować na wiarę, czyli bez odpowiedniego świadectwa. Guzik mnie obchodzi, że ateistą był Hitler (nie był) lub Stalin, że zabiłbym Beethovena, gdybym nie wierzył w duszę od poczęcia, czy to, że ateizm wywodzi się z nominalizmu lub prowadzi do totalitaryzmu (bzdura). Prawdziwość tezy ateizmu - nie istnieje przekonujący dowód na rzecz istnienia boga - nijak nie zależy od tych okoliczności. Jak również od tego, że coś powiedział Arystoteles, a coś napisał święty Tomasz. Naturalnie można, nawet należy, brać pod uwagę ich argumenty, ale podchodząc do nich mocno krytycznie. Dzięki Skrzydlewskiemu wiem, że Arystoteles uważał, że źródłem wszystkiego, co istnieje, jest absolut, ale jest on niepoznawalny, więc powinniśmy się bardziej przejmować relacjami między ludźmi, aniżeli naszym stosunkiem do owego absolutu. Czy koniecznie muszę przyjmować za pewnik istnienie absolutu? Jeśli otaczają mnie byty przygodne, czemu nie mogę przyjąć, że cały świat w obecnej postaci istnieje przygodnie? To stawia pod znakiem zapytania jeden z „dowodów” świętego Tomasza, ale nawet gdybym tu się mylił, pozostaje jeszcze dużo pracy, aby wykazać, że postulowanym bytem koniecznym jest Bóg chrześcijan. W swoim wykładzie Skrzydlewski wspomina o Dawkinsie, który jest biologiem bezprawnie zabierającym głos w debacie o bogu. To jakby kucharka, mistrzyni dewolaja, pouczała nas o najlepszej przeglądarce w systemie windows. Serio? Może kucharka po godzinach pracy zajmuje się tym fachowo i jest jednak w stanie coś ciekawego powiedzieć na ten temat. Chyba zbyt szybko się pomija Dawkinsa jako nie-filozofa - niesłusznie, bo przynajmniej w jednym jest dobry: w obnażaniu naukowych uroszczeń religii, zwłaszcza kreacjonizmu w jego wciąż nowych, pseudonaukowych szatkach. Absurdem jest, mówi Skrzydlewski, negować istnienie boga, ponieważ nauka tego nie potwierdza. Przecież w wieku XIX nikt nie wiedział o kodzie genetycznym - oto argument za tym, że nie wiemy, co odkryje nauka w przyszłości. Miły mojemu sercu vloger TMM odpowiedziałby, że bardzo chętnie rozważy hipotezę boga, o ile dostanie jakąkolwiek spójną, klarowną i falsyfikowalną tezę na jego temat. Głoszona przez teistów niesprzeczność z nauką założenia o istnieniu boga to wyjątkowo marny argument za jego prawdziwością. Świat istnieje dzięki niewidzialnym różowym gżdaczom, proszę to też przyjąć za prawdę, bo nie jest sprzeczna z nauką. Ateizm jest wewnętrznie sprzeczny, twierdzi Skrzydlewski. Dowód podaje anegdotyczny: jest taki znany profesor ateista w Krakowie, który mówi o sobie, że jest Żydem. Więc chyba wierzy w żydowskiego boga? - konstatuje Skrzydlewski. No proszę, profesor filozofii mydli nam oczęta tak grubo szytą ekwiwokacją, a przecież wypadałoby w tak szacownym wieku odróżniać Żyda od żyda. Poczytaj sobie tutaj, Pawełku.

PS. Przecież to nieuczciwe, bo nie odniosłem się do wielu innych pięknych argumentów Skrzydlewskiego. Nie wspominam o zasadzie tożsamości, której gwałt zadaje ateizm, dowodzie teleologicznym czy też presupozycyjnym (tak to będzie po polsku?) stanowisku prelegenta. O tym będzie innym razem, o ile w ogóle.

Kim jest Michael czyli I Am Michael

Czy ty naprawdę to czytasz? - spytał Michaela jego chłopak Bennet. I chyba podchodzi do tego serio - ocenił Tyler, jego drugi chłopak, przyglądając się Michaelowi czytającemu Biblię. Potrzebę odnalezienia głębszego sensu* w życiu zaczął odczuwać Michael po serii ataków paniki, które wyglądały na potencjalnie groźną chorobę serca, a doprowadziły go do egzystencjalnego lęku przed śmiercią, stąd Biblia. Jestem w stanie uwierzyć w duchową odmianę, nawet w wyparcie homoseksualizmu w imię religii, ale przypadek Michaela jest dla mnie mocno osobliwy, bo zanim w końcu został pastorem z żoną u boku, odbył swoistą turystykę wyznaniową od mormonów do buddystów. Przemiana Michaela odbiła się szerszym echem, bo nie był to byle kto, a znany gej-aktywista. Chrześcijanie będą go teraz wynosić na homofobiczne sztandary, a geje potępiać za zdradę idei wyznawanych w ich środowisku. Wyglądałoby na to, że Michael jako pastor odzyskał spokój ducha, wierzący mogliby się cieszyć, ale w ostatnich sekundach filmu twórcy wbijają im szpileczkę w balonik samozadowolenia. Jako chrześcijanin przekonuje Michael gejów, że dali sobie wmówić fałszywe postrzeganie seksualności, a homoseksualizm jest konstruktem społecznym nieznanym jeszcze dwieście lat temu. A zatem pacnijmy się w czoło, my geje, i zrozummy w końcu, że tylko ślubna wagina może być źródłem wszelkiej rozkoszy.

* z perspektywy ateisty - bezsensu