Strony

wtorek, 4 lipca 2023

Kopernik (musical)

Nowy dyrektor Opery Krakowskiej ma wielkie ambicje promowania sztuki najwspółcześniejszej. Z jego inicjatywy powstała opera Wanda, a teraz musical Kopernik, którego krakowską prapremierę można było oglądać na dziedzińcu wawelskim (za stosowną opłatą). Kiedyś kwestie takie jak polskość Kopernika nie wzbudzały wielkich namiętności, ale po rozbiorach my, dumni Polacy, jesteśmy wyczuleni na próby przywłaszczania sobie Kopernika przez Niemców, na przykład. Protektorem Kopernika był jego wuj, biskup Watzenrode, wierny poddany Korony Polskiej, choć po nazwisku sądzilibyśmy, że to jakiś Krzyżak. Trudno rzec, czy historia Mikołaja nadaje się na musical. Kiedyś w końcu przeczytam tę biografię autorstwa Orlińskiego, ale po spektaklu muszę uważać, że był Mikołaj postacią dość nijaką, co najwyżej raz czy dwa postawił się wujowi, ale poza tym był zawsze szlachetny, oddany nauce i - Boże broń! - nie stawiał horoskopów (w co szczerze wątpię). Do wydania dzieła zdopingował starego już Kopernika Retyk, młody niemiecki uczony, któremu w jednej z pieśni kazano wstydzić się astrologii, jaką zdarzało mu się praktykować. Czy masturbacji też się wstydził? Na szczęście nie wszyscy są kryształowi niczym Kopernik, zwłaszcza jego brat Andrzej, który, nieszczęsny, zmarł na trąd, ale wcześniej użył sobie życia z białogłowami (i to z wieloma naraz, jak nam sugerują). Tymczasem Kopernik może i darzył uczuciem tę Annę Schiling, ale jako kanonik nie mógł tego uczucia skonsumować (to jest do sprawdzenia, bo przecież ówczesny kanonik nie był księdzem). Biedak Kopernik wypada blado przy takim Tycho Brahe, astronomie niewiele późniejszym, u którego w domu pijane łosie spadały ze schodów. Jak Cyceron o Kartaginie, tak ja przy okazji Kopernika zawsze postuluję, żeby nie ogłupiać dzieci rymowanką, że „ruszył Słońce, wstrzymał Ziemię”. To nadzwyczaj marnie oddaje istotę odkrycia Kopernika, czyli zmiany układu odniesienia, w którym opisujemy ruch planet w naszym Układzie Słonecznym. Oczywiście dzieci tego nie zrozumieją, ale jeśli już przytaczacie tę rymowankę, to dodajcie, proszę, że prawda jest nieco bardziej złożona, a jeśli się będą pilnie uczyć, to kiedyś ją zrozumieją. Musical jest ładną laurką, ale jednak laurką. Upewniłem się w jednej kwestii: aby w przyszłości sobie darować spektakle na dziedzińcu Wawelu. Zgoda, miejsce jest niezwykłe, ale też niezwykle słabo nadające się do przedsięwzięć scenicznych. Siedziałem w czwartym rzędzie, a i tak nie widziałem aktorów w całości, a sporą część sceny zasłaniała mi głowa gościa przede mną. Na razie tak mi się ostatnio kojarzy określenie „głowa wawelska”. Komfortu jako widz nie doznałem, ale może jako słuchacz - owszem? Wielkim znawcą nie jestem, ale wypadło lepiej niż się spodziewałem. Piosenki musicalowe są dość specyficzne, ni to pop, ni to coś ambitniejszego, jakby uboga siostra opery. W tym sensie Kopernik trzyma dobry poziom i chyba ma potencjał na parę przebojów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz