Strony

czwartek, 23 lutego 2023

Pukając do drzwi czyli Knock at the Cabin

Tak, to jest rudy z Harrego Pottera
Z pewną taką nieśmiałością wybieram się do kina na filmy Shyamalana, bo on jest zdolny, bardzo zdolny w zakresie produkcji gniotów, choć zdecydowanie nie zawsze. Nie przepadam za filmami z finałowym twistem, w jakich się Shyamalan specjalizuje, ale Pukając do nich się nie zalicza. Zapewne za jakiś czas film trafi do outfilmu z powodu wątku homo, bo główni bohaterowie to para facetów Eric i Andrew, którzy zaadoptowali córkę Wen. Jak zwykle w amerykańskiej produkcji dziecko zagrało świetnie; jest nawet scena, w której Wen miała udawać, że domaga się czegoś krzykiem i było widać, że robi to nieudolnie. Dziecko, które udaje, że źle odgrywa rolę - to mistrzowstwo. W oddalonej od cywilizacji chacie, gdzie nasza trójka spędza czas wolny, pojawiają się cztery ponure osoby i oświadczają, że świat czeka apokalipsa, a jedynie dobrowolna ofiara z życia jednej osoby spośród trojga może temu zapobiec. Każdy zareagowałby jak Eric i Andrew: odklejeni fanatycy domagają się bezsensownego przelewu krwi. Nie będę rzecz jasna pisał, czy i jak ich przekonanie zostało osłabione, lecz zauważę, że metoda perswazji zakłada niesłychaną sprawność mediów, które może są dzisiaj szybsze w przekazywaniu informacji niż trzydzieści lat temu, ale bez przesady. W rolach gejów wystąpili aktorzy, którzy chyba są nimi naprawdę, i często tak są obsadzani. Widać, że Shyamalan trzyma rękę na pulsie chcąc uniknąć skandalu, jaki wywołałby heteryk w roli geja. Że coś takiego może być przedmiotem kontrowersji to znak, że żyjemy w nie najmądrzejszym świecie. (Dygresja: czy wiedzieliście, że „nie” z przymiotnikami w stopniu równym piszemy łącznie, a w innym stopniu - rozdzielnie?) Może przesadą byłoby mu z tego powodu życzyć apokalipsy, ale sole trzeźwiące by mu się przydały.

ChatGPT mówi o polskich obozach koncentracyjnych

ChatGPT chyba zyskuje popularność porównywalną do Klary Sobieraj, która była gotowa zakładać panele słoneczne na Marsie (słyszałem na własne uszy). Może szkoda, że nie zapisałem paru zabawnych głupot, które mi zapodał chat, coś w rodzaju tego, że Leśmian napisał Ogniem i mieczem. Oj, dziatwa szkolna może się naciąć, jeśli chat będzie robił jej zadania domowe. Jedno z moich lepszych wyzwań dla chata to „powiedz coś niezrozumiałego”. Kiedy indziej zapytałem go o obozy koncentracyjne i dowiedziałem się, że pierwsze powstały na Kubie na przełomie wieku XIX i XX, a te brytyjskie w czasie wojny burskiej były parę lat późniejsze. Może tak, może nie, jest to rzecz do sprawdzenia, bo ufać chatowi nie można. Czy można powiedzieć, że brytyjskie obozy zainspirowały Niemców? Nie, nie można - orzekł chat. A co z polskimi obozami koncentracyjnymi? Rozmowę toczyłem po angielsku, załączam obrazek, a w tłumaczeniu Google'a brzmi to tak.
Tak, polski rząd zarządzał obozami koncentracyjnymi podczas II wojny światowej. W obozach tych przetrzymywano i internowano osoby uznane za zagrożenie dla państwa polskiego, w tym więźniów politycznych, członków grup mniejszościowych i innych. Niektóre z najbardziej znanych polskich obozów koncentracyjnych podczas II wojny światowej to Auschwitz, Treblinka i Majdanek. Należy zauważyć, że obozy te były obsługiwane przez nazistowskie Niemcy i były wykorzystywane głównie do eksterminacji Żydów i innych grup mniejszościowych w ramach Holokaustu.
Niezły kwant informacji, nieprawdaż. Zaczynam podejrzewać, że biedne Niemcy zostały przymuszone do obsługi obozów przez polski rząd emigracyjny za sprawą szantażu politycznego i gróźb dyplomatycznych. (Podobno w internecie nie widać ironii, więc niniejszym oświadczam, że ją tu zastosowałem.)

środa, 22 lutego 2023

Cytaty z bezbożnego kalendarza

Autorem kalendarza zdzieraka jest Rafał Betlejewski. Oto lekcja 35.


Oto lekcja 52.

Oswajam Terlikowskiego

Oto kontekst: ukazała się książka Wigury i Terlikowskiego będąca zapisem ich rozmów na rozmaite dzielące ich sprawy (m.in. o aborcji). I dobrze, nie mam nic przeciwko temu. Nie odczuwam palącej potrzeby przeczytania tej pozycji, bo urodziłem sie dawniej, niżbym chciał, więc miałem dużo czasu, by poznać wszelkie możliwe argumenty za i przeciw, a szczerze wątpię, że z książki dowiedziałbym się czegoś nowego. Może byłbym bardziej zachęcony, gdybym usłyszał próbkę tej polemiki zamiast nieustannego mielenia tematu: „ależ my jesteśmy dzielni, że rozmawiamy, i ależ jesteśmy atakowani za to, że rozmawiamy” (hasło do rozwinięcia i omówienia w pięć minut). Podobno wiele osobistości się już wypowiedziało negatywnie o tym dialogu, z czego ja przytoczę Dehnela, który dziwi się „normalizowaniu” kato-betonu. W swoim wpisie mówi o czymś innym niż książka, mianowicie o reakcji Wigury, która broni Terlikowskiego, gdy w rozmowach przytacza się jego wypowiedzi sprzed lat. Jeśli Dehnel dobrze opisał sytuację, to zgoda, takie „normalizowanie” jest be. Moje oswajanie Terlikowskiego jest związane z czym innym, mianowicie filmem z jutuba, jaki sobie niedawno rzuciłem na uszy (zamieszczam poniżej). Miałem odsłuchać parę pierwszych minut i porzucić, ale po pierwszej wypowiedzi Terlikowskiego lekko mnie przytkało. Takiej mocnej krytyki Kościoła naprawdę się nie spodziewałem. Lekko uprzedzając: to jeszcze za mało, żebym miał ochotę Terlikowskiego oswajać. Po Terlikowskim zabrał głos Adam Workowski, który opowiedział o swojej utracie zaufania do instytucji, tej instytucji. Zrobił to w sposób znakomity, bo refleksję ogólną połączył z własnym traumatycznym doświadczeniem, z jakim wiąże się owa utrata. Po tym musiałem już dosłuchać do końca. I właśnie w ciągu dalszym Tomasz Terlikowski przemówił ludzkim głosem, kiedy opowiedział o swoich spotkaniach z ludźmi, którzy doświadczyli molestowania przez księży. Mówił to człowiek wstrząśnięty, a nie posądzam go o opanowanie sztuki aktorskiej w celu wywołania emocji. Dlaczego mam ochotę za to mu podziękować? Dlatego, że do tej pory miałem typowy dla siebie, sceptyczny stosunek do opowieści ofiar. Temat molestowania jest modny, ludzie lubią rozgłos i lubią być postrzegani jako męczennicy - ale teraz takie myślenie wydaje mi się teraz zanadto cyniczne. Owszem, i wcześniej miałem ciarki czytając np. o księdzu Gauthe (zob. tutaj), ale to był przypadek ekstremalny, pod jaki nie podpada „zwyczajne” molestowanie - jak do tej pory uważałem. Dziękuję więc, Tomaszu, za uświadomienie mi błędu, w jakim tkwiłem, ale przy tej okazji zaznaczę, że wcale nie oznacza to, że zgadzam się z nim (lub się nie zgadzam) w jakiejkolwiek innej kwestii.

czwartek, 16 lutego 2023

8 lat czyli 8 años

Nie jest to romans, bo Jose i David spędzili tytułowe osiem lat razem, odpoczęli od siebie, po czym spotkali ponownie na tej samej wyspie, gdzie narodziło się między nimi uczucie. Romanse raczej nie opiewają uczuć w kryzysie, więc może mamy do czynienia z balladą? Tam uczucia są mroczne i wywołują skutki kryminalne. Początek podnosi widza na duchu, ale też lekko deprymuje, bo żyje się już tych ładne parę lat i nigdy nie widziało się nagich przystojnych facetów biegających po ulicy. Lub choćby tego legendarnego gołego Angola na krakowskim Rynku. Nasi bohaterowie będą się przemieszczać tu i tam, imprezować w klubie dla gejów, uciekać przed homofobami, ale uczucie płonie niesymetrycznie, jak przy źle założonej nakładce na gazowy palnik. Ilekroć Jose wyznaje Davidowi miłość, ów tylko uśmiecha się tajemniczo w odpowiedzi. Pod koniec poznamy tę tajemnicę przykrytą uśmiechem, ale wesoło nie będzie. Tym bardziej, że wcześniej towarzyszyliśmy Josemu, który poszerzał swoją świadomość za pomocą substancji psychoaktywnych. I tu mam problem, bo z substancji psychoaktywnych najbardziej zadziałała na mnie ostatnio pizza n'duja z winem sycylijskim, ale efekt był daleki od filmowego. Jose, wybacz, że mało wczuliśmy się w twoje majaczenia pod wpływem, a jeśli chodzi o inne perypetie - łączymy się w bólu i nadziei. [X]

Benny Johnson walczy z adsensem

Benny nikogo w Polsce nie powinien obchodzić. Jest to facet z Newsmaxa, niszowego medium amerykańskiego o profilu prawicowym, co należy czytać tak, że wspiera Trumpa we wszystkich jego nonsensach (oprócz szczepionek, rzecz jasna), popiera wszystkie Q'Anony i teorię, że Biden jest prezydentem wybranym przez Wenezuelę. Oczywiście Jezus jest naszym panem, a geje to ludzie, którzy wybrali sobie grzeszny styl życia, bo nienawidzą Boga. Benny zasłynął w roku 2017, kiedy opublikował zrzut ekranu z oficjalnych stron internetowych amerykańskiego wojska, na których wyświetliła mu się reklama gejowej wycieczki statkiem. Bardzo go to oburzyło, tyle że od jakiegoś czasu reklamy w sieci są spersonalizowane i podsuwane są nam treści, którymi wcześniej byliśmy zainteresowani. (Nb. uwielbiam ten efekt, że kupię sobie w sieci na przykład pedał do gryzienia węża i potem przez miesiąc adsense kusi mnie ofertami sprzedawcy pedału. Nie, dziękuję, jeden mi wystarczy.) Być może Benny był tym widzem, który kiedyś zasłynął obserwacją, że właśnie oglądał gejowe porno i było to najgorsze półtorej godziny w jego życiu. Swego czasu też zamieściłem zrzut ekranu z Frondy z treściami homo. Dalibóg nie wiem, czy byłem wtedy świadom, że to adsense, ale nawet jeśli nie - to nic, bo podoba mi się myśl, że towarzysze z Frondy chcąc nie chcąc zarabiają na towarach dla gejów. Załączam zrzut ze strony o wpadce Bennego, a sądząc po Lidlu, którego reklamę podsunął mi adsense, z moim życiem łóżkowym nie jest najlepiej. Obiecuję poprawę.

Arkady mówi (serial Wielka, sezon 2, odcinek 6)

Mówi to około 38 minuty. Zawsze fascynowało mnie przekładanie wulgaryzmów. Ulubiony przykład to „God only knows” przełożone na „diabli wiedzą”. Zabawne jest to, kiedy dosadne określenia tłumaczy się na „cholewcia”, choć niedawno zauważyłem co innego, dość niewinne angielskie shit przełożone na chuja. Wypowiedź Arkadego została jednak spolszczona dobrze i z polotem, więc zamieszczam wersję angielską i polską. Jeśli ktoś się zdziwi, że na obrazku jest ciemnoskóry, rozmazany facet, to wyjaśniam: Arkadego gra Brytyjczyk Bayo Gbadamosi, rzecz całkiem naturalna w serialu Wielka, a jest rozmazany, bo właśnie w tym momencie akcja jest bardzo ożywiona.

środa, 15 lutego 2023

Glass Onion: Film z serii „Na noże” czyli Glass Onion: A Knives Out Mystery

Może kiedyś sfilmują „Złoty ołtarz wonnego kadzenia przed stolicą Bożą, to iest modlitwy rozmaite Kościołowi S. zwyczayne, które duch gorący Bogu na wonność słodkości chwały Jego ofiarować może. Za dozwoleniem Zwierzchności duchowney przedrukowane”? Najlepiej w 3D. Dlaczego o tym wspominam? Wiem, ale nie powiem. O filmie mógłbym powtórzyć to, co już pisałem o poprzedniej części. Teksańska inkarnacja Sherlocka Holmesa trafia na grecką wyspę Milesa, bajecznie bogatego klona Elona M., który zaprosił swoich przyjaciół na imprezę, a głównym celem gospodarza było zaimponowanie znajomym swoim zbytkiem i ułańską fantazją, w ramach której wypożyczył z Louvre'u Monę Lisę. Marzeniem Milesa jest to, by w przyszłości jego nazwisko łączono ze słynnym obrazem. Tymczasem w ekipie zaproszonych znalazły się dwie niespodzianki: detektyw Benoit Blanc i panna Brand, z którą Miles ma jakieś sprawy z przeszłości do wyjaśnienia. Jak w poprzedniej części trup nie zaścieli się gęsto, będzie tylko jeden, znowu opowiedzą nam przebieg zdarzeń na dwa sposoby, a jeśli chodzi o tytułową szklaną cebulę, czyli wielką szklaną budowlę - wiadomo co się z nią stanie. Los szklanych gadżetów jest w takich historyjkach przesądzony. Jeden z głupkowatych zwrotów akcji polega na tym, że któryś z bohaterów okazuje się - ujmijmy to nieuprzejmie - głupkiem. Cóż, scenarzysta miał taką koncepcję porte-parole - i nic nam do tego. Tę edycję przygód detektywa Blanca oceniam nieco wyżej niż pierwszą, bo wystąpił w niej element satyry. Dobrze czasem się pośmiać z innych, choć w gruncie rzeczy z kogo się śmiejecie? No z kogo?

Polemika z Poniedzielskim

Skąd nagle ta polemika? A stąd, że wybrałem się na występ artysty-pesymisty. Wątpię, że Poniedzielski zauważy tę polemikę, zwłaszcza że szanse, iż ujrzy ją na swoim „tablecie” (jak określił podkładkę z klipsem na luźne kartki), są marne niczym nadzieje na wystąpienie przejawów inteligencji w życiu - za przeproszeniem - publicznym. Bo - jak mówi - dominują u nas inteligenci skąpoobjawowi. I z tym zapolemizuję, albowiem mam większą niż Poniedzielski wiarę w człowieka, a powiem nawet więcej - większą wiarę w jego przewrotność. Uważam bowiem, że nasi inteligenci są nie tyle skąpoobjawowi, ile niepraktykujący. Powód jest prosty niczym przesłanie piosenek Żenka: jeśli schlebiasz pospolitym gustom i poglądom, prędzej znajdziesz poparcie przekładające się na monetyzację lub pozycję polityczną. Obecnie rządzący tylko udoskonalili to, co widzieliśmy wcześniej, a czego kwintesencją do dziś jest dla mnie Waldek Pawlak, jeden z większych politycznych sztywniaków, gibający się przedwyborczo do pieśni z nurtu disko polo. Dylemat „inteligent skąpoobjawowy czy niepraktykujący” wywołuje całkiem naturalne skojarzenie z Hippiaszem Mniejszym, jednym z dialogów Platona. Jak wszyscy pamiętamy, Sokrates męczy Hippiasza pytaniami. Czy lepszy jest ten biegacz, który przegrywa zawody, bo nie potrafi wygrać, czy ten, który przegrywa, choć potrafi? A zaraz potem: czy lepszy jest człowiek, który czyni zło nieświadomie, czy ten który ma tę świadomość? Ten, który nie jest inteligentny, czy ten, który z inteligencją się ukrywa? Pytania mają na celu wywołanie konfuzji u biednego Hippiasza. Na swój użytek znalazłem wyjaśnienie takie, że za każdym razem słowo „lepszy” odnosi się do innej jakości. Pierogi ruskie nie są lepsze od tartych buraków na tej samej zasadzie, na której filantrop jest lepszy od lekkoducha żyjącego z odziedziczonego majątku. Jako inteligent skąpoobjawowy tematu szerzej nie rozwinę, za to dołączę się do życzeń dla Poniedzielskiego, które jego wnuczka w wieku trzech i pół roku ujęła następująco: życzę ci, żeby ci było jakoś kiedyś.