„Piszę o sobie, bo tylko siebie znam...” Błagamy, niech Pan odstawi tę znajomość na potem, a na razie zainteresuje się cudzymi sprawami.Nie dowiemy się, czy dzisiaj redaktor Szymborska udzieliłaby takiej rady Michałowi Buszewiczowi (pełny tekst poniżej). Może spodobałby się jej ten spektakl, może zmieniłaby zdanie i doceniła tę totalną introspekcję autora w swoją osobę. Nikt jeszcze nie napisał pełnej autobiografii, bo ciężko być świadkiem swojego zgonu, ale Michał Buszewicz postanowił obejść tę trudność, wybiegając z wizją swojego życia parędziesiąt lat naprzód. Co to się porobiło z dzisiejszymi pisarzami? Gdzie te niegdysiejsze solidne i chronologiczne ciągi zdarzeń, tu wąchałem kwiatek w wieku trzech latek, tu zakochałem się w Krysi, a tu czytałem Burakiewicza, którego później przejrzałem jako elokwentnego ćwierćgłówka. Tymczasem Michał Buszewicz nie umie, nie chce, może się i stara, ale nie osiąga nic poza bolesnym uświadomieniem sobie i widzom, że nie potrafi nikogo zainteresować swoim życiem. To już jest jakaś myśl. Może to wynik mitu indywidualizmu, wynalazku czasów współczesnych, którego naturalnym skutkiem musi być społeczeństwo idiotów, jak Grecy nazywali osoby aspołeczne. Będzie tak dopóty, dopóki jakaś buddyjska Greeshka nie zmieni nam zdania. Autorze, Michale Buszewiczu, przekonałeś mnie: twoje życie, zarówno to dotychczasowe, jak i przyszłe, nie budzi dreszczy zaciekawienia. Na pociechę przyznam, że moje tym bardziej by nie budziło, choć w swojej prywatnej osobności uważam, że żyje mi się całkiem ciekawie. Są w spektaklu dwa momenty genialne. Pierwszy to wtedy, gdy aktorzy komentują swój własny występ, cały doktorat kiedyś przeczytałem o tym, czyli o autorefleksji. A drugi moment, uwaga! spojler!, to cudowny pomysł, by czytać horoskopy z dnia śmierci umierających osób. Jeśli miałbym umrzeć dzisiaj, to według mojego horoskopu byłby to brak taktu, dyplomacji oraz wyczucia, jeśli chodzi o kontakt z domownikami czy innymi osobami, które spotkam dzisiaj na swojej drodze. Jako wyuzdanym gejom, radość sprawiła nam obsada spektaklu, trzech panów na scenie nie licząc fotela. Co byś zrobił Danielowi Doboszowi? Wytarmosiłbym mu uszyska. A co byś zrobił Tomaszowi Cymermanowi? Pogilgotałbym, żeby zobaczyć, jak mu się trzęsie brzuszek. Przypałętały mi się dwa skojarzenia z tym spektaklem. Pierwsze to Kartoteka Różewicza, trafne w zakresie tematu, którym jest podmiot podejmujący się trudu opowiadania o sobie, tyle że Buszewicz mówi tylko o sobie, a nie o Wacusiu, który jest Karolem. Drugie to Wszystko o mojej matce, też o komunikacyjnej porażce, ale z mniejszym skupieniem na jednej postaci. Niejeden licealista mógłby teraz zakasać rękawy i napisać wypracowanie, w których myśl zgrabnie by rozwinął. Równie chętnie przeczytałbym tekst Pawła Głowackiego, krytyka teatralnego, którego wynurzenia czytywałem kiedyś regularnie, a każde do pierwszego wystąpienia słowa „fraza” (w dowolnym przypadku gramatycznym).
Strony
▼
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz