Strony
▼
środa, 22 lutego 2023
Oswajam Terlikowskiego
Oto kontekst: ukazała się książka Wigury i Terlikowskiego będąca zapisem ich rozmów na rozmaite dzielące ich sprawy (m.in. o aborcji). I dobrze, nie mam nic przeciwko temu. Nie odczuwam palącej potrzeby przeczytania tej pozycji, bo urodziłem sie dawniej, niżbym chciał, więc miałem dużo czasu, by poznać wszelkie możliwe argumenty za i przeciw, a szczerze wątpię, że z książki dowiedziałbym się czegoś nowego. Może byłbym bardziej zachęcony, gdybym usłyszał próbkę tej polemiki zamiast nieustannego mielenia tematu: „ależ my jesteśmy dzielni, że rozmawiamy, i ależ jesteśmy atakowani za to, że rozmawiamy” (hasło do rozwinięcia i omówienia w pięć minut). Podobno wiele osobistości się już wypowiedziało negatywnie o tym dialogu, z czego ja przytoczę Dehnela, który dziwi się „normalizowaniu” kato-betonu. W swoim wpisie mówi o czymś innym niż książka, mianowicie o reakcji Wigury, która broni Terlikowskiego, gdy w rozmowach przytacza się jego wypowiedzi sprzed lat. Jeśli Dehnel dobrze opisał sytuację, to zgoda, takie „normalizowanie” jest be. Moje oswajanie Terlikowskiego jest związane z czym innym, mianowicie filmem z jutuba, jaki sobie niedawno rzuciłem na uszy (zamieszczam poniżej). Miałem odsłuchać parę pierwszych minut i porzucić, ale po pierwszej wypowiedzi Terlikowskiego lekko mnie przytkało. Takiej mocnej krytyki Kościoła naprawdę się nie spodziewałem. Lekko uprzedzając: to jeszcze za mało, żebym miał ochotę Terlikowskiego oswajać. Po Terlikowskim zabrał głos Adam Workowski, który opowiedział o swojej utracie zaufania do instytucji, tej instytucji. Zrobił to w sposób znakomity, bo refleksję ogólną połączył z własnym traumatycznym doświadczeniem, z jakim wiąże się owa utrata. Po tym musiałem już dosłuchać do końca. I właśnie w ciągu dalszym Tomasz Terlikowski przemówił ludzkim głosem, kiedy opowiedział o swoich spotkaniach z ludźmi, którzy doświadczyli molestowania przez księży. Mówił to człowiek wstrząśnięty, a nie posądzam go o opanowanie sztuki aktorskiej w celu wywołania emocji. Dlaczego mam ochotę za to mu podziękować? Dlatego, że do tej pory miałem typowy dla siebie, sceptyczny stosunek do opowieści ofiar. Temat molestowania jest modny, ludzie lubią rozgłos i lubią być postrzegani jako męczennicy - ale teraz takie myślenie wydaje mi się teraz zanadto cyniczne. Owszem, i wcześniej miałem ciarki czytając np. o księdzu Gauthe (zob. tutaj), ale to był przypadek ekstremalny, pod jaki nie podpada „zwyczajne” molestowanie - jak do tej pory uważałem. Dziękuję więc, Tomaszu, za uświadomienie mi błędu, w jakim tkwiłem, ale przy tej okazji zaznaczę, że wcale nie oznacza to, że zgadzam się z nim (lub się nie zgadzam) w jakiejkolwiek innej kwestii.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz