Strony

poniedziałek, 19 lipca 2021

Rocketman

Elton John miał niewątpliwie wielki muzyczny talent, ale czy dzisiaj zrobiłby taką karierę z tą swoją facjatą Eda Sheerana? (Podobno internet źle znosi ironię i absurd w przeciwieństwie do druku. Wszyscy dobrze wiemy czemu.) Za biografiami nie przepadam z prostego powodu: życie to marny scenarzysta. Elton jeszcze jako chłopiec o imieniu Dwight miał trudne dzieciństwo? A kto nie miał? Mógł zostać porządnym, heteroseksualnym muzykiem filharmonicznym, ale odkrył rock and rolla i się wykoleił. (Niedawno słuchałem wywiadu z Olechowskim, który przekonał mnie, że Presley był jednak przełomowy na swoje czasy, choć dziś brzmi jak dziadzio z lamusa.) Nie wiem jak inni, ale ja jestem już serdecznie znudzony piździesiątą opowieścią o tym, jak skromny chłopak ze społecznych dołów odnosi sukces, potem mu odbija palma, a jego życie zmienia się w jazdę na wódzie, seksie, prochach i balangach. To samo mógłbym powiedzieć o Bohemian Rhapsody, ale zaraz, w sumie tak właśnie napisałem, a głównym powodem, dla którego tamten film mi się podobał, była muzyka Queen. Elton nie dysponuje takim atutem. Są oczywiście w filmie jego piosenki, nawet wmontowane jako musicalowe wstawki, ale tylko ze dwa prawdziwe przeboje, a reszta to wypełniacz. Właśnie odsłuchałem sobie Shoot Down The Moon, piosenki spoza filmowej ścieżki - naprawdę mi się to kiedyś podobało? Muzyka niezła, ale nic więcej, fabuła przewidywalna jak nadzienie w pierogach ruskich, więc może jakieś ekstra przesłanie? Tak, ale tylko dla amatorów psychoanalitycznych glutów, do których się nie zaliczam. Zwłaszcza że w pewnej chwili poczułem się potraktowany przez twórców jak dziecko specjalnej troski. Moment, kiedy Elton przeżywa ponownie słowa mamy powtarzane w offie, jest godny Złotego Stolca, który wydalą Złote Węże po zjedzeniu Złotych Malin. W duchu ekumenizmu zgodziłbym się z uwagą: „przesadzasz, facet, to nie jest taki denny film”. Zgoda, było parę udanych zagrań, dobrze, że nie pominęli zaskakującego szczegółu z biografii sir Johna, czyli jego heteroseksualnego małżeństwa, w krótkim czasie zakończonego heteroseksualnym rozwodem. Nic na to nie poradzę, że plusy nie są w stanie przesłonić mi minusów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz