Strony

wtorek, 30 września 2014

Mariusz Błaszczak mówi

W dzisiejszym poranku u Jana Wróbela usłyszałem, że opozycja w postaci PiS ma pomysł na polski węgiel zalegający milionami ton w formie malowniczych hałd: przymusić prawnie polskie szpitale, szkoły itp. do kupowania wyłącznie polskiego węgla. Przypomnijmy za Wróbelem, że Ukraina będąca niemal w stanie wojny z Rosją kupuje od niej węgiel, bo się opłaca. Oczywiście skandalem jest, że Polska będąca z Rosją niemal w stanie pokoju sprowadza stamtąd węgiel. Ale mniejsza o to. Nie twierdzę,  że każda interwencja państwa w rynek musi być bezsensowna, ale ta proponowana przez Błaszczaka chyba byłaby. Oczyma wyobraźni (bo duszy chwilowo nie posiadam) widzę małą armię kontrolerów na państwowym garnuszku, którzy sprawdzają, czy podstawówka w Moszczenicy i tysiące innych nie kupuje przypadkiem rosyjskiego węgla. Widzę ministra, który ogłasza z sejmowej ambony urzędową cenę węgla, bo nasze holdingi górnicze podwoiły jego cenę, skoro i tak znajdzie nabywców. To za czasów Gierka, którego tak sympatycznie wspominał parę lat temu Jarosław Kaczyński, premier ogłaszał z sejmowej (wtedy) mównicy, że „marmelada nie podrożała”. Piękne to były czasy.

wtorek, 9 września 2014

Lucy czyli Lucy

Jak twierdzi Kwiatek, teza o wykorzystaniu jedynie dziesięciu procent możliwości mózgu jest od dawna nieaktualna. Chyba jednak wykorzystujemy sto procent i nic lepiej już nie będzie. Na użytek filmu jednak należy w tę nieświeżą rewelację uwierzyć, żeby zobaczyć, jak głupawe dziewczę przeistacza się w Boga pod działaniem pewnego specyfiku. Akcja, która prowadzi do takiego finału, poprowadzona jest przez Bessona dowcipnie, a panna Lucy chętnie demonstruje swoje nadzwyczajne możliwości. Z demonicznym przeciwnikiem radzi sobie nadzwyczaj lekko, bo potrafi obezwładniać myślą na odległość. Z teleportacją ma jednak problem, więc jest okazja do pokazania szalonej jazdy po Paryżu, przez większą część trasy pod prąd naturalnie. Zabawa jest, ale czy mądra? Gdybym się uparł, to bym zadał parę kłopotliwych pytań scenarzyście, ale po co. Nie chciałbym przypominać tego faceta, który narzekał na klauna w cyrku, że Łomnickim to on nie jest.

Święty Paweł mówi biorącym ślub

Wszyscy dobrze znamy hymn świętego Pawła o miłości, bo jest recytowany z namaszczeniem na co drugim ślubie kościelnym. Dobrze byłoby wiedzieć jednak, że święty widział w małżeństwie poważne zagrożenie. Oddaję mu głos.
Człowiek bezżenny troszczy się o sprawy Pana, o to, jak się przypodobać Panu. Ten zaś, kto wstąpił w związek małżeński, troszczy się o sprawy świata, o to, jak się przypodobać żonie. Podobnie i kobieta niezamężna, i dziewica troszczy się o sprawy Pana, o to, by była święta i ciałem i duchem. Ta zaś, która wyszła za mąż, zabiega o sprawy świata, o to jak się przypodobać mężowi (1Kor 7:33-35).
A poza tym: Co do spraw, o których pisaliście, to dobrze jest człowiekowi nie łączyć się z kobietą (1Kor 7:1). Ładnie ujęte, widać gdzie kobieta, a gdzie człowiek.

Nimfomanka czyli Nymphomaniac (obie części)

Obejrzałem dwie części dzień po dniu i trudno mi je mentalnie rozdzielić, bo w zasadzie po co miałbym to robić. Byłoby zabawne, gdyby ktoś nam wmawiał, że część druga jest wyraźnie lepsza od pierwszej lub na odwrót. Zaczyna się od tego, że Seligman znajduje pobitą Joe leżącą na bruku i zabiera ją do siebie. Pyta zaintrygowany, co się stało, i otrzymuje wielogodzinną spowiedź w odpowiedzi. Przyznam, że odtąd boję się pytać ludzi "Jak tam?", bo mi zaraz opowiedzą całe swoje życie, żeby wyjaśnić czemu nie smakowała im przedwczoraj bułka z żółtym serem. Jest to oczywiście temat bardzo ważny, tak jak dla Joe niezwykle istotny jest temat seksu. I teraz rodzi się pytanie, po co nam ta historia. Żeby zapoznać się z problemem nimfomanii? W takim razie bym odradzał, bo niewiele mnie tu specjalnie zadziwiło. Historia życia Joe jest nie bardziej zaskakująca niż przeciętnego dojrzałego człowieka, któremu zapewne też przydarzały się jakieś zbiegi okoliczności; niekoniecznie miał oziębłą mamusię i sympatycznego, kochającego jesiony tatusia jak Joe, a za to miał skąpą ciocię. Chyba jednak nie chodzi o dendrologiczne - nomen omen - korzenie nimfomanii, ani o to, że poszukiwanie kochanków można porównać do wędkarstwa muchowego, albo też współżycie z wieloma kochankami ma jakieś odniesienie do fugi - organowy splot różnych melodii niczym splot cielesny z organami różnych partnerów, który prowadzi do duchowego spełnienia. W pewnym momencie życia Joe miewa dziesięciu kochanków dziennie, ci wydzwaniają do niej, a ona średnio ich kojarzy, więc rzuca kostką. Wypada szóstka - było fajnie, przyjdź, dwójka - mam cię dosyć, i tak dalej. Pewnemu gościowi mówi na pożegnanie, że go kocha, ale nie chce się z nim widywać, bo jest żonaty. Chciała go tą ściemą spławić na dobre, a on wrócił z walizką, dzięki czemu mogliśmy zobaczyć w świetnym epizodzie Umę Thurman jako porzuconą żonę z dwójką dzieci. Zobaczyliśmy również Shię LaBeoufa w roli pierwszego kochanka Joe (i nie tylko), który zainicjował ją seksualnie trzema pchnięciami członka w pochwę i pięcioma w tyłek. Biedak LaBeouf chodził potem po czerwonych dywanach z papierową torbą na głowie, ale to przesada. Pokazał zgrabne ciało, ale nie organy, a wszyscy wiemy, że te momenty, kiedy widać członka, to byli dublerzy. Zresztą tych momentów w filmie jest całe pięć do dziesięciu sekund, żadna tam gratka dla amatorów pornografii (nie tak jak w 9 Songs). Nie wliczam w to zabawnego epizodu trójkąta z dwoma ciemnoskórymi braćmi, którzy mocno się o coś w suahili spierali dyndając wzwiedzionymi członkami. Pomijam wiele motywów - konanie ojca, przygarnięcie dziewczynki z rozbitego domu, próba terapii, ciągoty masochistyczne - warto odnotować, że wątków jest wiele. Było ciekawiej niż w poprzednich wytworach von Triera, nieszczęsnym Antychryście i przynudzającej Melancholii. Film kończy się mocnym akcentem, ale moją uwagę zwróciło bardziej to, że bohaterka ma poczucie winy z powodu swojego stylu życia. Seks dorosłych jest dla mnie moralnie obojętny, można się nim bawić źle i dobrze, krzywdząc innych lub nie. Nie mam poczucia, że taka nauka wypływa z filmu i czy w ogóle wypływa jakaś nauka. Redaktor Janicka na pewno by wiedziała.

Byłem, widziałem

Widziałem w Rovinju niczym ta Wiernikowska. Na żywym ciele, bardzo kształtnym.


[X]

Tego cudu nie sprawił Jan Paweł

Znowu chodzi o simy, które w wersji Freeplay na tablety mogą ze sobą obcować cieleśnie, a nie potrzebują do tego łóżka, bo robią to na stojąco praktycznie w dowolnym miejscu i w dowolnym towarzystwie. Nawet małoletnie bachorki im nie przeszkadzają, bo to bardzo pogodne stworzonka i byle czym się nie przejmą. Ewentualnie żona obrażona wyjdzie ostentacyjnie z pokoju, w którym jej mąż oddaje się seksowi z obcym facetem - taką zaobserwowałem ekstremalną reakcję na seks w Sim City. Synek owego męża siedział sobie obok znudzony na sofie. Przyzwoitość jednak jest, bo czynności seksualne, czyli woohoo, zawsze odbywają się za pikselową zasłoną. Atoli zdarzyło mi się, że zasłona opadła, więc nie omieszkałem pstryknąć fotki i oto ją zamieszczam. Zgorszenia nie powinno być wielkiego. U mnie to było całkiem przypadkowe, ale podobno da się zlikwidować zasłonkę, jak nas tutaj przekonują.

Cytat wart ocalenia

Jak się dobrze zastanowić, to telewizor jest dużo ciekawszy od telewizji. (JNSQ)

Przyjazne retorsje Ukrainy

Wszyscy przejęliśmy się embargiem Putina na polskie jabłuszka pełne snów (i tokoferolu), ale informacja o zakazie importu polskiej wieprzowinki na Ukrainę nie odbiła się szerokim echem. Nie ruszyła ogólnopolska akcja jedzenia schabowego siedem razy w tygodniu. W tej sytuacji nawet w piątek uszłoby jeść mięso. Próbuję sobie to wytłumaczyć i wypociłem tylko tę myśl, że wszystkie działania obecnych władz Ukrainy są piękne, mądre i szlachetne. A dobre informacje przecież zawsze giną w natłoku złych.

Kolejny cud Jana Pawła

Jan Paweł Drugi uczynił już tyle cudów, że zasłużył sobie na świętość, ale nie spoczywa na laurach. I oto sprawił, że mój simowy kot o imieniu Ivan Pavel stąpał po wodzie, a nawet coś upolował. Jestem tak wzruszony, że mózg mi odebrało.


Cud piękny, ale minister Siemoniak ma wątpliwości.