Strony
▼
wtorek, 3 maja 2016
Senator Bulworth czyli Bulworth
Bulworth przechodzi ciężki okres w życiu, zaliczył nieudane inwestycje, dręczy go bezsenność, dobija żona - a to dziwne, bo przecież jednak czasem opuszcza na chwilę kochanka, aby na wyborczych mityngach przylepić uśmiech na twarz i pozować razem z mężem. Akurat trafia się okazja w postaci hojnej polisy na życie, łapówki od sponsora, więc Bulworth postanawia zafundować swoim bliskim dostatnią przyszłość i płaci za zamordowanie samego siebie. Jednocześnie nadal chodzi na wiece i spotkania, ale już mu wszystko jedno, więc wygaduje publicznie rzeczy, które uchodzą tylko przy ośmiorniczkach. My, demokraci, nic dla was nie zrobiliśmy i nie mamy zamiaru, bo przecież nie zagłosujecie na republikanów - mówi czarnoskórej widowni zebranej w kościele. Bogatym Żydom z Hollywood wyjaśnia, że przyszedł do nich na bankiet (z kubełkiem z KFC), bo są bogatymi Żydami, a przy okazji - naprawdę nie możecie kręcić lepszych filmów? Proces O.J. Simpsona jest jeszcze świeżą sprawą, więc pojawia się kwestia rasowa. W nieco zakalcowatej mowie Nina grana przez Halle Berry tłumaczy, że brak wyrazistych ciemnoskórych liderów politycznych to wynik sprowadzenia Afroamerykanów do minimum egzystencjalnego, co oczywiście później Bulworth powtarza publicznie. Żeby było zabawniej, Bulworthowi szybko przestał się podobać pomysł z morderstwem, stąd na przykład zabawne biegi senatora z limuzyny do katedry w otoczeniu gromadki reporterów. Po obejrzeniu filmu nasuwa się refleksja, że myśl o ustanowieniu monarchii nie byłaby wcale taka głupia... Mogłoby być tak pięknie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz