Strony

poniedziałek, 29 października 2012

Whisky dla aniołów czyli The Angels' Share

Totalna zabawa? Komedia, którą pokocha 38 milionów Polaków? Wodzę okiem mej duszy po sali kinowej i widzę pełny przekrój społeczny: podpity infułat w cywilu, yuppie w kwiecie wieku, kobieta zamężna ze ścierką i dziecko w kolebce. I wszyscy ryczą ze śmiechu, bo przecież za to kochamy komedie. Ryczą, bo ten dowcip polskiego dystrybutora jest tak żałośnie prymitywny, że boki zrywać, najlepiej tej kobyle, co ma mały bok. Bo Polacy i Polki to tępaki i tępaczki, którzy do kina pójdą tylko na romans lub komedię. Nie jest oczywiście tak, że nie ma elementów komediowych w tym filmie, ale w równym stopniu można powiedzieć, że ten film jest komedią, jak stwierdzić, że ostatni film z Bondem jest kursem ppoż., bo kiedy Bonda biegnącego korytarzem goni wściekły jęzor ognia, ten w ostatniej chwili wskakuje do bocznego korytarza, a tam jest już bezpiecznie. Ogień nigdy nie wchodzi do bocznego korytarza. Whisky dla aniołów jest, by tak rzec, wariacją na temat Nędzników. Biedny chłopiec Robbie, nie dość, że ze Szkocji, to ze społecznych dołów, otrzymuje szansę od losu, a najważniejsze, że ktoś mu zaufał, i w ten sposób dostał życiowego kopa w górę. Z premedytacją przemilczam wątek odpowiedzialnego rodzicielstwa, bo o tym już wypowiedział się poeta:
bycie odpowiedzialnym Rodzicem
to trwa całe życie
życie życie życie życie
życie życie życie
całe życie
pożycie nawet po życiu
A jednak miałem ubaw na tym filmie, bo angielszczyzna w wersji szkocko-lumpenproletariackiej cieszy ucho. Ale podejrzewam, że nie to miał na myśli dystrybutor.

niedziela, 28 października 2012

Skyfall czyli Skyfall

Czyżbym był szarą eminencją z układu, nawet o tym nie wiedząc? Jak już wspomniałem w jednym z wynurzeń, technologia 3D tylko zachęca do pirackiego ściągania filmów, żeby je sobie obejrzeć w domu w 2D bez tych szurniętych ciemnych okularków. Na razie teatr trzyma dużo lepsze standardy 3D niż kino. Najnowszy Bond, jeśli dobrze sprawdziłem, występuje tylko w wersji 2D, podobnie jak niedawny Batman. Dwuwymiarowy Craig jest w roli Bonda dużo mniej płaski od poprzednika, co być może nie jest jego zasługą, a raczej ogólnej koncepcji, która kazała zrezygnować z operetki w stylu jazdy niewidzialnym samochodem po lodowym pałacu. Ale to jeszcze nie oznacza sukcesu, bo poprzedni Bond w nowym stylu, Quantum of Solace, był kiepski i chaotyczny. W zasadzie nie warto nic z tego filmu pamiętać poza odpowiedzią Bonda: "Not in the slightest", kiedy boliwijska agentka zapytała go, czy ma problem z tym, że infiltrowała szajkę przestępczą z użyciem własnych organów płciowych. Nowy Bond ma cudownie klarowną akcję, zachwycające oko kadry i ujęcia (zwłaszcza z Szanghaju), a ponadto złowiłem nowy zwrot "Not even remotely", którym Bond potwierdza obawy nowego Q dotyczące legalności prowadzonych przez niego działań, które - nie ma niespodzianki! - zakończą się eliminacją podstępnego Silvy. Ten ostatni ma na celu zemstę na konkretnej osobie, gdzie te czasy, kiedy Bond musiał ratować świat? Toż to prawie kameralny dramat, ale czy to znaczy, ze nie ma eksplozji, ognia i bijatyk? Not in the slightest.

piątek, 26 października 2012

Donos do prokuratury

Droga prokuraturo! Kosztowna prokuraturo! Donoszę, że niejaki Komorowski Bronisław znieważył urząd Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej dokonując wpisu z rażącymi błędami ortograficznymi łącząc się w bulu i nadzieji. Postępek ten wyczerpuje znamiona czynu karalnego opisanego w paragrafie drugim artykułu sto trzydziestego piątego KK. Załączam zdjęcie podejrzanego z polowania.

Miękki, sflaczały, zwiędły

Mowa oczywiście o Tusku, który nie stawia sprawy twardo, nie mówi o wetowaniu unijnego budżetu, jeśli dadzą choćby grosz mniej niż owe trzysta miliardów z obietnicy przedwyborczej. Wszyscy wiemy, że to były czcze przechwałki w celu utrzymania władzy przez Tuska, który hołduje zamordyzmowi w polityce wewnętrznej w celu okazywania nieprzyzwoitej miękkości za granicą. Nasuwa się dziwne skojarzenie z Olejniczakiem, który onegdaj prężył twarde muskuły, a jako zwiędły minister uległ i wydał sprzeczne z ustawą rozporządzenie dopuszczające ubój rytualny w Polsce. Tchórzliwe serce w mężnej piersi, ale za to jaki ładny przejaw tolerancji wobec parotysięcznej mniejszości religijnej. Wracając do unijnego budżetu - jak wiadomo, głównym polakożercą jest obecnie Cameron, bo to jego zapowiedzi stawiają pod znakiem zapytania te wyśnione trzysta miliardów dla Polski. Zaraz, zaraz, a w jakiej frakcji parlamentu europejskiego jest Cameron ze swoją partią? Tam przecież też mamy polskie wtyki. I rzeczywiście, posłano męża twardego, nieugiętego i bezkompromisowego w postaci Anny Fotygi na spotkanie Europejskich Konserwatystów i Reformatorów (chodzi o reformy w stronę konserwy?) z udziałem Camerona. Dyskusje, uśmiechy, zdjęcie "rodzinne" i komunikat końcowy, w którym ani słowa o jakichkolwiek kontrowersjach. Za głębię tej analizy sytuacji politycznej przepraszam wszystkich, a najbardziej Kalembas Krystynę.

wtorek, 23 października 2012

Cebulowi potentaci, kartoflani magnaci

Centrum Inwestycyjno-Oddłużeniowe, parabank w Stargardzie Szczecińskim, obiecywało swoim klientom niezwykłe zyski. Wpłacasz 500 peelenów, a po pięciu latach wypłacasz ponad dziesięć tysięcy. Szef zacnej instytucji, która właśnie upadła, tłumaczył, że spodziewał się takich zysków z operacji finansowych na ziemniakach i cebuli. Klienci przeżyli prawdziwe rozczarowanie, a ich oszczędności przepadły.

niedziela, 21 października 2012

Śmieszny miś, gruby miś

Na takiego misia nas stać, lepszego nie będzie. Za to jakie ma życie duchowe rozwinięte! Rozwojem duchowym można się bezpiecznie chwalić w rozmowie na imprezie z dawno niewidzianymi znajomymi. Tak uważa Lidia Stanisławska, która najwyraźniej nie lubi mówić o sobie, bo ci dawno niewidziani znajomi ponoć baranieją i nie zadają już więcej pytań. A zadawaliby, gdyby usłyszeli, że jacht kupiłam lub Britney Spears poznałam. Ja naturalnie zacząłbym wypytywać o te skarby ducha, ale ja dziwny jestem. Dla przykładu, aby duchowo się wzbogacić postanowiłem w głębi ducha wspierać troskę Ludwika Dorna o zwiększenie udoju krów wyciąganych z bagna. Gdyby Kwiatek się przyłączył, to moglibyśmy te perły ducha wspólnie przeżywać, ale teraz jeszcze nie może. Inne duchowe zadanie ma przed sobą: rozwikłać tajemnicę waty wkładanej do fiolek z tabletkami.

sobota, 20 października 2012

Gluś kontra Grdysie

Grdysie są pasożytniczą asocjacją z Lema, które wyskoczyły mi z umysłu, kiedy wspominałem pewnego autora o nazwisku fonetycznie zbliżonym do Grdysiów. Grdysie to stworzonka niezwykle niebezpieczne, używane jako broń, a celem ich ataku był...
   - ...Gluś - wszedł mi w słowo Kwiatek.
Ale Gluś jest z całkiem innego kosmosu niejako, Gluś to porządny facet wzbudzający powszechną sympatię, Gluś to Gluś i za co go szczuć Grdysiami? No chyba, żeby rozpił Brombę, uwiódł Fikandra niszcząc jego piękny romans z Malwinką i doprowadził Gżdacza do płaczu, co - jak wiadomo - jest niemożliwe. Gżdacze do płaczu zdolne nie są, a jak widzą płaczącego chłopca, to pytają "Dlaczego ty ciekniesz?"

piątek, 19 października 2012

Matka Boska Invitrowska

Samorządowe władze Częstochowy chcą się dokładać do terapii in vitro w kwocie trzech tysięcy złotych. Był problem formalny, bo nie można zgodnie z prawem dawać pieniędzy zainteresowanym parom, ale można zawrzeć umowę z kliniką. Trwają poszukiwania chętnych klinik do współpracy. W przyszłym roku zatem będziemy mogli oglądać pielgrzymki do polskiej stolicy in vitro, co nas bawi naturalnie, gdyż zdaniem episkopatu in vitro jest rodzajem wyrafinowanej aborcji. Drogie władze Częstochowy, liczę na was! Czekam na małżeństwa homoseksualne i eutanazję na życzenie.

Nadstawiam uszu (i oczu)

Co usłyszałem? Rozmowy matematyków, pierwsza:
   - Możemy bez straty ogólności założyć, że ta funkcja zeruje się w punkcie a. Trzeba tylko od niej coś odjąć.
   - Tak samo możemy bez straty ogólności przyjąć, że 2=0. Odejmujemy od 2 liczbę 2 i jest.
Druga rozmowa.
   - Ja to szybko oceniam prace z tej dziedziny. Większość jest banalna albo o zbiorze pustym.
   - Cała matematyka to jest nauka o zbiorze pustym, bo wszystko w matematyce da się zapisać za pomocą zbioru pustego i nawiasów. Logicy to wykazali.
A oczy? Czytały maile.
Juzer-kretyn: Czy mógłbym zwiększyć swoje uprawnienia w systemie OSUS?
Admin-geniusz: Chodzi o OSUS czy OSUSweb?
Juzer-kretyn: Ale ja nie wiem, chyba OSUSweb.
Admin-geniusz: W OSUSweb nie można mieć większych uprawnień, tylko w OSUS.

środa, 17 października 2012

Aby być sobą

Czy Zelig był sobą? Czy Markowski był sobą, kiedy śpiewał Chcemy być sobą? Nie wiemy tego, ale dziś wskazali mi w radiu przynajmniej dwa sposoby na bycie sobą. Pierwszy sposób polega na zażyciu Braveranu, wspomaga erekcję. Panowie nie wstydźcie się być sobą. I panie z erekcją wspomaganą farmakologicznie. Jeśli nie zadziała ten środek, to proponuję zapamiętane z dawnych czasów wezwanie z Elle - "Bądź sobą!" - w reklamie peleryny Valentino i czapki z lisa Marc Jacobs. Drugi sposób jest dużo bardziej intrygujący, wspomniał dziś o nim redaktor Wróbel, który na zakończenie dyskusji w radiu powiedział, że bez Renaty Kim ten program nie byłby sobą. Najpewniej stoczyłby się na dno, rozpił i roztrwonił swój potencjał w pogoni za niezobowiązującym seksem. Nie wiem, jak w praktyce zrealizować to zalecenie, ale powiedzmy to wyraźnie: włączenie Renaty Kim w obręb własnego jestestwa jest sposobem na bycie sobą.

wtorek, 16 października 2012

Jeremy Clarkson mówi

Suzuki Wagon R nie należy po prostu unikać. Należy unikać go tak, jak unika się seksu bez zabezpieczeń z etiopskim transwestytą.

Dyktator czyli The Dictator

Miła niespodzianka, bo ten film to w zasadzie zwykła komedia, co nie jest takie oczywiste w przypadku Barona Cohena. Zwykle po jego filmach miałem traumę w stylu Janion, która pytała, czy wiesz, co przeżyłeś, o ile w ogóle przeżyłeś. A ja nie bardzo wiedziałem z czego się śmiałem, bo na przykład Borat był wciskaniem kitu do siedmiu szkatułek, a po ich otwarciu wyskakiwały króliczki, którymi żonglował treser żyraf. I mamy atmosferę nieprzewidywalności, jakby to podsumował Kwiatek. A w Dyktatorze nie, bo tu jest fabuła i od razu wiemy, że to wszystko jest zadaniem aktorskim. Fabuła opowiada o Aladeenie, dyktatorze Wadiyi, w Afryce jest takie państwo, ale mnie nie pytajta gdzie, bo miałem naciąganą tą piątkę z geografii. I z polskiego też. Tragedia w tej komedii polega na tym, że w czasie pobytu w Nowym Jorku źli ludzie porwali Aladeena, obcięli mu brodę i teraz nie chcą go wpuścić do hotelu, w którym mają Doppelgängera, więc oryginalny dyktator nie jest im potrzebny. Szwenda się biedak po mieście, spotyka Annę Faris i zakochuje się w niej pomimo niegolonych pach. Jest w tym filmie scena zabawna na serio, kiedy Aladeen tłumaczy Amerykanom, na czym polega piękno dyktatury. Można wtedy bezkarnie obniżać podatki znajomym bogaczom, nie przejmować się powszechnym dostępem do edukacji i lecznictwa, torturować zagranicznych więźniów i tak dalej.

niedziela, 7 października 2012

Nienasycenie

Z ekranizacją Witkacego są pewne kłopoty. Mniejszy to ten, że trzeba wykroczyć poza tradycyjną obyczajowość i pokazać, dajmy na to, faceta, który liże ucho drugiemu facetowi. Większy jest taki, że nie ma rady - Witkacy to groteska, a groteska jest świetna jako przyprawa, ale nie sprawdza się jako danie główne. Poza tym kwestie wygłaszane przez bohaterów są najczęściej pozornie tylko związane z sytuacjami, w jakich się znaleźli. Roztrząsać tajemnicę istnienia, pardon, Tajemnicę Istnienia, można w trakcie masturbacji, a równie dobrze podczas ubikacji lub beatyfikacji. W filmie pojawiają się słynne pigułki Murti-Binga, organiczny nośnik nowego światopoglądu o charakterze religijnym. Usypiają czujność w Polsce przed zbliżającym się chińskim zagrożeniem. Główny bohater to sympatyczny z buzi młodzieniec Zypcio, czyli Kapen Genezyp de Vahaz, który miotany jest przez nieokiełznane żywioły seksu, wojny, używek. Nie widzę wielkiego sensu w przenoszeniu Witkacego na ekran, ale jak już to zrobili, to przyznam, że nieźle wyszło. Ale żeby się lepiej przekonać, o co Witkacemu mogło chodzić, sięgnąłbym po książkę. Albo po pigułkę.

Źródło wartości rodzinnych

Zgodnie z Ewangelią, ale nie z jej katolicką interpretacją, nie trzeba matce okazywać wiele szacunku. Przyszła nieboga porozmawiać z synem, zelówki zdarła, a on każe ją odesłać. Całkiem w porządku jest też mieć w nienawiści swoje rodzeństwo, byle Jezusa kochać. Poza tym Jezus wprost mówi, żeby sobie dać spokój z zakładaniem rodziny, a nawet porzucać dla niego już założone. Z okazji serialu o Borgiach nabrałem przekonania, że tradycja hołdowania wartościom rodzinnym wywodzi się z papieskiego Rzymu i była kultywowana na przełomie wieków XV i XVI. I zapewne wcześniej i później również. Della Rovere, oponent papieża Borgii, jest kreowany w serialu The Borgias na postać zbulwersowaną stylem życia papieża, który uprawiał typową dla epoki politykę dynastyczną posługując się swoim potomstwem. Tymczasem della Rovere, późniejszy papież Juliusz II, miał również kochanki i dzieci, które wykorzystywał w ten sam sposób. Mam wrażenie, że serial o della Roverach mógłby być równie ciekawy. Zasługą Juliusza II jest zatrudnienie Michała Anioła, który - jeśli wierzyć plotkom - za młodu dawał papieżowi dupy. Poza tym papież Juliusz chętnie brał udział w wojnach, ponoć miał zwyczaj wjeżdżać konno do pałacu na Lateranie, wprost pod drzwi sypialni, do których przywiązywał wierzchowca.

piątek, 5 października 2012

The Borgias - i co potem?

Otruli Aleksandra VI źli ludzie. Twórcy serialu The Borgias trzymają się faktów w stopniu, który pozwala przypuszczać, że rzężący na podłodze Rodrigo Borgia powstanie i jeszcze parę lat będzie zasiadał na stolcu. Ponoć złą prasę zawdzięcza Borgia protestantom. Obecny papież też będzie miał złą prasę, bo po jego odczycie, w którym zacytował pogląd cesarza Manuela II Paleologa o islamie, zapłonęły świątynie protestanckie na Bliskim Wschodzie. Cesarz Manuel nie znał politycznej poprawności: Pokaż mi gdzie Mahomet przykazał coś nowego, a znajdziesz tam tylko zło i nieludzkość, takie jak zobowiązanie do nawracania mieczem niewiernych. Mówił to władca żałosnego spłachetka, który ostał się po Bizancjum zagarniętym przez Turków. Widać więc, że postać Benedykta XVI ma potencjał przyszłego bohatera czarnej legendy. Jeśli chodzi o jego poprzednika - już rzucają w niego błotem względnie guanem. Wybiegam myślą w przyszłość i widzę migawki z serialu The Voytilas. Napis: Watykan, rok 1978. Ręka zza kadru podaje charakterystyczny kielich z inkrustacją z pereł w kształcie krzyża. Widzimy papieża, który uśmiecha się do osoby podającej mu wino. Cięcie, ciało papieża w trumnie. W następnym ujęciu nowy papież uśmiecha się do niewidocznej dla widza postaci, która podaje wino w kielichu z perłowym krzyżem. Cięcie, ciało w trumnie. Potem w pierwszym odcinku jest ukazana subtelna gra intryg, która prowadzi do objęcia tronu przez Jana Pawła II. Pod koniec odcinka widzimy go siedzącego w fotelu, pięty masują mu dwie zakonnice, podczas gdy on nalewa sobie z piersiówki whisky do kielicha z perłowym krzyżem.

Symfonia napoleońska (Anthony Burgess)

Mało co mnie dziwi, literaci próbują tworzyć różne rzeczy. Stawiają sobie dajmy na to cel, aby napisać fasolkę szparagową o smaku zepsutego beaujolais i konsystencji koła zębatego. Inny możliwy cel: unikać litery "ồ", bo jest toksyczna. No i pięknie, ale jakiekolwiek wybiegi formalne nie zastąpią jednego pożądanego waloru: zaciekawienia czytelnika, a w podejściu minimalistycznym - nie zniechęcania go. Tutaj Burgessowi nie wyszło, choć oczywiście można mniemać, że klęskę poniósł tłumacz. Ale z tym bym się nie zgodził, bo sama koncepcja książki jest do tego stopnia akrobatyczna, że aż karkołomna. Ma to być bowiem powieść-symfonia o Napoleonie i jego czasach. Niechby i sobie była, ważniejsze jest, że ludzie nie zaznajomieni - i to doskonale! - z postacią Napoleona niewiele w tej książce znajdą dla siebie. Autor jest niezwykle konsekwentny w przytaczaniu rozmów wielu tajemniczych, zapewne autentycznych, postaci, ale przy tym nie trudzi się ich prezentacją. Pisał to w latach siedemdziesiątych, były wtedy encyklopedie, teraz jest nawet lepiej, bo mamy internet, ale nie będę pół życia tracił na sprawdzanie, kim jest jakiś facet, którego wypowiedzi niewiele mnie obchodzą. Bo te postaci najczęściej operują jakimiś aluzjami, a w dodatku często nie widzę granicy między narracją a wypowiedzią. Teraz się nie dziwię, że w tym zalewie gadulstwa nie było żadnego powodu, aby wyjaśnić takiemu laikowi jak ja, po co była ta cała heca z wkroczeniem do Egiptu. Ach, zapomniałem, przecież mogę sobie sprawdzić trzema klikami myszy... Tylko po jaką cholerę mi wtedy ta książka, która ma niby być opowieścią o tamtych czasach? Rzadko to robię, ale w tym przypadku przerwałem czytanie. Zrobiłem to po obszernych dialogach Pierwszego Konsula z mediolańską divą prowadzonych po włosku i bez żadnego tłumaczenia. Vaffanculo a Lei, la sua moglie, e' la sua madre. Lei e' un cafone stronzo. Io non mangio in questo merdaio! Vada via in culo!